Reklama

Kiedy tylko przekroczyłam próg klatki, od razu uderzył mnie harmider. Posłałam wściekłe spojrzenie grupce nastolatków, którzy okupowali parapet. Teraz, kiedy na dworze było zimno, to właśnie tu najchętniej spędzali czas ci smarkacze.

Reklama

W głowie mi się to nie mieściło

Grupka nastolatków okupowała klatkę schodową – trzech chłopaków, w tym dwóch spod ósemki i gość z ogoloną głową z bloku obok, a do tego dwie dziewczyny, w tym córka sąsiadów spod piętnastki. Serce mi się krajało na myśl o jej matce, że musi znosić taką dziewuchę. No bo kto to słyszał, żeby ledwo pełnoletnia smarkula popijała z jakimiś typkami na schodach?! Żenada totalna. A jeszcze jak ona się ubrała... Przeszło mi przez myśl, że chyba bym padła trupem, jakby moja Renatka paradowała w takich mikroskopijnych kieckach. Z miną pełną dezaprobaty i zaciśniętymi ze złości ustami, ominęłam całe to zbiegowisko.

Najlepsze było to, że sąsiadka nie szczędziła pochwał swojej rozpuszczonej córeczce. Bez przerwy trajkotała o niezwykłych talentach Kinguni – jej zdolnościach muzycznych, wspaniałej grze na wiolonczeli i nieustannych zachwytach wykładowców akademii muzycznej… Ta kobieta albo nie dostrzegała rzeczywistości, albo celowo robiła wszystkim wodę z mózgu. Doskonale zdawałam sobie sprawę, co za ptaszek z tej jej jedynaczki. Całe dnie spędzała z chłopakiem, jeździli na jakieś występy lub szlajali się po ulicach na motorze.

– Gdyby moja Renia wpadła na taki pomysł, na pewno bym jej nie puściła – skomentowałam w myślach z dezaprobatą, przekraczając próg domu.

– Wróciłam! – zawołałam głośno, zabierając się za opróżnianie toreb z zakupami.

Byłam dumna z córki

Chwileczkę później moja córka zjawiła się w przejściu do kuchni, zawsze skora do udzielenia mi pomocy.

– Mamuś, daj to. Ja to ogarnę – odezwała się Renatka, natychmiast przejmując ode mnie reklamówki. – Nie powinnaś nosić tak ciężkich rzeczy.

Moja ukochana córeczka, mój promyczek. Jestem przekonana, że dobrze ją wychowałam. I naprawdę byłam z niej ogromnie dumna. Szczególnie od kiedy moja pociecha rozpoczęła studia na germanistyce. Ma już za sobą dwa lata nauki. Opowiadałam każdemu, jakie mam utalentowane dziecko. Bo ja i moja Renia, odpukać, nigdy nie miałyśmy ze sobą żadnych problemów.

Dużo się uczyła

Była naprawdę wzorową uczennicą. Nigdy nie szlajała się po zmroku, a w domu zawsze chętnie pomagała. Praktycznie cały czas siedziała nad książkami. Zdarzało się, że namawiałam ją, żeby od czasu do czasu umówiła się gdzieś z koleżankami i trochę się zrelaksowała, bo przecież nie samą nauką człowiek żyje. Ona jednak tłumaczyła, że bardzo zależy jej na stypendium i musi się do niego solidnie przygotować.

– Mamo, lecę do biblioteki – oznajmiła.

– O tej porze? – zaskoczył mnie ten pomysł.

– Czemu nie poszłaś od razu po zajęciach? Tuż obok jest...

– Byłam też po zajęciach – sprostowała – ale mam jeszcze sporo do zrobienia. Do zakończenia semestru czeka mnie napisanie eseju, przebrnięcie przez masę książek i opracowanie kilku innych tematów. Nie przygotowuj dla mnie kolacji, przekąszę coś na mieście.

– W porządku – zgodziłam się. – Ale nie siedź tam za długo. Po zmroku na ulicy zaczyna się robić niebezpiecznie – uzupełniłam z niepokojem, na co ona zapewniła, że będzie ostrożna i na sto procent pojawi się z powrotem przed dziewiątą wieczorem.

Czułam, że chodzi o coś więcej

W ciągu kolejnych paru tygodni moja córka non stop zakuwała. Całe dnie spędzała albo w swoim pokoju, albo w bibliotece na uczelni. Zeszczuplała i zaczęła się dziwnie denerwować. Powoli zaczynałam się o nią niepokoić. „Czy to w ogóle możliwe, żeby na tych studiach mieli aż tyle do nauki?" – zastanawiałam się.

Pewnego wieczoru, kiedy znowu przyszła do domu późno i od razu chciała czmychnąć do swojego pokoju, zdecydowałam, że muszę z nią na poważnie pogadać.

– O co chodzi? – zapytałam zdziwiona.

– Nic – wymamrotała unikając mojego spojrzenia, a moment później... zalała się rozpaczliwym szlochem. Po czym popędziła w stronę toalety, pozostawiając mnie kompletnie zdezorientowaną na środku przedpokoju.

Kochanie, źle się czujesz? – nie poddawałam się, pukając natarczywie do drzwi od łazienki, lecz w odpowiedzi usłyszałam jedynie krzyk, żebym dała jej święty spokój.

Rano przygotowałam Reni śniadanie i zapukałam do drzwi jej sypialni. Po wejściu do środka okazało się, że jej nie ma. Najwidoczniej cichaczem wyszła z domu o świcie, gdy ja jeszcze smacznie spałam…

Myślałam, że to żart

Renia pojawiła się w domu dopiero pod wieczór. Wyglądała na zmęczoną i wyczerpaną, miała podkrążone oczy i była małomówna. Przysiadła na stołku w kuchni i utkwiła spojrzenie w podłodze.

Jestem w ciąży – powiedziała ledwo słyszalnym głosem, kiedy zapytałam, co się dzieje.

Słucham?! Czy mnie słuch nie myli?! O czym ona w ogóle mówi?! To jakiś makabryczny dowcip, czy co?! Ale gdy nasze spojrzenia się spotkały, dotarło do mnie, że nie żartuje…

Mało brakowało, a bym ją spoliczkowała, tak bardzo wzburzyły mnie jej słowa. Ileż to razy ostrzegałam ją przed ryzykownymi konsekwencjami przygodnych romansów? Ile razy powtarzałam, że młodym chłopakom zależy tylko na jednym? Zaklinałam ją, by darować sobie kontakty z nimi, a tymczasem moja wzorowa córunia zrobiła mi taką niespodziankę. Co ja mam teraz począć

Nabrałam powietrza, zajęłam miejsce obok niej i odezwałam się:

– No nic, damy radę. A kim jest ten chłopak? Powinniście wziąć ślub, grzech tak bez ślubu żyć.

– Mamo, to chłopak, a dorosły facet – oburzyła się. – I nie musisz się o mnie bać. Gdy tylko Jurek poinformuje żonę o naszej sytuacji i załatwi nam jakieś lokum, wyprowadzę się.

– Co takiego?! – byłam totalnie zaskoczona tym, co powiedziała.

Tego się po niej nie spodziewałam

– No właśnie, mamo! – Renata niemal wrzasnęła. – Twoja grzeczniutka córunia przespała się z facetem, który ma żonę. I wiesz dlaczego? Bo mam dosyć tego miejsca i twojej obłudnej pobożności. Chyba jesteś najbardziej zaślepioną dewotką na całym świecie.

– O czym ty mówisz, kochanie? – ledwo wydusiłam z siebie, ale ona najwyraźniej dopiero się rozkręcała.

– Czy ty rozumiesz, co przeżywałam, gdy zakazałaś mi pójścia na studniówkę? Mówiłaś, że takie imprezy nie są dla przyzwoitych dziewcząt. Pamiętasz też, jak zabrałaś mi kasę, którą zarobiłam jako hostessa, bo bałaś się, że ją wydam na bzdury? Czułam się przez to jak jakiś odmieniec. Muszę się stąd wynieść, zanim kompletnie oszaleję. I tak na marginesie, ze studiów zrezygnowałam już dawno temu.

– Renatko, córeczko... – wyszeptałam przytłoczona jej żalem.

– Już dorosłam, mamo – odrzekła oschle. – Skończyłam 20 lat i od teraz chcę wreszcie zacząć kierować własnym życiem – oznajmiła stanowczo.

– Przecież zawsze starałam się robić to, co dla ciebie najlepsze – zaszlochałam.

– Rozumiem, mamo – głos Renaty złagodniał – ale nie dam rady dłużej funkcjonować pod twoją kontrolą. Bardzo cię kocham i jestem wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Musisz jednak pojąć, że nie jestem już tą małą dziewczynką z warkoczykami, którą odprowadzałaś do przedszkola i której mogłaś wydawać polecenia.

Chciała mnie ukarać

Cały wieczór spędziłam na płaczu, pogrążona w rozpaczy. Nie potrafiłam pojąć, jak mogło mnie to spotkać, dlaczego życie tak surowo mnie pokarało. Przez tyle lat dawałam z siebie wszystko, by właściwie wychować córkę. Uczyłam ją dobrych manier i szanowania samej siebie. A ona zaszła w ciążę w tak młodym wieku. Co gorsza, z facetem, który ma żonę!

Rankiem następnego dnia pod naszym blokiem zaparkowało jakieś ciemne auto, po czym zadzwonił telefon Renaty, a ona wystrzeliła jak z procy na zewnątrz. Uniosłam roletę w kuchni, uważnie spoglądając przez okno. Z samochodu wyszedł szczupły mężczyzna o siwiejących, ciemnych włosach i z pasją pocałował Renatę. Zrobiłam znak krzyża ze zdziwienia.

„Kolejna kompromitacja przed wszystkimi sąsiadami, tylko tego mi brakowało" – pomyślałam sobie.

Tymczasem ta dwójka, idąc ramię w ramię, wybuchała co chwilę gromkim śmiechem, zupełnie nie przejmując się opinią postronnych obserwatorów. Wyglądało na to, że są w sobie zakochani, ale mnie to ani trochę nie przekonało. Doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Zabawi się trochę moją łatwowierną córeczką, a potem odrzuci ją jak niepotrzebny ciuch.

Trzaśnięcie drzwiami wejściowymi przerwało moje posępne rozmyślania. Pospiesznie wytarłam oczy, żeby córka nie zauważyła, że płakałam.

– Wychodzę! – oświadczyła, chwytając torebkę z przedpokoju.

Wyprowadziła się

Czułam się totalnie zdruzgotana. Czyżby to miał być koniec? Nie, to niemożliwe. To musi być jakiś cholerny koszmar, z którego lada moment się wybudzę...

– A kiedy planujesz wrócić? – spytałam.

– Pojęcia nie mam – rzuciła oschle. – Razem z Jurkiem jedziemy poszukać jakiegoś mieszkania.

Po kilku dniach spakowała manatki i przeniosła się do swojego faceta. Mimo że od tamtej chwili trochę już czasu upłynęło, nadal nie mogę dojść do siebie. Co za wstyd. Niedawno natknęłam się na sąsiadkę na klatce schodowej.

Co tam u Reni? Coś jej ostatnio nie widać – zapytała, wbijając we mnie świdrujący wzrok.

– W porządku, nie narzeka. Studiuje, znalazła pracę na pół etatu, coraz później wraca do domu – ściemniałam, czując jak pali mnie wstyd i nerw na policzkach. – A co słychać u pani córki?

– A przyznali jej stypendium dla wyjątkowo zdolnych studentów – oznajmiła z dumą. – W wakacje leci do Stanów.

O matko, to jeszcze gorzej, niż sądziłam! Mało tego, że u mnie wszystko po łokcie, to na dodatek u innych klei się jak trzeba... Ten świat to jedno wielkie bagno, zero sprawiedliwości!

Reklama

Bożena, 52 lata

Reklama
Reklama
Reklama