Reklama

Zawsze uważałem, że nasze małżeństwo jest udane. Może nie było jak z romantycznych filmów, gdzie ludzie rzucają się sobie w ramiona na środku lotniska, ale było nasze – stabilne, pełne zrozumienia i bliskości. Ania była kobietą ambitną, wciąż gnała do przodu, poświęcała się pracy, a dom traktowała jak miejsce do odpoczynku. Mnie to odpowiadało.

Reklama

Nie przeszkadzał mi lekki bałagan, czasem sterta nieposkładanych ubrań czy brudne naczynia w zlewie. Ważniejsze było to, że mieliśmy wspólne wieczory, że śmialiśmy się z głupot i że byliśmy razem. Ale moja matka? To już inna bajka. Od dziecka wpajała mi, że dom jest wizytówką człowieka. Że porządek to kwestia szacunku, zarówno do siebie, jak i do innych. W jej mieszkaniu wszystko miało swoje miejsce, naczynia nigdy nie zalegały w zlewie, a podłoga lśniła jak tafla lodu. Kiedyś mnie to nawet imponowało. Dziś widziałem w tym więcej rygoru niż potrzeby.

Rodzice zapowiedzieli wizytę. Wyobrażałem sobie spokojny obiad, rozmowy, może nawet jakieś rodzinne anegdoty przy herbacie. Nie przewidziałem tylko jednego – że dla mojej matki nasz dom stanie się tak ważny.

Moja mama była w szoku

Rodzice przyjechali punktualnie. Matka, jak zawsze, elegancka i wyprostowana jak struna, przywitała mnie chłodnym pocałunkiem w policzek. Ojciec skinął głową, ściskając moją dłoń. Nie zdążyłem nawet zaprosić ich do salonu, kiedy zobaczyłem, jak wzrok matki zaczyna nerwowo biegać po mieszkaniu. Była jak skaner wykrywający każde niedociągnięcie. Niezmyte naczynia w zlewie. Ślady kurzu na półce. Ubrania rzucone niedbale na kanapę.

To wy tu tak mieszkacie? – Jej głos brzmiał spokojnie, ale ja już wiedziałem, że w środku aż się gotuje.

Spojrzałem na Anię. Była w dobrym nastroju, zrelaksowana po ciężkim tygodniu. Nie przyszło jej nawet do głowy, że coś może być nie tak.

Nie mamy czasu na sprzątanie – odpowiedziała, wzruszając ramionami, jakby to było oczywiste.

Ojciec, jak zawsze, próbował złagodzić napięcie.

Każdy żyje, jak chce… – mruknął, rozpinając kurtkę.

Ale matka nie zamierzała tego tak zostawić. Skrzyżowała ręce na piersi i wbiła we mnie spojrzenie, które pamiętałem jeszcze z dzieciństwa, gdy przychodziła sprawdzić, czy posprzątałem pokój.

Nie tak Pawła wychowałam – powiedziała cicho, ale stanowczo.

Zauważyłem, że żona zesztywniała. Reszta spotkania przebiegła w napiętej atmosferze. Ania, chociaż uśmiechała się i prowadziła uprzejme rozmowy, wyraźnie unikała matki. Próbowałem podtrzymać atmosferę, ale czułem, jakbyśmy wszyscy uczestniczyli w grze pozorów. Wieczorem, kiedy odprowadziliśmy rodziców do drzwi, matka zatrzymała mnie jeszcze na chwilę.

Jeśli ona nie dba o dom, czemu ty nic nie robisz? – zapytała, ściszając głos, żeby Ania nie usłyszała.

Nie odpowiedziałem od razu. Nie dlatego, że nie miałem co powiedzieć, ale dlatego, że po raz pierwszy w życiu zacząłem się zastanawiać, czy mama ma rację.

Ziarno niepokoju zostało zasiane

Siedziałem w salonie i patrzyłem na rozrzucone po kanapie ubrania. Jeszcze rano nie przeszkadzały mi wcale, ale teraz czułem się tak, jakby przyklejały się do mnie wzrokiem. Myśli kłębiły mi się w głowie, a słowa matki brzmiały coraz głośniej.

