Reklama

Ślub był jak z bajki. Wszystko – od zapachu róż, po błysk kryształowych lamp – wyglądało tak, jak to sobie wymarzyłam, odkąd byłam małą dziewczynką. Suknia z tiulu otulała mnie jak mgła, welon łaskotał w kark, a Michał patrzył na mnie z tym swoim uśmiechem, który kiedyś sprawił, że zapomniałam oddychać. Gdy wypowiadał przysięgę, drżały mu ręce. Wzięłam to za wzruszenie. Goście płakali, orkiestra grała „Can’t Help Falling in Love”, a ja naprawdę wierzyłam, że właśnie zaczyna się moje szczęśliwe życie.

– Widzisz? – Kasia uśmiechnęła się, poprawiając mi tren. – Mówiłam, że będziesz wyglądać jak księżniczka!

– Księżniczka, która naprawdę znalazła swojego księcia… – odpowiedziałam cicho. – Chyba.

Potem wszystko potoczyło się jak w filmie: pierwszy taniec, tort, śmiechy, toasty. Czułam się jak w centrum wszechświata. Aż do momentu, gdy zdałam sobie sprawę, że Michała nigdzie nie ma. Ktoś powiedział, że wyszedł odebrać telefon, ktoś inny – że rozmawia z menadżerem sali. Nie przejęłam się. Przecież pan młody ma obowiązki. A jednak gdzieś w środku coś mnie ukłuło – ciche, nieokreślone przeczucie, że ta bajka może wcale nie skończyć się szczęśliwie.

Czułam rosnący niepokój

Muzyka dudniła w sali, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że zamiast tańczyć – wypatruję Michała. Co chwilę ktoś go wołał, a on znikał — raz z ojcem, potem z kumplami, potem „na chwilkę” z telefonem przy uchu. Niby wesele trwało, ludzie śmiali się i bawili, ale ja czułam, że coś się psuje. Kiedy podchodziłam do niego, odwracał wzrok z tym sztucznym uśmiechem, jakiego uczy się przed lustrem ktoś, kto chce coś ukryć.

– Michał, wszystko w porządku? – zapytałam, kiedy po raz kolejny wrócił do stołu spóźniony na toast.

– Jasne, kochanie. Dopilnowuję paru rzeczy. Nie przejmuj się, baw się. – Musnął mnie po policzku i zaraz zniknął w tłumie.

Zostałam sama między blichtrem a gwarem. Kasia tańczyła na środku z jakimś drużbą, mama rozmawiała z ciotkami. Nikt nie widział, że panna młoda nie potrafi już oddychać spokojnie. Z każdym dźwiękiem skrzypiec czułam, jak rośnie we mnie niepokój – jakby tiulowa suknia zaczynała mnie dusić. Widziałam jego telefon wibrujący w kieszeni marynarki. Odbierał go tylko wtedy, gdy wychodził za drzwi.

W toalecie spojrzałam w lustro – oczy miałam błyszczące od łez, które nie miały prawa się tam pojawić. To miał być najpiękniejszy wieczór mojego życia. A ja, w tej białej sukni i z sercem przyspieszonym jak przed katastrofą, próbowałam wmówić sobie, że wszystko jest w porządku. Że to tylko stres. Że mój mąż nie ma przede mną żadnych tajemnic.

Przestałam wierzyć w cokolwiek

Było już po północy, parkiet drżał od kroków, a w powietrzu unosił się zapach róż i wosku z topiących się świec. Goście śpiewali „Sto lat”, ktoś krzyczał, żeby puścić disco polo, a ja próbowałam się śmiać – tak, jak powinna śmiać się świeżo upieczona żona. Ale w środku miałam tylko pustkę. Michał zniknął znowu. Na zbyt długo, żeby uznać to za przypadek. Nagle podszedł do mnie kelner – młody chłopak o niepewnym spojrzeniu, nerwowo ściskający tacę.

– Przepraszam, panią… – zaczął cicho. – Nie wiem, czy powinienem to mówić, ale… widziałem pana młodego w windzie. Z jakąś kobietą.

– Co? – słowo utknęło mi w gardle. – Kiedy?

– Jakieś dwadzieścia minut temu. Myślałem, że to może siostra, ale… – zawahał się. – Oni się całowali.

Czas jakby się zatrzymał. Śmiechy z sali nagle ucichły, chociaż w rzeczywistości grała muzyka. W głowie słyszałam tylko własne serce, bijące jak dzwon alarmowy. Patrzyłam na kelnera, który wyglądał, jakby chciał zniknąć.

– Proszę nikomu o tym nie mówić – wyszeptałam, choć sama nie wiedziałam dlaczego.

Odeszłam od stołu, czując, że kolana mam jak z waty. W korytarzu odbijały się echa wesela – stukot szpilek, śmiechy, klaskanie. Świat się śmiał, a ja właśnie przestawałam wierzyć w cokolwiek. Wszystkie jego zniknięcia, te szeptane rozmowy, nerwowe spojrzenia – nagle wszystko nabrało sensu. Mój książę z bajki pocałował inną. W dniu naszego ślubu.

Zrobiło mi się niedobrze

Nie pamiętam, jak znalazłam się w windzie. Suknia plątała mi się pod stopami, serce waliło jak młotem. Na ekranie wyświetliło się „3. piętro – pokoje hotelowe”. Wysiadłam, a cisza korytarza aż dzwoniła mi w uszach. Tylko daleko, za zakrętem, dobiegł mnie cichy śmiech. Jego głos. I inny – kobiecy, miękki, przymilny. Zamarłam pod drzwiami z numerem 314. Śmiech znów zadźwięczał.

– Nie mogłeś się powstrzymać, co? Nawet dziś? – mówiła ona.

Z tobą nigdy nie potrafię – odpowiedział Michał, a jego głos brzmiał tak lekko, jakby to, co robili, było czymś zupełnie naturalnym.

Zanim zdążyłam pomyśleć, nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły. Oboje zamarli. Kobieta w czerwonej sukience wyskoczyła jak oparzona, a on tylko patrzył na mnie z otwartymi ustami, z twarzą, która nagle straciła wszystkie kolory.

– W dniu naszego ślubu…? – wyszeptałam. Głos mi pękł. – Tutaj? Z nią?!

– Julia… ja… to nie tak… – zaczął, ale zabrzmiało to żałośnie.

– Nie tak? – przerwałam mu. – To w takim razie jak?!

Czerwone szminki, jego marynarka rzucona na krzesło, rozkopana pościel. Wszystko mówiło samo za siebie. Nie potrzebowałam tłumaczeń. Nie chciałam. Zrobiło mi się niedobrze. Odwróciłam się i wybiegłam z pokoju, nie czując nawet łez. Świat zawirował, a korytarz zdawał się nie mieć końca. Za mną jeszcze przez chwilę rozległ się jego głos:

– Julia, poczekaj! Proszę!

Nie poczekałam. W tej chwili przestałam być jego żoną.

Zakpił z całego mojego życia

Wybiegłam na zewnątrz, boso, wciąż w tej absurdalnie białej sukni, która teraz wyglądała jak kpina z całego mojego życia. Deszcz zacinał, ciężkie krople wsiąkały w tiul, welon kleił się do twarzy. Nie czułam zimna. Czułam tylko wstyd, który palił mnie od środka. Kiedyś marzyłam, żeby ta noc trwała wiecznie. Teraz chciałam, żeby się skończyła. Ktoś zawołał moje imię. To Kasia. Wybiegła za mną w szpilkach, z gołymi ramionami, zdezorientowana.

– Julka! Co się stało?!

Odwróciłam się powoli. W świetle lamp jej twarz wyglądała na przerażoną.

– On mnie zdradził – wyszeptałam. – Jeszcze zanim zdążyłam powiedzieć „mąż”.

Kasia objęła mnie, a ja po raz pierwszy naprawdę się rozpłakałam. Płakałam za wszystkim – za sobą sprzed kilku godzin, za tą głupią dziewczyną, która wierzyła w bajki.

– Chodź, zabiorę cię stąd – powiedziała cicho. – Nie możesz tu zostać.

Wsiadłyśmy do samochodu. W lusterku widziałam, jak biała suknia plącze się na tylnym siedzeniu, brudna od błota. Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że ta suknia oznacza początek czegoś pięknego. Teraz była tylko symbolem klęski. Kiedy dojechałyśmy do jej mieszkania, usiadłam na kanapie, wciąż mokra, drżąca, milcząca. Kasia podała mi koc i kubek herbaty.

– Julka, on nie jest tego wart – powiedziała stanowczo.

– Wiem, ale spróbuj powiedzieć to komuś, kto właśnie stracił całe swoje życie.

Wiedziałam już, że nie wrócę

Następnego dnia obudziłam się na kanapie Kasi, z bólem głowy i pustką w środku. Suknia ślubna leżała na krześle obok – pomięta, szara od deszczu, jak po jakimś obrzędzie żałobnym. Czułam się, jakbym nie miała już ciała, tylko same wspomnienia. Telefon wibrował co kilka minut. Michał. Nie odbierałam. W końcu, po dziesiątym połączeniu, Kasia westchnęła:

– Julka, może lepiej to skończyć. Powiedz mu, co myślisz i zamknij ten rozdział.

Zgodziłam się. Spotkaliśmy się w pustej kawiarni przy rynku. Michał wyglądał, jakby nie spał całą noc – rozmazany, nerwowy, z tym samym spojrzeniem, które kiedyś brałam za czułość, a teraz widziałam w nim tylko strach.

– Julia… To był błąd. Przysięgam. To nic dla mnie nie znaczyło. Byłem podchmielony, zestresowany, wszystko potoczyło się tak głupio…

– W dniu naszego ślubu? – przerwałam mu. – Nie podchmielony, Michał. Bezczelny.

Milczał.

– Wiesz, co jest najgorsze? – zapytałam spokojnie. – Że ja cię naprawdę kochałam. A ty zamieniłeś nasz ślub w farsę.

– Proszę cię, daj mi szansę, naprawię to. Błagam.

– Nie ma czego naprawiać. Zdradziłeś mnie, zanim zdążyliśmy rozpocząć nowe życie.

Wstałam, zostawiając go z niedopitą kawą i spojrzeniem człowieka, który dopiero teraz zrozumiał, co stracił. Gdy wyszłam, pierwszy raz od wczoraj poczułam coś na kształt ulgi. Bolało, ale wiedziałam już, że nie wrócę.

Julia, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama