Reklama

Niepokoiło mnie zachowanie mojej córki. Bez przerwy mówiła tylko: „mamo, kup mi to!” albo „potrzebuję pieniędzy na tamto”. Denerwowało mnie, że zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, ile wysiłku muszę włożyć, żeby zapewnić jej te wszystkie zachcianki.

Reklama

– Mamo, potrzebuję pieniędzy na nowe jeansy – zwróciła się do mnie pewnego dnia.

– Przecież ostatnio kupiłam ci nowe spodnie – zareagowałam zaskoczona. – Czyżbyś już z nich wyrosła?

– Nie, ale teraz na wiosnę modne są inne fasony. Nie chcę wyglądać jak jakaś staroświecka baba.

– Przykro mi, ale nie mam kasy. Może jakoś uda się odłożyć trochę grosza w kolejnym miesiącu. W tym musiałam uregulować rachunki za prąd i dopłacić za wodę.

Zobacz także

– Czemu u nas zawsze brakuje szmalu? – zmarszczyła brwi. – Innym rodzicom jakoś udaje się związać koniec z końcem.

Ciężko westchnęłam. Kasia po raz kolejny zarzuciła mi, że za słabo się staram, mało zarabiam i ogólnie jestem życiowo nieporadna.

Rozwiodłam się

Moja szesnastoletnia córka to śliczna i zgrabna panienka, która doskonale wie, jak wyeksponować swoje atuty. Doskonale rozumiem jej pragnienie dobrej zabawy, robienia wrażenia na koleżankach wystrzałowymi fatałaszkami i posiadania supernowoczesnego telefonu tak jak jej rówieśniczki. Ja też chciałabym spełnić te zachcianki, ale zwyczajnie nie jestem w stanie. Samotnie wychowuję trójkę dzieci – oprócz Kasi mam pod opieką czternastoletniego Adriana i młodszą o 6 lat Malwinkę.

Tak, jest jeszcze ich tata – nałogowy pijak i awanturnik. Wzięliśmy rozwód, kiedy nasza młodsza pociecha miała zaledwie 4 latka. I tak zbyt długo tolerowałam jego pijaństwo i karczemne burdy. Nie, nie stosował wobec mnie przemocy, ale po trunkach zachowywał się okropnie i nie przebierał w słowach. Wątpię, by w ogóle mnie kochał. Stanęliśmy na ślubnym kobiercu, bo spodziewałam się dziecka. Być może na początku coś nas ze sobą łączyło, ale przez kolejne lata stopniowo wyparowało to w oparach bimbru. Nie miał nic przeciwko, kiedy zażądałam rozwodu, ale też specjalnie nie ułatwiał mi całej tej sytuacji. Dokonaliśmy podziału wspólnego dobytku i sprzedaliśmy nasze lokum. On kupił kawalerkę, a ja dwa niewielkie pokoiki. W jednym śpią córeczki, w drugim ja z synkiem.

Próbowałam wygospodarować dla niego choć odrobinę własnego miejsca – przesunęłam szafę tak, by podzieliła pokój na pół, a powstały kąt odgrodziłam stojącą donicą z kwiatami. To może nie jest wielka namiastka prywatności, ale lepsze to niż nic. Adrian zresztą nie ma pretensji. No, przynajmniej póki co, bo jeszcze nie lata za dziewczynami… Gdy wraca z lekcji, to i tak od razu pędzi na boisko, a wieczorami przesiaduje przy komputerze.

Żyjemy od pierwszego do pierwszego

Córeczka Malwinka jest bardzo mądrą dziewczynką. Zdaje sobie sprawę z tego, że nasza rodzina nie opływa w dostatki. Bez marudzenia zakłada ubranka po swojej starszej siostrze i nie domaga się, żebyśmy zaopatrywali ją w nowe ciuchy. Ma świadomość, że jej największa miłość, czyli balet, i tak pochłania niemałą część naszego budżetu. Trzeba opłacić lekcje tańca, regularnie sprawić świeże baletki, no i oczywiście zadbać o odpowiedni strój do ćwiczeń.

