„Moja córka opuściła studniówkę i maturę, żebyśmy nie wylądowali na bruku. Teraz żałuję, że zniszczyłam jej życie”
„– Nie da się pogodzić studiów z etatem. To za duże obciążenie. Co będzie, jeśli nie podołasz? Którą z tych rzeczy będziesz musiała odpuścić? – zapytałam z troską. Karolina popatrzyła w podłogę, a ja dostrzegłam, że moje lęki przekładam na nią”.
- Listy do redakcji
Nasza rodzina żyła bardzo skromnie – każdą złotówkę trzeba było dwa razy oglądać, zanim się ją wydało. Trudno było wtedy myśleć o wielkich planach, bo codzienne problemy zabierały całą uwagę. Moja córka Karolina, która właśnie skończyła 18 lat, patrzyła na to zupełnie inaczej. Nie akceptowała takiego życia od wypłaty do wypłaty, z którym ja już się pogodziłam. Wierzyła, że dzięki nauce i studiom może osiągnąć coś więcej i wyrwać się z tego kręgu biedy.
Patrzyłam na nią z podziwem
Mimo że dorastała w prostych warunkach, miała wielkie plany, które jednocześnie napawały mnie radością i niepokojem. Jako rodzic oczywiście pragnęłam dla niej wszystkiego, co najlepsze, lecz moje własne doświadczenia – konieczność rezygnacji z większości marzeń – sprawiały, że martwiłam się o jej przyszłość. Teraz gdy matura była coraz bliżej, widziałam, jak z każdym dniem rośnie jej zapał, a ja nie mogłam przestać się zastanawiać. Dręczyły mnie myśli – czy uda jej się spełnić wszystkie zamierzenia? Czy może i tym razem życie okaże się zbyt trudne dla mojego dziecka?
Przed oczami miałam całą naszą rodzinę – męża Piotra, który harował całymi dniami, żeby związać koniec z końcem, oraz małego Tomka, który był jeszcze zbyt młody, by zrozumieć trudności dorosłego życia. Bałam się, że Karolina przez swoje ryzykowne decyzje może wpaść w prawdziwe tarapaty.
Za oknem szalała wichura, a my siedziałyśmy wspólnie przy wysłużonym kuchennym blacie, który przez lata użytkowania pokrył się różnymi plamami. Na stole rozłożone były podręczniki i zeszyty – dowód na to, że przygotowywała się do zbliżających się egzaminów.
– Mamo, ty tego nie rozumiesz – powiedziała ze złością Karolina, a jej oczy błyszczały gniewem. – Od tego zależy moja przyszłość, to jedyna droga do lepszego życia. Nie mogę się teraz poddać!
Popatrzyłam na nią z żalem.
– Wiem, przez co przechodzisz – powiedziałam cicho, nie mogąc opanować drżenia głosu. – Jednak musimy stanąć twardo na ziemi. Nie stać nas teraz na pokrycie kosztów twoich dalszych studiów. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy.
– Przecież mogę się starać o stypendium, znaleźć sobie jakąś pracę podczas studiowania. Da się to...
– Łączenie pracy z nauką? To za duże wyzwanie, kochanie. Pomyśl, co będzie, jeśli coś się nie powiedzie? Albo przyjdzie ci wybierać między jednym a drugim?
Moja córka wbiła wzrok w podłogę, a ja rozumiałam to aż za dobrze. Ten wieczny strach o przyszłość zaczynał już zatruć jej niewinną duszę. Chciałabym, żeby miała więcej pewności siebie, ale doświadczenie nauczyło mnie ostrożności.
– Zależy mi tylko na twoim szczęściu. Nie chciałabym, żebyś kiedyś tego wszystkiego żałowała – powiedziałam niepewnym głosem.
– Wiem o tym doskonale, mamo. Ale czy nie jest smutne to, że wciąż musimy decydować, co jest dla nas najmniej bolesne?
Zapadła przytłaczająca, ciężka cisza. Patrzyłam na Karolinę i widziałam, jak mocno się waha. Jej dylemat był prosty – iść za głosem serca czy wybrać pomoc najbliższym i odpuścić maturę?
Sama tak zdecydowała
Minęło parę tygodni, podczas których Karolina bez przerwy analizowała swoją sytuację. Gdzieś w głębi duszy już wiedziała, że studia muszą zaczekać. W końcu zdecydowała – pierwszy raz w życiu musiała podjąć tak trudny wybór. Zrezygnowała z podejścia do matury, żeby móc znaleźć pracę i pomóc nam, swojej rodzinie.
– Muszę wam coś powiedzieć – odezwała się, czekając na właściwy moment, by podzielić się z nami swoimi planami.
– O co chodzi? – zapytał ojciec, widząc zatroskane oblicze naszej córki.
– Postanowiłam odpuścić sobie egzamin dojrzałości i wykształcenie wyższe. Po ukończeniu liceum poszukam zatrudnienia.
– A przecież zawsze chciałaś... Jesteś całkowicie przekonana?
– Oczywiście, tato. Choć nie było mi łatwo podjąć tę decyzję, uważam, że tak będzie najlepiej dla całej naszej rodziny. Na naukę przyjdzie jeszcze czas, teraz są pilniejsze sprawy.
– Córeczko, pomyśl o swojej przyszłości... – próbowałam argumentować.
– Mamo, życie może potoczyć się różnymi ścieżkami. W tym momencie liczy się dobro naszej rodziny. Pragnę wam pomóc i jestem pewna, że znajdę swoje miejsce w życiu.
Ojciec objął Karolinę mocnym uściskiem. Dręczyły go sprzeczne emocje – radość, że pomoc finansowa w końcu nadejdzie i żal, że jego córka musi porzucić swoje plany na przyszłość.
– Pokazujesz wielką odwagę i dojrzałość. Nie masz pojęcia, jak bardzo jestem z ciebie dumny – wyszeptał wzruszonym głosem. – Ale nie trać nadziei. Kiedyś na pewno pojawi się okazja, żeby spełnić te wszystkie marzenia.
Karolina przytaknęła, czując w głębi duszy, że gdy kończy się jedna droga, gdzieś na pewno pojawia się następna. W tej chwili było dla niej jasne, że powinna być naszym oparciem, choćby miała przez to odłożyć swoje plany na później.
Znalazła dobrze płatny etat w fabryce
W gwarze pracujących urządzeń i woni nowych produktów Karolina powoli przyzwyczajała się do swojego nowego harmonogramu. Początki na produkcji nie należały do najłatwiejszych, ale kolejne przepracowane minuty przynosiły jej ulgę, że może wspierać swoich bliskich. Choć zazwyczaj po zmianie od razu kierowała się do domu i padała ze zmęczenia, ale pewnego wieczoru coś sprawiło, że zawitała do kuchni na dłuższą chwilę.
– Mamo, chciałabym coś z tobą przedyskutować – odezwała się cicho, gdy przygotowywałam ziemniaki do obiadu.
– Jasne, kochanie. Co cię trapi? – przestałam obierać i odłożyłam garnek.
– Wiesz, ta robota w fabryce to kompletnie nowe doświadczenie. Trudno mi się do tego dostosować.
– Wiem, córeczko. To naprawdę duża zmiana w porównaniu z tym, co znałaś wcześniej.
– Jednak nie wszystko jest złe, mamo. Mam poczucie, że moja praca ma sens. Może to nie jest ta wymarzona ścieżka z uniwersytetem, ale też się liczy.
Popatrzyłam na nią, czując jednocześnie radość i żal.
– Robisz naprawdę wspaniałe rzeczy. To, jak bardzo nam pomagasz, jest po prostu nie do przecenienia. Ale musisz wiedzieć, że wciąż możesz mieć własne marzenia.
– Często myślę, czy dobrze zrobiłam – powiedziała cicho, spoglądając mi w oczy. – Powiedz mamo, ty kiedyś żałowałaś swoich decyzji?
– Ach, każdemu się zdarza. To normalne. Ale zawsze starałam się podejmować decyzje, które w danym momencie wydawały się właściwe. A przed tobą jest jeszcze tyle różnych dróg.
Na twarzy Karoliny pojawił się melancholijny uśmiech.
