Reklama

Przyjaźń moja i Karola zaczęła się w technikum. Nie dostałem się do liceum i przez całe wakacje razem z rodzicami szukaliśmy jakiejś szkoły średniej „z maturą”, żeby nie musieć iść do zawodówki. Ale ponieważ byłem z „wyżu” o miejsce nie było łatwo. W końcu, dzięki znajomościom, zostałem przyjęty do technikum, ale już dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego. Dlatego byłem „nowy”. Pamiętam, jak bezradnie szedłem przez klasę, zastanawiając się, gdzie mam usiąść. Koło jednego chłopca było wolne miejsce, ale demonstracyjnie położył na nim swój plecak. Kiedy stanąłem obok, tylko kiwnął głową, abym szedł dalej.

Reklama

Chciałem usiąść w następnej ławce, ale ze zdenerwowania za daleko odsunąłem krzesło i... klapnąłem siedzeniem na podłodze. Wywołało to chóralny ryk całej klasy, składającej się wyłącznie z facetów. Tylko samotny chłopak się nie śmiał. Wstał, podszedł do mnie i podał mi rękę.

– Karol – przedstawił się. – Siadaj koło mnie, jest wolne.

Kiedy zapytałem potem, czemu to zrobił, odpowiedział krótko.

– Nie lubię baranów, które ryczą na komendę.

Zobacz także

To zdarzenie było początkiem naszej przyjaźni. Chociaż pewnie i bez niego byśmy się polubili. Obydwaj byliśmy „odrzutkami” z liceów i średnio znajdowaliśmy tematy do rozmowy z kolegami z klasy, którzy pasjonowali się śrubkami, nakrętkami, tłokami itp. Ale właśnie tamta chwila wyznaczyła trwałe podstawy naszej przyjaźni. Wiedzieliśmy, że możemy na siebie nawzajem liczyć, zwłaszcza w ciężkich chwilach.

Studiować zaczęliśmy wspólnie, na jednym kierunku, ale Karol szybko przerwał naukę. Jego dziewczyna, Adela, zaszła w ciążę, więc on musiał po prostu zacząć pracować. Potem, z biegiem lat, częstotliwość naszych kontaktów zmniejszała się, lecz wciąż wzajemne relacje były dla nas ważne. Nawet teraz, gdy dobiegaliśmy czterdziestki...

Niespodziewany telefon

Kilka tygodni przed moimi urodzinami siedziałem wspólnie z żoną i naszymi dziesięcioletnimi bliźniakami, Markiem i Arkiem, przy kolacji. Wtedy zadzwoniła moja komórka. Odebrałem.

– Dzień dobry, dzwonię ze szpitala na prośbę pana Karola, pana przyjaciela z technikum – usłyszałem w telefonie ponury głos, który, już sam w sobie, zwiastował niedobre wiadomości.

– Co się stało?

– Pan Karol miał przedwczoraj zawał i pyta, czy nie mógłby pan…

– Zaraz tam będę! – rozłączyłem się.

– A ty gdzie się wybierasz? – zapytała Grażyna.

– Karol miał zawał.

– To jeszcze nie powód, żeby tak rzucać wszystko…

Słuchałem jej jednym uchem. Wiedziałem, że nie była zachwycona moją przyjaźnią z Karolem. Wprawdzie lubiła go, ale miałem wrażenie, że jest też o niego trochę zazdrosna. Jakby nie mogła pojąć faktu, że dla mężczyzny może być ktoś naprawdę ważny poza żoną i dziećmi.

Pół godziny później byłem już w szpitalu, na sali gdzie leżał Karol. Na mój widok uśmiechnął się blado. Kiedy usiadłem obok niego, zanim zdążyłem o cokolwiek spytać, oświadczył:

– Adela ode mnie odeszła… – skrzywił się i zamilkł na chwilę. – Wiesz, co powiedziała? – znów się skrzywił.

