„Mój zięć myślał, że jest mistrzem kamuflażu. Romansował z połową wsi i myślał, że zapach róż przykryje smród kłamstw”
„Córka udawała, że wszystko w porządku. Chodziła do pracy, z Filipem na rower, gotowała obiady. Ale ja ją znam. Jak tak zbyt cicho chodzi po domu, to znaczy, że coś w niej buzuje”.

- Redakcja
Nigdy nie uważałam się za osobę szczególnie wścibską, ale jak człowiek widzi, co się dzieje, to chyba ma prawo komentować? Zwłaszcza jeśli chodzi o własne dziecko. Moja córka Marta była zawsze z tych romantycznych. Jak się zakochała, to bez pamięci. A jak trafiła na tego swojego Marcina, to myślała, że złapała Pana Boga za nogi. Wesele było z pompą, kredyty się pozaciągało, żeby było na bogato. Potem wspólne mieszkanie na wsi, gdzie Marcin podobno miał „pracować zdalnie”. No, chyba że pod „pracą zdalną” rozumie się odwiedzanie co drugiego domu, w którym mieszkały inne panienki. A Marta? Ślepa, głucha, zakochana. A ja głupia, że nie drążyłam wcześniej. No i zaczęło się...
Nie byłam ślepa
– Mamo, nie zaczynaj znowu! – Marta trzaskała szafką w kuchni, jakby to miało uciszyć moje podejrzenia. – Marcin był w pracy, mówił ci przecież!
– A w jakiej to pracy daje się kobietom kwiaty w środku tygodnia? – prychnęłam, unosząc brwi. – I to nie byle jakie! Róże, lilie, frezje. Jak na pogrzeb albo na randkę!
– Bo on mnie kocha. Chciał zrobić niespodziankę...
– Mhm. A to, że na rachunku z kwiaciarni było „dla Moniki z pozdrowieniami”, to też niespodzianka? – wyciągnęłam z kieszeni kopertę, którą znalazłam przypadkiem na komodzie. – Monika to teraz twoje drugie imię?
Marta pobladła.
– Ty grzebałaś w naszych rzeczach?!
– Ja? Nie, same mi z nieba spadły. Przestań robić ze mnie głupią! Ten twój aniołek nie tylko ci rogi przyprawia, ale jeszcze myśli, że nikt się nie zorientuje!
– Może to nie jego... może to pomyłka... – zaczęła się jąkać.
– Tak, pewnie jeszcze dwóch Marcinów z naszej wsi chodzi po kwiaciarniach i kupuje identyczne bukiety dla tej samej kobiety!
Usiadła przy stole i schowała twarz w dłoniach. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze. Ale nie. Wstała, wyprostowała się i powiedziała:
– Dobrze. To ja z nim porozmawiam.
– A jak nie zrozumie, to ja z nim „porozmawiam” – mruknęłam pod nosem, zapinając sweter.
Zemdliło mnie od tej czułości na pokaz
Marcin wrócił do domu jakby nigdy nic. Wyperfumowany jak po kąpieli, w butach tak czystych, że aż szkoda je brudzić na naszej wiejskiej ziemi.
– Hej, kotku, jestem! – zawołał z przedpokoju i od razu pocałował Martę w policzek.
Aż mnie zemdliło od tej czułości na pokaz.
– Możesz mi wytłumaczyć, kim jest Monika? – spytała słodko, ale jak się zna moją córkę, to się wie, że jak mówi słodko, to znaczy, że za chwilę będzie burza z piorunami.
– Jaka Monika? – udawał zdziwienie, ale zbyt nerwowo założył ręce.
– No ta od róż. Ta od „dziękuję za wczoraj” – Marta wyciągnęła komórkę i pokazała mu zdjęcie paragonu z kwiaciarni.
Zbladł.
– Skarbie, to nie tak…
– Nie mów do mnie „skarbie”! – wrzasnęła nagle. – Dwa dni temu mówiłeś, że byłeś u Maćka! A tymczasem całe sołectwo widziało, jak wsiadasz do auta tej Moniki spod sklepu. Uśmiechnięty jak dziecko, które ukradło cukierka!
– To nic nie znaczyło… – bełkotał.
– To świetnie – Marta wyjęła z szuflady jego walizkę i rzuciła mu ją pod nogi. – To i twoja obecność tutaj też już nic nie znaczy.
Stałam z boku i w duchu klasnęłam. Raz w życiu się postawiła, i to jak!
Pokręciłam tylko głową
Marcin stał jak wryty.
–Proszę cię… Przemyśl to. Zrobimy sobie przerwę, ale nie wyrzucaj mnie od razu!
– Przerwę?! – krzyknęła. – To nie liceum, żebyśmy „robili sobie przerwy”! Masz dziecko, masz żonę, a nie jakąś zabawkę, którą odkładasz, gdy ci się znudzi!
– To nie tak… Monika… ona mnie rozumie…
– No to cudownie! – Marta złapała kurtkę z wieszaka i wcisnęła mu ją w ręce. – Idź do niej!
– Ale ja… – Marcin spojrzał na mnie. – Mamo, może coś powiesz? Może ją jakoś uspokoisz?
– Ja? – wytrzeszczyłam oczy. – A niby co mam powiedzieć? Że ci się należy druga szansa? Chłopie, ty się ciesz, że tylko walizkę dostałeś, a nie patelnią po łbie!
