„Moja matka po rozwodzie urządzała w domu randki w ciemno. Była gotowa na wszystko, tylko nie na bycie mamą”
„Studiuję filologię polską i niestety mieszkam z matką. Kiedyś byłyśmy jak przyjaciółki. Rozmawiałyśmy o wszystkim, plotkowałyśmy, płakałyśmy na tych samych filmach. Po rozwodzie mamy coś się zmieniło. Jakby z dnia na dzień zniknęła mama, a pojawiła się kobieta po przejściach, gotowa na wszystko”.

- Redakcja
Nigdy nie przypuszczałam, że największym problemem mojego dorosłego życia nie będzie sesja egzaminacyjna, pusty portfel ani toksyczny związek, tylko… własna matka. A konkretniej jej miłosne eskapady, które zamieniły nasz dom w jakąś parodię „Randki w ciemno”. Przysięgam, że ostatnio nie zdążyłam nawet zapamiętać imienia poprzedniego „wujka”, a już przy stole siedział nowy. Raz był dentysta, który miał manię opowiadania o dziąsłach przy jedzeniu. Innym razem pojawił się jogin z mantrą „wszystko jest energią” i domagał się tofu do rosołu. A ostatnio przyszedł typ z netu, który reklamował olejki samochodowe, mając więcej followersów niż mój wykładowca punktów ECTS.
Studiuję filologię polską, i niestety mieszkam z matką – Dorotą. Kiedyś byłyśmy jak najlepsze przyjaciółki. Rozmawiałyśmy o wszystkim, plotkowałyśmy, razem płakałyśmy na tych samych filmach. Ale po rozwodzie mamy coś się zmieniło. Jakby z dnia na dzień zniknęła „mama Dorota”, a pojawiła się „Dorota kobieta po przejściach, gotowa na wszystko”.
Na początku próbowałam ją rozumieć. Przecież miała prawo być szczęśliwa. Sama zawsze mówiła, że nie warto siedzieć i czekać, aż życie się samo naprawi. Ale kiedy w naszym mieszkaniu zaczęli się przewijać mężczyźni szybciej niż moje koleżanki zmieniają statusy, poczułam coś, czego wcześniej się wstydziłam: zażenowanie. Potem przyszła złość. A teraz? Teraz to już nawet nie wiem.
Udaję, że mnie to nie rusza. Że jestem ponad to. Ale czasem, kiedy słyszę ich śmiech z kuchni, kiedy po raz setny widzę, jak matka nakłada „temu nowemu” zupę i nalewa kompotu, coś we mnie pęka. To ja przestałam być w jej życiu ważna? A może to ja się czepiam? Może to wszystko naprawdę jest normalne, a ja jestem po prostu zazdrosna? Tylko... o co?
Strasznie się bałam
– Nie udawaj, że go nie słyszałaś – powiedziałam zbyt ostro, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Już trzeci raz pyta, czy chcesz jeszcze dokładkę kompotu. Chce się wkupić, czy co?
Mama spojrzała na mnie z tym swoim sztucznym spokojem, który zaczęłam rozpoznawać w momentach, kiedy coś ją naprawdę bolało. Albo kiedy chciała, żeby to bolało mnie.
– Ola, proszę cię, nie psuj wieczoru – odpowiedziała cicho, ale z wyczuwalną nutą irytacji. – Mariusz jest bardzo miły, wystarczyło się tylko uśmiechnąć i odpowiedzieć. Po co ten ton?
– Bo mam już dość, mamo – powiedziałam i odsunęłam talerz, nawet nie kończąc zupy. – Co tydzień ta sama scena. Nowy facet, nowy kompot, nowa historia. Naprawdę myślisz, że to normalne?
– Może i nie, ale to moje życie – uniosła głos, a jej twarz zdradzała napięcie, którego nie było wcześniej. – Mam prawo je sobie układać tak, jak chcę.
– Tylko że robisz to tu, w naszym mieszkaniu – zacięłam się, czując, że brnę za daleko, ale nie potrafiłam się zatrzymać. – W mojej kuchni, na moim kubku z herbatą, przy moim stole... – urwałam, bo sama poczułam, jak absurdalnie to zabrzmiało.
– Twoim? – prychnęła z niedowierzaniem. – Dziecko, mieszkasz tu, bo ci pozwalam. Bo jesteś moją córką i cię kocham. Ale to nadal mój dom. Ja go utrzymuję. Ty wnosisz tu tylko swoje uwagi.
Zrobiło mi się gorąco. Z trudem przełknęłam ślinę i wstałam od stołu. W Mariuszu coś drgnęło, jakby chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. To przynajmniej było w nim przyzwoite.
– Ile jeszcze ich przyprowadzisz? – zapytałam patrząc jej prosto w oczy. – Naprawdę chcesz, żebym zapamiętała swoją mamę jako kobietę, która co tydzień gotuje rosół innemu facetowi?
Mama uśmiechnęła się, ale bez uśmiechu.
