„Moja 35-letnia córka wciąż trzyma się mojej spódnicy. Wychowałam fajtłapę, która nawet bułek nie potrafi kupić”
„– Dlaczego mnie namówiłaś, żeby tam pójść? – wrzeszczała. – Masz pojęcie, co tam się wydarzyło?! Nagle pojawiła się jego eks i zrobiła awanturę! On próbował ją uspokoić, a na koniec wyleciał za nią z pokoju. Przez ciebie non stop wychodzę na idiotkę!”.

- Listy do redakcji
Moja córka wyglądała przepięknie. Niebieski zawsze świetnie jej pasował. Jednak z drugiej strony, czerwony top i czarny dół również stanowiły świetne połączenie.
– I jak, mamuś? Brać tę sukienkę, czy raczej bluzkę z czarną spódnicą?
Odparłam, że w obu stylizacjach wygląda równie korzystnie, więc niech wybierze to, co bardziej jej pasuje.
– Hm, no nie jestem pewna… – widziałam wahanie malujące się na jej twarzy. – Kosztują w sumie tyle samo, ale coś mi tu nie pasuje. Ta pierwsza fajnie na mnie leży i wyglądam w niej szczuplej, ale druga ma z kolei ładniej wycięty dekolt. Ech… Mamuś, no weź mi coś doradź!
– To może po prostu zdecyduj się na tę czerwoną koszulkę – powiedziałam zniecierpliwiona, bo czułam się już zmęczona i miałam ochotę sobie pójść.
Jej twarz się rozjaśniła, a na twarzy pojawił się promienny uśmiech. Szybko poleciała do kasy i już po chwili mogłyśmy wracać do domu.
Nie chciało mi się już tego słuchać
Podczas jazdy opowiadała mi ze szczegółami o swojej nowej pracy. Wpadła na pomysł, by własnoręcznie upiec babeczki i poczęstować nimi swoich współpracowników, jednak nie była do końca przekonana, czy taki gest zostanie odebrany pozytywnie.
Z jednej strony pragnęła, aby jej koledzy i koleżanki z pracy postrzegali ją jako osobę miłą i serdeczną, jednak z drugiej obawiała się, że mogą ją uznać za przesadnie uległą i chcącą się podlizać.
– I co w końcu? Przynieść te słodkości? – nie dawała za wygraną, mimo że już jej powiedziałam, iż nie znam ludzi, z którymi pracuje i szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co sobie o niej pomyślą. – No powiedz, mamuś, jak powinnam postąpić? Ty byś je tam wzięła?
Cóż złego mogło być w przeniesieniu babeczek do pracy? Poradziłam jej zatem, aby tak zrobiła.
Źle jej doradziłam
Odezwała się do mnie kolejnego dnia totalnie załamana. Okazało, że pichciła te muffinki do drugiej nad ranem, przyniosła ponad czterdzieści sztuk, a jej koledzy z roboty skonsumowali jedynie sześć.
– Prawie wszyscy rezygnują ze słodkości, jeden kolega choruje na cukrzycę, a dwie koleżanki nie tolerują glutenu… – moja córka snuła ponurą opowieść. – Zachowałam się jak kompletna idiotka! Podobno w pracy jest niepisana zasada, że nie częstujemy się nawzajem słodyczami, bo każdy stara się dbać o zdrowie. Wyobrażasz sobie, mamo, jak głupio musiałam wyglądać z tym pudełkiem wypełnionym babeczkami, na które nikt nie miał ochoty?
Poczułam smutek, ponieważ to przecież ja podsunęłam jej pomysł z poczęstunkiem dla znajomych. Ale kto by pomyślał, że sprawy przybiorą taki obrót? Po zakończeniu rozmowy z Kasią, przyszło mi do głowy, że mam serdecznie dość tego, jak bardzo jest nieporadna w podejmowaniu decyzji.
Potrzebowałam spokoju
Pewnie niejedna matka byłaby wniebowzięta, gdyby jej dorosłe pociechy kontaktowały się z nimi po kilka razy na dobę, ale ja odczuwałam przez to ogromną presję. Kasia czuła potrzebę, by przedyskutować ze mną dosłownie każdy, najdrobniejszy nawet aspekt swojego życia. Nie tylko zawodowego, ale też prywatnego i towarzyskiego.
Byłam przy niej, kiedy przeżywała trudne chwile w relacjach z facetami. Najpierw pomagałam jej znaleźć odpowiednie słowa, żeby wytłumaczyć swojemu chłopakowi, że już nic do niego nie czuje. Potem z kolei odradzałam jej, żeby za wszelką cenę próbowała odzyskać faceta, który z nią zerwał.
Nie chodziło o to, że chciałam wszystko kontrolować jako matka. Po prostu Kasia tak rozpaczała i błagała mnie o radę, że w końcu ulitowałam się nad nią i powiedziałam, co moim zdaniem powinna zrobić. Może trochę też dlatego, żeby samej mieć już spokój z tą sprawą, przyznaję się bez bicia!
