„Moja 50 letnia kuzynka zachowuje się jak stara kokietka. Wpadłam w szał, gdy usłyszałam, co zaproponowała mojemu mężowi”
„Gdy Alicja wróciła, dzieciaki już leżały u siebie. Paweł oznajmił, że musi popracować i zostawił nas same. Pogawędziłyśmy, co u kogo się dzieje, a potem poszłyśmy się położyć. Padłam i zasnęłam jak kamień. Nagle usłyszałam przerażający wrzask i skoczyłam na równe nogi. Był środek nocy”.

- Redakcja
Gdy wieczorem zasypiam, nie mam pojęcia, gdzie i z kim się obudzę. To nie jest początek powieści dla dorosłych. Nic z tych rzeczy! Mam dwójkę dzieci i to jest prawdziwie życie. Śmieję się, że to są moje Jaśki Wędrowniczki. Idziemy spać do łóżek codziennie zupełnie zwyczajnie, koło dwudziestej. A te dziwaczne pielgrzymki ruszają koło trzeciej-czwartej nad ranem. Najpierw moja młodsza pięciolatka budzi się i chce do łazienki. Nawet idzie sama, ale już nie wraca na swoje miejsce, tylko ląduje w naszym pokoju. Wpycha się między nas i po chwili jest nam już tak niewygodnie, że mój małżonek wstaje i idzie do telewizyjnego. Do pokoju dzieci nie ma po co iść, bo tam jest piętrówka i trzeba się wspinać na górę.
Po tych przetasowaniach nasze drugie dziecko, Michaś, siedmiolatek, starszy i wydawałoby się już przyzwyczajony do wszystkiego, budzi się i drepce prosto do naszej sypialni. Zwykle coś mu się śniło, albo po prostu chce się przytulić. I tym sposobem koło godziny szóstej rano leżę ściśnięta jak sardynka, a oni ułożeni w poprzek lub wciskają mi kolana między żebra. Żyć, nie umierać. Spać się nie da.
Gdy już nie mogę wytrzymać od kopnięć i bolą mnie plecy od niewygodnej pozycji, wstaję i przenoszę się na dolne łóżko piętrówki w pokoju dzieci. W salonie nie ma dla mnie miejsca, bo Paweł śpi na nierozłożonej kanapie, bo tak jest mu wygodniej. I podobno ciszej. Czasem to już koniec tych peregrynacji, ale nie zawsze. Bo kiedy młodsza się znienacka przebudzi i zorientuje, że mnie nie ma, to idzie mnie szukać. Trafia albo na kanapę do taty w salonie, albo do własnego pokoju. I wtedy kładzie się mi prawie na głowie. Koszmar niewygody.
Kuzynka Ala ma niezdrowego fyrtla
Przedwczoraj była u nas moja kuzynka, Alicja. Jest już w bardzo dojrzałym wieku, koło 50., ale nie jest zamężna. Nie powiem też o niej singielka, bo to do niej kompletnie nie pasuje. Ona jest jak wyjęta z dziewiętnastowiecznego romansidła. Niezbyt piękna, lata świetności ma już za sobą, w dodatku z zupełnie już zdezaktualizowanymi przekonaniami. Rozpaczliwie próbuje zapoznać się z kimkolwiek. Niestety bez śmiałości do płci przeciwnej, nawet z kręgu bliskich. Mojego męża zna z pewnością już ponad 10 lat, ale nadal dostaje przy nim, jakby to powiedzieć, jakiegoś niezdrowego fyrtla.
Kuzynka Alicja jest z Podkarpacia, jest nauczycielką i uczy tam w szkole najmłodsze dzieciaki. Jest wyedukowana i łaknie kultury, dlatego przyjeżdża do nas do Warszawy, żeby skorzystać z możliwości, które oferuje duże miasto. Zwykle dzwoni do nas kilka tygodni wcześniej i zapowiada się na jakiś weekendzik. Zazwyczaj chce w tym czasie pójść do teatru lub na jakiś koncert muzyki klasycznej.
Zazwyczaj pojawia się u nas w sobotni poranek, a wieczorową porą wybiera się na spektakl teatralny lub koncert. Śpi u nas i w niedzielne popołudnie wyjeżdża. Gdy dzieci były jeszcze maleńkie, nie przyjeżdżała, dając nam czas na ogarnięcie się z maluszkami, potem wpadała rzadko raz na jakiś czas, ale regularnie. Te jej wizytacje były dla nas jednak dość mocno krępujące, a już wspólne siadanie do posiłków z nią było niemal jak tortura. Rozmowy były sztuczne, okropnie nadęte i wiejące nudą, a cały weekend zwykle był na zmarnowanie. Nie było jednak wyjścia. Nie mieliśmy jak jej odmówić, nie wypadało i szkoda mi jej trochę było. Wszystkie te wizyty przebiegały bardzo podobnie. Mieliśmy ustalony charakterystyczny rytm.
Spojrzała na niego z zachwytem
Ale ostatnia wizyta kuzynki Alicji to był totalny hit i będziemy ją pamiętać chyba do końca życia.
– Może w sobotni wieczór wyskoczymy sobie na jakiś film, a potem kto wie na jakieś tańce klubowe, co ty na to? – rzucił propozycją Paweł. – Wchodzi teraz na ekrany super film. Chłopaków dalibyśmy do babci, a my byśmy sobie zaszaleli jak za młodu. Już zresztą rozmawiałem z dziadkami i są bardzo na tak.
– Świetny pomysł, ale wyleciało mi i zapomniałam o tym, że w ten weekend przybywa Alicja niestety – zasępiłam się od razu.
– O matko… – zajęczał Paweł.
Nic już nie dodał, ale widziałam, jak od razu stracił rezon i swój wcześniejszy entuzjazm. Przed porą obiadową w sobotę przyjechała kuzynka. Przywiozła dużo słoików, a to marynowane grzybki, kiszone ogóreczki czy konfitury. To było bardzo miłe, nigdy nie wpadała do nas z pustymi rękami. Gdy Alicja przygotowywała się na swoje wyjście, my Pawłem i dzieciakami chcieliśmy się wybrać na seans filmowy.
– Czy to nie za późna pora dla dzieci? – od razu zapytała Alicja.
– To film przeznaczony dla najmłodszych, więc i pora odpowiednia. – Początek jest koło godziny 18., więc bardzo podobnie jak twój spektakl. Wyjdziemy razem, podwieziemy cię, nie wydasz na taksówkę.
Spojrzała na niego z zachwytem w oczach.
Ala wrzeszczy, Paweł stoi, cyrk na kółkach
Gdy Alicja wróciła po spektaklu, dzieciaki już leżały u siebie. Paweł oznajmił, że musi popracować (akurat!) i zostawił nas same przy kieliszeczku jakiegoś likieru, który kuzynka nam sprezentowała. Pogawędziłyśmy o tym i o owym, co u kogo się dzieje, a potem poszłyśmy się położyć. Padłam i zasnęłam jak kamień. Nagle usłyszałam przerażający wrzask i skoczyłam na równe nogi. Był środek nocy.
Pierwsze co zrobiłam, to poleciałam do dzieci po omacku. Nie było ich w łóżkach. Więc zrobiłam w tył zwrot i uderzyłam w ciemności w kogoś, kto wybiegał w panice z salonu, w którym nocowała Alicja. Z pokoju dobiegały jakieś piski. Nie wiedziałam już co robić ze strachu, więc też się wydarłam i nagle ktoś włączył światło. Moim oczom ukazał się mąż, który miał obłęd wypisany na twarzy.
– Nie ma dzieci, gdzie one są? – wydukałam, sapiąc.
– Dzieciaki? Śpią w naszej sypialni, musiałem się przenieść.