Zdarza mi się ubolewać nad tym, że nie jestem w stanie zapewnić moim pociechom rzeczy, o których śnią. Niestety moja wypłata nie pozwala na oszczędzanie. Co prawda otrzymuję alimenty, ale przychodzą one w różnych odstępach czasu i kwotach. Nie mam zamiaru chodzić po sądach z byłym małżonkiem – zdaję sobie sprawę, że da mi pieniądze, gdy będzie je miał. A jeśli nie będzie miał, to nawet sąd nic z niego nie wyciśnie. Prawdą jest, że mój eks zawsze przelewa mi jakąś sumę tuż po otrzymaniu wypłaty. Wie, że jeśli nie zrobi tego natychmiast, to całość przepuści na knajpy.

Zdarza się, że mój były mąż wysupła parę groszy dla naszych pociech – w tych rzadkich momentach, kiedy ma na tyle jasny umysł, by się z nimi zobaczyć. Ale te drobne kwoty to kropla w morzu potrzeb. Zapewnić wyżywienie i ciuchy dla trojga dzieci to nie byle wyzwanie. No i przecież trzeba jeszcze opłacić mieszkanie, prąd i te sprawy...

Wbiła szpilę w moje serce

Cieszy mnie fakt, że moje młodsze pociechy pojmują, że nie wszystko można mieć. I z tego powodu jeszcze mocniej dokucza mi to, że najstarsza latorośl, która wydaje się być najbardziej roztropna, nie akceptuje tego stanu rzeczy. Wciąż ma jakieś roszczenia. Raz chodzi o nowiutkie obuwie, innym razem o jakieś spodnie… Przyznaję, fatałaszki muszę kupować dość regularnie, bo wyrasta z nich i to, co pasowało wiosną, już nie nadaje się na jesień. Z tym się zgadzam i nie oponuję. Ale ona pragnie ciągle innych rzeczy – nowoczesnej komórki, laptopa, odtwarzacza… Skąd ja mam wziąć na to kasę? Na dokładkę ma do mnie żal, sądzi, że to z mojej winy jesteśmy ubodzy. Nie owija w bawełnę.

– Nie dałoby rady wziąć jakiejś fuchy po godzinach? – spytała, gdy odmówiłam na prośbę o nowy telefon. – Matka mojej kumpeli dorabia, pracując zdalnie.

– Ale ja już pracuję więcej niż etat – próbowałam wyjaśnić, mając świadomość, że nie o to tu chodzi. – Wiesz, przy trójce dzieci ciężko cokolwiek zaoszczędzić. No i masz dość wygórowane oczekiwania!

– Wygórowane? – parsknęła. – Ja tylko chcę żyć jak moi znajomi! W domu mamy jakiś staroświecki komputer, a mój telefon to też przeżytek…

– Chwila moment, przeżytek? – zaskoczył mnie jej komentarz. – Dopiero co go zmieniałyśmy, w tamtym roku!

– To prawda – skinęła głową. – Czasy się zmieniają, mamo, postęp technologiczny gna do przodu. Nie wolno mi pozostać w tyle.

– Kasieńko, robię, co w mojej mocy, ale przecież mam na głowie także Malwinkę i Adrianka.

Najwyraźniej to wciąż za mało – odparła bezwzględnie, a ja miałam wrażenie, jakby ktoś chlusnął mi w twarz lodowatą wodą. – Nic dziwnego, że te wszystkie galerianki wybierają taką drogę życiową!

Czułam się bezsilna

Opuściła mieszkanie, a ja się rozpłakałam. Z rozpaczy, że mnie w taki sposób traktuje. Oraz z obawy, no bo rzeczywiście, co się stanie, jak sama zacznie szukać łatwego zarobku? Nie miałam pojęcia, jak postąpić. Niespodziewanie usłyszałam dźwięk telefonu. Dzwoniła moja siostra. Próbowałam zapanować nad swoim głosem, ale mimo to domyśliła się, że płakałam.

Oznajmiła mi, że zaraz do mnie wpadnie. Byłyśmy w domu tylko we dwie, bo Adrian był na treningu piłki nożnej, a Malwinka uczestniczyła w zajęciach baletowych i miała ją z nich odebrać mama jej koleżanki. Streściłam Ewie całą sytuację, która miała właśnie miejsce.