– Wiesz, czasem mam wrażenie, że to wszystko robisz na pokaz. Nawet dla mnie nie jesteś prawdziwa – dodałam, a potem po prostu wyszłam z kuchni, zostawiając ich przy stole.
Zamknęłam się w pokoju i usiadłam na łóżku. Czułam się, jakbym przegrała. Nie wiedziałam, co mnie bardziej bolało, czy jej decyzje czy to, że każda rozmowa z nią kończyła się tak samo. Krótkim spięciem i wielką ciszą. Pamiętałam, jak kiedyś mama była zupełnie inna. Siedziałyśmy wieczorami na kanapie, czytałyśmy razem książki albo słuchałyśmy starych piosenek z jej płyt winylowych. W jej oczach było wtedy coś ciepłego, miękkiego. Teraz było tylko napięcie. Jakby ciągle kogoś grała. Wyszczuplająca bluzka, mocny makijaż, za dużo perfum. Każde jej „dobranoc” brzmiało tak, jakby kończyła rozmowę z klientem, a nie z córką.
Nie umiałam z nią już rozmawiać. Nie wiedziałam nawet, czy jeszcze ją rozumiem. Może ona też mnie nie rozumiała. Ale przecież kiedyś potrafiła. Kiedyś wystarczył jeden gest, żeby wiedziała, że coś jest nie tak. Teraz wszystko trzeba było tłumaczyć, bronić, objaśniać. Nie chciałam takiej relacji. Ale bałam się, że innej już nie będziemy mieć.
Byłam potwornie samotna
Następnego dnia długo siedziałam w kuchni, zanim mama wróciła z pracy. Miałam w sobie chaos, ale też dziwną potrzebę, żeby wszystko sobie poukładać. Zapisałam kilka zdań na kartce, jakby to miała być jakaś prezentacja na zajęcia. Nieważne, że to głupie. Potrzebowałam planu. Zrobiłam herbatę i czekałam, aż otworzy drzwi. Weszła z torbą na ramieniu, z lekko rozczochranymi włosami i uśmiechem, który zgasł, gdy tylko mnie zobaczyła.
– Cześć – powiedziała. Zdjęła buty, odwiesiła kurtkę. – Nie myślałam, że jeszcze tu siedzisz.
– Chciałam porozmawiać. Na spokojnie – odpowiedziałam i poklepałam ręką wolne krzesło. Przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu, a potem usiadła.
– No dobrze. Mów – powiedziała, jakby to była jakaś formalność do załatwienia.
– Po co ci to wszystko? – zapytałam, patrząc na nią, nie uciekając wzrokiem. – Ci faceci, te kolacje, to… granie szczęśliwej kobiety przed obcymi. Nie możesz być sama choć przez chwilę?
Zamiast odpowiedzi, westchnęła i zaczęła się bawić łyżeczką, która leżała na blacie.
– Wiesz, życie jest za krótkie na samotność – powiedziała w końcu. – Nie jestem już młoda. Jeśli nie teraz, to kiedy?
– Ale ty nie szukasz miłości. Ty szukasz czegokolwiek, byle by było – rzuciłam i od razu tego pożałowałam. Wiedziałam, że to ją zaboli. Ale zbyt długo to trzymałam w sobie.
– Naprawdę tak o mnie myślisz? – zapytała cicho.
– Nie wiem, mamo. Próbuję zrozumieć. Ale jak mam to zrobić, kiedy codziennie jesteś kimś innym? Raz jesteś kobietą od jogina, raz od miłośnika starych samochodów. Jakbyś w każdej relacji musiała udowadniać, że jesteś warta czegoś więcej niż bycia samą sobą.
Zamilkła. Patrzyła gdzieś za moje ramię, jakby w ścianie znalazła coś bardziej interesującego niż nasza rozmowa.
– Wiesz – powiedziałam, czując jak moje gardło zaczyna się ściskać – przez ciebie nie wierzę w żadne związki. Kiedy widzę, co robisz, jak się starasz przypodobać każdemu, jak znikasz w tych relacjach… To ja się boję, że miłość to tylko gra, coś udawanego.
Spojrzała na mnie wreszcie. Jej oczy były czerwone, ale nie płakała.
– Myślałam, że to cię nie obchodzi – powiedziała. – Że jesteś ponad tym. Zawsze siedzisz cicho, nic nie mówisz.
– Bo już dawno przestałam wierzyć, że cokolwiek, co robisz, ma coś wspólnego ze mną – powiedziałam i wstałam.
Nie zatrzymała mnie. Nie zapytała, dokąd idę. Wyszłam na balkon i zamknęłam za sobą drzwi. Stałam tam dobre piętnaście minut, czując, jak zimne powietrze szczypie mnie w twarz. Wiedziałam, że nic nie załatwiłyśmy. Słowa padły, ale nie trafiły do celu. Każda z nas mówiła swoim językiem. Miałam wrażenie, że krzyczymy do siebie przez szybę. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.
Czułam się upokorzona
Wróciłam z uczelni zmęczona i głodna. Buty męskie w przedpokoju rzuciły mi się w oczy od razu. Nowe. Eleganckie. Nie pasowały do żadnego z poprzednich „wujków”. Weszłam do salonu. Mama siedziała przy stole, z uśmiechem od ucha do ucha, jakbyśmy miały zaraz świętować Boże Narodzenie. Po drugiej stronie siedział on. Zbigniew. Ojciec Marka. Zamarłam.
– Ola, skarbie, usiądź, właśnie podgrzewam zupę – powiedziała mama z entuzjazmem, jakby wszystko było w najlepszym porządku.
Zbigniew kiwnął głową, chyba nie wiedząc, co powiedzieć. Ja też nie wiedziałam. Po prostu odwróciłam się i wyszłam z mieszkania.
– Ola, wróć, co się dzieje? – usłyszałam za plecami.
– Naprawdę nie wiesz? – odpowiedziałam i trzasnęłam drzwiami.
Na klatce dopadła mnie fala wspomnień. Marek, jego zdrada, to, jak się czułam upokorzona, jak długo zbierałam się po tym wszystkim. Mama to wszystko wiedziała. A mimo to zaprosiła jego ojca do naszego domu. Do naszej kuchni. Do tej samej, gdzie kiedyś płakałam przez jego syna w poduszkę. Nie wróciłam na noc. Spałam u koleżanki, z głową pełną chaosu. Mama została sama. I być może dopiero wtedy coś do niej dotarło.
Uznała, że może to ukryć
– Chyba przesadziłam – powiedziała mama do telefonu, stojąc przy oknie w kuchni. Myślała, że nie słyszę, ale rozmawiała zbyt głośno, a ja akurat weszłam do domu. – Wiem, że to był jego ojciec, ale… myślałam, że Ola już to przepracowała. Że to dla niej zamknięty rozdział.
– Dorota, ty naprawdę nie widziałaś, co robisz? – głos po drugiej stronie należał do ciotki Ani, jedynej osoby, której mama mówiła wszystko. – Przecież wiedziałaś, jak ona przeżywała rozstanie z Markiem! I zapraszasz jego ojca na kolację?
– On mnie rozumie, Anka – mówiła cicho. – Wiesz, jak długo nie czułam się tak… normalnie. Jakby ktoś naprawdę chciał mnie słuchać, jakby widział we mnie kobietę. Nie tylko matkę, nie tylko samotną rozwódkę. Ale chyba… zapomniałam, że nie jestem tu sama.
Poszłam do pokoju. Leżałam na rozkładanej kanapie u siebie, patrząc w sufit. Nie płakałam. Nawet nie byłam zła. Czułam raczej pustkę i coś w rodzaju rozczarowania, które ciężko było nazwać. Nie wiedziałam, dlaczego nie powiedziała mi wcześniej. Mogła uprzedzić, zapytać, przygotować mnie jakoś. Ale nie – uznała, że może to przede mną ukryć, jakby to nie miało znaczenia. Jakby moje uczucia były tylko niewygodnym dodatkiem do jej planu na szczęście. Zastanawiałam się, czy naprawdę myślała, że nic nie poczuję. Że to mnie ominie. Że to tylko zwykły „kolejny mężczyzna”. A może po prostu była tak bardzo skupiona na sobie, że nie widziała już nikogo poza własnym odbiciem w oczach nowego faceta. Czułam się mała. I niepotrzebna. Wyszłam cicho, nawet nie wiedziała pewnie, że byłam w domu...
Nie wiem, czy jej wybaczę
Spotkałyśmy się kilka dni później. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole, tym samym, przy którym Dorota karmiła kompotem połowę dzielnicy.
– Przepraszam – zaczęła. – Nie wiedziałam, że to cię aż tak zrani. Myślałam, że… Nie wiem, co myślałam. Chyba, że masz to gdzieś.
– Ale nie miałam i powinnaś to była przewidzieć jako matka – odpowiedziałam bez emocji.
Patrzyła na mnie długo, w ciszy. W końcu skinęła głową.
– Chcę to naprawić. Wiem, że zawiodłam. Nie będę się tłumaczyć. Po prostu… spróbuj mi kiedyś wybaczyć. Nie teraz. Kiedy będziesz gotowa.
Nie odpowiedziałam. Nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu nie umiałam. Zamiast tego wstałam, zabrałam filiżanki ze stołu i odniosłam je do zlewu. Dorota nie próbowała mnie zatrzymać. Chyba wreszcie zrozumiała. Rozejm nie był ciepły. Nie było uścisków ani wielkich słów. Była tylko cisza. Ale spokojniejsza niż wcześniej.
Ola, 21 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byłam wdzięczna teściowej, że zajęła się moim synkiem. Gdy odkryłam, co wyprawia, wolałam oddać go do żłobka”
- „Na emeryturze odkryłam brudny sekret mojego męża. A ja z uśmiechem prałam mu gacie przez ostatnie 20 lat”
- „Na chorwackiej plaży nieznajomy nasmarował mi plecy i rozpalił we mnie ogień. Rano mąż zafundował mi zimny prysznic”