„Mój mąż miał być gorącym kochankiem, a był mdły jak barszcz bez zakwasu. Poradziłam sobie bez niego”
„Gdy powiedziałam koleżankom, że mój mąż jest starszy o ponad dwadzieścia lat, śmiały się, że na pewno skusiły mnie pieniądze. Ja wierzyłam w dojrzałość i namiętność. Tymczasem zamiast ognia w sypialni był chłód, a ja czułam się coraz bardziej niewidzialna. Wszystko zmieniło się, gdy poznałam Kacpra. I wtedy zrozumiałam, jak bardzo się pogubiłam”.

- Redakcja
Gdy mówiłam koleżankom, że mój nowy mąż jest starszy o ponad dwadzieścia lat, patrzyły na mnie z niedowierzaniem.
– Pewnie miał kasę i szukał młodego ciałka – śmiały się, a ja tłumaczyłam, że nie chodziło o pieniądze, tylko o dojrzałość. I o namiętność.
Bo kto jak nie taki facet, z doświadczeniem i klasą, potrafi rozpalić kobietę? Tak sądziłam. Tyle że życie okazało się bardziej dosadne niż moje wyobrażenia. Mąż wcale nie był namiętny. Przypominał raczej nieświeżego karpia – chłodnego i bez wyrazu. Nie tak miało być. Nie tak to sobie planowałam...
Miał być ogień, a był ziąb w sypialni
W jego ramionach nie było niczego, co sprawiałoby, że chciałabym do nich wracać. Gdy byłam młodsza, wyobrażałam sobie, że starszy facet to pewność siebie, seksapil i opiekuńczość. A także dzikość. Trochę jak bohaterowie z romansów – siwiejący na skroniach, ale jeszcze z pazurem.
Takiego Sławka też poznałam. Gdy się spotykaliśmy, tryskał humorem, biegał, gotował i sypał komplementami. Myślałam: „Dojrzały, ale energiczny. Przeżyję z nim coś prawdziwego”. Tylko że to wszystko jakoś ucichło. Jakby wyszumiało. W łóżku był jak instrukcja obsługi pralki – przewidywalny, chłodny i beznamiętny. I co najgorsze – zdawał się nie zauważać, że mnie tam nie ma.
Z Kacprem poczułam coś więcej
Pewnego dnia stanęłam przed lustrem w łazience i patrzyłam na swoje odbicie z miną kogoś, kto rozważa poważną decyzję. Nie byłam już dwudziestolatką, ale ciało nadal miałam całkiem zgrabne. W talii wciąż był lekki wcięcie, piersi nie opadły, a uda tylko trochę zaokrągliły się od siedzenia przy biurku. Powinnam się sobie podobać. Tylko że w oczach nie widziałam życia.
Sławek wszedł do łazienki bez pukania, jak zwykle.
– Ładnie wyglądasz – rzucił. Bez emocji. Jakby mówił o pogodzie.
Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się tylko słabo i wyszłam. Od tamtej nocy unikałam zbliżeń. Tłumaczyłam się zmęczeniem, hormonami, bólem głowy. I on to kupował. A może udawał, że kupuje.
Zaczęłam płakać pod prysznicem. Tylko tam mogłam. Woda zagłuszała wszystko. Potem smarowałam twarz kremem i nakładałam korektor. Żeby nikt nie pytał.
Na urodzinach koleżanki usiadłam obok Kacpra – znajomego znajomej, który pracował w dziale HR jednej z warszawskich korporacji. Pachniał cudownie. Rozmawialiśmy o niczym, ale tak, że nie chciałam kończyć. A kiedy pochylił się i powiedział mi coś do ucha, poczułam na karku dreszcz. Ten, którego nie czułam już od miesięcy.
Wróciłam do domu późno. Sławek już spał. Nie pytał, jak było. Wzięłam telefon i napisałam Kacprowi: „Dzięki za dziś. Było miło. Bardzo miło”. Czułam, że jest mi wreszcie ciepło.
Brakowało mi tego od miesięcy
Zaczęliśmy pisać prawie codziennie. Kacper był czarujący, zabawny, uważny. Był młodszy niż Sławek, a spojrzenie miał takie, jakby widział mnie naprawdę. Wiedział, kiedy dopytać, a kiedy tylko puścić emotkę i zostawić przestrzeń. Nie naciskał. A to wciągało mnie jeszcze bardziej.
Spotkaliśmy się dwa tygodnie później, oficjalnie na lunchu. Był ciepły dzień, usiedliśmy w cieniu drzew przy bulwarach i zamówiliśmy sałatki, których długo nie tknęliśmy. Rozmawialiśmy o książkach, o tym, czego pragniemy. I wtedy zapytał:
– A czego ty tak naprawdę chcesz?
Zawahałam się. Przecież powinnam odpowiedzieć coś poprawnego: stabilizacji, miłości, wspólnego śniadania. Ale powiedziałam:
– Chcę, żeby ktoś za mną tęsknił. Naprawdę.
Spojrzał na mnie tak, że w brzuchu rozlało się ciepło. Jeszcze tego samego dnia zaprosił mnie do siebie. Wiedziałam, że nie powinnam. Że to zły pomysł. Że powinnam wrócić do domu i ugotować zupę, jak zwykle. Zamiast tego stałam na przystanku i wysłałam Sławkowi SMS: Zostaję dłużej w pracy, wrócę późno. Nie czekaj z kolacją. Nie odpowiedział.
U Kacpra było jasno, pachniało kawą i jakimś cytrusowym płynem do podłóg. Rozebrał mnie powoli, z czułością, jakby zdejmował ze mnie nie ubranie, ale smutek. W jego ramionach moje ciało nagle znów stało się moje. Chciałam tego, czego od miesięcy mi brakowało. Kiedy zasnęłam obok niego, pierwszy raz od dawna spałam jak dziecko.
O jeden krok za daleko
Początkowo wszystko wydawało się niewinne. To był „tylko romans”. Tak sobie tłumaczyłam. Przecież niczego nie obiecywałam, nikogo nie raniłam… Jeszcze. A jednak wracając do domu od Kacpra, czułam się jak aktorka w kiepskim spektaklu. Ściągałam płaszcz w korytarzu i od razu przywdziewałam maskę „żony Sławka”.
– Jak było? – zapytał któregoś wieczoru, kiedy wróciłam później niż zwykle.
Zamarłam.
– Długo siedzieliśmy nad budżetem na nowy kwartał – rzuciłam. – Szefowa znowu zmieniła koncepcję w ostatniej chwili.
Skinął głową. Nawet nie spojrzał. Czyli uwierzył. A może miał to gdzieś?
Tydzień później pojechaliśmy razem do jego siostry na imieniny. Siedziałam przy stole obok Sławka i udawałam, że mnie wszystko bawi. Że lubię ich wspólne wspominki o czasach studiów. Że nie patrzę co chwilę na telefon pod stołem, licząc, że Kacper napisze choć jedno zdanie.
Napisał dopiero rano. Zasnęłaś przy mnie jak dziecko. Byłaś taka spokojna. Chciałbym cię tak budzić codziennie. Zawahałam się, zanim odpisałam. Miałam już wszystko gotowe: „Ja też”, „Tęsknię”, „Nie wiem, co robić”. Ale skasowałam każde słowo.
Wieczorem Sławek spojrzał na mnie inaczej.
– Wyglądasz jakoś… inaczej – zauważył.
Uśmiechnęłam się.
– Może po prostu szczęśliwie?