„Nie tak cię wychowałam”.

„Jeśli ona nie dba o dom, czemu ty nic nie robisz?”.

A może rzeczywiście coś było na rzeczy? Może byliśmy z Anią zbyt beztroscy? Może ten cały luz, który tak lubiliśmy, wcale nie był oznaką nowoczesnego związku, tylko zwykłego zaniedbania?

O czym tak myślisz? – Ania usiadła obok mnie i podała mi herbatę.

Spojrzałem na nią. Wyglądała na zmęczoną, ale wciąż uśmiechniętą. Jakby w ogóle nie przejęła się uwagami mojej matki.

Myślisz, że powinniśmy sprzątać częściej? – zapytałem wprost.

Uniosła brew.

Czyli mama ci nagadała?

Nie odpowiedziałem od razu. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało, ale prawda była taka, że wcale nie wiedziałem, co myśleć.

– Po prostu… Może powinniśmy coś poprawić? – powiedziałem niepewnie.

Żona odstawiła kubek i skrzyżowała ręce na piersi.

A komu to przeszkadza? Nam czy twojej matce?

Nie umiałem odpowiedzieć. Może i było tu trochę bałaganu, ale to był nasz bałagan. Żyliśmy tak od lat i nigdy wcześniej mi to nie przeszkadzało. To ona, moja matka, przyszła i rozsiała we mnie to ziarenko niepewności.

– Jeśli chcesz, to posprzątaj, ale ja nie zamierzam tego robić, tylko dlatego, że twoja mama uważa, że powinnam – rzuciła i oparła się o framugę. – Wiesz, co mnie najbardziej w tym irytuje? Nie to, że twój dom nie spełnia jej standardów. Tylko to, że ona uważa, że to ja mam być odpowiedzialna za cały porządek.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. I to był problem, bo ja sam jeszcze nie wiedziałem, po której stronie powinienem stanąć.

Byłem sfrustrowany

Minęło kilka dni, a ja nadal miałem w głowie słowa matki. Próbowałem je zignorować, ale im bardziej się starałem, tym bardziej się do mnie przyklejały. Zacząłem dostrzegać rzeczy, na które wcześniej nie zwracałem uwagi – kurz na parapecie, niedomkniętą szafkę w kuchni, kubek po kawie, który od dwóch dni stał obok kanapy. Coś, co kiedyś było dla mnie normalne, teraz zaczęło mnie uwierać. Któregoś wieczoru, kiedy Ania przyszła z pracy i rzuciła płaszcz na krzesło, zamiast do szafy, nie wytrzymałem.

– Serio? – zapytałem, wskazując na płaszcz.

– Co? – spojrzała na mnie zdziwiona.

Nie możesz go powiesić w przedpokoju?

Uniosła brew.

Zaczynasz brzmieć jak twoja matka.

Poczułem, jak coś we mnie drgnęło.

– Może dlatego, że ma rację? – powiedziałem ciszej, sam zaskoczony własnymi słowami.

Ania westchnęła, podniosła płaszcz i odniosła go do szafy.

– W porządku, jeśli to cię tak bardzo drażni. Ale wiesz co? To nie chodzi o płaszcz. Chodzi o to, że nagle zacząłeś patrzeć na nasz dom jej oczami.

– Może trochę – przyznałem. – Ale czy to źle? Może powinniśmy trochę bardziej się postarać?

Ania usiadła na blacie kuchennym i spojrzała na mnie uważnie.

Czy ty naprawdę uważasz, że u nas jest jakiś dramatyczny bałagan? Że żyjemy jak w chlewie?

Przeczesałem ręką włosy.

– Nie, ale…

Więc w czym problem? Bo nie wydaje mi się, żebyś wcześniej miał z tym jakikolwiek kłopot.

Milczałem. Bo problem polegał na tym, że sam już nie wiedziałem, czy mam kłopot, czy po prostu matka mi go wmówiła.

– Powiedz mi jedno – odezwała się Ania po chwili. – Kiedy myślisz o naszym życiu, o tym, jak jest nam razem, to serio pierwsza rzecz, jaka przychodzi ci do głowy, to niepozmywane naczynia?

Nie. Oczywiście, że nie. Zawsze myślałem o tym, jak Ania opowiada mi o swoim dniu, kiedy siedzimy na kanapie. O tym, jak budzę się w nocy i słyszę jej równy oddech obok. O tym, jak potrafimy się śmiać z rzeczy, które dla innych byłyby zupełnie nieśmieszne. Ale teraz, po wizycie matki, naczynia i kurz zaczęły się na mnie gapić. I nie wiedziałem, jak się tego pozbyć.

Zacisnąłem zęby

Przez kolejne dni chodziłem jak cień samego siebie. Ania zauważyła, że coś mnie gryzie, ale przestała o to pytać. Może liczyła, że mi przejdzie. Może czekała, aż sam się przyznam. A ja próbowałem znaleźć odpowiedź, której wciąż nie miałem. Pod koniec tygodnia matka zadzwoniła i oznajmiła, że wpadnie na kawę. Ojciec miał coś do załatwienia, więc powiedziała, że przyjdzie sama. Wiedziałem, co to oznacza – bez ojca nie będzie miała zahamowań, żeby powiedzieć mi, co naprawdę myśli. Zanim przyszła, mechanicznie zacząłem sprzątać. Wytarłem kurz, pochowałem naczynia, poprawiłem poduszki na kanapie. Ania obserwowała mnie spod przymrużonych powiek, ale nic nie mówiła.

– Mam coś na twarzy? – zapytałem w końcu.

– Nie, tylko zastanawiam się, czy twoja matka będzie tu mieszkać na stałe, czy to tylko tymczasowa obsesja.

Nie odpowiedziałem, bo sam już nie wiedziałem, czy to ja sprzątam, bo naprawdę chcę, czy dlatego, że bałem się jej spojrzenia. Matka weszła do mieszkania i od razu przesunęła dłonią po stole, jakby sprawdzała, czy na pewno jest czysty.

– Ktoś tu się wziął za siebie – skomentowała z lekkim uśmiechem. – Wiedziałam, że moje słowa nie pójdą na marne.

Zacisnąłem zęby. Usiedliśmy przy kuchennym stole, a ona, zamiast pić kawę, przyglądała mi się uważnie.

– Nie będę owijać w bawełnę. Wiem, że bardzo kochasz Anię, ale powiedz mi, czy jesteś w tym związku szczęśliwy?

Zaskoczyła mnie. Nie spodziewałem się, że zapyta wprost.

– Oczywiście, że tak – odparłem bez wahania.

Matka pokręciła głową, jakby nie była do końca przekonana.

– Dobrze, to inaczej. Czy czujesz, że to partnerstwo? Że Ania dba o ciebie tak samo, jak ty dbasz o nią?

Zacisnąłem dłonie na kubku.

– Mamo, serio?

– Tak, serio. Wiem, że sporo robisz w tym domu. Wiem, że przymykasz oko na wiele rzeczy. Ale czy nie masz czasem wrażenia, że jesteś jedynym, który się stara?

Nie odpowiedziałem. Nie dlatego, że się z nią zgadzałem. Tylko dlatego, że przez moment się zawahałem. A to wystarczyło, żeby matka uznała, że ma rację.

–Chcę twojego dobra – powiedziała cicho. – Nie chcę, żebyś kiedyś obudził zdziwiony, że przez całe życie dopasowywałeś się do kogoś, kto nigdy nie zrobiłby tego dla ciebie.

Patrzyłem na nią i czułem, jak robi mi się gorąco.

– Wiesz co, mamo? Kocham Anię. I to nie dlatego, że gotuje mi obiady albo odkurza mieszkanie. Tylko dlatego, że to ona.

Matka zamilkła. Nie spodziewała się tego. Wstałem i odsunąłem krzesło.

– Jeśli będziesz chciała tu przychodzić, musisz to zaakceptować. To jest mój dom, nie twój.

Chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Potem matka sięgnęła po torebkę i wstała.

– Rozumiem – powiedziała chłodno.

Nie wiedziałem, czy naprawdę rozumiała. Ale wiedziałem jedno – coś między nami się zmieniło.

Reklama

Paweł, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama