Reklama

Czasem mam wrażenie, że zakochałem się za dwoje. Że to, co mnie porwało, dla niej było tylko „na próbę”. Poznaliśmy się z Martyną na parapetówce u wspólnych znajomych. Miała rude włosy, dużo mówiła i ciągle się śmiała. Trochę mnie onieśmielała – ja raczej stoję z boku i słucham. Ale tamtego wieczoru wypiłem dwa piwa i coś mnie tknęło. Zapytałem, czy chce zatańczyć. A ona, bez cienia zawahania, skinęła głową. Później napisałem do niej wiadomość. Przez kilka dni nie odpisała. Już miałem dać sobie spokój, kiedy nagle… „Hej, przepraszam, byłam zawalona robotą. Może kawa?”

Reklama

Zaczęło się nieźle. Spotkania, rozmowy do nocy, śmiech, wspólne spacery. Ale od początku miałem to uczucie, którego nie potrafiłem nazwać. Że w tym wszystkim… nie jestem pierwszy. Że ktoś był przede mną. I że wciąż jest. Martyna czasem opowiadała o Michale – niby mimochodem. Że był spontaniczny, że robił świetne zdjęcia, że kochał psy. Próbowałem nie zwracać na to uwagi. Przecież każdy ma jakąś przeszłość, prawda? Ale im dłużej byliśmy razem, tym częściej czułem się jak plan B. Wtedy jeszcze nie umiałem tego nazwać. Ale czułem to podskórnie.

Coś się we mnie zmieniło

– Michał by tego nigdy nie zrobił – rzuciła, nie patrząc na mnie.

Siedzieliśmy przy stole. Ja trzymałem w ręku kubek z letnią już herbatą, a ona przeglądała coś w telefonie. Pokłóciliśmy się o pierdołę. O to, że nie zamówiłem jej ulubionej pizzy. Oczywiście. Ale to zdanie… to jedno zdanie spadło jak cegła. Zamarłem.

– Co? – zapytałem cicho, jakbym nie dosłyszał.

Martyna uniosła wzrok, a w jej oczach pojawiło się coś w rodzaju zmieszania. Może nawet strachu? Ale za późno.

– No... po prostu. On zawsze pamiętał, co lubię. – Jej głos był nagle chłodny, niemal obojętny.

Odłożyłem kubek i wstałem od stołu. Miałem ochotę rzucić nim o ścianę, ale tylko zacisnąłem pięści.

– Serio? Porównujesz mnie do swojego byłego, bo nie zamówiłem pizzy capricciosy?

– Tomek… nie o to mi chodziło.

– A o co? Żebym się domyślił? Że mam być jak on?

Milczała. Patrzyła gdzieś obok mnie. Poczułem, jak coś się we mnie łamie. Nie pierwszy raz o nim wspomniała, ale pierwszy raz tak bezpośrednio. Tak raniąco. Wyszedłem na balkon. Wciągnąłem powietrze, jakby od tego miało zależeć, czy nie eksploduję. „Michał by tego nie zrobił”. To zdanie krążyło w mojej głowie jak przeklęta mantra.

Przypomniały mi się inne chwile, kiedy z rozmarzeniem wspominała, że Michał zabierał ją na spontaniczne wycieczki. Kiedy mówiła, że on „miał inne spojrzenie na świat”. Kiedy porównała moje zdjęcia do jego. Zawsze on był, gdzieś w tle. Nagle wszystko zrozumiałem, że jestem tylko kimś, kto się pojawił po nim. Kimś, kto przyszedł za późno. Kimś, kto nie był tym, kogo naprawdę chciała. Kimś, kto nigdy nie miał grać w pierwszym składzie.

Czułem się najgorzej na świecie

– Tomek, nie gniewaj się, ale… czy ty serio chcesz być z kimś, kto patrzy za siebie, a nie na ciebie? – Lena spojrzała na mnie znad filiżanki kawy.