Chciałem go przekonać, żeby na razie o tym nie mówił, ale to było silniejsze od niego. Musiał mi wszystko opowiedzieć. Tydzień temu wrócił z pracy do domu, a tam już stały jej spakowane walizki. Był w szoku, nie rozumiał, co się dzieję. W pierwszej chwili myślał, że sobie kogoś znalazła. Ale nie, ona oświadczyła, że ich małżeństwo było jedną wielką pomyłką. Że tak naprawdę, to przestała go kochać jeszcze przed ślubem i gdyby nie to, że zaszła w ciążę, po prostu by się z nim rozstała. Po narodzinach syna, Maćka, przekonywała samą siebie, że dla dobra dziecka, powinna być z jego ojcem. Ale teraz, gdy Maciek wyjechał na studia za granicę, poczuła kompletną pustkę w życiu i stwierdziła, że nie może nadal być z Karolem. Że czas, aby zrobiła coś dla siebie, że to ostatnia chwila, żeby posmakować życia.

Karol był twardym facetem. Łzy widziałem w jego życiu tylko wtedy, gdy kilka lat temu, w odstępie kilku miesięcy, umarli jego rodzice. W tej chwili znów płakał. W końcu ciśnienie podskoczyło mu tak, że aparat, do którego był podłączony, zaczął alarmowo piszczeć. Na szczęście po paru minutach wszystko wróciło do normy, ale lekarze zabronili mi kontynuować wizytę. Poprosiłem, żeby przekazali mojemu przyjacielowi, że wpadnę jutro.

Sprawy przyjaciela całkiem mnie pochłonęły

Byłem u Karola zaraz po pracy, i to nie tylko następnego dnia, ale także przez kilka kolejnych. W weekend wpadłem nawet na dłużej. Mój przyjaciel fizycznie wracał do formy, ale psychicznie wciąż był w rozsypce. Bardzo się o niego martwiłem i nie wyobrażałem sobie, co z nim będzie, gdy wyjdzie ze szpitala. Do domu odwiozłem go osobiście i odwiedzałem przez kilka kolejnych dni. Tak byłem zajęty losem przyjaciela, że nie zauważyłem, jak gęstnieje atmosfera w moim małżeństwie…

– Długo to jeszcze będzie trwało? – zapytała któregoś dnia Grażyna.

– O co ci chodzi?

– O to, że zamiast zajmować się żoną i dziećmi wziąłeś sobie drugi etat pielęgniarki!

– Jak możesz tak mówić?! Przecież wiesz, że jestem potrzebny Karolowi.

– Jemu jest potrzebna co najwyżej pielęgniarka. Wystarczyłoby jakbyś wpadł do niego raz na parę dni, a nie przesiadywał co dzień godzinami!

– Karol nie zarabia tyle, żeby móc sobie wynająć na stałe pielęgniarkę. A ja jestem jego najbliższą osobą!

– Ma żonę.

– Z którą się rozwodzi.

– Na pewno, gdyby się dowiedziała, to by się jakoś nim zajęła. Choćby z powodu wyrzutów sumienia. Jak Karol nie chce, to ty możesz do niej zadzwonić.

– On by sobie tego na pewno nie życzył.

– A co mnie to obchodzi?! Ja też sobie nie życzę, żebyś zaniedbywał rodzinę!

Pokłóciliśmy się z Grażyną na całego. Tak bardzo, że przez tydzień się do siebie nie odzywaliśmy, przez co tym chętniej spędzałem czas z Karolem. Chyba domyślił się przyczyny, bo sam zaczął mnie wyrzucać od siebie wcześniej. Mówił, że już wszystko w porządku, że zaczyna układać sobie życie na nowo i czas, żeby znów zaczął być samodzielny. Ale ja widziałem, że tylko gra, że chce się okazać twardzielem. I że „wypychając” mnie od siebie, tak naprawdę myśli o mnie, a nie o sobie. Jak to prawdziwy przyjaciel.