– Rozumiem, że chcesz mojego dobra. Ja też tego pragnę, mamo. Dla całej naszej rodziny.
Usiedliśmy do obiadu, nie odzywając się do siebie, zatopieni we własnych przemyśleniach. Między nami panowała taka szczególna cisza – cicha umowa, która pomagała nam przetrwać ciężkie momenty. My obie rozumiałyśmy, że cokolwiek by się nie działo, trzeba iść naprzód i stawiać czoła problemom, które przynosi nam los.
Nic jej nie cieszyło
Gdy Karolina odebrała pierwszą pensję, na moment ogarnęła ją radość. To uczucie szybko jednak minęło, ustępując miejsca gorzkiemu rozczarowaniu. Zarobione środki przypomniały jej o wszystkich wyrzeczeniach: porzuconych planach, wyczerpującej harówce i zaprzepaszczonych ambicjach.
– Przyniosłam całą wypłatę, mamo – powiedziała ze znużeniem w głosie, wysypując pieniądze na blat.
– Świetnie się spisałaś, Karolino – starałam się ją podnieść na duchu, choć dostrzegałam w jej wzroku wyczerpanie i nutę zawodu.
– Myślisz? Bo ja już sama nie wiem, czy to ma jakikolwiek cel – westchnęła, wpatrując się z powątpiewaniem w zarobione banknoty.
– Wiesz, kasa to nie wszystko – odparłam, czując ścisk w piersi. – Liczy się też trud, który wkładasz w swoją robotę, zebrane doświadczenie.
– Miałam większe plany niż tylko życie od wypłaty do wypłaty – wyszeptała Karolina, ocierając łzę spływającą po policzku.
– Każdy z nas o czymś marzy. To, że teraz odłożyłaś swoje pragnienia na bok, nie znaczy, że przepadły na zawsze.
– Kiedy raz zrezygnujesz ze swoich planów, da się do nich wrócić? – jej głos drżał, gdy spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Przed tobą jeszcze długa droga, nie przekreślaj wszystkiego. Twoje marzenia nigdzie nie uciekną – odpowiedziałam, próbując ją pocieszyć, choć czułam, jak niewiele znaczą te słowa wobec jej zawiedzionych nadziei.
Po jej wyjściu do sypialni zostałam w kuchni, a moje myśli kłębiły się wokół jednego – czy rzeczywiście dałam z siebie wszystko, by wspierać moją córkę w dążeniu do jej celów.
Nagle zmieniła zdanie
Kolejne tygodnie mijały, a praca w fabryce powoli zabijała w mojej córce jej dawne pragnienia. Kiedy tylko miała moment dla siebie, uciekała do tego, co kiedyś sprawiało jej radość i napędzało do działania. Z bólem obserwowałam, jak z dnia na dzień gaśnie w niej dawny zapał.
– Wiesz, czasem zastanawiam się, czy nie popełniłam błędu – powiedziała jednego wieczoru, gdy wspólnie piłyśmy herbatę w kuchni. – Myślę, że ukończenie liceum i pójście na uczelnię dałoby mi lepszy start w życiu.
– Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wszystko odmienić – odpowiedziałam, nawiązując z nią kontakt wzrokowy. – Musisz wiedzieć, że warto walczyć o swoje pragnienia.
– Szkoda tylko tych zmarnowanych lat...
– Te lata nie poszły na marne. Zdobyłaś doświadczenie życiowe, które jest równie cenne jak dyplom – starałam się ją pocieszyć. – Jeśli czujesz, że to właściwa droga, możesz podejść do egzaminu dojrzałości w przyszłym roku.
Karolina pogrążyła się w zadumie, a w jej oczach powoli zaczął tlić się dawno wygasły płomień.
– Naprawdę sądzisz, że dam radę? Boję się, że już wszystko zapomniałam.
– Da się zrobić absolutnie wszystko, musisz tylko znaleźć w sobie dość siły i odwagi – odpowiedziałam stanowczo.
Karolina nabrała powietrza do płuc, jakby nareszcie zobaczyła światełko w tunelu.
– Dobrze, mamo, zrobię to – na jej twarzy pojawił się dawno niewidziany, prawdziwy uśmiech.
Martyna, 50 lat