„Jestem samotną matką, a córka weszła w okres dojrzewania. Gdyby tatuś nie zwiał, wiedziałaby, co to dyscyplina”
„Moja córka o tym marzyła, a ja byłam kategorycznie przeciwna. Jednak po cichu postawiła na swoim i srogo za to zapłaciła”.
- Agata, 40 lat
–Ty chyba oszalałaś! – wykrzyknęłam do swojej szesnastoletniej córki. – Nie ma mowy! Nigdy się na to nie zgodzę!
– Ale, mamo! Elka już ma taki kolczyk, a Jola chce sobie zrobić! – stwierdziła Kornelka z pretensją w głosie.
– Nie obchodzi mnie, co mają twoje koleżanki, mogą się nawet wytatuować od stóp do głów. Nie zgadzam się na twój kolczyk w języku i już! – krzyknęłam.
Kornelka, zagniewana, poszła do siebie i buntowniczo puściła na cały regulator jakąś hałaśliwą muzykę. Nie miałam już siły interweniować…
Miewała już różne szalone pomysły
Jak ciężko być samotną matką, zaczęłam się przekonywać dopiero teraz, gdy córka weszła w okres dojrzewania. Ze słodkiego dziewczątka zmieniła się w wiecznie naburmuszoną pannicę z pretensjami do całego świata!
Zobacz także
Pozwoliłam jej już na dziwne stroje i czarne paznokcie, wychodząc z założenia, że skoro nadal dobrze się uczy, to może nauczyciele się do niej nie zrażą. Ale kolczyk w języku? To już nie była tylko ekstrawagancja, to groziło poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi! Przeczytałam w internecie, że po przebiciu języka może dojść do jego uszkodzenia i taki człowiek nie będzie już odczuwał żadnych smaków. Nigdy! Lecz Kornelki to nie przekonało…
– Czasem lepiej nie czuć, co się je – rzuciła pogardliwie, wyraźnie pijąc do mojej kuchni.
– Pamiętaj, że to ci zostanie na całe życie, więc będziesz jeszcze gorszą kucharką niż ja! Nawet nie poczujesz, że twoja zupa jest za słona – ostrzegłam ją.
– Ja będę przekłuwała język w gabinecie u lekarza. Nic mi się nie stanie – stwierdziła. – Dlatego chcę mieć twoje pozwolenie, bo to będzie trochę kosztowało.
– Nie masz pozwolenia. I nigdy go nie dostaniesz!
– Nigdy? Za dwa lata będę pełnoletnia i nie będę już musiała pytać cię o zdanie!
– Ale nadal będziesz na moim utrzymaniu, więc radzę ci, abyś się dobrze zastanowiła, jak postąpisz! – odparowałam.
Pewnego dnia spotkałam Kornelkę na mieście. Szła akurat z koleżankami w centrum handlowym, roześmiana. Wydało mi się, że w jej ustach coś mignęło! Potem, podczas kolacji, dość intensywnie przyglądałam się córce, lecz niczego w jej ustach nie widziałam, co mogłoby błyszczeć.
Strasznie byłam naiwna! Przekonałam się o tym kilka dni później, gdy wróciła do domu zapłakana.
– Co się dzieje? – przeraziłam się, bo miała opuchniętą twarz, a łzy lała strumieniami.
Załkała jeszcze głośniej i zamknęła się w swoim pokoju. Nie chciała z niego wyjść, nie odpowiadała na moje prośby…
Postanowiłam więc poczekać na rozwój wypadków. Liczyłam na to, że mimo wszystko dobrze się rozumiemy, więc w końcu powie mi, co ją gnębi. Zawiedziona pierwsza miłość, jakaś fałszywa koleżanka?
Takiego obrotu sprawy jednak się nie spodziewałam…
Kornelka nie pojawiła się na kolacji, choć usmażyłam jej ulubione naleśniki z powidłami. Wyszła ze swojego pokoju dopiero wtedy, gdy już kładłam się spać. Jak kiedyś usiadła na brzegu mojego łóżka. Czekałam w napięciu, co powie, ale ona tylko rozpaczliwie się do mnie przytuliła jak mała dziewczynka.
– Kochanie, pamiętaj, że nie ma takiej sprawy, z którą sobie razem nie poradzimy – zapowiedziałam pokrzepiająco.
Spojrzała mi prosto w oczy.
– Z taką też? – zapytała i zaprezentowała mi ukruszoną jedynkę!
– Jak to się stało? – nie mogłam ukryć zdenerwowania.
– Będziesz na mnie wściekła! – Kornelka znowu zaszlochała.
Po czym przyznała mi się, że… dwa tygodnie temu, w tajemnicy, jednak przekłuła język.
– Wyjmowałam kolczyk, jak przychodziłam do domu, żebyś go nie zobaczyła!
A więc ten błysk, który dostrzegłam w sklepie, to było to! Nie wiadomo, jak ukruszyła ząb. Czy sztyft w kolczyku był za długi, źle dopasowany, czy zatyczka się obluzowała wskutek ciągłego wkładania i wyjmowania… Tak czy owak, kiedy dzisiaj jadła drożdżówkę, nagle nagryzła twardy metal i… w sekundę było po zębie!
– Teraz będę już szczerbata do końca życia! – wyła.
Byłam wstrząśnięta jej wyznaniem i nieposłuszeństwem, ale to nie była odpowiednia chwila na morały. Dostała już za swoje!
– Zobacz! – powiedziałam do Kornelki, pokazując swoją lewą jedynkę. – Widzisz coś?
– Nic… Jest trochę krzywa…
– Jest sztukowana od połowy! – przyznałam się. – Kiedy miałam dziesięć lat, jechałam na rowerze i jakiś drań wsadził mi kij w szprychy. Wyleciałam jak z procy. Dentysta dobudował mi ząb. Tobie też dobudujemy, ale… zapłacisz za to z kieszonkowego – zastrzegłam natychmiast.
– Dobrze, mamo! – zgodziła się i odetchnęła z ulgą.