Zaczęłam stopniowo łączyć ze sobą kropki. Wyskakując w ferworze z łóżka, nie spojrzałam, że leżą i chrapią w najlepsze koło mnie. Pewnie wędrowali jak zwykle w nocy…
– A co z tobą? – zapytałam po chwili.
– Ja, jak ja, co? – Patrzył się za siebie, jakby go ktoś gonił.
Zerknęłam przez uchylone drzwi do salonu. Alicja w wyprostowanej pozie stała na sofie, trzymając przed sobą poduszkę niczym oręż. Rozczochrana i piszcząca wyglądała nieco dziwacznie.
– To jakiś koszmar – zajęczał Paweł. – Zupełnie mi wyleciało z głowy, że ona śpi w salonie. Półprzytomny przechodziłem w nocy, jak dzieciaki mnie wykopały z łóżka, i chciałem jak zwykle walnąć się na kanapę. A ona zaczęła się wydzierać, że ja… no, wiesz… nawet mi to przez gardło nie przejdzie!
Najpierw ogarnął mnie śmiech
Prawie parsknęłam śmiechem, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
– Połóż się człowieku razem z dziećmi, a ja ogarnę Alicję – zakomenderowałam.
– Próbowałem jej wyjaśnić, ale ona tylko swoje, że ja…, wiesz, co… nie mogę…
– Idź spać, mój biedny Don Juanie – odpowiedziałam i poszłam do Alicji, która w popłochu się ubierała.
– Natychmiast wyjeżdżam, moja noga tu więcej nie postanie – oznajmiła cierpkim tonem.
– Oszalałaś? Jest środek nocy, albo i ranek, ale nic teraz nie jeździ na pewno. Może porozmawiamy na spokojnie?
– O czym tu rozmawiać, Paweł, on…
– Co Paweł? – zapytałam zadziornie.
– Do czego to dochodzi, żeby napastować gościa, członka rodziny, własnej rodziny… – nie mogła złapać tchu.
Miała czerwone policzki jak burak.
– Alicja, spokojnie. To z powodu dzieci…
Po jakichś dwudziestu minutach dopiero zrozumiała, o co mi chodzi. Ale i wtedy wyglądała na przerażoną.
– Może przechodzicie jakiś kryzys małżeński? – zapytała w końcu niby troskliwie.
– Nie przechodzimy. Zero. Null. – miałam już po wyżej uszu tego wszystkiego. – Zlituj się, kładź się do łóżka. Rano zrobimy śniadanie, a potem może pójdziemy spacerować do Łazienek.
– Nie ma mowy, ja z samego rana jadę do domu – odparła kategorycznie kuzynka.
Mąż nie potrafił się powstrzymać
Gdy obudziliśmy się rano, nie było po niej śladu. Znaleźliśmy tylko karteczkę. Grzecznościową i uprzejmą: „Dziękuję za nocleg i pozdrawiam”. Spojrzeliśmy po sobie
– Oby to nie było ironicznie – od razu wypalił mąż.
Machnęłam ręką. Paweł zadzwonił jeszcze do niej, chciał ostatecznie wszystko wytłumaczyć, ale póki co, a minęły cztery miesiące, nie daje znaku życia. Ani nie mówi nic o kolejnym przyjeździe do nas. Doszły mnie też słuchy, że podobno rozgłasza na prawo i lewo, że mój mąż nie umie poskromić swoich wybujałych potrzeb…
Ewa, 39 lat
Czytaj także:
- „Wstydziłem się, bo żona traktowała mnie jak śmiecia. Była mistrzynią pozorów, a szydło wyłaziło z wora tylko w domu”
- „Gdy zobaczyłam, co teściowa wkładała synkowi pod poduszkę – załamałam ręce. Twierdziła, że to ich sekretna tradycja”
- „Mąż traktował mnie jak powietrze, a mam swoje potrzeby. To szczodry teść dał mi to, czego od dawna pragnęłam”