Reklama

Wszystko ma swój koniec, to fakt. Życie mnie już czegoś nauczyło. Ale i tak ciężko mi to zaakceptować. Zwłaszcza jeśli chodzi o wielkie emocje. Nie oszukujmy się – niespecjalnie cieszyłem się z oddelegowania mnie na tę imprezę.

Reklama

Coroczny festiwal regionalnych smaków to może niezła atrakcja dla uczestników, ale dla mnie oznaczał zmarnowany wolny dzień. Myśl o tym, że pół upalnej soboty spędzę w galowym uniformie, niespecjalnie mnie radowała, więc jechałem tam bez większego zapału. Władze lokalne lubią zapraszać służby na tego typu wydarzenia, a my, chcąc podtrzymać naszą markę, zawsze tam jesteśmy i dajemy się zauważyć.

W trakcie imprez tego typu miałem przypisaną określoną rolę do odegrania. Oczekiwano ode mnie, że będę prezentował się nienagannie i emanował uśmiechem. Program wydarzenia nie zaskakiwał oryginalnością: rozpoczynała je uroczysta msza odprawiana w katedrze, po czym następowała część kuluarowa, podczas której serwowano przekąski. Następnie wszyscy udawali się do amfiteatru na promocję i prezentację stoisk reprezentujących poszczególne powiaty. Katedra pękała w szwach od wiernych. Siedząc znużony w kościelnej ławie, pomyślałem sobie: „Przynajmniej sobie popatrzę na ładne twarze”. Dla mężczyzny, który jest już po przejściach i niejedną burzę przeżył, to jedyna pozostała przyjemność – w końcu bez względu na metrykę, wszystkie panie prezentowały się olśniewająco w swych wytwornych kreacjach.

No i nagle spostrzegłem atrakcyjną babeczkę przed czterdziestką, która przysiadła obok jednego z filarów. Szybko zorientowałem się, że ona również od czasu do czasu spogląda w moim kierunku. Jej fryzura była nienagannie ułożona, a marynarka prezentowała się bardzo szykownie. Choć nie planowałem, to mimowolnie przeszło mi przez myśl: „Ale ślicznotka”.

Następnym etapem wydarzenia był bankiet

Wyśmienita knajpka i pyszne przystawki. Nie wypadało jednak napychać się frykasami, więc trzeba było przynajmniej stwarzać pozory zaciekawienia zaproszonymi osobami. Mój strój odróżniał mnie od reszty, dlatego sporo ludzi podchodziło, zagadując o różne sprawy, poszukując wątku do pogawędki. Także ta śliczna dziewczyna ze świątyni. Dowiedziałem się, że ma na imię Joanna i jest przedstawicielką nieznanego mi domu dziecka z dalekiego powiatu.

Rozmawiało się nam wyjątkowo swobodnie, dlatego w przyjemnej atmosferze poszliśmy do teatru na świeżym powietrzu, aby kontynuować obchody. Idąc, ukradkiem zerkałem na Joannę: smukła w talii, z kokieteryjnie zaokrąglonymi pośladkami, gustownym biustem i efektownym makijażem. Jednym słowem – olśniewająca! A do tego szalenie sympatyczna. Sprawiała przy tym wrażenie odrobinę onieśmielonej, ledwo unosząc spojrzenie.

W niespełna piętnaście minut znaleźliśmy się na miejscu, ale niestety, czekało mnie tutaj małe rozczarowanie. Nasze pożegnanie było serdeczne, choć krótkie. Poczułem prawdziwy smutek, gdy uświadomiłem sobie, że oto jesteśmy już przy amfiteatrze. Nie chcąc wyjść na natręta, powstrzymałem się od poproszenia o numer telefonu i ograniczyłem się do ciepłych słów na do widzenia. „Jaka szkoda” – przemknęło mi przez myśl, czując lekką złość na siebie za ten deficyt odwagi. Kto wie, może gdybym nie był w mundurze, przyszłoby mi to z większą łatwością i odważyłbym się spytać o kontakt. Niestety, nie było też okazji, by dać jej wizytówkę... „Nie, w tej sytuacji naprawdę nie wypadało prosić o numer” – tłumaczyłem sobie w duchu, choć w głębi duszy nie do końca w to wierzyłem.

Dalsza część przyjęcia upłynęła dość monotonnie. Próbowałem dojrzeć w tłumie Joannę, ale na marne. Służbowy pojazd odtransportował mnie do domu po trzech godzinach, kompletnie znudzonego. Miałem świadomość, że raczej nic z tej znajomości nie będzie.

Wymieniliśmy kilka słów i nic poza tym. Strofowałem się w duchu za myśl, że między mną a tą ślicznotką mogłoby dojść do czegoś poważniejszego. Kiedy nawet nie byłem w stanie wziąć od niej numeru... Lecz wtedy los postanowił zainterweniować. A tak naprawdę to Joanna wzięła sprawy w swoje ręce.

Sporo czasu upłynęło od tamtego momentu. Pewnego dnia, kiedy siedziałem w pracy, odebrałem telefon od recepcjonistki. Powiedziała mi, że ktoś dzwoni z jakiejś placówki opiekuńczej dla dzieci. Od razu przyszło mi do głowy, że pewnie znowu szukają pomocy finansowej, a ja przecież nie mam im nic do zaoferowania. Z pewną niechęcią chwyciłem za słuchawkę. Bardzo się zdziwiłem, a jednocześnie poczułem nieuzasadnioną radość, gdy usłyszałem ten przyjemny i serdeczny głos, który dobrze znałem. To była Asia. Zadzwoniła, żeby złożyć mi imieninowe życzenia!

