Reklama

Maks skończył niedawno 28 lat. Generalnie to w porządku chłopak, ale strasznie go ponosi i łatwo traci zimną krew. Jak sprawy toczą się nie po jego myśli albo coś mu nie pasuje, to momentalnie się gotuje. I chyba z tego powodu nigdzie długo miejsca nie zagrzeje.

Reklama

Syn jest leniwy

Gdzie się nie zatrudni, to zaraz z własnej woli odchodzi albo go wywalają na zbity pysk. Kiedyś mu pracę w markecie załatwiłam. Wytrzymał raptem cztery miesiące. Oświadczył, że nie zamierza za psie pieniądze zrywać ramion, dźwigając towar. Starałam się go namówić, aby dał sobie jeszcze odrobinę czasu. Tłumaczyłam mu, że gdy już go lepiej poznają i docenią jego umiejętności, to z pewnością awansują go na jakieś lepsze stanowisko i podwyższą pensję. Niestety, nic z tego...

W knajpie serwującej szybkie jedzenie sytuacja prezentowała się podobnie. Kiedy przydzielono go do smażenia burgerów, poczuł się urażony. Od razu chciał objąć stanowisko kierownicze. Po raz kolejny usiłowałam mu wytłumaczyć, że w tym miejscu każdy zaczyna od podstaw. Prawdopodobnie kobieta, która teraz zarządza lokalem, także rozpoczynała karierę w kuchni. On jednak nie chciał tego słuchać. Uparcie twierdził, że posiadając dyplom z ekonomii, zasługuje na specjalne względy. Zaczął pyskować i domagać się awansu. W rezultacie go wyrzucili. W ogóle się tym nie przejął. Co więcej, sprawiał wrażenie wręcz zadowolonego. Oznajmił, że dobrze się stało, ponieważ od zapachu tłuszczu robi mu się niedobrze i znajdzie sobie inną pracę.

Wszędzie za mało płacili

Nie poddał się i zaczął szukać nowego zajęcia. W końcu udało mu się zatrudnić jako dostawca przesyłek. Sięgnęłam po całe swoje oszczędności i sfinansowałam zakup auta, aby mógł realizować zlecenia. Z początku sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego, pomimo tego że praca wiązała się z dźwiganiem sporej wagi paczek. Napiwki, które dostawał, były całkiem pokaźne, a zleceń miał mnóstwo. Pech chciał, że po paru tygodniach jego przełożony przydzielił mu inny obszar do obsłużenia, poza granicami miasta. Pokursował jeszcze z miesiąc i postanowił odejść.

Powiedział, że tylko jeździ bez sensu, pali paliwo jak głupi, a kasy z tego tyle co kot napłakał. Rzeczywiście, jak zobaczyłam jego wypłatę, to zrobiło mi się go naprawdę szkoda. Dlatego tym razem nie oponowałam. Od tamtej pory parę razy zmieniał pracę, ale wynik zawsze był taki sam. Aktualnie pracuje na stacji paliw, ale coś czuję, że i tam za długo nie pobędzie. A to wszystko przez tę całą Klaudię.

Ułożył sobie życie prywatne

Klaudia jest jego partnerką. Spotkali się po raz pierwszy dwa lata temu podczas wakacji we Władysławowie i od razu między nimi zaiskrzyło. Sądziłam, że to tylko przelotny romans, ale byłam w błędzie. Wciąż tworzą szczęśliwą parę. Ostatnio zdecydowali się nawet na wspólne mieszkanie. Klaudia dostała w spadku po babci małe mieszkanko i doszła do wniosku, że nadszedł odpowiedni moment, aby spróbowali samodzielnego życia i przekonali się, czy podołają codziennym obowiązkom.

Na początku nie byłam do tego przekonana. Jako tradycjonalistka, wolałam, aby wpierw stanęli na ślubnym kobiercu. Po pewnym czasie uznałam jednak, że mieszkanie razem przed zawarciem małżeństwa ma sens. Zdecydowanie korzystniej jest teraz przetestować, czy potrafią się porozumieć, aniżeli później przechodzić przez rozwód...

Klaudia to naprawdę fajna dziewczyna. Grzeczna i sympatyczna, a do tego z głową na karku. Choć nie miała łatwego startu, bo wyrosła w kiepskim środowisku, to jednak dała radę i teraz jest kimś. Pracuje jako fryzjerka, ale nie jakaś tam po jakimś ekspresowym szkoleniu czy z doskoku. To prawdziwa profesjonalistka w swojej branży. Zaliczyła solidną szkołę zawodową i jest zakochana w tym, co robi. A co najważniejsze, ma do tego smykałkę. Od paru lat jest zatrudniona w jednym z najbardziej prestiżowych salonów w naszym mieście. Ma tłumy stałych klientek, bo żadna inna fryzjerka nie umie tak dobrze dobrać fryzury do kształtu twarzy jak ona.

Byli sfrustrowani

Poprzednia właścicielka zawsze to dostrzegała. Klaudia otrzymywała premie, a później udział w zyskach. W gruncie rzeczy nieźle sobie radziła finansowo. Jednak pół roku temu była szefowa przekazała biznes córce. Od tego momentu sytuacja uległa diametralnej zmianie. Nowa właścicielka pozostawiła Klaudii jedynie podstawowe wynagrodzenie. Kiedy wyrażała sprzeciw, rozmowa natychmiast została ucinana. Córka stwierdziła, że koszty prowadzenia salonu są ogromne i nie może sobie pozwolić na rozrzutność. Biedaczka Klaudia aż się rozpłakała. Gdy Szymon dowiedział się o całej sprawie, wpadł we wściekłość.

– Możesz w to uwierzyć? Klaudia jest powodem, dla którego ta firma odnosi takie sukcesy. A ta zołza zrobiła jej taki świński numer! – relacjonował mi, kiedy wpadł do mnie z wizytą.

Poczułam oburzenie, tak samo jak on.

– No faktycznie, zołza. Gdybym była na miejscu twojej lubej, to rzuciłabym tę robotę w cholerę i poszukała czegoś innego. Z jej zdolnościami to pewnie ofert pracy ma na pęczki – stwierdziłam, ale syn tylko się skrzywił.

Mamo, to jakiś absurd – sapnął z frustracją. – Gdziekolwiek nie pójdziemy, sytuacja wygląda identycznie. Jestem tego pewien, ponieważ razem z Klaudią odwiedziliśmy wiele miejsc i dopytywaliśmy. Szefowie dbają tylko o to, żeby napchać sobie kieszenie kasą. A pracownicy? Niech tyrają za psie pieniądze. Ja też spędzam noce na tej stacji benzynowej, ale chyba nie sądzisz, że dostaję za to jakieś premie? Nic podobnego!

– Cóż, niestety sprawiedliwość na tym świecie nie istnieje… – wymamrotałam pod nosem.

– Dokładnie tak! – przyznał entuzjastycznie, a jego spojrzenie rozbłysło. – Z tego powodu razem z Klaudią zdecydowaliśmy, że poszukamy alternatywnego wyjścia z sytuacji!

– Serio? I do jakich wniosków doszliście? – zaciekawiłam się.

Uruchomimy nasz prywatny zakład fryzjerski – ogłosił z satysfakcją. – Ona zajmie się układaniem fryzur, ścinaniem włosów i ich koloryzacją, a ja wezmę na siebie całą resztę.

Chcieli otworzyć własną firmę

Przez godzinę przysłuchiwałam się, jak opowiadają o wszystkich detalach swojego planu. Jak się okazało, przemyśleli każdy szczegół. Klaudia odbyła poufne rozmowy z najważniejszymi klientkami. Zapewniły ją, że podążą za nią i jeszcze namówią do tego inne dziewczyny. Tak więc frekwencja w nowym salonie nie powinna stanowić problemu. Udało im się też znaleźć lokal na wynajem. Wprawdzie wymagał odnowienia, ale za to mieścił się w samym sercu miasta, tuż przy głównej ulicy. Właściciel nie oczekiwał wygórowanej kwoty, stawiając jednak warunek podpisania umowy najmu na minimum pięcioletni okres.

– Nie boisz się? Dzisiaj ciężko o dobrą pracę. Samemu trzeba opłacać składki i fiskusowi odprowadzać – wtrąciłam się po chwili, ale Szymek tylko wzruszył ramionami.

– Luz, kto nie spróbuje, ten nigdy się nie przekona. Zresztą co ma się tutaj nie powieść? Wszystko dokładnie obgadaliśmy i przeliczyliśmy. Wystarczy kilku klientów na dzień i już będziemy do przodu – powiedział podekscytowany i zaprezentował mi swoje obliczenia.

Wpadłam na myśl, że nareszcie jego dyplom z ekonomii na coś się przydał.

– Cóż, jesteście już pełnoletni, więc możecie robić to, na co macie ochotę. Trzymam kciuki, żebyście osiągnęli sukces – odpowiedziałam po chwili namysłu.

– Dzięki wielkie… Wiesz, jest tylko jedna niewielka kwestia – zaczął niepewnie.

– Tak? Jaka?

– Kurczę, to skomplikowane… – Szymek nagle spurpurowiał niczym piwonia.

– Od razu przejdź do sedna – burknęłam, przyglądając mu się badawczo.

Coś czułam, że może chodzić o pieniądze.

Nieźle to sobie zaplanowali

– Ok, niech będzie. Mamy problem z kasą na rozpoczęcie biznesu. Odwiedziłem parę banków, żeby dowiedzieć się czegoś o pożyczkach. Oferują nam jakieś marne ochłapy. A my musimy zdobyć 100 tysięcy. Na odświeżenie lokalu, sprzęt, meble… To wszystko niestety słono kosztuje. No i wpadłem na pomysł, że mogłabyś nas trochę poratować – zaczął się tłumaczyć, a ja tylko złapałam się za głowę.

– Ale ja nigdy nie miałam takich pieniędzy. Pamiętasz, że wszystkie oszczędności przeznaczyłam na twój samochód? – przerwałam jego wywód.

– Tak, dobrze to pamiętam… Ale zawsze możesz pożyczyć z banku. Dostaniesz kredyt bez problemu – wypalił.

– Skąd ta pewność? – zaskoczył mnie.

– Dowiadywałem się. Jesteś zatrudniona na stałe, pracujesz w budżetówce. Takim osobom pożyczają pieniądze praktycznie od razu. Pomożesz nam? Bez twojego wsparcia nie ruszymy do przodu… A kiedy zaczniemy zarabiać, oddamy ci każdą złotówkę… – spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. – Jeśli się nie zgodzisz, możesz zapomnieć, że masz syna.

Byłam w szoku

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Kompletnie nie wiedziałam, jak zareagować na jego słowa.

– Daj mi chwilę do namysłu… To, o co prosisz, trochę zbiło mnie z tropu – próbowałam zyskać na czasie.

– Oczywiście, ale bardzo cię proszę, nie każ mi zbyt długo czekać. Bo jak się za bardzo będziemy ociągać, to ktoś inny nam ten lokal zwinie – posłał mi uśmiech.

– Przecież jeszcze się nie zgodziłam! – zaoponowałam.

– Tak, tak, wiem… Chcę tylko, żebyś podjęła decyzję dość szybko – cmoknął mnie w policzek.

Był pewien, że się dla niego zadłużę. Minęło dwa tygodnie, a on wciąż do mnie wydzwania niemal każdego dnia. Chce znać moją odpowiedź. Ja jednak ciągle się zastanawiam. Chcę dla niego jak najlepiej, ale mam obawy. On jest taki porywczy i szybko traci cierpliwość. Wystarczy, że nagle pojawią się problemy i biznes nie pójdzie zgodnie z jego wizją. Wkurzy się i zrezygnuje. I co wtedy będzie?

W dodatku Klaudia to kompletnie obca kobieta, której nie znam do końca. Dziś szaleje za Szymonem, ale czy ktoś mi zagwarantuje, że za kilkanaście miesięcy nadal będzie? Istnieje ryzyko, że pewnego poranka pójdzie w siną dal z kimś innym. I co wtedy począć z tym nieszczęsnym salonem?

Reklama

Katarzyna, 56 lat

Reklama
Reklama
Reklama