„Moja dziewczyna kochała ojca na zabój. Nie byłem w stanie konkurować z facetem, który nie żyje od ponad 10 lat”
„Wszystko w życiu Olgi i moim w jakimś sensie zahaczało o jej ojca. Jego niewidzialna obecność w dziwny sposób plątała mi ręce. Przekonanie mojej dziewczyny, że ojciec wszystko widzi, zaczęło u mnie wywoływać reakcję nerwicową. Przestałem nago wychodzić z łazienki”.
- Bartek, 30 lat
Kiedy zeszliśmy się z Olgą, byłem najszczęśliwszym facetem na świecie. Skąd mogłem wiedzieć, że romantyczna historia miłosna zmieni się w horror.
Poznaliśmy się przypadkiem
Moją ukochaną poznałem kilka lat temu, którejś soboty. Po ogólniaku często spotykałem się ze znajomymi w weekendy, przy piwku i pizzy. A ponieważ większość z moich kumpli osiadła w tak zwanych mediach, czyli w redakcjach telewizyjnych, w radiu, prasie, wszędzie tam, gdzie jest robota dla młodych, bystrych i tanich pracowników – więc grono imprezowiczów było naprawdę zacne. Większość pracowała i studiowała. Ja także. Starałem się nie zawalać ani egzaminów na politologii, ani obowiązków reportera radiowego. W planach miałem zmianę branży na bliższą politycznym zainteresowaniom, lecz na razie wysyłali mnie wszędzie, gdzie coś się działo: a to na zakorkowaną ulicę, a to na bazar, a to na festyn albo na studniówkę.
Olga była koleżanką Kai z portalu internetowego. Opisywały tam sprawy biznesowe i dawały rady, jak inwestować pieniądze. Kaja zaś zaręczyła się z moim najlepszym kumplem Radkiem. Para ta uwielbiała zbierać wokół siebie przeróżnych dziwnych ludzi, barwne postacie o nieco artystycznym stylu bycia. Na jednej z imprez przez nich organizowanych pojawiła się moja przyszła dziewczyna.
Tego wieczoru nie byłem w dobrej formie. Czułem, że coś jest nie tak, chory jestem, czy co, poza tym miałem do skończenia pracę pisemną, którą musiałem złożyć w poniedziałek. Nie chciałem przeleżeć niedzieli z bólem głowy, więc dość wcześnie zebrałem się do wyjścia. Stałem w drzwiach, gdy usłyszałem:
– Idziesz? Poczekaj, ja z tobą – to była drobna szatynka o oczach jak orzechy laskowe, którą zauważyłem wcześniej.
Zobacz także
Była prześliczna. Zastanawiałem się, z kim przyszła, a tu proszę. Przyszła sama i chce ze mną wyjść.
– Jedziesz do miasta?– zapytała.
– Tu też jest miasto – odrzekłem.
Na co ona zaśmiała się miło.
– Dla mnie nie. To tylko brzydkie blokowisko za cmentarzem – powiedziała Olga i włożyła płaszcz.
W drodze na przystanek zaczęliśmy rozmawiać. Z miejsca mi wszystko opowiedziała – że jest skłócona z matką, więc mieszka z ciotką, że studiuje psychologię i masę innych rzeczy. Wspomniała też, że jej ojciec nie żyje. Odprowadziłem ją pod sam dom i umówiliśmy się na poniedziałkowe popołudnie na Trakcie Królewskim. Długo tam nie zabawiliśmy. Zaprosiłem ją do swojej wynajętej klitki i tam przegadaliśmy dwie doby z przerwami na krótkie drzemki na wykładzinie. Potem, gdy uprzytomniliśmy sobie, że były jakieś sprawy, że są zaległości… popatrzyliśmy sobie w oczy i przenieśliśmy się na łóżko.
Rozmawiała z ojcem
Olga szybko się u mnie zadomowiła i równie szybko pojawił się Gustaw. Już trzeciego dnia rano, kiedy szukaliśmy kluczy. Było tak: Plątałem się w kurtce po kuchni, bo już straciłem nadzieję, że klucze w ogóle się znajdą, i nagle usłyszałem moją nową dziewczynę.
– Gustaw, gdzie są klucze? – spytała, patrząc w przestrzeń. – Pomóż mi, przecież z góry lepiej widać.