Przyznam, że zrobiło mi się trochę głupio, gdy usłyszałem w słuchawce kobiecy głos składający mi życzenia. W sumie to chyba ja powinienem był jako pierwszy wykręcić jej numer, a nie ona mój. No ale najbardziej to mnie zastanawia, skąd ona w ogóle wiedziała, gdzie mnie szukać? Nie pamiętam, żebym podawał jej swój adres, a plakietka z imieniem i nazwiskiem na mundurze była tak mała, że raczej ciężko byłoby z niej coś rozszyfrować.

Sprawiała naprawdę sympatyczne wrażenie

Skoro zdołała się do mnie dodzwonić, musiała wykazać się sporą determinacją i cierpliwością. W mojej głowie kłębiły się różne myśli. Jak nie dopuścić do tego, żeby nasz kontakt ponownie się nie urwał? Potrzebowałem odrobiny odwagi, aby...

– Czy mogłaby mi pani zostawić służbowy numer? – zapytałem uprzejmie.

– Lepiej nie. Proszę zanotować mój prywatny numer – odparła niemal szeptem Asia, dyktując mi ciąg cyfr.

Zdałem sobie sprawę, jak skąpa jest moja wiedza na jej temat. Kompletnie wyleciało mi z głowy, skąd dokładnie pochodziła. Mignęła mi w myślach jakaś mglista informacja o dzieciach, zapewne miała też męża, a to wprawiło mnie w kiepski nastrój.

Musiała się nieźle natrudzić, żeby mnie wyszukać, a przecież nasza rozmowa trwała raptem chwilę. Może jednak ten telefon od niej miał jakieś głębsze znaczenie? Coś istotniejszego... Nie potrafiłem jednak poukładać tych wszystkich elementów w jedną całość.

Kiedy dzień dobiegał końca, postanowiłem napisać do niej wiadomość, dziękując za przemiłe życzenia i zadając jakieś z pozoru banalne pytanie, by podtrzymać naszą konwersację. No i wysłałem SMS-a. Jej odpowiedź przyszła jednak dopiero następnego dnia. „Nawet nie zdaje sobie Pan sprawy, jak bardzo stał się Pan dla mnie ważny” – odpisała Asia. Muszę przyznać, że trochę mnie zamurowało. Co takiego zrobiłem? W końcu nie powiedziałem jej niczego specjalnie ważnego. Po prostu byłem uprzejmy tak jak zawsze podczas służbowych wyjazdów.

Muszę przyznać, że było mi wtedy naprawdę miło. Wyglądało na to, że ta babeczka chciałaby nawiązać bliższą relację. Ciężko powiedzieć, jak to się potoczy, ale kto wie? Po paru dniach pisanie wiadomości stało się dla nas normą. Trudno mi ocenić, czy więcej SMS-ów wysłałem, czy dostałem, ale ich liczba rosła, a każdy z nich był pełen serdeczności. Podobnie ciepłe okazały się nasze pogawędki przez telefon, choć pisząc do siebie, zdawaliśmy się bardziej szczerzy i otwarci.

W końcu nastała chwila, na którą czekaliśmy. Piątkowa noc i poznański teatr. Wręczyłem Asi różę w kolorze herbacianym, a ona odwdzięczyła się cudownym uśmiechem. Nazwa spektaklu zupełnie wyleciała mi z głowy, bo liczyło się tylko to, że była przy mnie. Po tylu latach przerwy w chodzeniu na randki, czułem się trochę dziwnie. Zupełnie jak nastolatek.

Gdy wraca do domu, telefon przestaje dzwonić

Nie bardzo wiedziałem, co powinienem zrobić. Początkowo moja ręka niepewnie wślizgnęła się w dłoń Joanny. Już w połowie przedstawienia przytulaliśmy się do siebie jak para zakochanych nastolatków. To było cudowne! No i ten namiętny pocałunek w aucie... Od tego momentu w mojej głowie była tylko ta dziewczyna. Bez przerwy czułem dotyk jej skóry, zapach perfum i to niesamowite ciepło, którym promieniowała. Zasypiałem, mając przed oczami jej twarz. Niestety na następną randkę przyszło mi czekać parę tygodni. Muszę przyznać, że nie byłem tym zachwycony.

Późnym popołudniem Asia zawitała do mojego mieszkania. Delektowaliśmy się deserami lodowymi, następnie zajadaliśmy owocami, popijając martini. Subtelny płomień świecy tlił się delikatnie. Gorące usta Asi znów rozpalały moje zmysły. Powoli rozpinałem drobne guziki jej bluzki, pieściłem jej biust... Asia czule głaskała moje włosy. Jeżeli w przeszłości sądziłem, że zaznałem szczęścia, byłem w błędzie. Prawdziwą radość poznałem dopiero wtedy, gdy zaczęliśmy się widywać.

Mój mąż za parę dni wraca z wyjazdu służbowego – oznajmiła pewnego dnia Asia, a ja poczułem, jakby lodowata dłoń ścisnęła mój żołądek.

Jak tylko Joanna wraca do swojego mieszkania, mój telefon przestaje dzwonić. Mogę sobie pozwolić na krótki kontakt z nią wyłącznie, gdy jest w pracy – zadzwonić albo wysłać wiadomość. Teraz moje życie to ciągłe wyczekiwanie na wyjazd jej męża. Dopiero wtedy będziemy mogli zaznać odrobiny radości i spędzić ze sobą trochę czasu.

Reklama

Zbigniew, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama