Reklama

Odwiedziła mnie kiedyś moja przyjaciółka Ala i już w progu zażądała pomocy.

Reklama

– Mogę ci pożyczyć tysiąc złotych, więcej nie mam – wypaliłam w odpowiedzi.

– Nie chodzi o kasę – machnęła ręką.

– Więc o co?

– Raczej o kogo. O znajomą z pracy. Jest u nas od roku i, mówię ci, przez cały ten czas obserwuję, jak jakieś tornado demoluje jej życie biurowe i osobiste. Zaprzyjaźniłyśmy się. Niedawno zwierzyła mi się z takich rzeczy, że gdybym miała perukę, to ona sama z siebie stanęłaby dęba.

Zobacz także

Ręce jej drżały, odpalała papierosa od papierosa

W mieszkaniu pechowej koleżanki wciąż działo się coś złego. Rzeczy spadały i się tłukły, pękały rury, woda ciekła i zalewała sąsiadów. Zimą z piecyka w łazience ulatniał się czad.

W pracy pech jej też nie opuszczał.

– Wyobraź sobie – ciągnęła Ala – naradę służbową w firmie. Kasia przyszła tego dnia w ładnym, ciemnym kostiumie. W ogóle to fajna, młoda kobitka, zadbana i atrakcyjna… Zanim zaczęliśmy, Kasia szepnęła mi na ucho, że już od rana czuje się marnie, co zawsze oznacza, że przydarzy się jej coś złego. Próbowałam ją pocieszyć, ale w kółko powtarzała: „Sama niedługo się przekonasz”. No i sprawdziło się. Miała poprowadzić jeden z paneli poświęconych wypracowaniu oszczędności w firmie. Stała przy rzutniku i nastawiała ostrość obrazu skierowanego na ekran. Nagle pilot upadł jej na podłogę. Ona się schyliła – i traach! Wąska spódniczka pękła jej z tyłu na szwie niemal do paska…. Faceci wlepili w nią wzrok, zrobiło się wesołe zamieszanie i cały panel na pól godziny diabli wzięli, a czas gonił.

– Dlaczego mi o tym opowiadasz?

– Bo możesz jej pomóc.

– Ja tylko wróżę z kart.

– I o to chodzi. Może coś w nich zobaczysz, co pomogłoby Kasi pozbyć się tego pecha. Ona już ledwo zipie. Jak długo można znosić takie zezowate szczęście?!

– Tylko nie mów mi jeszcze, że ta twoja kumpelka nie wierzy w siły wyższe i te pe – wskazałam wzrokiem leżące na stoliku karty tarota.

– Kochana, nikt nie wierzy, ale jak przychodzi co do czego, to ludzie nadstawiają uszy jak zając, na którego właśnie ruszyła obława. Więc jak?

– Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, czemu nie, spróbuję.

No i zaplanowałam dzień i godzinę wizyty.

O wyznaczonej porze rozległ się dzwonek do drzwi. W progu stała śliczna, młoda kobieta. Na jej twarzy malował się lęk.

– Ala nas ze sobą umówiła…

Wpuściłam mojego gościa do środka, zaproponowałam kawę. Kiedy pierwszy raz spotykam się z klientką, najpierw staram się ją poznać. Dzięki temu łatwiej jest mi odczytać określony układ kart.

– Mogłabym zapalić?

Podsunęłam jej popielniczkę. Ja też kurzę. Pocieszam się, że mam silną wolę, bo wypalam góra trzy papierosy dziennie. Ale Kasia (szybko przeszłyśmy na „ty”) paliła jak smok.

– Nie za dużo? – spytałam, gdy po wypaleniu papierosa drżącą dłonią od razu sięgnęła po drugiego.

– To przez nerwy. Ostatnio palę paczkę dziennie. Muszę coś z tym zrobić, ale nie bardzo mam siłę.

Słowo „muszę” Kasia powiedziała bez większego przekonania.

Po wypiciu kawy przeszłyśmy do pokoju, w którym trzymam karty. Poprosiłam, żeby przełożyła je prawą ręką w stronę serca. Następnie zaczęłam rozkładać tarota na stole.

– Jeździsz autem? – spytałam.

– Tak, ale się zastanawiam, czy na razie nie odstawić go na dłużej do garażu. Zamiast skupić się na jeździe, ciągle myślę, co znowu mi się przydarzy. Ja już powoli przywykam do tych wszystkich nieszczęść… Dziś rano, gdy wstałam z łóżka, chciałam jak zwykle odsłonić zasłonę. Urwała się i spadła na podłogę. Machnęłam na to ręką i poszłam do łazienki. Myłam zęby nad umywalką i wtedy ona trzasnęła. Bez przyczyny, żadnego uderzenia. Wzięła i pękła. Na szczęście nie muszę jej jeszcze wymieniać. Przy śniadaniu pomyślałam o jajku na miękko. Gotowałam przepisowe dwie minuty, i jak myślisz, jakie było po rozbiciu?

– Na twardo?

– Bingo! Potem samochód długo mi nie chciał zapalić. Kiedy dojechałam do pracy, pomyślałam, że jak zwykle przed firmą nie będzie gdzie zaparkować, więc zatrzymałam się przy ulicy, spory kawałek od budynku, w którym pracuję. Oczywiście wolnych miejsc na parkingu było kilka… A jeśli chodzi o mój samochód, to osiem godzin później odkryłam, że ktoś mi rozbił lusterko. Pękło na całej długości. Na szczęście nie wypadło, więc od biedy jeszcze trochę posłuży. Po powrocie do domu dotarło do mnie, że nie rozmroziłam gulaszu, który zrobiłam w niedzielę na zapas. A że nie było na obiad nic innego, to zjedliśmy z Tośkiem chleb z dżemem i popiliśmy go herbatą.

Kasia spojrzała na rozłożone na stoliku karty. – Widzisz tam może coś o Tośku?

– To nie jest twój mąż.

– Ala ci powiedziała?

Pokręciłam głową:

– Nigdy z nikim nie rozmawiam na temat klientów ani nie staram się wcześniej czegokolwiek o nich dowiedzieć – odparłam i wskazałam na karty. – Tak wynika z rozkładu.

– Poznaliśmy się rok temu, jak zatrudniłam się w firmie, w której teraz pracuję – wyjaśniła Kasia. – Spodobał mi się. Sprawiał wrażenie, że jest zaradny i przebojowy, ale okazał się nie do końca taki, jak o nim myślałam. No i ta jego żona… Ciągle nas nachodzi.

– Spotkałaś się z nią?

– Unikam jej, ale raz na nią wpadłam, jak zaczaiła się na mnie na klatce schodowej.

– Zwyzywała cię?

– Nie. Tylko poprosiła, żebym oddała jej Tośka, bo dzieci bardzo za nim tęsknią. Tak to ujęła. Dałam jej słowo, że powiem mu o naszym spotkaniu,
i niech on sam zadecyduje.

– Ale on nie potrafi – uprzedzając jej pytanie, skąd o tym wiem, postukałam palcem w jedną z odsłoniętych kart. – Chyba się domyślam, skąd bierze się twój pech.

Kasia spojrzała na mnie z zaciekawieniem i nadzieją.

– Z pewnością sama to odczuwasz, tylko do tej pory nie chciałaś się do tego przyznać. Żyjesz z mężczyzną, który, jak sama stwierdziłaś, trochę cię rozczarował, a jednak nadal z nim jesteś. Tymczasem on odszedł od rodziny, która go potrzebuje. Karty mówią, że chciałby się z tobą rozstać, ale ma problem z podjęciem decyzji.

– Myślisz, że powinnam mu w tym pomóc? – w głosie Kasi usłyszałam wyraźny zawód.

– Chociaż Tosiek ci nie odpowiada… – tu puknęłam w dwie sąsiadujące ze sobą karty przedzielone „Kochankami”, należącymi do Wielkich Arkanów Tarota – …to karty wskazują, że właśnie miłość jest siłą, która wybawi cię od wszystkich trosk i niepowodzeń. Twój świat znów się rozjaśni. Wielkie uczucie będzie balsamem na wszystkie troski. Ale to nie stanie się z Tośkiem, ponieważ przy nim „Kochankowie” są w pozycji odwróconej. Musisz pozwolić mu odejść.

– Jakiś czas nikogo nie miałam… Nie lubię być sama. Nie chcę… Czasem trudno mi z tym fujarą wytrzymać, ale bez niego jakoś nie wyobrażam sobie kolejnego dnia – odparła.

Choć nie była zachwycona perspektywą rozstania, na koniec spotkania Kasia podziękowała za wróżbę i wyszła zamyślona. Jak przypuszczam, podświadomie czuła, że ten pech zaczął się w dniu, gdy w jej życiu pojawił się mężczyzna, którego odebrała innej kobiecie. I nie było tu wcale ważne, że „odebrała” go jej nieświadomie. Gdy dowiedziała się, że jest żonaty, powinna była go poprosić o rozwiązanie swoich problemów rodzinnych, i dopiero potem zaczynać z nim romans.

Podobno teraz to nie ta sama dziewczyna…

Jakiś czas później odwiedziła mnie Ala. Przyszła na ploteczki.

– Co z naszą wspólną znajomą? – spytałam, dopijając kawę i gasząc w popielniczce papierosa.

– Rozstała się z tym swoim. Do tamtego dnia przychodziła do pracy wymęczona, jakby figlowała z nim co noc i była na ostatnich nogach. Tylko ten jej pech… Po firmie zaczął nawet krążyć dowcip, że ludzie czekają, kiedy Kaśka wysadzi nas w powietrze, choć w budynku nie mamy łącza gazowego ani nikt nie przechowuje materiałów wybuchowych. Bo z takimi pechowcami nigdy nic nie wiadomo. Ale po tym rozstaniu od razu odżyła, teraz to całkiem inna dziewczyna. I twierdzi, że pech ją opuścił.

– Myślisz, że mówi prawdę? – zażartowałam.

Reklama

– Na pewno. Wyobraź sobie, że po dzisiejszej konferencji wyszła niemal pod rękę z naszym nowym szefem. Patrzył na nią, jakby odkrył skarb wart miliardy dolarów. Facet ma czterdziestkę i jeszcze jest kawalerem. Dotąd żadnej dziewczynie nie udało się go usidlić. A ta pstryknęła palcami – i proszę! Czy to nie jest fart?

Reklama
Reklama
Reklama