Siedzieliśmy w jej kuchni. Było po dwudziestej drugiej, a ja zjawiłem się bez zapowiedzi. Zmęczony, roztrzęsiony. Właściwie nic nie powiedziałem przez pierwsze piętnaście minut – tylko siedziałem przy stole, patrząc w blat, podczas gdy ona grzała mleko do kawy.

– Przesadzasz – mruknąłem w końcu. – Każdy ma jakąś przeszłość.

– Tak, ale nie każdy żyje w niej jak w apartamencie z widokiem na tęsknotę.

Zawsze miała cięty język. Wzruszyłem ramionami.

– Po prostu czasem go wspomina. To chyba normalne.

– Tomek – Lena położyła dłoń na mojej – ona nie wspomina. Ona go idealizuje. A ciebie trzyma obok, żeby nie czuć się samotna. I ty to czujesz, prawda?

Zacisnąłem usta. Nie odpowiedziałem. Bo prawda była taka, że tak – czułem to. Czasem, kiedy leżeliśmy razem, miałem wrażenie, że nie patrzy na mnie, tylko przeze mnie. Jakby jej wzrok przebijał mnie na wylot, gdzieś wstecz. Do kogoś innego. Do cholernego Michała. Lena zabrała rękę i oparła się o oparcie krzesła.

– Znasz to uczucie, kiedy jesteś w czyimś życiu tylko dlatego, że ten ktoś nie może mieć tego, kogo naprawdę chce?

Wbiłem w nią wzrok. Zaskoczyła mnie.

Też to kiedyś przeżyłam – dodała po chwili. – I pamiętam, jak bardzo bolało.

Przełknąłem ślinę. Czułem się, jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry. Nie powiedziałem tego wtedy głośno, ale właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że może powinienem odejść. Może nie chodzi o to, czy ją kocham, tylko o to, czy jestem dla niej kimś więcej, czy tylko przystankiem.

Byłem jak rezerwowy

Wróciłem wcześniej, niż planowałem. Spotkanie ze znajomymi z pracy odwołało się w ostatniej chwili, więc stanąłem w drzwiach naszego mieszkania przed dziewiętnastą. Martyna była w kuchni – rozmawiała przez telefon, nie zauważyła mnie od razu.

– …no nie wiem, Tomek jest okej, serio. Miły, spokojny, troskliwy… – mówiła półgłosem.

Zamarłem. Miała słuchawki w uszach, nie wiedziała, że stoję. Widziałem jej profil, jak gryzła koniuszek długopisu i uśmiechała się do telefonu.

– Ale nie wiem, czy to to. Wiesz… brakuje mi tej iskry. Jak z Michałem. On miał w sobie to coś. Mówił jedno zdanie i ja już byłam cała jego… Tomek… no nie wiem. – westchnęła. – Jakby nie wrócił, to może bym spróbowała jeszcze raz.

Zrobiło mi się zimno. Jakbym został wrzucony pod lód. Cofnąłem się cicho, wyszedłem za drzwi, a potem specjalnie zadzwoniłem domofonem, udając, że dopiero wróciłem. Uśmiechnęła się na mój widok, jakby nic się nie stało.

– Hej, głodny jesteś?

– Nie bardzo – odpowiedziałem krótko. – Zjem coś później.

Usiadłem na kanapie, ale myśli huczały mi w głowie. „Jakby nie wrócił… to może bym spróbowała jeszcze raz”. Czyli jednak miałem rację. Nie jestem jej wyborem. Jestem opcją zastępczą. Jego nie ma – więc jestem ja. Jak zawodnik rezerwowy, którego wpuszczają na boisko dopiero wtedy, gdy pierwszy skład ma kontuzję. Tylko że ja nie chciałem być planem B. Nie chciałem być nagrodą pocieszenia.

Nie mogłem już dłużej

– Musimy pogadać – powiedziałem.

Martyna spojrzała na mnie znad kubka z herbatą. Siedziała w piżamie, otulona kocem, z rozczochranymi włosami i rozmazanym tuszem. Wyglądała na zmęczoną. Albo może po prostu zrezygnowaną.

– Teraz?