Na dwoje babka wróżyła
Któregoś dnia Kacper powiedział, że chciałby, żebym zostawiła Sławka. Że nie może już grać roli tego „na boku”. Że chce ze mną budować coś prawdziwego. Usiadłam wtedy przy jego oknie, patrząc na szare bloki i dachy warszawskiej Pragi, i nic nie odpowiedziałam. Bo nie wiedziałam, co czuję. Naprawdę nie wiedziałam.
Z jednej strony Kacper – ciepły, świeży, zakochany. Z drugiej – Sławek, który mnie nie widział, nie słyszał i nie dotykał od miesięcy, ale który był moim mężem. Który raz na jakiś czas zaparzył mi herbatę z miodem i podał, nie pytając, czy coś się stało. Po prostu tak. Bo wiedział, że pewnie znowu mnie głowa boli. Czy to była miłość? Czy przywiązanie?
– Nie chcę cię naciskać – powiedział Kacper. – Ale nie będę wiecznie czekał.
Wróciłam do domu późno. W przedpokoju paliło się światło. Sławek siedział przy stole.
– Gdzie byłaś?
To nie było pytanie rzucone od niechcenia. W jego głosie było coś nowego. Może podejrzenie. Może lęk. Może złość. Usiadłam naprzeciw niego. I przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
– W kinie – powiedziałam w końcu.
– Sama?
Pokiwałam głową.
– I co, fajny film?
– Zakończenie mnie zaskoczyło.
Skinął głową. A potem tylko wstał, wyjął z lodówki mleko i zniknął w kuchni. Zostawił mnie z pytaniem, którego nie wypowiedział na głos. Ale ja je słyszałam bardzo wyraźnie: Czy ja jeszcze coś dla ciebie znaczę?
Wszystko, czego nie mówiłam
Minęły dwa tygodnie. Kacper przestał pisać. Po prostu zamilkł. Nie wyrzucałam mu tego, nie robiłam scen. Właściwie… poczułam ulgę. Bo nie musiałam wybierać. Bo zniknęła presja, a razem z nią – iluzja. Tęskniłam za emocjami, za spojrzeniem, które mówi „jesteś dla mnie wszystkim”. Ale wiedziałam też, że to spojrzenie nie wystarcza do zbudowania życia.
Ze Sławkiem żyliśmy obok siebie, jak dwie równoległe linie, które rzadko się przecinają. Nadal gotowałam obiady, a on zmywał naczynia. Czasem opowiadał mi o nowym przepisie na chleb, czasem wspominał o przeczytanym artykule. W łóżku szału nie było. Ani tematów, które naprawdę coś znaczą. Unikaliśmy ich jak ognia.
Któregoś dnia spojrzałam na niego, gdy podlewał kwiaty, i zobaczyłam człowieka, który po prostu chciał spokoju. Który może mnie kochał, ale inaczej niż ja potrzebowałam. I który pewnie też czuł, że coś między nami wyschło, tylko nie miał siły tego powiedzieć.
Pomyślałam, że całe nasze małżeństwo to było milczenie. Dobrze skrojone, kulturalne, wygodne milczenie. Tylko że ja już nie chciałam milczeć. Wieczorem usiedliśmy przy stole. Spojrzałam na niego i powiedziałam:
– Sławek. Musimy pogadać.
Wreszcie podniósł wzrok znad herbaty. Po raz pierwszy od miesięcy spojrzał mi prosto w oczy. Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem, że muszę wrócić do siebie. Bo zgubiłam siebie gdzieś między czekaniem na wiadomość od Kacpra, a podgrzewaniem rosołu dla męża, który nawet nie wiedział, że mam imieniny.
Weronika, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przed świętami zeszłam do piwnicy po grzybki w occie, ale znalazłam coś innego. Mąż schował tam koszmarny prezent”
- „Wigilia to nie drogie prezenty i uginające się stoły. Łzy w oczach kuzynki, przypomniały mi, co jest najważniejsze”
- „Synowa ma w nosie świąteczne porządki. Ręce mi opadają, gdy mówi, że przecież nikt jej nie będzie zaglądał pod komodę”