Uznałem jednak, że może rzeczywiście czas, żeby dać mu więcej samodzielności? Od zawału minęło już kilka miesięcy, Karol zaczął się lepiej odżywiać, rzucił palenie, dużo spacerował. Wprawdzie psychicznie wciąż był mocno potrzaskany, ale wsparcia zaczął mu udzielać syn, który w sporze rodziców wziął zdecydowanie stronę ojca. Maciek myślał nawet o przerwaniu studiów za granicą i powrocie do kraju, ale ojciec mu tego zabronił.

Jego żona maczała w tym palce

Zacząłem odwiedzać przyjaciela coraz rzadziej, co od razu wpłynęło pozytywnie na moje relacje małżeńskie. Do czasu. Dzwoniłem do Karola regularnie, starając się mieć z nim kontakt przynajmniej raz na dwa dni. I kiedy któregoś razu Karol nie odbierał, poważnie się zaniepokoiłem. Oświadczyłem żonie, że muszę pojechać i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Skrzywiła się, ale nie zaprotestowała.

Przez kilka minut dobijałem się bezskutecznie do drzwi przyjaciela. W końcu wyszedł jego sąsiad i powiedział mi, że Karola zabrało wczoraj wieczorem pogotowie. Jak pirat drogowy przejechałem przez miasto, żeby dotrzeć jak najszybciej do szpitala. Tam dowiedziałem się, że mój przyjaciel miał drugi zawał, leży na oddziale intensywnej terapii i absolutnie nie mogę go odwiedzić. Zwłaszcza, że nie jestem członkiem rodziny.

Zadzwoniłem od razu do Maćka, który zadeklarował, że przyleci pierwszym samolotem, najdalej następnego dnia rano. Postanowiłem do czasu jego przybycia nie wychodzić ze szpitala. Bo gdyby stan Karola miał się pogorszyć, chciałem, żeby miał przy sobie jakąś bliską osobę.

Na szczęście nie stało się nic złego i następnego dnia przed południem mogłem spokojnie oddać „wachtę” Maćkowi. Wróciłem skonany do domu i od razu poszedłem spać. Obudziłem się dopiero późnym wieczorem, kiedy moje chłopaki już spały. Żona zrobiła mi kolację.

– I co teraz będzie? – zapytała, gdy już zjadłem.

– Co masz na myśli?

– Po pierwszym zawale Karola byłeś gościem w domu. Drugi zawał nie tak wielu osobom udaje się przeżyć, teraz na pewno będzie potrzebował jeszcze większego wsparcia. Maćkowi nie pozwoli wrócić z zagranicy. Do opieki zostajesz więc tylko ty – stwierdziła kwaśno.

– Nie możesz mieć o to pretensji.

– Wiem. I to mnie najbardziej irytuje! Bo to nie chodzi o mnie, ale o Marka i Arka. Są w takim wieku, że jestem im coraz mniej potrzebna. Za to ty stajesz się niezbędny. Tylko, że ciebie nie będzie.

– Coś wymyślę...

– Ciekawe co?!

– Nie mam siły na kłótnie. Jeśli widzisz jakieś rozwiązanie…

– Adela do mnie dzwoniła.

Okazało się, że prawie była żona mojego przyjaciela jest w jego drugi zawał zamieszana jeszcze bardziej niż w pierwszy. Przyszła do Karola, żeby mu wypominać, że skłócił ją z synem, który teraz odnosi się do niej bardzo niechętnie. To był dla niej wielki cios, bo Maciek zawsze był jej oczkiem w głowie. Teraz winiła mojego przyjaciela, że to on na pewno coś nakłamał synowi, żeby go przeciw niej nastawić. Bardzo się pokłócili. Tak bardzo, że Karol miał drugi zawał.

Adela wezwała pogotowie i najwyraźniej dręczyły ją wyrzuty sumienia, bo tą okrężną drogą, przez moją żonę, chciała się dowiedzieć o stan zdrowia Karola. Obiecała, że się nim zajmie i pomoże wrócić do zdrowia. Bała się jednak tak nagle iść do szpitala, żeby sam jej widok nie pogorszył stanu Karola. I poprosiła, poprzez Grażynę, żebym ją jakoś zapowiedział.