Zerknąłem do przedpokoju. Olga właśnie wyjmowała zgubę zza szafki na buty. Rozjaśniła się na mój widok.
– Wiesz, Gustaw to mój ojciec. On mi pomaga – wyjaśniła.
Wytrzeszczyłem oczy, bo miałem przez moment wrażenie, że jest z nami jakiś człowiek, którego nie widzę.
– Tak, mój ojciec nie żyje. Zmarł, jak miałam 12 lat, ale wierzę, że się mną opiekuje i mam na to dowody – stwierdziła.
Czułem zamęt w głowie
Wyszliśmy w milczeniu. Miałem zamęt w głowie. Ojciec, duch, o co chodzi? Czy Olga zwariowała, a może to tylko dla mnie jest dziwne. Słyszałem o opiekuńczych duchach, jednak w kulturze ludów z wysp Oceanu Spokojnego, nie u nas. W pracy koledzy pytali mnie, dlaczego jestem taki milczący. A co, miałem im się zwierzyć? Już słyszę te drwiny. Wolałem siedzieć cicho.
Od tamtego ranka duch Gustawa już nas nie odstępował. Był niezwykle użyteczny. Pomagał Oldze znajdować wszystkie zaginione przedmioty.
– Naprawdę on jest lepszy niż święty Antoni – zaklinała się moja dziewczyna.
Fakt, potrafił przysłać nam taksówkę w ciemną noc na wieś, gdy uciekliśmy z pewnego działkowego przyjęcia, które okazało się ostrą pijatyką. To znaczy Olga uznała, że to zasługa jej ojca.
– Skąd taksówka nocą wśród pól? – nie miała wątpliwości.
Niesamowite, jak ta dziewczyna była blisko z kimś, kto nie żył od dziesięciu lat! Ciągle z nim gadała, o wszystko się pytała. Jeździła na cmentarz – ten przed blokowiskiem – żeby pokazać ojcu każdy poważniejszy nowy zakup. Potem o tym wszystkim mi opowiadała.
– Wiesz, jak przy rodzinnym grobowcu okręcałam się w nowym czerwonym płaszczyku, żeby Gustaw mógł go zobaczyć, to jakaś stara baba splunęła na ziemię. Co za ciemnogród! – paplała, a ja siedziałem z głową ukrytą w rękach.
Wszystko w życiu Olgi i moim w jakimś sensie zahaczało o jej ojca. Jego niewidzialna obecność w dziwny sposób plątała mi ręce. Co gorsza, przekonanie mojej dziewczyny, że ojciec wszystko widzi, zaczęło u mnie wywoływać reakcję nerwicową. Przestałem nago wychodzić z łazienki. Przed pójściem do łóżka pilnowałem, by było zgaszone światło. Nie chciałem, aby Gustaw podglądał nas w sypialni. Bałem się zastanawiać, czy ten fantom nie ma oczu na podczerwień i jak kot nie widzi w ciemności. Mój zapał miłosny zdecydowanie ostygł.
Spokojnie czekała na znaki
Olga jakby nie zdawała sobie z tego sprawy. Była przekonana, że Gustaw jej wszystko załatwi, i na tym się skupiała. Można powiedzieć, że chciała przejść przez życie na automatycznym pilocie, którym był jej zmarły tata. Potrafiła cały dzień leżeć na podłodze, patrzeć w sufit i kombinować, co zrobić ze swoim życiem, a wieczorem powiedzieć:
– Idziemy do ambasady amerykańskiej, załatwimy wizy i spływamy stąd. Gustaw nam pomoże.
– Olu, skarbie – mówiłem łagodnie. – Wiesz co może Gustaw w ambasadzie amerykańskiej? Nie dają wiz takim jak my. Jesteśmy za młodzi, za biedni i nie zamierzamy wrócić, więc nie znajdziesz idioty, który dałby nam wizy turystyczne.
Na co ona z uporem:
– No to do Kanady. Gustaw…
– To jedź sobie z Gustawem! – wybuchnąłem zniecierpliwiony.
Obraziła się. Wpadliśmy w ciche dni. W tym czasie jako reporter jeździłem na otwarcia autostrad i mostów, robiłem wywiady z inżynierami, politykami. Wszyscy widzieli przed sobą jasną prostą drogę. A ja? Widziałem ciemność. Musiałem mieć nieszczęście wypisane na twarzy, bo w końcu kumpel mnie dorwał w palarni.
– Co z tobą, brachu? – zapytał z troską w głosie. – Wyglądasz jak cień.
– Mam problemy, ale nie będę o nich mówił – osadziłem go krótko.
– A jak tam z Olgą?
– Jest okej – skłamałem.
– Wiesz, że już nie pracuje z Kają?
Zdębiałem. Nic mi nie powiedziała. Od słowa do słowa, Radek opowiedział mi, że Olga najpierw zaczęła się w pracy źle czuć. Raz zasłabła, drugi raz zasłabła. Kilkakrotnie zwalniała się z powodu ataku migreny, aż wreszcie w ogóle przestała przychodzić. To było bardzo dziwne, bo Olga nic mi nie powiedziała, co więcej, wychodziła z domu tak, jakby szła do pracy. Więc dokąd chodziła, i skąd miała pieniądze? Zadałem jej te pytania po powrocie do mieszkania. Dziewczyna popatrzyła na mnie zamglonymi sarnimi oczętami.
– Nie wierzysz mi. Podejrzewasz o najgorsze – załkała.
– O nic cię nie podejrzewam! Radek powiedział, że rzuciłaś pracę, że jesteś chora. O co chodzi? Chyba mam prawo wiedzieć, co się dzieje w moim prywatnym życiu… I nie chcę słyszeć imienia „Gustaw”! – duszone tygodniami emocje eksplodowały; ostatnie zdanie wykrzyczałem z całą mocą.
Niczego się nie dowiedziałem
Wyszła bez słowa. Nie zapytałem, o której wróci. Nie musiałem wiedzieć, dokąd idzie. Zresztą było dla mnie oczywiste, że pojechała na cmentarz. Postanowiłem czymś się zająć, by ukoić skołatane nerwy. Poszedłem do kuchni i zacząłem przygotowywać jedzenie. Z zamrażalnika wyjąłem warzywa, podszedłem do mikrofalówki. Gdy odklejałem zmrożoną bryłę od plastikowej torebki, poczułem zimny powiew powietrza na karku. Miałem pewność, że ktoś za mną stoi. Spociłem się jak mysz. Czułem oddech obcego!
Zanim Olga wróciła, wypaliłem pół paczki papierosów. Podjąłem decyzję, że musi dojść do poważnej rozmowy. Chciałem uprzytomnić dziewczynie, że dla kogoś nieprzyzwyczajonego, życie ze zmarłym w tle nie jest wcale przyjemne, że mam nerwy w strzępach. Chciałem zapytać, czy ona tylko gada z ojcem, czy też go widzi. To było ważne. Jedna z koleżanek powiedziała mi, że jak ktoś widzi duchy, to musi iść do psychiatry. Byłem ciekawy, dlaczego Olga nie kontaktuje się z żyjącą matką, bo przyczyny ich sporu nie poznałem do tej pory. Chciałem wreszcie namówić Olgę, żeby sama się zastanowiła nad tym, co robi. Przecież każdy wie, że duchy nie wpływają na nasze codzienne życie – nie robią za nas licencjatów, nie szukają nam pracy. Jednak rozmowy nie było. Był monolog. Olga wróciła w świetnym humorze.
Nie mogłem już tego słuchać
– Nie masz pojęcia, co mi się przydarzyło! – szczebiotała, zdejmując palto. – Nawet zastanawiałam się, czy ci o tym mówić, bo ty jesteś tak obrzydliwie racjonalny, ale… powiem ci – przełknęła ślinę i nabrała powietrza. – Więc jak wyszłam, zaczęłam rozważać, czy gdybym znalazła nową pracę, bo w starej nie mogłam już wytrzymać, to poprawiłoby się między nami. Może rzeczywiście powinnam ci była powiedzieć, że nie mogę znieść stresu związanego z tym doradztwem finansowym. Ludzie ciągle pisali i mieli do nas pretensje. Same bluzgi… I jak się zastanawiałam, czy ta nowa praca, to będzie nowa szansa, to pomyślałam o Gustawie… – zawahała się, bo chyba usłyszała, że zgrzytam zębami. – Nieważne. Więc tak szłam i myślałam, i dosłownie pod domem spotkałam koleżankę, która powiedziała, że o mnie myślała.
„Zostałam redaktor naczelną gazetki firmowej w pewnej spółce deweloperskiej. Szukam kogoś do pomocy, kto nie zacząłby od rycia pode mną. Wchodzisz w to?”. Oczywiście się zgodziłam. No i jak tu nie wierzyć w cuda? – skończyła.
Dłużej nie mogłem jej słuchać. Wybiegłem. Najpierw szwendałem się po okolicy, potem pojechałem na Nowy Świat skąpany w świątecznych światełkach, pełen rozbawionych ludzi, biegających za świątecznymi zakupami. Łaziłem bez celu, gapiłem się na wystawy, na przechodniów. Nagle poczułem chłód. Wyleciałem bez czapki, bez szalika. Pomyślałem, że znowu muszę wracać do domu, do szalonej Olgi, a nie chcę Przystanąłem przed witryną księgarni. Bezmyślnie popatrzyłem przed siebie. Nawet nie wiem, jakie książki były wyłożone na wystawie. Postanowiłem, że porozmawiam z Olgą. Niezależnie od tego, co ona będzie gadać i jak mnie nerwy będą nosić. Jednak w domu już jej nie zastałem.
Zostawiła tylko kartkę na stoliczku w przedpokoju: „Dłużej tego nie wytrzymam”. Poniżej narysowała serduszko, całkiem jak mała dziewczynka. Przyjąłem to z ulgą, ale i z rozczarowaniem. Czułem, że nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.
Układałem sobie życie od nowa
Miesiące mijały i nic się nie działo. Pomału zapominałem o Oldze. Jednak życie z nią było dość dziwne i teraz wydawało mi się, że tkwiłem w fikcji czy scenariuszu filmu utrzymanego w stylu japońskiego horroru. Nawet zastanawiałem się, czy tego nie opisać, nie miałem jednak siły. Pracowałem, uczyłem się, płaciłem rachunki. Unikałem większych spotkań towarzyskich. Chciałem odpocząć.
Miałem już nową dziewczynę, Elizę, gdy rok później wpadłem na Olgę. Nic się nie zmieniła. Była po prostu śliczna. Nie miałem dość siły, by przejść obok, nie zatrzymując się. Ona też przystanęła.
– Co słychać? – spytała.
– Normalnie – odrzekłem. – A co u ciebie? Jak Gustaw?
Skrzywiła się.
– Chciałeś mnie zranić tym pytaniem, co? Wtedy może trochę odleciałam, ale nie chcę o tym rozmawiać.
– Może gdybyś chciała, wszystko potoczyłoby się inaczej… – odpowiedziałem, choć bez przekonania.
– Masz rację – zgodziła się Olga. – Ale fakty są takie, że wskoczyłeś nagle w moje życie, a potem z niego wyskoczyłeś. I już.
– To ty odeszłaś – przypomniałem.
– A na co miałam czekać? Patrzyłeś na mnie jak na wariatkę. Jakbyś się mnie bał.
– To nie ciebie, tylko Gustawa.
Uśmiechnęła się smutno.
– To była trochę za długa żałoba… – powiedziała i odeszła.
Tego było za wiele
W mieszkaniu zastałem Elizę na rozpakowywaniu zakupów.
– Nie mówiłam ci, ale wczoraj wieczorem bardzo się przestraszyłam – opowiadała. – Wchodziłam już prawie na klatkę, gdy usłyszałam, że ktoś zbliża się zza węgła. Wyraźnie słyszałam szuranie butów. I nagle przeraziłam się, bo to szuranie było takie nienaturalnie przeciągłe, jakby szedł ktoś, kto ma ogromne stopy. Spojrzałam za siebie, a serce miałam w gardle. I wiesz co? Zza rogu wyfrunęła mała biała torebka z supermarketu. Lekka i niewinna. Strasznie dziwne to było…Zdrętwiałem.
Coś mi ta historia przypominała. Poczułem niepokój. Eliza przyglądała mi się uważnie.
– Boisz się? – spytała.
– Nie. Wcale nie – zaprzeczyłem.
Zostawiłem Elizę w kuchni, przeszedłem przez pokój, otworzyłem drzwi balkonowe i, nie zważając na zimno, wyszedłem i przymknąłem drzwi za sobą. Wyciągnąłem telefon komórkowy.
– Wiedziałam, że zadzwonisz – powiedziała Olga. – To znaczy… Miałam nadzieję. Musimy porozmawiać.