Chyba ci odbiło – stwierdziła zdziwiona, wpatrując się we mnie. – Serio planowałaś tyrać jeszcze więcej, żeby ta smarkula dostała wszystko, czego zapragnie?

– Nie, nie o to mi chodzi. – Dopiero teraz, gdy wszystko wygadałam siostrze, dostrzegłam, że sedno problemu leży zupełnie gdzie indziej. – Zwyczajnie jest mi smutno, że ona odnosi się do mnie w taki sposób.

– No i właśnie na tym powinnaś się skoncentrować – Ewa przytaknęła. – Nie chodzi o spełnianie zachcianek gówniary, ale o to, by uświadomić jej, że jest egoistką.

– Ale jak to zrobić? – spytałam. Raniło mnie, że Ewa wyraża się tak dosadnie o Kasi, ale zdawałam sobie sprawę, że ma rację.

– Słuchaj, coś mi chodzi po głowie – Ewa się zamyśliła. – W moim sklepie mam tyle syzyfowej pracy, że szok. Strasznie monotonnej, bo ciągle tylko układanie towaru na półkach i wypisywanie faktur. Wyślij do mnie Kaśkę. A nie, czekaj – sama się z nią skontaktuję.

Zobaczy, że pieniądze nie rosną na drzewach

Kiedy przyszedł kolejny dzień, moja córka z radością poinformowała mnie, że zamierza podjąć pracę.

– Ciocia Ewa dała mi możliwość dorobienia u niej – rzekła z satysfakcją. – Teraz będę mogła zarabiać na własne potrzeby.

Kaśka wpadła w nowy rytm. Po lekcjach wpadła do domu, szybko coś jadła i pędziła do roboty. Trzy popołudnia w tygodniu spędzała za ladą w sklepie. Cały pozostały czas poświęcała na naukę. Współczułam jej, bo ewidentnie padała z nóg. Ale podpuszczona przez Ewkę, niczego nie komentowałam.

– Zaczekaj chwilkę, bez takich współczujących min – powstrzymała mnie siostra. – Już z nią rozmawiałam wcześniej. Pokazałam jej moje nowe perfumy, ale od razu też powiedziałam, jaką mają cenę i ile trzeba robić, żeby je mieć. Przecież widzi też, że ja nie próżnuję i nie obijam się całymi dniami. No i czasem tak mimochodem rzucę jakąś uwagę o tym, jak ty ciężko pracujesz i ile masz różnych rachunków do opłacenia.

Była dumna z wypłaty

Po jakimś miesiącu Kaśka przyszła do mnie i pokazała kopertę.

– Udało mi się uzbierać sześćset złotych – oznajmiła. – To naprawdę spora suma.

– Tak, ale w pełni na nią zapracowałaś – skomplementowałam moją pociechę. – Dałaś z siebie wszystko. Masz już jakiś pomysł na wydanie tych pieniędzy?

– Jeszcze nie zdecydowałam – odpowiedziała. – Zastanawiam się nad założeniem konta i wpłaceniem ich właśnie tam.

– Uważam, że to rozsądna decyzja – przytaknęłam.

– Wiesz co, mamo? Chciałam cię przeprosić. Zachowywałam się okropnie. Dopiero teraz dostrzegam, jak ciężko harujesz. Głupio mi z tego powodu. Zastanawiam się, czy nie powinnam dorzucać się do domowych wydatków.

– Nie ma takiej potrzeby, przecież te fundusze należą do ciebie – z wielkim wysiłkiem powstrzymywałam łzy cisnące się do oczu. – Bardzo się cieszę, że to do ciebie dotarło. I wiesz, co ci powiem? Powinnaś trochę zwolnić tempo w pracy...

– Raczej tak właśnie zrobię – odparła, spoglądając na swoje dłonie, nieco nadwyrężone od ciągłego przekładania produktów w sklepie. – Telefon nie jest wart takiego poświęcenia!

Parsknęłyśmy śmiechem. Teraz mam w domu trójkę dzieci z głową na karku!

Reklama

Teresa, 44 lata

Reklama
Reklama
Reklama