„Mój teść od lat się we mnie podkochiwał i robił aluzje. Nie sądziłam jednak, że jednym zdaniem zrujnuje nasze wesele”
„Przyłożyłam dłoń do ust, żeby nie krzyczeć. Czy miałam powiedzieć Adamowi? Że jego ojciec… że jego ojciec się we mnie zakochał? Że całe przemówienie nie było o ukochanej żonie, a o mnie? Że patrzy na mnie tak, jak nie powinien patrzeć żaden teść?”.

- Redakcja
Jestem świeżo upieczoną mężatką. Wyszłam za Adama po trzech latach związku, pełnych spokoju, rozmów i czułości. Ślub był piękny – tak wszyscy mówili. Chciałam wierzyć, że to najszczęśliwszy dzień mojego życia, ale gdzieś pod spodem tlił się niepokój. Teść czasem patrzył na mnie tak, że trudno było oddychać. Przez chwilę myślałam, że coś mi się wydaje. Ale po jego przemówieniu już nie miałam złudzeń.
Poczułam zimno na karku
Wesele odbywało się w starej, odrestaurowanej stodole pod Warszawą. Światełka nad głowami, bukiety bzu i hortensji na stołach, wszyscy wpatrzeni w nas z uśmiechami. Adam był szczęśliwy. Co chwilę całował mnie w rękę, patrzył na mnie z uwielbieniem, jakby nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. A ja – próbowałam się uśmiechać. Od początku czułam, że coś jest nie tak. Gdy nadszedł czas przemówień, teść wstał. Podniósł kieliszek i zaczął spokojnie:
– Kiedy umarła moja żona, byłem pewien, że to koniec. Że już nigdy nie poczuję ciepła, które daje bliskość... Los bywa przewrotny. Czasem... przysyła światło pod inną postacią. Inną, ale równie jasną.
Na sali zrobiło się cicho. Ktoś odetchnął głośniej, ktoś otarł łzę. Goście słuchali, myśląc zapewne o zmarłej mamie Adama. Zamarłam. Jego spojrzenie spoczęło na mnie. Dłużej niż powinno.
– Niektóre światła nie zastępują tych, które zgasły. Pokazują, że życie nie kończy się w ciemności – dodał, a ja poczułam zimno na karku.
Później, gdy siedzieliśmy przy stole, odważyłam się zapytać:
– Piękne przemówienie. Mówiłeś o swojej zmarłej żonie, prawda?
– A o kimże by innym? – uśmiechnął się, unosząc brew. – Niektóre światła zapalają się, dopiero gdy inne zgasną – odpowiedział i uniósł kieliszek w moją stronę.
Zaczęłam kojarzyć fakty
Kiedy powiedziałam Adamowi, że jego ojciec wygłosił poruszające przemówienie, rozpromienił się.
– Wreszcie po latach pogodził się z żałobą. Myślałem, że już nigdy nie przemówi o mamie – powiedział z ulgą. – Wiesz, to dla niego naprawdę było trudne.
Przytaknęłam tylko, ale we mnie aż huczało. On naprawdę uwierzył, że to było o nieżyjącej teściowej? Przypomniałam sobie ten wzrok – jakby mówił do mnie. Po chwili podeszła do mnie przyjaciółka.
– Twój teść… wyglądał na dumnego ojca. Raczej na... zakochanego – powiedziała Sara z przekąsem, siadając przy mnie. – Czuć było, że mówił z serca.
– O mamie Adama – dodałam szybko.
– No tak. Ale... miał taką minę i patrzył na ciebie – mrugnęła.
Zamknęłam oczy. Wszystko zaczęło do siebie pasować, jak elementy układanki, którą wcześniej odrzucałam. Zaczęłam przypominać sobie – zbyt długi uścisk podczas świąt, jak gładził moje ramię przy składaniu życzeń. Jak podarował mi książkę z dedykacją: „Niektóre historie warto przeżyć dwa razy”. Wtedy myślałam, że to po prostu piękny cytat. Teraz nie byłam już pewna. Czy to ja sobie coś dopowiadam? Może mam wyobraźnię rozbuchaną przez stres i emocje. A może on naprawdę od dawna coś czuł, coś, czego nie miał prawa czuć. I nie miał prawa powiedzieć tego na moim weselu. Przed Adamem.
Zasłoniłam usta dłonią
To było późnym wieczorem, już po oczepinach. Wyszłam na chwilę z sali – potrzebowałam oddechu, przestrzeni, czegokolwiek, by wyrwać się z tego tańczącego koszmaru. W korytarzu, przy drzwiach do zaplecza, usłyszałam głosy. Męski – znajomy, choć przytłumiony. I drugi, kobiecy. Przystanęłam.
– Wiem, że nie powinienem – mówił teść. – Nie mogłem przestać patrzeć na nią. Czekałem na ten dzień nie dla Adama – dla niej.
Zamarłam. Głos w mojej głowie krzyczał, żeby odejść, zostawić to, ale nogi wrosły mi w podłogę.
– To chore – odpowiedziała kobieta. Chyba jego siostra. – Zakochałeś się w synowej?
– To było silniejsze ode mnie – ciągnął dalej. – Nie muszę nic robić. Wystarczy, że patrzę. Ona i tak wie.
Zasłoniłam usta dłonią. Wszystko się potwierdziło. Nie zwariowałam. To nie była projekcja. On mówił o mnie. Na moim weselu. Odwróciłam się i szybkim krokiem wyszyłam na zewnątrz. Oparłam się o ścianę i wciągałam powietrze jak tonący. Po chwili wróciłam, udając, że wszystko jest w porządku. W środku właśnie grali naszą piosenkę. Adam wyciągnął do mnie rękę. Gdy tańczyliśmy, teść przeszedł obok. Nasze spojrzenia się spotkały. Kiwnął lekko głową, niemal niezauważalnie. Odwróciłam wzrok i wyszłam z sali. Po raz drugi tej nocy.
Czułam ciężar na sercu
Siedziałam w ogrodzie, w samej tylko sukni ślubnej. Buty rzuciłam gdzieś w krzaki, a bose stopy zanurzyłam w wilgotnej trawie. Z daleka słyszałam muzykę – kolejne weselne hity, radosne pokrzykiwania. A ja? Siedziałam jak duch. Przypominałam sobie chwile, które wcześniej wydawały się niewinne. Jak teść pomagał nam w remoncie mieszkania – pamiętam, jak długo patrzył, jak maluję ścianę. Jak później w kuchni dotknął mojego policzka, mówiąc, że „mam ślad farby”. Już wtedy powinnam się domyślić. A zaręczyny? Przytulił mnie wtedy mocniej niż Adam. Trzymał długo, za długo. Powiedział, że „nasz dom zyska kogoś wyjątkowego”.
Wtedy nie chciałam myśleć, że to coś więcej. A przecież te książki, które mi przynosił – zawsze z dedykacjami, które brzmiały jak zapiski z czyjegoś pamiętnika. „Do tej, która przywraca wiarę w światło”. „Dla kobiety, która nie wie, że zmienia świat”. Adam śmiał się, że ojciec ma duszę poety.
Przyłożyłam dłoń do ust, żeby nie krzyczeć. Czy miałam powiedzieć Adamowi? Że jego ojciec… że jego ojciec się we mnie zakochał? Że całe przemówienie nie było o ukochanej żonie, a o mnie? Że patrzy na mnie tak, jak nie powinien patrzeć żaden teść? Pewnie by mi nie uwierzył. Tylko że ja nie chciałam nosić w sobie tej tajemnicy.
– To niemożliwe – szepnęłam sama do siebie. – To nie mogło się stać. Ale jeśli się dzieje… to kim ja właściwie jestem dla tej rodziny?
Było mi z tym źle
Wróciłam na salę, jakby nic się nie stało. Patrzyłam na ludzi tańczących, śmiejących się, przeżywających ten dzień jak bajkę. Spotkałam go na uboczu, pod ścianą, z kieliszkiem w dłoni. Stał tam sam. Jakby wiedział, że przyjdę. Podeszłam. Nie powiedziałam nic. On też nie od razu.
– Nie chcę nic więcej – powiedział cicho. – Wiem, że to niemożliwe. Dziękuję ci… za to, że byłaś. Nawet jeśli nie wiedziałaś.
Patrzyłam mu prosto w oczy. Było w nich coś łamiącego. Jakaś beznadziejna wdzięczność. Jakby patrzył na mnie przez szybę, zza której nie może wyjść.
– Nie przepraszam – dodał po chwili. – Bo nie żałuję.
Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się i odeszłam. Nie mówiłam nic Adamowi.
Nie powiedziałam nikomu
Minęły tygodnie od ślubu, ale przemówienie teścia nadal brzmiało mi w głowie, jak przeklęta melodia, której nie da się zagłuszyć. Adam był szczęśliwy. A przynajmniej tak wyglądał. Nie podejrzewał niczego. Nie zadawał pytań. Zamknęłam tę historię w sobie. Nie dlatego, że chciałam go chronić. I nie dlatego, że teść na to zasługiwał. Po prostu... bałam się, co by się stało, gdyby ta prawda wypłynęła. Kto by mi uwierzył? A jeśli by mi uwierzyli – czy coś by to zmieniło? Zniszczyłabym jedyne, co miałam pewne. Siebie, Adama, wspólną przyszłość.
Czasem śni mi się zmarła teściowa. Stoi w ogrodzie, w białej sukni, tej samej, którą miała na starym zdjęciu ślubnym w ramce w salonie teścia. Patrzy na mnie, bez słów. Po prostu patrzy, jakby czekała, aż się odezwę. Nie potrafię. Bo nie wiem, co powiedzieć. Zdarza się, że przyłapuję się na tym, że myślę o teściu. Nie z tęsknotą, raczej z czymś, czego nie umiem nazwać. Jakby część mnie chciała wiedzieć, czy dalej patrzy. Czy dalej jest we mnie zakochany? A potem ganię się za to i zagłuszam te myśli muzyką, sprzątaniem, milczeniem. Nad komodą wisi nasze ślubne zdjęcie. Adam, ja, Wiktor. I za każdym razem, gdy na nie patrzę, mówię sobie w myślach:
– Na tym zdjęciu są trzy osoby. I tajemnica, która może wszystko zniszczyć.
Julia, 28 lat
Czytaj także:
- „Samotny rolnik miał mi dać godną starość. Krętacz zamiast forsy miał słomę w butach i nie śmierdział groszem”
- „Jedliśmy razem czereśnie, a potem on zasiał we mnie swoje nasionko. Teraz żyję w trójkącie i wszystkim to odpowiada”
- „Letnia burza złamała drzewo, a ja złamałam zasady. Zajrzałam do telefonu męża, a to, co zobaczyłam, zmieniło wszystko”