Reklama

Kiedy mój syn, Adam i jego żona Ewa, wprowadzili się do mnie po ślubie, miało to być tylko na chwilę – dopóki Ewa nie znajdzie pracy i nie zacznie zarabiać. Obiecywali, że z dwóch pensji szybko znajdą coś dla siebie. Tak cały czas twierdzili oboje… Moje dwupokojowe mieszkanko było niewielkie. Odstąpiłam im większy pokój, a sama przeniosłam się do malutkiego. Kuchnia i łazienka miały być wspólne. Szybko jednak zauważyłam, że Adam i Ewa zachowują się, jakby mieszkali w darmowym hotelu. Nie dokładali się do opłat, tłumacząc się, że żyją tylko z jednej wypłaty.

Reklama

Ale na zakupy też nie chodzili i nie kupowali nic do domu. Ewa zwykła mawiać, że nic im nie potrzeba, bo wszystko mają w domu. Ale to oczywiście ja wszystko kupowałam i dlatego było. Nie pomagali mi też ani sprzątać, ani gotować. Mogłam w tej kwestii liczyć tylko na siebie. Ewa nie miała pracy, ale w domu nie kiwnęła nawet palcem.

Kiedy moja cierpliwość się wyczerpała i próbowałam im to jakoś wytłumaczyć, Ewa nagle ogłosiła, że jest w ciąży i z tego powodu nie może pracować, ani zajmować się domem. Ani dźwiganie zakupów, ani sprzątanie, ani gotowanie to nie były zadania dla ciężarnej. Dodajmy ciężarnej we wczesnej ciąży. I choć ciąża to nie choroba, jak cichutko nadmieniłam, nikt zdawał się tego nie rozumieć. Ewa jeszcze dobitnie podkreśliła, że lekarka jej powiedziała, że ma dużo leżeć i spać i bardzo o siebie dbać, a już na pewno nic ciężkiego nie nosić.

Pomagałam im, jak mogłam

Ledwo bo ledwo, ale jakoś przetrwałam tę jej całą ciążę, chociaż doszło do kilku spięć i obrazy majestatu, bo synowej nie podobały się moje komentarze i strasznie się irytowała, jak cokolwiek mówiłam. Adam chciał nas jakoś pogodzić, ale zazwyczaj stawał po jej stronie oczywiście. Jakżeby inaczej. Przykładny mąż można by powiedzieć. Małym zwycięstwem okazały się jednak cosobotnie większe zakupy, na które jeździłam z Adamem. Ale i tak ja musiałam je opłacić. Oni ciułali pieniądze oczywiście na dziecko i nie mogli nawet grosza mi dołożyć. A gdzieżby!

Było jeszcze gorzej, kiedy już mój wnusio przyszedł na świat. Nie mieściliśmy się i we trójkę już wcześniej w tym moim malutkim mieszkanku, a gdy doszedł do tego ten mały berbeć z wanienkami, łóżeczkami, bujaczkami, pieluszkami i Bóg wie z czym jeszcze to… naprawdę zrobiło się dramatycznie. Ewa niańczyła i karmiła tylko niemowlę, a poza tym nic innego jej nie interesowało. Jakby cała reszta zupełnie jej nie dotyczyła.

Nie potrafiła lub nie chciała nawet przygotować prania niemowlęcych ubranek swojego maluszka, a już nawet nie wspominam o prasowaniu tego! Spadało to wszystko na Adama, a ponieważ on wieczorami dopiero po pracy pojawiał się w domu, najczęściej to jednak ja się za to zabierałam już ze złości i bezsilności jednocześnie. Wreszcie i mnie zabrakło cierpliwości i sił do tego wszystkiego.

– Muszę wam coś powiedzieć – ogłosiłam, otwierając drzwi do ich zagraconego pokoju.

– Ciiiiiii, maleństwo śpi, nie może mama kiedy indziej? – zasyczała Ewa, wyraźnie niezadowolona.

– No to przejdźmy do mojego pokoju – nie dawałam za wygraną.

– O, matko święta! Niech mama da spokój! – wykrzywiła swoją twarz tak, że aż nieprzyjemnie było patrzeć. – Mam teraz chwilę, żeby odsapnąć akurat.

– Ciekawa jestem od czego? – powiedziałam bardzo cicho, ale Adam to wychwycił.

– Mamo, nie przesadzaj – od razu wypalił. – Ewa calutkimi dniami opiekuje się naszym synkiem, może być wykończona i powinniśmy to uszanować.

Wygarnęłam im wszystko

Wszystko znowu się przeciągnęło i do żadnej rozmowy nie doszło. Ewa położyła się na kanapie, a w następnej wolnej chwili to Adam nie mógł zostać, bo zadzwonili do niego z pracy. Ale wreszcie dostąpiłam zaszczytu i mogła zapytać o tę kwestię, która była dla mnie paląca:

– Moi drodzy, kiedy się ode mnie wyprowadzicie, bo strasznie to wszystko się już przeciągnęło?

Popatrzyli na mnie z takim zdziwieniem, jakbym powiedziała co najmniej coś tak szokującego, jak to, że śnieg spadł w lipcu.

– No, myśleliśmy, że tak długo możemy u mamy mieszkać, jak to będzie potrzebne. Na razie nie mamy dokąd pójść – odpowiedziała od razu Ewa tonem, który był zdecydowanie urażony.