Nie miała własnego zdania
Córka jeszcze przez parę dni nie mogła sobie darować tej babeczkowej klapy. Zastanawiała się, co zrobić, żeby kumple z roboty wymazali z pamięci tę jej wtopę. A ja na to, żeby po prostu była dla wszystkich zwyczajnie miła.
No i wyobraźcie sobie, że najwyraźniej moje słowa dotarły do niej głęboko, bo raptem po dwóch tygodniach zadzwoniła do mnie cała w skowronkach, że umówiła się na randkę z jednym facetem z pracy.
– Wiesz, on od razu wpadł mi w oko – oznajmiła – ale myślałam, że mnie w ogóle nie dostrzega. A tu nagle bum! Wyskoczył z propozycją wyjścia do kina! Mam sama wybrać, na co chcę iść. Mamuś, doradzisz mi coś? Komedia chyba nie jest dobrym pomysłem, bo ja jak zacznę się śmiać, to rżę jak kobyła… Myślisz, że może horror? Będę udawać przestraszoną i się w niego wtulę! Ale co on sobie o mnie pomyśli, jak wybiorę jakiś mocny film z dużą ilością krwi? Może stwierdzi, że jestem jakaś nienormalna?
– Słuchaj Kasiu, a tak właściwie to co byś chciała obejrzeć? – wtrąciłam.
Odparła, że to bez znaczenia, ponieważ ostatecznie zdecyduje się na to, co wspólnie ustalimy. Ogarnęło mnie znużenie, a w głowie zaczęło lekko pulsować. Wykręciłam się od jasnej deklaracji, symulując jakieś zakłócenia na linii.
Chyba gdzieś popełniłam błąd
Kompletnie nie miałam pojęcia, czemu Kasia ciągle zasypywała mnie pytaniami, żebym się wypowiadała na wszystkie możliwe tematy. No dobra, to prawda, że sama ją wychowałam i zapewne stanowiłam dla niej jedyny wzorzec, ale przecież mnóstwo samotnych mam może pochwalić się w pełni niezależnymi i dorosłymi dziećmi.
Tego samego dnia wieczorem znów usłyszałam dzwonek telefonu. To była moja córka. Uwierzycie, że nie miałam odwagi odebrać? Wstyd się przyznać, ale przyszło mi do głowy, żeby potem skłamać, iż właśnie brałam kąpiel. Chwilę później dostałam jednak od Kasi wiadomość:
"Piotrek proponuje, abyśmy po wszystkim poszli do niego na kolację. Jak myślisz mamuś, powinnam się zgodzić?".
Złapałam się za głowę.
Chciałam, by była zaradna jak ja
Takie sprawy nie powinny być w kręgu moich zainteresowań! Kasia, mając 35 lat na karku, powinna być na tyle dojrzała, by samodzielnie podejmować decyzje odnośnie kontaktów z płcią przeciwną. Gdy sama byłam w jej wieku, borykałam się z eksmałżonkiem, zaciągniętym kredytem, mieszkaniem wymagającym gruntownego odświeżenia i dziesięcioletnim dzieckiem.
Gdzie mi tam było radzić się kogokolwiek odnośnie moich życiowych decyzji? Wszystko zawsze musiałam ogarnąć sama, czasem w ekspresowym tempie. Ani przy braniu ślubu, ani przy rozwodzie nikt nie wtrącał się ze swoimi przemyśleniami. Zero czyichkolwiek komentarzy, gdy zaciągałam pożyczki na remonty, a potem samodzielnie kombinowałam, jak je oddać.
Fakt, Kaśka dorastała bez ojca, ale przecież ja odgrywałam w jej życiu podwójną rolę – i matki, i ojca. To ja ją zapisałam na angielski, posłałam do najlepszego ogólniaka, sfinansowałam kurs komputerowy. Dałam jej konkretne podwaliny, żeby wyrosła na zaradną i samodzielną babkę. Więc gdzie popełniłam błąd?
Irytowała mnie coraz bardziej
Kasia po wyjściu z kina zrezygnowała z wizyty u Piotra. Nie chodziło o brak chęci z jej strony, po prostu zabrakło jej odpowiedzi ode mnie, a sama nie potrafiła zdecydować. On się jednak nie poddał i znów ją zaprosił, ale teraz na niewielką imprezę w gronie swoich kumpli.
– Jak myślisz, on traktuje naszą relację na serio? – dopytywała się moja pociecha. – Sądzisz, że postrzega mnie jako swoją partnerkę? No wiesz, całowaliśmy się, ale...
– Kasiu! – weszłam jej w słowo. – To w końcu twoja sprawa. Ja go nie znam i nie mam pojęcia, co siedzi mu w głowie. Poza tym, nie musisz dzielić się ze mną prywatnymi szczegółami waszego związku.
– Daj spokój, mamo, nie udawaj takiej pruderyjnej! – zaśmiała się. – Całowaliśmy się i bardzo zależy mi na tym, żeby nasza znajomość przerodziła się w coś więcej, ale czy to nie za wcześnie, by poznawać jego kumpli? A co jeśli mnie nie zaakceptują?
Westchnęłam w duchu. Miałam świadomość, że jeśli nie udzielę jej jasnej wskazówki, będzie drążyć sprawę bez końca.
– Jak masz na to chęć, to leć i miłej zabawy – odparłam. – Przecież to zwykłe, koleżeńskie pogaduszki.
Miała do mnie pretensje
Dla świętego spokoju, przed snem, wyciszyłam dźwięki w telefonie. Bałam się, że Kasia zacznie do mnie nagminnie dzwonić z łazienki, żeby zasięgać mojej opinii i podpowiedzi co robić dalej. W końcu udało jej się do mnie dodzwonić następnego dnia z samego rana. Płakała.
– Dlaczego mnie namówiłaś, żeby tam pójść? – wrzeszczała. – Masz pojęcie, co tam się wydarzyło?! Nagle pojawiła się jego eks i zrobiła awanturę! On próbował ją uspokoić, a na koniec wyleciał za nią z pokoju. A ja stałam tam jak ostatnia idiotka! Przez ciebie non stop wychodzę na idiotkę! Wtedy też wmówiłaś mi, że mam zanieść te babeczki, a potem to ja musiałam się wstydzić. A dzisiaj znowu coś takiego!
Trudno było mi uwierzyć w to, co słyszałam. Niby ja miałam jej coś nakazywać?! Przymuszać ją do czegokolwiek?! Okropnie się z nią pokłóciłam. Oświadczyłam jej, żeby nigdy więcej nie zwracała się do mnie po rady, bo przecież jest dorosłą osobą i potrafi samodzielnie myśleć. Obraziła się strasznie i oznajmiła, że od teraz nie usłyszę od niej ani słowa, ani nie zapyta mnie o zdanie. Odpowiedziałam, że super i na tym zakończyłyśmy dyskusję.
Musiałam z kimś pogadać
Tamta rozmowa doprowadziła mnie do szału, dosłownie cała dygotałam z nerwów. W tym momencie wiedziałam, że potrzebuję zwierzyć się komuś bliskiemu. Postanowiłam zadzwonić do Ani, dobrej przyjaciółki, z wykształcenia psycholożki. Znała Kaśkę od małego.
– Nie sądzisz, że to taki jej sposób na ucieczkę przed porażką? – zainteresowała się Ania. – Kiedy podejmujesz samodzielne wybory, musisz liczyć się z tym, co z nich wynika, a Kasia w każdej chwili może zrzucić winę na kogoś, kto udzielił jej złej rady.
– Chyba masz rację – odparłam po namyśle. – I być może po części to rezultat tego, że zawsze wydawałam jej konkretne polecenia. No wiesz, miałam tyle spraw na głowie, że łatwiej mi było narzucić jej coś z góry, niż dopytywać o jej preferencje…
Gadając z Anią, dotarło do mnie, że w pewien sposób przyzwyczaiłam moją pociechę, żeby o wszystko mnie wypytywała. Przypomniało mi się, jak córka wróciła z pustymi rękami ze sklepu, bo zabrakło kajzerek, a nie miała pojęcia, czy w zamian wziąć rogale czy bochenek.
– Wystraszyłam się, bo gdybym kupiła coś innego niż chciałaś, to byś się na mnie wkurzyła – wyjaśniła mi wtedy moja jedenastolatka.
I chyba to w niej zostało. Non stop się stresowała, że ktoś się na nią zdenerwuje, źle ją odbierze, kiepsko wypadnie przed znajomymi albo nową sympatią.
Kompletnie nie ogarniała, o co jej chodzi, pragnęła jedynie, aby wszyscy ją lubili i szanowali. Ania trafnie zauważyła, że moja córka wpada w panikę na samą myśl o niepowodzeniu. Cała afera ze słodkościami spędzała jej sen z powiek przez bite siedem dni.
Ma prawo popełniać błędy
Z dnia na dzień uświadomiłam sobie, że nie sprawdziłam się w roli mamy. Wsiadłam w samochód i ruszyłam w stronę mieszkania Kasi.
– Skarbie, po prostu pragnęłam ci przekazać, że masz pełne prawo do potknięć – oznajmiłam, a wargi jej zadrżały. – Nikt nie jest idealny. Ale najistotniejsze jest to, że to będą twoje własne wpadki! Nie moje ani niczyje inne! Więc kieruj się tym, co podpowiada ci serce, a cała reszta ułoży się sama…
Po naszej rozmowie Kasia rzadziej zwracała się do mnie po wskazówki. Dopiero gdy zrezygnowała z pracy, poinformowała mnie o tym. Przez dłuższy czas nie napomknęła też ani słowem o swoim nowym partnerze.
– No i chyba się doczekałam, bo w weekend wybieramy się z wizytą do jego rodziny – oznajmiła radośnie, po czym dodała z niepokojem w głosie: – Mamuś, co powinnam na siebie włożyć?
Tutaj akurat mogłam służyć radą. Jednak wszystkie inne postanowienia będzie zmuszona podjąć samodzielnie. Jedno wiem na pewno – bez względu na to, jaki wybór podejmie, ja niezmiennie będę stać u jej boku. Po wsze czasy!
Renata, 60 lat