„Moja łatwowierna siostrzyczka utrzymuje swoją lekkomyślną córeczkę. Ta ciągnie kasę, ile wlezie, a matce brakuje na opał”
„W tym samym czasie mój siostrzeniec Krzysztof wrócił akurat z wizyty u Marty i opowiedział mi, że u niej nawet nie było wolnego pokoju dla niego, że atmosfera była napięta. Zauważył też, że Harald przez całe sobotnie popołudnie nie wrócił do domu. – Nie wyglądali na bogatych – stwierdził”.

- listy do redakcji
Nie mam pojęcia, co moja siostra sobie pomyślała, przystając na pomysł córki. Wiem, że kochająca mama zrobi zawsze wszystko dla dziecka, ale aż tak się pogubić? Swój jedyny dach nad głową spieniężyli, bo córka domagała się pieniędzy na interes! A jej mąż bez mrugnięcia okiem na wszystko się zgadza? Dziwne! Przecież to trzypokojowe mieszkanie to ich jedyny majątek.
Barbara i Leszek przez lata harowali, by uzyskać prawo do własnego kąta. Następnie ogromnym wysiłkiem i nakładem naprawiali fuszerki fachowców i przystosowywali je do komfortowego użytkowania. Wyposażali je za pożyczki z zakładów i dodatkowe prace brata hydraulika, wszystko to dla jedynaczki. Od urodzenia się Marty oboje starali się, by miała dosłownie wszystko, czego tylko zapragnie. I dlatego ich córka, choć w tamtych czasach nie było to oczywiste, otrzymała swój pokoik, meble zdobywane w kolejkach i zabawki przywożone z zagranicy. Cała rodzina się wcale nie dziwiła uwielbieniu Barbary dla Marty. To było zrozumiałe.
Każda matka zrobiłaby to samo, co moja siostra, czyli dziękowała losowi za zdrowe dziecko. Bo wmawiano je za młodu, że nigdy nie będzie matką z powodu jakichś komplikacji medycznych. Oboje bez chwili namysłu podarowali Marcie kupiony w zeszłych latach samochód, gdy oświadczyła, że bierze ślub bardzo młodo. Uznali, że nowożeńcom się przyda bardziej, niż im. Zainwestowali wszystkie oszczędności, gdy dowiedzieli się, że Marta jest w ciąży, a po narodzinach wnusia wprowadzili się do znacznie mniejszego mieszkania córki.
Niemal stracili swój majątek
Potem niemal utracili majątek przy rozwodzie Marty i podziale dóbr. Zdesperowani zaciągnęli długi u niemal chyba każdego członka w rodzinie, żeby uregulować rachunki i zobowiązania eks zięciulka. Rzecz jasna Marta nie poniosła żadnych konsekwencji z tej okazji. Tym bardziej zadziwiało mnie, że teraz tak lekkomyślnie zdecydowali się sprzedać własne lokum i wprowadzić się do jej mieszkanka.
– Czy macie plan B na to, gdyby, nie daj Boże, jej firma się załamała? – starałam się jakoś trafić konkretnymi argumentami do siostry.
– Marta to z natury bizneswoman, a ten jej nowy partner Harald to doświadczony przedsiębiorca. Nic się nie wydarzy, jesteśmy bezpieczni. Pewnie jeszcze osiądziemy na stare lata w domku z ogródkiem z moich marzeń – zapewniała Basia.
Nie wiem, jak udało się Marcie wmówić rodzicom, że nic nie stracą na tej wymianie, a profity z działalności Haralda zabezpieczą ich wspólną przyszłość.
Postanowiłam interweniować
Barbara tłumaczyła coś niezbyt jasno, że zabezpieczenie jest lepsze dla Marty, co mnie tylko zirytowało. Mój mąż mówił mi, bym dała spokój, ale nie mogłam tego odpuścić, zwłaszcza że to przecież moja siostra i musiałam ją chronić. Zawsze była wrażliwa i nieco naiwna. Nie czekając na dalsze tłumaczenia, skontaktowałam się bezpośrednio z Martą. Ona także, choć przekonana o swoim planie, nie potrafiła mnie przekonać, dlaczego zostawiła rodziców bez żadnej ochrony na stare lata. Nie byli już pierwszej młodości i wszystko mogło się wydarzyć, również w interesach Haralda. Marta była od niego młodsza o kilkanaście lat, co uznałam za plus, bo dawał jej poczucie stabilizacji. Nie podobało mi się tylko i dziwiło mnie bardzo, że te jakieś wielkie interesy ma zamiar finansować z kasy wziętej od dwójki emerytów z Polski, którzy nigdy nie śmierdzieli groszem.
Nie wyglądali na bogaczy
Wyjścia nie było, musiałam łyknąć coś na uspokojenie i tylko chyba wznosić modły do Boga, by moje obawy okazały się błędne. Z moimi siostrami, dzieciakami sióstr i wnukami jestem bardzo związana. Choć mieszkamy osobno, nie mija tydzień, byśmy się nie kontaktowały z kimś z rodziny. Kiedy więc Barbara nagle przestała odpowiadać na telefony, zaniepokoiłam się.
W tym samym czasie mój siostrzeniec Krzysztof wrócił akurat z wizyty u Marty i opowiedział mi, że u niej nawet nie było wolnego pokoju dla niego, że atmosfera była napięta. Postanowiłam od razu zatelefonować do Marty lub Leszka. Krzyś zauważył też, że Harald przez całe sobotnie popołudnie nie wrócił do domu. Marta tłumaczyła to dużą ilością pracy i urwaniem głowy, brzmiało to jednak dla mnie wszystko niepokojąco.
– Nie wnikam w finanse, ale nie wyglądali na bogatych – stwierdził Staś – ale to już u nas jest ładniej niż u nich.
Zignorowałam tę uwagę, bo nie każdy umie pięknie urządzić mieszkanie, ale bardziej zmartwiły te wcześniejsze szczegóły ich życia.
Czy historia się powtarza?
Serce ścisnęło mi się, przypominając rozwód mojej chrześnicy i usiłowałam się dodzwonić przez caluśki dzień do nich.
– Czy możesz mi powiedzieć, co się stało?! – wrzasnęłam, gdy w końcu siostra odebrała.
Udawała zdziwienie, ale w jej tonie wyczułam kłamstwo. Bez owijania w bawełnę przyparłam ją do ściany i zapytałam o problemy Marty i jej męża.
– Nie! – zaprzeczyła gwałtownie. – Nie będzie żadnego rozwodu! Po prostu… – jej głos załamał się, więc złagodziłam ton i czekałam na wyjaśnienia.
Marta znała mnie i widząc, że się nie poddam, wyznała wreszcie, że mają poważny kryzys.
– Jakiej pomocy wam potrzeba? – zapytałam natychmiast, gotowa wesprzeć rodzeństwo, choć już w myślach łączyłam fakty, że jeśli to nie rozwód ani zdrowie, to pewnikiem biznes Haralda.
– Wszystko poszło jak krew w piach, toniemy w długach… – łkała Barbara. – Nawet nie możemy ich już nijak wesprzeć…
Chciałam wypalić, że to dorosłe dziecko ma obowiązek zadbać o rodziców. Skąd będą mieli środki na wyższy czynsz albo koszty leczenia, skoro Leszek coraz częściej potrzebuje rehabilitacji? W ostatniej chwili powstrzymałam się i podpytałam, czy mają pieniądze na cały miesiąc, skoro Marta miała dopłacać.
– Niestety jest krucho, przycinamy gdzie tylko można – odparła.
– A zapasy na trudne chwile? – spytałam.
– Nie mamy nic – załkała.
Czy to już cała prawda?
Nie mogłam zwlekać. Mimo śniegu i moich problemów ze zdrowiem mój synek podrzucił mnie do Marty dwa dni później. Miałam problem z wejściem do nich, bo tam tylko schody, ale gdy wreszcie weszłam, od razu zamarłam, widząc potwornie wychudzoną Barbarę. Byli poza tym, ona w dwóch swetrach, a Leszek w płaszczu i wełnianej czapce, bo musieli oszczędzać na ogrzewaniu. Choć i mnie nie było lekko, obiecałam, że pomogę im z rachunkami. Nie chcieli najpierw i krępowali się, ale ostatecznie przyjęli moją pomoc.
Od tamtej chwili wszyscy ich wspieramy. Siostrzyczka Wandzia przez wnuki dostarcza jarzyny, brat blisko nimi robi zakupy i przetwory, bratankowie częstują obiadem, ja płacę rachunki za światło i gaz, a Emilka, moja córcia, farmaceutka, pomaga zdobyć leki po niższych cenach. Radzą sobie, choć mam silne podejrzenia, że nigdy się nie dowiemy prawdy o przedsięwzięciach tego całego Haralda. Mam obawy, co się stanie z siostrą i Leszkiem, jeśli zięć nie wyjdzie z tego dołka i będzie chciał sprzedać mieszkanie Marty, a ona jeszcze mu przyklaśnie?
Dorota, 68 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Z naszego wspólnego konta zaczęły znikać drobne kwoty. Gdy zabrakło na czynsz, żona zdradziła mi swój sekret”
- „Po rozwodzie mąż zostawił mi dziecko i puste konto. Gdy stanęłam na nogi, nagle chciał zgrywać miłego tatusia”
- „Od lat grałam idealną córkę, ale miałam ochotę krzyczeć. Za maską grzecznej dziewczynki ukrywałam brzydkie tajemnice”