– Gdzie wy się wyprowadzicie, to ja już nie wiem, kochanieńka, ale nie taka była nasza umowa. Miało to być na krótko, mieliście potem coś sobie wynajmować. To była tylko tymczasowa sprawa. I trwa to już strasznie długo, więc mam prawo chyba chociaż zapytać.

– Mamo, ale Ewa nie ma pracy, mamy dziecko i… Sytuacja się zmieniła i… – dukał syn.

– Ty przecież jesteś w pracy na okrągło, to chyba coś z tego masz? – powiedziałam szybciej, niż pomyślałam. – Adam, na pewno zarabiasz więcej niż ja, a wy nie tylko tutaj pomieszkujecie, ale ja właściwie całkowicie za wszystko płacę. Za jedzenie, za opłaty, a wy nic nie dokładacie. Nic. Zero. Null! – głos mi zadrżał i był już poniesiony.

– Czy mama przypadkiem trochę nie wyolbrzymia tego wszystkiego? – Ewa jak zwykle zrobiła naburmuszoną minę, jakby jej kto krzywdę jakąś wyrządzał.

– Niczego nie wyolbrzymiam, do jasnej anielki! – Może mi któreś z was przypomni, kiedy coś kupowaliście na kolację? Albo na śniadanie? Albo jakieś detergenty do łazienki, co? Pytam się was, kiedy?!

– No, co też mama plecie! – teraz Ewa już mówiła piskliwym tonem, nie patrząc, że synek śpi. – Niańczę małego, mam jeszcze siaty z nim dźwigać po schodach? Kiedy? Brakuje mi sił, nie śpię całymi nocami, ledwo żyję, a mama z takimi pretensjami wyskakuje?

– Przecież daję mamie pieniądze na rachunki – powiedział Adam cicho i bez przekonania.

– Synuś, ja ci powiem, kiedy to było! Pół roku temu prawie!

– Rodzice powinni wspierać swoje dzieci – oświadczyła głośno Ewa – a nie być samolubnymi skąpcami!

– Ewa… – Adam próbował ratować sytuację.

– A ty też nie jesteś lepszy! – wrzasnęła w odpowiedzi i tyle ją widzieli, bo trzasnęła drzwiami za sobą.

Nie było wyjścia

Zostaliśmy tylko we dwoje. Nie było wyjścia, musiałam to doprowadzić do końca.

– Daleko tak nie zajedziemy, Adaś – powiedziałam.

– Spróbuję coś znaleźć do wynajęcia dla naszej trójki… skoro tak… – syn zdawał się smutny, albo przestraszony

– Byłabym ogromnie wdzięczna. Bo to ciężar, którego ja już dłużej nie dam rady unieść.

I już myślałam, że sprawa się jednak jakoś rozwiąże, ale przedwczesna to była uciecha. Poszukiwania czegoś do wynajmu trwały miesiącami i wyglądało na to, że nigdy się nie zakończa. Zawsze było coś nie tak i Ewa zawsze na coś kręciła nosem. A to za malutkie, a to zbyt przestronne, a to za drogo, a to zły dojazd do śródmieścia. Kiedy coś wreszcie im się spodobało, zaliczka była astronomiczna. Ewa była oburzona tym do granic możliwości i powtarzała, że tyle pieniędzy to ona nie zamierza sobie zamrażać i że w ogóle, że to jakaś kpina z uczciwych ludzi.

Byłam już naprawdę na skraju załamania. Aż przyszedł mi pewien pomysł do głowy, bo jak ja im tego nie wyszukam, to będę z nimi musiała siedzieć aż do własnego pogrzebu. Popytałam najpierw sąsiadów i już po kilku dniach wyszło, że to było świetne rozwiązanie. Żadne ogłoszenia, żaden internet. Okazało się, że jakaś tam piąta woda po kisielu od sąsiadów miał coś do wynajęcia.

Mieli do mnie pretensje

Tak czy siak, mieszkanie się znalazło, nawet za przystępną cenę. Ten ktoś szybko wybierał się na jakieś zagraniczne wojaże i nie chciał zostawiać pustego mieszkania na długi czas. A że po znajomości, więc była większa pewność, że nic się z nim nie stanie i aż tak nie trzeba będzie doglądać. I wszyscy zadowoleni. No prawie. Syn z synową nie byli zachwyceni, gdy im oznajmiłam tę nowinę, co było dla mnie lekko dziwne. Byliśmy ściśnięci jak sardynki, Franio rósł jak na drożdżach i potrzebował coraz więcej rzeczy wokół siebie (choć z tym mogłabym się kłócić). Zresztą oni cały czas byli na mnie lekko obrażeni, więc naprawdę klimat zepsuł się znacząco. Byłam już wykończona cała tą sytuacją i bardzo mnie dziwiło, że oni tego nie czują. Ale koniec końców dali się przekonać i oznajmili, że wynajmą to oferowane mieszkanie.

– Nie wiem, jak my damy radę z jedną wypłatą? – lamentowała znowu Ewa z cierpiętniczą miną. – Za ten wynajem słono zapłacimy przecież!

Zagryzłam zęby, żeby nie wybuchnąć chichotem. Nie chciałam już nic mówić, tylko to jakoś cierpliwie wytrzymać. Kocham ich bardzo, mojego wnusia, ja nawet tę synową trochę polubiłam, choć charakter ma ciężki, ale niech Bóg mi wybaczy, muszę wreszcie zostać sama i pozbyć się ich raz na zawsze z mojego domu. Amen.

Janina, 62 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama