„Mój synek dostał marne 100 zł od chrzestnego. Zamiast dawać takie grosze, skąpiradło mogło w ogóle nie przychodzić”
„Antek cieszył się, ale wiedziałam, że coś w nim buzowało. Z zazdrością patrzył na kolegów z klasy, którzy już tydzień wcześniej chwalili się, co dostaną. Konsola, smartwatch, rower. W środku czułam niepewność. Wiedziałam, że Mirek jest oszczędny”.

- Redakcja
Zawsze myślałam, że przygotowania do komunii to będzie magia – biały garnitur, skromne przyjęcie, może kilka łez wzruszenia. A potem przyszła rzeczywistość. Pożyczony od siostry obrus, drożdżówki z pobliskiej piekarni i ja, biegająca z wywieszonym językiem między kościołem a domem kultury, gdzie wypożyczyłam salkę na trzy godziny. Na więcej nie było mnie stać. Antek cieszył się, ale wiedziałam, że coś w nim buzowało. Z zazdrością patrzył na kolegów z klasy, którzy już tydzień wcześniej chwalili się, co dostaną. Konsola, smartwatch, rower.
– Tata mi obiecał zegarek z GPS! – słyszałam, jak mówił Julek, a Antek spuścił wtedy głowę.
Nie mówił tego głośno, ale wiedziałam. Wiedziałam, że w jego oczach Mirek – mój brat, jego chrzestny – to taki zastępczy tata. Bo prawdziwy wyparował. Dzwoni tylko na urodziny, a i to nie zawsze. A Mirek... cóż, może i był obecny, ale jego obecność była cicha, prawie niewidoczna. I to właśnie było najtrudniejsze.
– Mamo, myślisz, że wujek coś mi da? – zapytał Antek wieczorem przed komunią, kiedy poprawiałam mu włosy przed lustrem.
– Pewnie, że tak. W końcu to twój chrzestny – powiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał pewnie.
Ale w środku czułam niepewność. Wiedziałam, że Mirek jest oszczędny.
Było mi przykro
W kościele było duszno. Antek wyglądał jak aniołek – biały garniturek, włosy zaczesane na bok, na szyi medalik, który dostał ode mnie. Stałam w ławce, trzymając splecione dłonie. Patrzyłam na niego z dumą, ale i niepokojem. Wiedziałam, że czeka go coś, coś, co może zaboleć. Po mszy przeszliśmy do sali. Drożdżówki, sok z kartonu, parę balonów przywiązanych do krzeseł. Nie było wystawnie, ale było rodzinnie. Antek kręcił się przy stole, szukał wzrokiem Mirka. A ten w końcu podszedł. Z uśmiechem, jak zawsze sztywnym, wyciągnął rękę z kopertą.
– Wszystkiego najlepszego – powiedział i potargał mu włosy.
Antek uśmiechnął się niepewnie, wziął kopertę i odszedł na bok. Usiadł za filarem, otworzył ją powoli. Widzę to do dziś – jak wyciąga stuzłotowy banknot, gładzi go palcem... i blednie. Nie powiedział nic. Ale oczy zrobiły mu się duże, zaszklone. Podszedł do mnie godzinę później, już w domu. Byliśmy sami w kuchni, zjadaliśmy resztki sernika.
– Mama... tylko sto złotych? A mówiłaś, że Mirek to mój chrzestny...
Zatkało mnie. Miałam ochotę powiedzieć, że to przecież nie ważne, że Mirek zawsze był, że pilnował go, gdy miał ospę, że zawiózł nas kiedyś w nocy do szpitala... Ale wiedziałam, że nie zrozumie. Bo dziecko myśli inaczej.
– To tylko pieniądze. Ważne, że był z nami – wyszeptałam.
Antek wbił wzrok w podłogę. Głos mu się załamał.
– To znaczy, że on mnie nie kocha?
Byłam wściekła na brata
Weszłam do mieszkania brata bez pukania. Zawsze wiedział, że jak przychodzę bez zapowiedzi, to znaczy, że coś się pali. I tym razem paliło się we mnie. W gardle, w żołądku, w sercu.
– Wiesz, że Antek myśli, że go nie kochasz? Bo dałeś mu tylko stówkę? – wypaliłam.
Mirek zmarszczył brwi, odłożył gazetę.
– Co? To chore. Dziecko nie powinno tak myśleć. Komunia to nie licytacja – mruknął, broniąc się tonem jak tarczą.
– Ale to chodzi o uczucia – syknęłam. – Jego koledzy dostali zegarki, rowery, a on... On dostał stówkę i pustkę w oczach.
Mirek westchnął, otarł dłońmi twarz. Widziałam, że coś go rusza, że nie jest taki zimny, jak zawsze udaje.
– Nie jestem typem, który kupuje uczucia – powiedział cicho. – Ale zawsze jestem, gdy mnie potrzebuje. Ty to wiesz.
– Tak. Ale on tego nie widzi. On widzi kopertę. I czuje się nieważny – odpowiedziałam równie cicho.
Zapanowała cisza. Taka, która coś zmienia. Mirek odwrócił wzrok. Zobaczyłam wtedy coś, czego nie widziałam od lat – jego wstyd.
– Może powinienem z nim pogadać – rzucił po chwili. – Nie umiem w te wszystkie emocje, ale... może chociaż spróbuję.
– Spróbuj. Bo ja już nie wiem, jak mu to wytłumaczyć.
Serce misie ściskało
Babcia Teresa siedziała na balkonie, owinięta w wełniany sweter. W rękach trzymała kubek herbaty, jeszcze parujący. Usiadłam obok niej, nie mówiąc nic przez chwilę. W końcu westchnęłam.
– Antek myśli, że Mirek go nie kocha. Przez te cholerne sto złotych.
Babcia skinęła głową, jakby już o tym wiedziała. Pewnie wyczuła – miała szósty zmysł do ludzkich emocji.
– Wiesz, kiedyś Mirek całymi dniami pilnował Antka, jak ten był mały. A jak miał zapalenie oskrzeli, spał przy nim na krześle, pamiętasz? – powiedziała, nie patrząc na mnie.
– Pamiętam. Ale Antek tego nie pamięta. I teraz czuje się gorszy. I boli mnie to – wyszeptałam, czując, że coś mnie ściska w środku.
– Miłości czasem trzeba się nauczyć. Nawet dorosłych. A może szczególnie dorosłych – mruknęła, popijając herbatę. – Mirek nigdy nie umiał mówić o uczuciach. Wasz ojciec też nie umiał. Ale Mirek... on kocha. Tylko... na swój sposób.
Patrzyłam w dal, na dzieci biegające po podwórku. I myślałam. Czy można kogoś nauczyć okazywania emocji? Czy da się rozebrać męską skorupę z milczenia i niezdarności?
– On nie musi być wylewny – powiedziałam w końcu. – Ale Antek potrzebuje znaku. Czegoś więcej niż banknot w kopercie.
– To mu powiedz. A Mirka poproś, żeby to zrobił po swojemu – odpowiedziała babcia spokojnie.
– Myślisz, że się uda?
– A masz inne wyjście?
Doprowadziłam do tego
Mirek przyjechał w środę po południu. Nie powiedział Antkowi, że się zjawi – chciał go zaskoczyć. Siedzieliśmy przy stole w kuchni, obierając jabłka na szarlotkę, kiedy zadzwonił domofon. Otworzyłam bez słowa. Antek spojrzał na mnie z pytaniem w oczach, ale nic nie powiedział.
– Cześć, mały – rzucił Mirek, stając w progu.
Antek zamarł, ręka z jabłkiem zatrzymała się w powietrzu.
– Cześć – mruknął chłopiec, nie podnosząc wzroku.
– Pogadamy chwilę? – zapytał Mirek. – Tylko my?
Skinęłam głową i wyszłam z kuchni. Przysiadłam w progu i słuchałam, choć sumienie szeptało, że to nieładnie.
– Antek... wiem, że cię zawiodłem. Z tą kopertą. Masz prawo być rozczarowany – zaczął Mirek.
Cisza. A potem:
– Koledzy dostali więcej. Ja myślałem, że... że to znaczy coś złego. Że nie jestem ważny.
– Nigdy tak nie myśl – powiedział Mirek cicho. – Ja nie jestem dobry w prezentach. Ale jestem, kiedy mnie potrzebujesz. Jak byłeś chory, jak się bałeś, jak trzeba było cię zabrać na basen... Byłem, prawda?
– Byłeś – szepnął Antek.
– Nie jestem tatą. Ale jestem twoim wujkiem. I bardzo cię lubię.
Chłopiec podniósł głowę. W oczach miał łzy, ale się uśmiechnął.
– Ja nie chcę pieniędzy. Chcę, żebyś był.
Mirek skinął głową, wziął go za ramię.
– Będę.
Łza zakręciła mi się w oku
Patrzyłam przez uchylone drzwi, jak siedzieli razem na dywanie. Antek rozłożył planszówkę, Mirek trzymał kostkę, ale obaj bardziej niż grą zajęci byli sobą. Śmiali się, przekomarzali. Jak bracia. Albo jak ojciec z synem. Wieczorem Antek zasnął z głową na poduszce, przy Mirku, który trzymał go za rękę. Syn sam poprosił, żeby wujek dziś został „tak trochę dłużej”. Patrzyłam na niego przez chwilę, po czym zamknęłam drzwi. Jakiś czas później Mirek siedział w kuchni z kubkiem herbaty.
– Dzięki – powiedziałam cicho. – Za to, że jednak pogadałeś z nim.
– Nie wiem, czy to była dobra rozmowa. Ale chyba zrozumiał – odparł, wzruszając ramionami. – Wiesz... chyba też mnie to ruszyło.
Uśmiechnęłam się.
Kilka dni później, w szkole, jedna z mam opowiadała, jak jej córka dostała smartwatcha i kopertę z pięcioma stówami. Spojrzałam na Antka, który właśnie szedł z chłopakami z klasy. Jeden z nich zapytał:
– Ej, Antek, co ty dostałeś na komunię?
A mój syn, z szerokim uśmiechem, odpowiedział:
– Mało pieniędzy, ale za to wujek zabrał mnie na lody i mówił, że mnie kocha. Tego się nie kupi.
Zakręciło mi się w oku. I wiedziałam, że choć nie było złotych zegarków ani quadów, dostał najcenniejszy prezent.
Justyna, 31 lat
Czytaj także:
- „Mąż ukrywał przede mną sekret z przeszłości. Jego tajemnica miała nawet imię i to wcale nie żeńskie”
- „Wyznaję tradycyjne wartości i marzę o rodzinie, a żona wykręca się pracą. Nie na to się pisałem”
- „Byłam skąpa, więc moje bajkowe wesele zmieniło się w cyrkową arenę. Gdy ja płakałam z żalu, rodzina pękała ze śmiechu”