Zająknął się coś, ale już wychodził. Marta zatrzasnęła drzwi za nim z hukiem. Zapanowała cisza, tylko jej oddech był głośny. W końcu usiadła przy stole i spojrzała na mnie.
– Wiesz, że go dalej kocham? I to mnie najbardziej wkurza.
Pokręciłam głową.
– Kochaj, ale z dystansu. Najlepiej zza płotu. I przez lornetkę.
Marta parsknęła. A mnie ulżyło, bo wiedziałam, że łzy może jeszcze będą – ale rozumu to jej już nikt nie odbierze.
Musiałam ucinać plotki
Mijały dni, a Marcin jakby się pod ziemię zapadł. Zero telefonu, zero wiadomości. I dobrze. Ale jak na złość, cała wieś aż huczała od plotek.
– A to Marta znowu sama? – dopytywała mnie sąsiadka spod czwórki, ta, co zawsze wygląda zza firanki szybciej niż policja.
– A co, casting ogłaszasz? – odpyskowałam, bo już mi się ulewało. – Bo jak coś, to Marta teraz wybredna. Tylko uczciwych przyjmuje, z aktualnym zaświadczeniem o wierności.
Sąsiadka zrobiła minę, jakby ją dziobnęła kura i uciekła do siebie. Córka udawała, że wszystko w porządku. Chodziła do pracy, z Filipem na rower, gotowała obiady. Ale ja ją znam. Jak tak zbyt cicho chodzi po domu, to znaczy, że coś w niej buzuje.
– Mamo… a co jeśli on przyjdzie? – zapytała któregoś wieczoru.
– To niech sobie wejdzie – mruknęłam. – Ale tylko do przedsionka. I tylko po resztę swoich rzeczy. A potem niech maszeruje dalej, gdzie pieprz rośnie.
– Czasem się zastanawiam, czy ja za szybko nie zareagowałam.
– Dziewczyno, ty w końcu zareagowałaś, jak trzeba. Gdybyś nie wrzasnęła wtedy, to do dziś byś prała jego koszule, a on by je zdejmował u Moniki.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno.
– Dzięki, mamo. Chociaż ty trzymasz moją stronę.
– Zawsze. A teraz marsz do łóżka. Jutro nowy dzień, a ja czuję, że ten teatrzyk się jeszcze nie skończył.
Współczułam córce
Nie pomyliłam się. Teatrzyk wrócił jak bumerang. Tydzień później, w niedzielę po obiedzie, dzwonek do drzwi. Otwieram – a tam Marcin. W rękach bukiet jak z pogrzebu celebryty i mina zbitego psa.
– Mogę z Martą porozmawiać?
– Możesz – odparłam. – Ale najpierw powiedz, o czym. Bo jak znowu masz zamiar wciskać jej, że Monika to był tylko błąd systemu, to lepiej już wracaj, skąd przyszedłeś.
– Ja… Zrozumiałem, co straciłem. Chcę spróbować wszystko naprawić. Przyszedłem przeprosić.
Marta akurat wychodziła z pokoju. Stanęła jak wryta.
– Serio? Myślisz, że wpadniesz z bukietem, powiesz „przepraszam” i wszystko się cofnie?
– Nie, ale chcę chociaż spróbować. Dla nas… dla Filipa.
– A gdzie byłeś przez ostatnie dwa tygodnie? W domu tej swojej „koleżanki”? – głos jej się załamał.
– Spałem w aucie. Monika mnie pogoniła.
Zięć spuścił głowę. Marta zrobiła krok w jego stronę. A ja już chciałam się wtrącić, ale mnie uprzedziła.
– To dobrze. Bo może wreszcie poczułeś, jak to jest być nikim.
– Marta…
– Nie. Dla mnie to koniec. Możesz przychodzić do Filipa, ale między nami już nic nie będzie.
A potem zamknęła drzwi. Powoli. Bez krzyku. Tylko łzy jej ciekły po policzkach. Ale nie powiedziała ani słowa więcej.
Byłam dumna z córki
Marcin już więcej nie próbował. Może zrozumiał, że po tylu kłamstwach nie ma czego zbierać. A może po prostu było mu wygodniej wrócić do swojego samochodu i tam użalać się nad losem zdradzanego. Filip przez jakiś czas był przygaszony, ale z czasem też odżył. Marta zrobiła mu niespodziankę – zapisali się razem na kurs karate. A ja? Ja wreszcie mogłam spokojnie spać. Bez czekania, aż moje dziecko wróci zapłakane, albo aż zobaczę kolejny dowód na zdradę „zięcia idealnego”. I wiecie co? Czasem lepiej być samemu, niż żyć w kłamstwie z perfumowanym bałwanem, który myśli, że jak da róże, to przykryje smród swojego sumienia.
Marta teraz ma nową fryzurę, nowe życie i błysk w oku, którego nie widziałam od lat. A ja siedzę sobie z herbatą przy oknie i patrzę, jak idzie z Filipem do sklepu. I wiem jedno: jak się nie przegoni gada z życia, to się nigdy nie poczuje zapachu świeżości.
Hanna, 68 lat
Czytaj także:
- „Tata kpi, że wyręczam żonę w opiece nad dzieckiem. Twierdzi, że moja robota skończyła się 9 miesięcy temu”
- „Teściowa steruje moim życiem, jakby grała w grę. Wybrała mi nawet prześcieradło, na którym mam zmajstrować jej wnuka”
- „Letnia przygoda ze starszym szefem skończyła się miłosnym zawodem. Byłam naiwna, a on to skrzętnie wykorzystał”