– Teraz – powtórzyłem twardo.

Wziąłem głęboki oddech. Serce mi biło jak oszalałe, ale nie mogłem już dłużej milczeć.

– Wiesz… od początku czułem, że nosisz w sobie coś niedokończonego. Jakbyś wciąż miała otwartą furtkę do przeszłości. Ale myślałem, że… z czasem się to zmieni. Że mnie też kiedyś zobaczysz. Naprawdę. Milczała. Patrzyła na mnie, nie mrugając.

– Ale nie widzisz. Nadal patrzysz przeze mnie. Nadal porównujesz mnie do niego. Michał to, Michał tamto. A ja?

Wstałem. Zacząłem chodzić po pokoju. Nie umiałem usiedzieć w miejscu.

– Nigdy nie czułem, że gram w twojej drużynie. Raczej jakbyś mnie wystawiła na boisko, bo Michał się nie pojawił.

Martyna zamrugała.

– Tomek, to nieprawda. Ja cię… ja cię lubię.

Zatrzymałem się.

– Lubisz?

– No… tak. Przecież jesteśmy razem.

– Jesteśmy razem, bo co? Bo akurat byłeś sama? Bo on zniknął, a ja byłem pod ręką?

Nie odpowiedziała.

– Wiesz, że słyszałem twoją rozmowę z tą koleżanką? Tę, w której mówiłaś, że jakby Michał wrócił, to może byś jeszcze spróbowała?

Jej twarz zbladła.

– To nie o to chodziło…

– Ale właśnie tak brzmiało.

Pokręciłem głową. Czułem, że zaraz pęknę.

– Wiesz, co jest najgorsze? Że ja cię naprawdę pokochałem. A ty… ty kochasz kogoś, kto już nie istnieje. Przynajmniej nie w twoim życiu. I wiesz co? Może to ty jesteś rezerwowa. Może to ty wciąż czekasz na kogoś, kto nie wróci, zamiast zobaczyć tego, kto stoi obok. Zostawiłem ją z tymi słowami i wyszedłem z mieszkania. Nie trzaskałem drzwiami. Nawet nie krzyczałem. Ale pierwszy raz poczułem, że to ja o czymś zdecydowałem.

Czasem miłość to za mało

– I co teraz? – zapytała Lena, podając mi kubek kawy.

Siedzieliśmy na jej balkonie, opatuleni w koce. Było chłodno, wrześniowy wieczór pachniał końcem czegoś.

– Nie wróciłem do niej – powiedziałem cicho. – Spakowałem tylko parę rzeczy. Powiedziałem, że potrzebuję czasu.

Lena nie dopytywała. Tylko kiwała głową. Słuchała.

– Nie płakała. Nawet nie próbowała mnie zatrzymać. Jakby... czekała, aż to się wreszcie wydarzy.

Wziąłem łyk kawy. Parzyła w język, ale nie narzekałem. Ten ból był konkretny. Fizyczny. Łatwiejszy do zniesienia.

– Tomek – zaczęła ostrożnie Lena. – Pytanie brzmi, czy ty chcesz jeszcze wrócić?

Nie odpowiedziałem od razu. Zamyśliłem się. Bo przecież były momenty. Te dobre. Śmiech w kuchni. Jej głowa na moim ramieniu. Te noce, kiedy zasypialiśmy przytuleni. Ale były też inne. Chwile, w których czułem się jak cień. Jak statysta we własnym związku.

– Nie wiem – przyznałem szczerze. – Część mnie tęskni. A część… czuje się wolna.

Lena wzięła głęboki oddech. Spojrzała mi prosto w oczy.

– Tomek, czasem miłość to nie wszystko. Liczy się też, kto cię naprawdę widzi. A ona patrzy przez ciebie.

To zdanie utkwiło we mnie jak cierń. Mocne. Ostateczne. I nagle, w tej ciszy, coś we mnie się uspokoiło. Nie wiedziałem, co dalej. Nie miałem planu. Ale pierwszy raz od dawna czułem, że to ja mam wybór.

Tomek, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama