„Moja 11-letnia córka podkrada mi kosmetyki i robi z siebie pudernicę. Ja w jej wieku używałam tylko wody i mydła”
„Poczułam ukłucie niepokoju. W jej wieku ja nawet nie myślałam o kosmetykach. Woda, mydło i czasem jakiś krem, który mama mi wciskała zimą – to był szczyt mojej pielęgnacji. A teraz moja jedenastolatka podkrada moje rzeczy i maluje się za plecami? Pokręciłam głową, myśląc, że to dopiero początek”.

- Redakcja
Zawsze myślałam, że moje dziecko to jeszcze mała dziewczynka. Taką ją widziałam – z rozwianymi włosami, w powyciąganej bluzie z ulubioną bajką, skaczącą na jednej nodze i śmiejącą się beztrosko. Ale ostatnio coś zaczęło się zmieniać.
Niby nadal była moją małą Olą, ale jednocześnie zaczęłam zauważać w niej coś, co przypominało mi... siebie sprzed lat. Tyle że w jej wieku wystarczała mi woda i mydło, a ona nagle zainteresowała się makijażem. I to nie tak delikatnie, jakbym się spodziewała.
Moje kosmetyki zaczęły znikać. Pudry, błyszczyki, a nawet drogie serum do twarzy! Najpierw myślałam, że je po prostu gdzieś zawieruszyłam, ale potem zaczęłam mieć coraz więcej podejrzeń. A kiedy przyłapałam Olę z moją szminką w dłoni, nie miałam już wątpliwości.
W jej wieku byłam inna
Zaczęłam coś podejrzewać, kiedy nie mogłam znaleźć mojego nowego błyszczyka. Otworzyłam kosmetyczkę, przeszukałam szuflady w łazience, zajrzałam nawet do torebki, choć rzadko noszę tam kosmetyki. Nic. Pomyślałam, że może go zgubiłam albo zapomniałam, gdzie odłożyłam. To się zdarza. Ale kiedy dzień później nie znalazłam swojego pudru, a tusz do rzęs jakimś cudem był otwarty i miał lekko sklejone włoski, zapaliła mi się w głowie czerwona lampka.
Najpierw postanowiłam zrzucić winę na siebie. Może przez zmęczenie zapominam, gdzie kładę rzeczy? Może odkładam je niedokładnie i spadają za pralkę? Ale kiedy któregoś ranka zobaczyłam Olę wychodzącą z łazienki, a jej usta lśniły podejrzanie różowym kolorem – dokładnie takim, jak mój zagubiony błyszczyk – wiedziałam już, że coś jest na rzeczy.
– Ola? – zapytałam spokojnie, choć w środku aż mnie skręcało. – Masz coś na ustach?
– Nie! – odpowiedziała błyskawicznie i przetarła wargi rękawem bluzy.
Podeszłam bliżej. Mimo jej desperackiej próby zamaskowania śladów, na materiale został różowy ślad.
– Skarbie, nie kłóciłabym się, ale widzę.
Ola przewróciła oczami.
– To tylko błyszczyk, mamo. Nic takiego.
Niby nic takiego. A jednak poczułam ukłucie niepokoju. W jej wieku ja nawet nie myślałam o kosmetykach. Woda, mydło i czasem jakiś krem, który mama mi wciskała zimą – to był szczyt mojej pielęgnacji. A teraz moja jedenastolatka podkrada moje rzeczy i maluje się za plecami?
Tylko co teraz? Zrobić awanturę? Odebrać jej kieszonkowe? A może podejść do tego inaczej?
Pokręciłam głową, myśląc, że to dopiero początek.
Miarka się przebrała
Przez kilka dni próbowałam ignorować problem, licząc, że może samo przejdzie. Może to tylko chwilowa fascynacja? Może Ola pobawi się kosmetykami i szybko jej się znudzi? Ale gdy któregoś ranka otworzyłam swoją kosmetyczkę i zobaczyłam, że podkład, którego użyłam zaledwie kilka razy, był prawie pusty, a pędzel do różu dziwnie pachniał moją drogą perfumowaną mgiełką, miarka się przebrała.
Musiałam działać.
Najpierw postanowiłam poszperać w pokoju Oli. Czułam się z tym podle, ale ciekawość zwyciężyła. Zaglądałam do jej plecaka, pod poduszkę, do szuflad. I znalazłam. W małym pudełeczku, razem z gumkami do włosów i spinkami, leżały moje kosmetyki. Widać, że były używane – tusz do rzęs miał odbite ślady palców, błyszczyk był rozmazany na zakrętce, a róż miał lekko wykruszone brzegi.
Westchnęłam ciężko.
– Ola! – zawołałam, stając w drzwiach jej pokoju.
Córka uniosła głowę znad telefonu.
– Co jest?
– Możesz mi wyjaśnić, co moje kosmetyki robią w twojej szufladzie?
Oczy Oli rozszerzyły się, a potem szybko przeniosła wzrok na ścianę, jakby szukała tam pomocy.
– Yyy… to nie są twoje.
Prychnęłam.
– Tak? To skąd masz dokładnie taki sam błyszczyk, który mi zginął?
Ola sięgnęła do włosów i zaczęła je nerwowo skręcać na palcu.
– Może… kupiłam?
Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na nią surowo.
– Skarbie, przestań mnie oszukiwać. Wiem, że podkradasz moje rzeczy. Tylko nie rozumiem dlaczego.
Córka spiorunowała mnie wzrokiem, jakbym oskarżała ją o coś strasznego.
– Bo ty masz fajniejsze! – wybuchła nagle. – Twoje kosmetyki pachną ładnie i wyglądają lepiej. Ja chcę też być ładna, mamo!
Serce mi ścisnęło. Moja mała dziewczynka chciała być ładna. Dla kogo? Po co?
– Ola, ale przecież jesteś piękna. Bez tego wszystkiego.
– Ty tak mówisz, bo jesteś moją mamą – burknęła, a w jej oczach pojawił się bunt.
Przygryzłam wargę. Nie chciałam zrobić jej przykrości, ale wiedziałam jedno – na pewno nie pozwolę jej zamienić dzieciństwa na walkę o idealny wygląd.
Tylko jak to zrobić, żeby mnie posłuchała?
Czas na szczerą rozmowę
Przez cały dzień biłam się z myślami. Z jednej strony chciałam jasno postawić granicę – Ola nie miała jeszcze dwunastu lat, a już zaczęła interesować się makijażem, podkradając mi kosmetyki. Nie chciałam, żeby w jej głowie pojawiło się przekonanie, że bez pomalowanych rzęs i błyszczących ust jest niewystarczająca. Ale z drugiej strony, pamiętałam swoje dzieciństwo – im bardziej czegoś mi zabraniano, tym bardziej mnie do tego ciągnęło.
Pod wieczór postanowiłam, że zamiast zakazów, szczerze z nią porozmawiam.
– Skarbie, możemy chwilę pogadać? – zapytałam, siadając na jej łóżku.
Ola westchnęła ciężko, jakbym właśnie kazała jej odrobić dziesięć stron matematyki.
– No dobra.
– Nie jestem zła, ale musisz mnie zrozumieć. Podkradanie to nie jest rozwiązanie. Gdybyś przyszła do mnie i powiedziała, że chcesz spróbować się malować, porozmawiałybyśmy o tym razem.
Córka zerknęła na mnie niepewnie.
– A pozwoliłabyś mi?
Zawahałam się.
– Może nie na co dzień, ale czasem… czemu nie? Makijaż może być fajną zabawą. Ale nie chcę, żebyś czuła, że musisz się malować, żeby być ładna. Bo jesteś piękna taka, jaka jesteś.
Ola przewróciła oczami.
– Mamo, serio, tak mówią wszystkie mamy.
Uśmiechnęłam się i sięgnęłam do swojej toaletki.
– Chodź. Pokażę ci, jak zrobić delikatny makijaż, który podkreśla urodę, ale nie zmienia cię w kogoś innego.
Oczy Oli zaświeciły się. Może to był sposób, żeby nauczyć ją, że piękno nie zależy od kosmetyków?
Moje dziecko dorasta
Ola niepewnie usiadła naprzeciwko mnie, a ja wzięłam do ręki pędzel do pudru. Widziałam w jej oczach ekscytację, ale i lekką niepewność. Była jeszcze dzieckiem, choć sama próbowała się tego wyprzeć.
– Najpierw nawilżamy skórę – powiedziałam i podałam jej lekki krem. – Skóra to podstawa, bo jeśli o nią nie dbasz, żadne kosmetyki nie będą wyglądały dobrze.
Córka posłusznie nałożyła krem i spojrzała na siebie w lustrze.
– I co teraz?
– Teraz delikatny błyszczyk. Żadnych matowych pomadek, żadnych konturówek. Tylko lekki połysk, żeby podkreślić twoje usta, ale nie zmienić ich koloru.
Ola sięgnęła po błyszczyk, który wcześniej mi podkradała, i z nieskrywanym zadowoleniem pomalowała usta.
– Ooo, fajnie wygląda!
– Widzisz? Nie trzeba wiele. – Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po tusz do rzęs. – A teraz coś, co sprawi, że twoje oczy będą wyglądać na większe i bardziej wyraziste. Ale tylko jedna warstwa.
Ola patrzyła w lustro, mrużąc oczy.
– W sumie… chyba lepiej bez tuszu. Mam długie rzęsy.
Zaśmiałam się.
– No właśnie! Po co je obciążać?
Siedziałyśmy jeszcze chwilę, a ja tłumaczyłam jej, jak ważna jest pielęgnacja, naturalność i to, by czuła się dobrze sama ze sobą. Nie chciałam, żeby uważała, że makijaż jest czymś złym – chciałam tylko, żeby wiedziała, że nie jest konieczny.
– Mamo… Dzięki. – Spojrzała na mnie nieśmiało. – To było fajne.
Patrzyłam na nią i uświadomiłam sobie, że to dopiero początek naszej drogi. Moja mała dziewczynka dorastała.
Świat się zmienił
Następnego dnia, kiedy wróciłam z pracy, zastałam Olę siedzącą przed lustrem w swoim pokoju. Miała przed sobą moje kosmetyki, ale zamiast potajemnie ich używać, przyglądała im się z namysłem.
– Mamo, mogę? – zapytała, trzymając w dłoni róż.
Przygryzłam wargę. Jeszcze niedawno byłam pewna, że w jej wieku wystarczyłyby woda i mydło, a teraz stałam przed wyborem: pozwolić jej eksperymentować czy zakazać?
– Jaki masz pomysł? – zapytałam ostrożnie.
Ola uśmiechnęła się szeroko.
– Tylko trochę różu. I błyszczyk. Tak jak wczoraj.
Usiadłam obok niej i obserwowałam, jak ostrożnie nabiera róż na pędzel i delikatnie muska nim policzki. Nie przesadziła, nie próbowała zrobić z siebie dorosłej kobiety. Wyglądała na siebie – tylko z odrobiną koloru na twarzy.
– Wiesz, w szkole dziewczyny malują się dużo mocniej – powiedziała nagle, jakby wyczuła moje myśli. – Niektóre używają podkładu, robią sobie kreski eyelinerem… A potem pani od matmy każe im zmywać wszystko na przerwie.
Parsknęłam śmiechem.
– I co wtedy robią?
– Malują się od nowa w łazience.
Pokręciłam głową.
– Wiesz, kiedy ja miałam jedenaście lat, nikt w mojej klasie nie myślał o makijażu.
– Bo kiedyś wszystko było inne – Ola westchnęła, jakby rozmawiała z babcią.
Patrzyłam na nią uważnie. Miała rację. Świat się zmienił, dziewczynki dorastały szybciej, internet i media społecznościowe robiły swoje. Nie mogłam trzymać jej w szklanej bańce, ale mogłam nauczyć ją, żeby nie gubiła siebie w tym wszystkim.
To było ważniejsze
– Wiesz co, skarbie? – powiedziałam, obejmując Olę ramieniem. – Najważniejsze to robić coś dla siebie, a nie dla innych. Jeśli kiedyś będziesz się malować, to tylko dlatego, że tego chcesz, a nie dlatego, że ktoś ci wmówił, że musisz.
Ola spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
– Mamo?
– Tak?
– A możemy kiedyś zrobić sobie dzień SPA?
Zaśmiałam się i ucałowałam ją w czoło.
– Jasne. Ale pod jednym warunkiem.
– Jakim?
– Ty wybierasz maseczki.
Roześmiała się i rzuciła mi się na szyję. Moja mała dziewczynka dorastała, ale może to wcale nie było takie straszne, jak myślałam.
Kilka dni później zauważyłam, że moje kosmetyki przestały ginąć. Moja córka nie szukała ich już po kątach, nie podkradała potajemnie błyszczyka, nie używała tuszu, kiedy myślała, że nie widzę. Przychodziła do mnie i po prostu pytała, czy może coś wypróbować.
To było dla mnie największym dowodem na to, że zrobiłam dobrze. Nie zakazałam jej eksperymentowania, ale pokazałam, jak robić to z głową. Nie odepchnęłam jej, nie skrytykowałam, nie sprawiłam, że poczuła się głupio z tym, co ją interesowało.
Ola była jeszcze dzieckiem, ale coraz bardziej wkraczała w świat nastolatek. Czekały mnie kolejne wyzwania – pierwsze randki, rozmowy o przyjaźni, pierwsze kompleksy. Ale teraz wiedziałam, że mogę coś dla niej zrobić. Być obok.
I chyba to było ważniejsze niż wszystkie kosmetyki świata.
Anna, 40 lat