Reklama

Relacje z mamą nigdy nie należały do najlepszych. Dla niej liczyła się głównie kariera zawodowa. Trzeba jednak przyznać, że to na jej barkach spoczywał ciężar utrzymania rodziny. Babcia natomiast była zupełnie inną osobą – przytulała mnie czule, dodawała otuchy, gdy byłam przygnębiona, usprawiedliwiała zachowanie mamy i zawsze miała w zanadrzu jakąś słodką niespodziankę.

Reklama

Była ekscentryczna

W naszym domu, w salonie, tuż za regałem z książkami, znajdowała się mała wnęka, ukryta przed spojrzeniami domowników. Zwykle zasłaniały ją różne tomiki albo powieszony na ścianie obraz. Wszyscy zapomnieli o jej istnieniu. To było nasze sekretne miejsce, o którym wiedziałyśmy tylko my dwie. Babcia wykorzystywała skrytkę, żeby chować tam dla mnie niespodzianki na specjalne okazje, takie jak urodziny, imieniny czy święta Bożego Narodzenia.

Gdy tam zaglądałam, często udawało mi się znaleźć jakieś drobiazgi, słodycze albo wesołe liściki. W schowku nigdy nie było żadnych pieniędzy – mniejsze lub większe sumy babcia zawsze wręczała mi bezpośrednio do ręki.

Moja babcia była już wiekowa, ale w moich oczach pozostawała wiecznie młoda. Przez całe życie nie odwiedziła żadnego lekarza. Potrafiła wyleczyć się sama, korzystając z niezliczonych domowych metod, które doskonale znała. Rzadko też chodziła do kościoła. A do spowiedzi to już w ogóle.

– Umiem rozmawiać z Bogiem sama, więc jemu bezpośrednio opowiem o swoich grzechach – zwykła mawiać.

Niesamowicie mocno ją kochałam. Będąc nastolatką, miałam totalnego fioła na punkcie zbierania albumów muzycznych przeróżnych kapel. Nieraz godzinami wlepiałam oczy w te krążki, stojąc przed witryną sklepu z płytami, albo przesiadywałam w środku, dokładnie analizując każdą okładkę. Potem wracałam do domu, zaszywałam się gdzieś w kącie i nie gadałam z nikim. Pieniędzy brakowało, więc mama nie dałaby mi ich na takie fanaberie.

Zawsze mnie wspierała

W tamtych czasach zagraniczne albumy muzyczne sporadycznie trafiały do Polski. Dlatego pewnego razu, gdy w sklepie z książkami natrafiłam na krążek Elvisa, a następnie Paula Anki – przez kilka dni chorowałam z wrażenia.

– Dlaczego jesteś taka przybita? – zagadnęła mnie babcia.

Wykonałam gest, jakby mnie to nie obchodziło i spuściłam wzrok. Wolałam ukryć przed babcią swoje prawdziwe samopoczucie.

– No już, mów w końcu, co cię gryzie! – nie odpuszczała.

– Eee tam, nic takiego, babciu. Takie głupoty.

Ale babcia nie odpuszczała, więc w końcu wykrztusiłam, że w księgarni na ekspozycji znajduje się najnowszy album Elvisa. Wtedy babcia pogrzebała w swojej kieszeni z przodu sukienki, wyjęła pieniądze, wcisnęła mi je do dłoni i rzekła:

– Leć i sobie kup. Starczy ci?

Wielokrotnie dochodziło do podobnej sytuacji. Czułam niechęć i opory przed przyjmowaniem gotówki od babuni. Ogarniało mnie ogromne zakłopotanie, ale pokusa za każdym razem brała górę.

Znała się na ludziach

Dzięki temu prawdopodobnie mogłam pochwalić się największą kolekcją płyt wśród rówieśników. Mama nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale nie mogła się sprzeciwić. W końcu to była kasa babci, a poza tym dawała również pieniądze mamie na codzienne wydatki. Babcia dzieliła się ze mną oszczędnościami, które gromadziła z myślą o kosztach własnego pochówku.

Kiedy spotkałam mężczyznę, z którym chciałam związać się na całe życie, moja babcia miała już całkiem białe włosy, zmagała się z bólem stawów i uwielbiała spędzać czas w swoim fotelu, oddając się pasji robienia na drutach. Pędem pobiegłam do niej, aby podzielić się ekscytującą nowiną – poznałam swoją bratnią duszę i planujemy ślub!

– Koniecznie go do nas przyprowadź – odrzekła babcia.

Potrafiła trafnie oceniać innych od razu po pierwszym zetknięciu. Jej ocena zawsze okazywała się słuszna. Żadnemu z moich poprzednich partnerów nie dawała szansy. W każdym potrafiła dostrzec to, co ja, niestety, widziałam dopiero po czasie, co kończyło się dla mnie przykrymi konsekwencjami.

Przed wizytą poleciłam Wojtkowi, jak powinien się zachować, aby zrobić pozytywne wrażenie. Zależało mi, aby go zaakceptowali. W sumie nie musiałam go specjalnie instruować. Wojtek był w porządku – otwarty i przemiły. Wręczył bukiet kwiatów mamie oraz babci. Mama tradycyjnie była zajęta jakimiś sprawami, więc zasiedliśmy w pokoju babci na kawę.

Liczyłam się z jej zdaniem

Po zjedzeniu przygotowanego przez nią sernika sięgnęła do szafki przy łóżku, skąd wyjęła karafkę i kieliszki. Byłam zaskoczona, gdyż nigdy wcześniej tego nie robiła. Napełniła kieliszki bursztynowym trunkiem i nam podała.

– Nalewka z miodu, moja własna receptura. Trochę w niej procentów – mrugnęła okiem z figlarnym uśmiechem – ale przecież od jednego kielonka nic się nie stanie

Gdy tylko Wojtek opuścił pomieszczenie, z miejsca zwróciłam się do babci:

– No i jak, babuś? Jakie wrażenia?

Babcia odchrząknęła, specjalnie przedłużając oczekiwanie. Uznałam to za dobry omen, ponieważ wcześniej zwykle od razu stwierdzała: „egocentryk”, „gamoń”, „skupiony na sobie”, „chytrus”, „do niczego się nie nadaje”.

– Wiesz co, gdybym była tobą – w tym momencie skrzywiła się z niezadowoleniem i pokiwała głową – gdybym była na twoim miejscu…

– Babciu! – wrzasnęłam.

– …wzięłabym z nim ślub!

Skoczyłam, by ją wyściskać.

Zdecydowaliśmy, że za rok miesięcy staniemy na ślubnym kobiercu. Uroczystość zorganizujemy w gronie najbliższych krewnych. Nie było nas stać na huczne przyjęcie. Co więcej, brakowało nam funduszy nawet na klasyczne złote obrączki! W tej sytuacji stwierdziliśmy, że kupimy srebrne. Gdy wspomniałam o tym pomyśle babci, zareagowała jedynie melancholijnym kiwaniem głowy.

– Cóż, srebrna biżuteria też mi się podoba… Wiadomo, że obrączki powinno się mieć ze złota, ale jak nie ma wyboru, to trudno…

To był trudny czas

Nie było. Wojtuś i ja postanowiliśmy, że jak już nam się uda dorobić, to sobie kupimy złote. Najlepiej na jakąś rocznicę. I jakoś ten czas leciał. Moja babcia zaczęła coraz częściej narzekać, że bolą ją kości. Jak tylko przychodziło lato, to wychodziła na podwórko, siadała na ławeczce i się wygrzewała na słoneczku.

Nieraz ją widziałam, jak plotkowała z panią Janiną, sąsiadką. A mamie powiedziała, że odtąd będzie dawać mniej pieniążków na mieszkanie, bo chce odłożyć na lepszy pogrzeb. Mama tylko machnęła ręką i powiedziała, że babcia w ogóle może przestać płacić.

Ona jednak zawsze miała swoje zasady – regularnie dokładała się do domowego budżetu częścią swojej emerytury. Przekazywała gotówkę mamie, która z kolei wpłacała ją na oszczędnościowe konto babci, do którego miała upoważnienie. Lato dobiegało końca, gdy babcię dopadł wylew. Całymi dniami nie mogłam przestać płakać. Widząc ją tak bezsilną na posłaniu, zdawałam sobie sprawę, że nie potrafię jej wesprzeć. Spędzałam przy niej każdą możliwą chwilę, ściskając jej dłoń.

Prosiłam Boga, aby mogła być na moim weselu. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jej nieobecności podczas tego wyjątkowego dnia. Któregoś razu pochyliłam się nad babcią i dosłyszałam ledwo słyszalny, przerywany głos:

– Odejdę już niedługo. Czuję to. Człowiek wie, gdy to się zbliża. Wnusiu, tyle że chciałabym jeszcze zobaczyć się z Janiną.

Jej życzenie mnie zdziwiło

Przytaknęłam ruchem głowy, bezskutecznie próbując powstrzymać napływające do oczu łzy, po czym udałam się pośpiesznie, by odnaleźć panią Janinę. Babcia wyraziła prośbę, abym zostawiła je w cztery oczy. Gdy minęło trzydzieści minut, sąsiadka opuściła pokój ze łzami w oczach, informując, że odwiedzi babcię ponownie następnego dnia. Zgodnie z zapowiedzią, stawiła się – i po raz kolejny zamknęły się razem w pomieszczeniu. Poczułam radość, że babcia ma towarzystwo do rozmowy. Nadal żywiłam nadzieję, że uda jej się z tego wyjść cało. Kolejnego dnia, kiedy odmawiałam przy niej modlitwę, gestem dała mi znać, abym podeszła bliżej.

Znowu nachyliłam się nad nią, żeby dobrze słyszeć jej słowa. Stwierdziła, że nie doczeka momentu, kiedy stanę na ślubnym kobiercu. Mimo to pragnie, i jest to jej ostatnia wola, żebym pod żadnym pozorem nie przekładała ceremonii bez względu na okoliczności: czy ona będzie jeszcze tu, przykuta do łóżka, czy też już stanie przed obliczem świętego Piotra. Takie jest jej życzenie skierowane do mnie i stanowczo nalega, abym je wypełniła. Na sam koniec rzuciła coś, czego kompletnie nie pojęłam: mam być posłuszna pani Janinie. Czyżby mój słuch płatał mi figle?

Sąsiadka znała sekret

Gdy poprosiłam ją, aby jeszcze raz to powiedziała, jedynie kiwnęła twierdząco głową. Tej samej nocy odeszła z tego świata. Podczas uroczystości pogrzebowej mama oświadczyła, że w zaistniałych okolicznościach konieczne będzie przełożenie ceremonii zaślubin. Czułam się rozerwana wewnętrznie. Początkowo również skłaniałam się ku odwołaniu ślubu, jednak wtedy przyszły mi na myśl ostatnie zdania wypowiedziane przez babcię. Zacytowałam je mamie.

– Postąpisz według własnego uznania – odparła.

Postanowiłam zastosować się do rad babuni. Strasznie się rozpłakałam, że jej już nie ma, ale taka była jej wola. Ślub był już praktycznie dopięty na ostatni guzik. Brakowało nam jedynie obrączek. Na dwa dni przed wielkim dniem, ni stąd, ni zowąd, w drzwiach stanęła pani Janka.

– Nim twoja babcia odeszła z tego świata, prosiła mnie, żebym przed twoim ślubem przyszła do ciebie i przekazała ci pewną wiadomość – podkreśliła. – I właśnie je ci teraz zdradzam. Babcia powiedziała: „Skrytka”.

Skrytka? Co to może oznaczać?

– Nic mi nie wiadomo – zaznaczyła. – Po prostu mówię to, co mi przekazała. Lecę. Zobaczymy się w świątyni. Wpadnę popatrzeć, jak ślicznie będziesz się prezentować. Wielka szkoda, że jej przy tym nie będzie. Popatrzę również w jej imieniu – pociągnęła nosem, kierując się do wyjścia. – Była z niej porządna babka.

Odnalazłam jej skarb

Nie musiała tego mówić. Słowo „skrytka” zupełnie wyleciało mi z głowy i nie potrafiłam go z niczym połączyć. Opadłam na fotel, pogrążając się w smutku i pomyślałam, że gdyby babcia nadal była wśród nas, to widząc mnie w takim dołku, na pewno sięgnęłaby do kieszeni swojego fartucha po cukierka, żeby poprawić mi humor. Kieszeń… Słodycz… Pocieszenie… Schowek! No jasne, przecież to oczywiste – nasza tajna skrytka za biblioteczką, o której tylko my dwie wiedziałyśmy!

Z impetem podniosłam się z kanapy i popędziłam w stronę pokoju z książkami. Przesunęłam oprawioną grafikę na bok i wsadziłam dłoń do skrytki. Wyczułam pod palcami małe pudełko. Wyjęłam je z ukrycia i uchyliłam wieczko. W środku spoczywały nieużywane obrączki z żółtego kruszcu. Włożyłam na palec tę drobniejszą. Leżała idealnie. Większą dałam do przymiarki Wojtkowi tego samego dnia, gdy zaszło słońce. Również okazała się perfekcyjnie dopasowana. Rzewnie zapłakałam, wtulając się w jego objęcia.

Reklama

Beata, 46 lat

Reklama
Reklama
Reklama