Reklama

Nic nie wskazywało na to, że uda mi się gdzieś wyskoczyć w te wakacje. Niewątpliwie potrzebowałam odmiany i odpoczynku, ale skąd wziąć kasę? Dobrze chociaż, że eks postanowił sfinansować Dagmarze obóz językowy, co prawda w Polsce, ale młoda i tak bardzo się cieszyła.

Reklama

– Mam ciotkę na wsi na Wolinie – przypomniała sobie Aneta, koleżanka z pokoju nauczycielskiego. – Została sama na stare lata i nudzi się jak mops. O ile nie szukasz luksusów, mogę zadzwonić i zapytać, czy nie wynajęłaby ci pokoju, choćby na miesiąc.

– Zapytaj – poprosiłam. – Byłoby kapitalnie, to rzut beretem od obozu Dagi! Pasowałby mi początek wakacji, do końca lipca. I nie trzeba mi wygód, nawet wodę ze studni mogę nosić!

No i proszę, okazało się, że zaraz po rozdaniu świadectw mogłyśmy z Dagą jechać na wybrzeże! Młoda nie mogła uwierzyć, naprawdę. I że nie będzie musiała potem wracać do domu, bo przewiozę ją prosto na obóz.

– Ale właściwie… – zaniepokoiła się, gdy już zamykałyśmy wypakowany bagażnik. – Dlaczego tak tanio? Może to ściema?

Zobacz także

Wyjaśniłam jej wtedy, że obiecałam właścicielce pomalować kuchnię, i odjęła nam koszt pracy od opłat. To starsza pani, nie radzi sobie już z takimi wyzwaniami.

– Po tym, jak zimą nas zalał ten typ z góry, uznałam, że możemy robić za fachowców – zaśmiałam się. – Pomożesz mi, mam nadzieję?

– Jasne! – córa wskoczyła na miejsce pasażera. – Witaj, przygodo!

Byłyśmy tak szczęśliwe, że nawet deszcz, który złapał nas tuż za Poznaniem, nie był w stanie zepsuć nam humorów. Morze jest piękne nawet w czasie niepogody – najwyżej będziemy spacerować, zamiast się horyzontalnie prażyć, stwierdziłyśmy.

Dobrały się jak w korcu maku

Ciotka Anety okazała się miłą starszą panią, teoretycznie spragnioną towarzystwa, w praktyce niemal niewychodzącą z ogrodu, który bezustannie pieliła, przekopywała i zmieniała. Pokazała nam pokój, kuchnię, którą miałyśmy dzielić z nią, a w międzyczasie malować, małą, lecz dobrze urządzoną łazienkę – po czym zniknęła wśród kwitnących róż.

Ja tymczasem dokonałam wiekopomnego odkrycia jak na czterdziestolatkę: nie każda miejscowość z dostępem do wybrzeża to kurort! Nie wszędzie jest infrastruktura dla turystów, ba, może nawet nie wszędzie bywają turyści? Znalazłyśmy się z Dagą w małej wioszczynie, takiej, którą normalnie córa skwitowałaby wydęciem warg i epitetem „zadupie”. Powiem szczerze, czekałam, kiedy to zrobi i zaczną się pretensje, że się nudzi. Ostatecznie wakacje bez towarzystwa, sklepów i imprez to słaba propozycja dla nastolatki… Na razie jednak moja córa pognała przywitać się z morzem, zostawiając na mojej głowie rozpakowanie bagaży.

– Jak skończysz, to przyjdź – rzuciła łaskawie w biegu. – Może zdążysz na zachód słońca! Zrobiłabyś mi fotę, wstawię na fejsa!

„Ha, czyli zapomniała kijka do selfie, a mimo to nie marudzi. Znaczy, podoba jej się, a reszta to szczegół. Dobrze jest” – cieszyłam się.

Na zachód zdążyłam, ale najwyraźniej niepotrzebnie, bo córa już znalazła kandydatkę na nadworną fotografkę. Towarzyszyła jej szczupła, spalona na brąz blondyneczka z… krową.

– Krasula się pasie na piachu? – zdziwiłam się tym widokiem.

– Nie, zerwała się poopalać – wyjaśniło moje dziecko. – Bianka ją właśnie znalazła.

Zaczęły obie chichotać i już wiedziałam, że Daga znalazła koleżankę na najbliższe dni.

Dobrały się jak w korcu maku i w zasadzie stały się nierozłączne. Razem na plaży, razem w lesie na kurkach, razem do miasta na zakupy – istne papużki nierozłączki. Mnie to w sumie pasowało, lubię spędzać czas z Dagmarą, ale nieraz jej gadatliwość bywa przytłaczająca, a po całym roku szkolnym byłam spragniona ciszy. Szum fal, krzyk mew – takie efekty dźwiękowe przemawiały do mnie teraz najlepiej.

Jako nauczycielka wiesz, na co można pozwolić

Czekałam na załamanie pogody, żeby zabrać się wreszcie za malowanie kuchni, ale słońce było jak dzwon i szkoda mi było każdej chwili spędzonej pod dachem. Nasza gospodyni machała jednak ręką: nie teraz, to za rok! Twierdziła, że w kuchni i tak za wiele nie przesiaduje, do tego wzrok ma słaby… Jeśli nam się naprawdę tu podoba, zawsze będziemy mile widziane, a malowanie zaczeka.
Czułam się jednak zobowiązana.

– Mamo, nie zawracaj sobie głowy – zaskoczyła mnie w poniedziałek Dagmara. – Pomalujemy tę kuchnię same z Bianką.

– Pomalujecie? A niby w zamian za co? – zapytałam przytomnie.

– Tak po prostu! – żachnęła się.

Takie cuda nie zdarzają się same z siebie… No i wyszło szydło z worka – panny wymyśliły, że za tydzień pojadą we dwie do Międzyzdrojów potańczyć.

– To jakaś impreza plażowa? – próbowałam się oswoić z tym pomysłem.

– No co ty, mamuś… Chcemy iść do klubu potańczyć – oświeciła mnie Dagmara.

– Chyba śnisz – wzruszyłam ramionami. – Przecież was nawet nie wpuszczą!

– Bez przesady – prychnęła. – Bianka ma osiemnastkę za dwa miesiące, a ja w styczniu. Poza tym są wakacje, naprawdę ci się wydaje, że ktoś będzie sprawdzał dowody?! Mamo, nie będę za pół roku bardziej dojrzała niż jestem – Dagmara rzuciła mi się w ramiona. – Zgódź się, zgódź się, pliiiisss.

I zaczęła się zarzekać, jaka będzie ostrożna. Żadnych głupot, zero alkoholu. Tylko poskaczą, podobno tam mają megadidżeja, jednego z najlepszych w Polsce.

– Zaraz, zaraz, ale Międzyzdroje są trzydzieści kilometrów stąd… – olśniło mnie. – Jak niby zamierzacie wrócić? I kiedy? Bo ja was wozić po nocy nie mam zamiaru.

– Będziemy nocować u kuzynki Bianki, ona tam mieszka – wyjaśniło moje dziecko beztrosko. – Wszystko już obgadane.

– Z rodzicami Bianki też? – zdziwiłam się, bo wyglądali mi jednak na dość tradycyjnych.

– Jak ty mnie puścisz, to oni Biankę też – wytłumaczyła Daga. – Wierzą, że jako nauczycielka wiesz, na co można pozwolić.

Jeszcze tego mi brakowało do szczęścia!

To prawda, że za pół roku w podobnej sytuacji nie będę miała nic do gadania, ale czy to powód, by teraz się zgadzać? Oka nie zmrużę, myśląc o tym, że moje dziecko jest bez opieki w jakiejś podejrzanej spelunie! A jak ktoś jej czegoś dosypie do picia? Mało się człowiek naczyta takich historii?

– Wykluczone – orzekłam w końcu.

Myślałam, że Daga będzie się wykłócać, ale tylko spojrzała smutno i zapytała, czy dała mi kiedykolwiek powód do braku zaufania. To najfajniejsze wakacje w jej życiu, tak by chciały z Bianką jakoś spektakularnie je zakończyć!

Reklama

Tak, jakąś napaścią lub molestowaniem! Pomyślałam o tym, co sama robiłam w młodości. A przecież nie było bezpieczniej, brakowało telefonów komórkowych, logistyka nie dorastała do dzisiejszej… Cóż, mam nadzieję, że córka zrozumie moją decyzję. Jak nie teraz to kiedyś, gdy sama będzie miała dziecko.

Reklama
Reklama
Reklama