Byłem pewien, że Adelę nie obchodziło zdrowie Karola. Bała się raczej, że jeśli Maciek się dowie, że matka była bezpośrednią przyczyną drugiego zawału ojca, zerwie z nią wszelkie kontakty. Dlatego stanowczo odmówiłem pomocy, co zirytowało moją żonę. Zapowiedziała, że jeśli znów tak często mnie nie będzie w domu, to mogę się od razu wyprowadzać.

Czułem, że nie żartuje. Nie mogłem przecież jednak zostawić przyjaciela bez pomocy i opieki. Karol oczywiście zabronił Maćkowi przerwania studiów i „zagroził”, że jeśli syn to zrobi, to będzie się tym tak bardzo zamartwiał, że na pewno dostanie trzeciego, ostatniego zawału…

Przyjaźń do grobowej deski

Jedynym wyjściem wydawało się załatwienie dla Karola sanatorium. Oczywiście, za pieniądze było to do zrobienia od ręki, ale na „wyjazd z funduszu” czekało się miesiącami. Postanowiłem jednak stanąć na głowie i przez tydzień krążyłem od Annasza do Kajfasza, żeby zaraz po wyjściu ze szpitala Karol mógł się udać do sanatorium. Udało się. Kilka dni po wyjściu ze szpitala na Karola czekało miejsce w sanatorium, gdzie miał spędzić prawie trzy miesiące. Odprowadziłem go na dworzec. Wsiadł do wcześniej podstawionego pociągu i powiedział, żebym już poszedł, on sobie poradzi…

– Poczekam jeszcze chwilę – zadeklarowałem.

– Idź. Przecież wiem, że Grażyna się wścieka, że tak mnie niańczysz.

– Te pół godziny nie sprawi, że przestanie się wściekać. A nie będziemy się widzieć dość długo. Chociaż… Może wpadłbym do ciebie na weekend?

– Daj spokój, to drugi koniec Polski. Zresztą, gdybyś przyjechał, to Grażyna by się chyba rozwiodła. A jeden rozwód na nas dwóch wystarczy – zażartował.

Uśmiechnęliśmy się obaj i umilkliśmy. Patrzyliśmy na peron, obserwując przelewający się przez niego tłum ludzi. Pociąg zaczął się zapełniać.

– Idź już – powiedział nagle Karol. Miał przy tym dziwnie zmieniony głos.

– Coś się stało?

– Idź już, bo się całkiem rozkleję. A wiesz, że nie mogę się wzruszać.

Uśmiechnął się, jakby chciał podkreślić, że żartuje. Ale ja widziałem w jego oczach łzy. Pomyślałem, że rzeczywiście najlepiej będzie, jak już sobie pójdę.
Wstaliśmy obaj. Popatrzyliśmy na siebie, a potem serdecznie się uścisnęliśmy.

– Dziękuję ci za wszystko, stary – powiedział Karol, który już nie potrafił pohamować łez. – Gdyby nie ty… nie przeżyłbym tego… Teraz mam tylko ciebie…

– Masz jeszcze syna.

– On niedługo wyfrunie, pozna kogoś, założy rodzinę. Ale my…

– Zamknij się, bo się zaraz rozpłaczę! – ledwo to powiedziałem, poczułem, że po policzkach płyną mi łzy. – Cholera, co się z nami dzieje?! Płaczemy jak baby!

– Masz rację – Karol zaczął ocierać swoje łzy. – Idź już.

Reklama

Uścisnęliśmy sobie dłonie i wyszedłem z przedziału. Obiecałem sobie, że gdy już będę na peronie, to nie odwrócę się w stronę Karola, żeby się nie rozkleić. Ale nie wytrzymałem. Mój przyjaciel stał w oknie i pomachał mi radośnie. Odmachałem i zszedłem do wyjścia z peronu.

Reklama
Reklama
Reklama