Reklama

Po rozwodzie z Anetą mój dom stał się pusty nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Cisza była przytłaczająca, a każda szklanka, każdy dźwięk z telewizora przypominał mi o tym, co straciłem. Odsuwając się od niej, byłem przekonany, że chronię siebie. Że mam rację. Moja matka od lat szeptała mi do ucha, że Aneta nie jest kobietą dla mnie. Że coś przede mną ukrywa. A ja słuchałem. Bo przecież matka zawsze wie lepiej, prawda? Gdy teraz patrzę na to z dystansu, zaczynam mieć wątpliwości. Ale wtedy... wtedy byłem przekonany, że Aneta mnie zdradza. Widziałem przecież te wiadomości, te rozmowy. Pamiętam, jak powiedziała mi, że już nie chce tak żyć. Że czuje się osaczona. To ja zaproponowałem rozwód, niby z dumą, ale w środku byłem rozbity. Tłumaczyłem sobie, że lepiej być samemu niż z kimś, komu nie można ufać. Ale to nie była cała prawda. Teraz wiem, że coś się nie kleiło, bo nie tylko Aneta miała tajemnice.

Reklama

Matka wiedziała lepiej

– Widzisz, mówiłam ci, że ona cię zniszczy – powiedziała matka, podając mi herbatę do kuchennego stołu. – Zawsze była taka... chłodna.

– Mamo, proszę... – westchnąłem, unosząc kubek, żeby nie musieć patrzeć jej w oczy.

– Co „proszę”? Przecież nie mówię tego, żeby ci dopiec. Chcę ci tylko przypomnieć, że byłam po twojej stronie od samego początku. Że nie wszyscy ślepo wierzyli w jej urok.

W kuchni pachniało cynamonem, jak za dzieciaka. Matka upiekła szarlotkę, pewnie „żeby mi poprawić humor”. Ale jej troska była ciężka jak kamień w żołądku.

– Może i była chłodna – przyznałem w końcu. – Ale to nie znaczy, że...

– Że cię zdradzała? – weszła mi w słowo. – Michał, błagam cię. Przecież nie wymyśliłeś sobie tych wiadomości. Sam mi je pokazałeś.

– No tak... – mruknąłem, zerkając na talerz, którego nie tknąłem. – Ale teraz... sam już nie wiem.

– Oj, ty zawsze taki miękki byłeś. Za bardzo chcesz wierzyć w ludzi. A świat taki nie jest. Ludzie ranią. Aneta cię raniła. Ja to widziałam, nawet jeśli ty nie chciałeś tego dostrzec.

Spojrzałem na nią. Jej oczy były suche, pewne, niemal triumfujące. Nagle poczułem, że nie rozmawiam z kobietą, która mnie wspiera, ale z kimś, kto od dawna czekał, aż powiem: „Miałaś rację”. I wtedy po raz pierwszy przemknęło mi przez głowę pytanie, które jeszcze długo nie da mi spokoju. Czy ona naprawdę mnie chroniła, czy po prostu chciała mnie mieć tylko dla siebie?

Chciałem jej uwierzyć

Nie planowałem się z nią spotkać. Wyszedłem tylko na spacer, żeby przewietrzyć głowę. Ale kiedy zobaczyłem ją pod naszym dębem – tym samym, pod którym kiedyś oświadczyłem się w deszczu – coś się we mnie zatrzymało.

– Cześć, Michał – powiedziała cicho. – Myślałam, że nie chcesz mnie już nigdy widzieć.

– Nie wiedziałem, że tu będziesz – odpowiedziałem, zbyt zaskoczony, by dodać coś więcej.

Chwilę staliśmy w ciszy, tylko liście szeleściły pod nogami.

– Przepraszam, że tu przyszłam. Wiem, że to już nie moje miejsce – zaczęła, odwracając wzrok. – Ale... musiałam to jeszcze raz zobaczyć. Przypomnieć sobie, że nie wszystko było złudzeniem.

– Nie wszystko – przyznałem. – Ale i tak wszystko się rozpadło.

– Bo przestałeś mi wierzyć. Każde moje słowo musiało być dowodem na coś, co nigdy się nie wydarzyło.

– A te wiadomości? Maile? Chcesz powiedzieć, że to nic nie znaczyło?

– Michał, nigdy cię nie zdradziłam. Nie wiem, co widziałeś i kto ci to podsunął, ale ja nie zrobiłam nic złego.

Zacisnąłem zęby. Chciałem jej uwierzyć. Naprawdę. Ale przed oczami znów stanął mi tamten ekran, tamte zdania pełne dwuznaczności.

– Zbyt dobrze to wyglądało – powiedziałem. – Zbyt spójnie.

– Może właśnie dlatego powinieneś się zastanowić – odpowiedziała spokojnie. – Bo to było aż zbyt idealne, jakby ktoś bardzo chciał, żebyś w to uwierzył.

Zamilkłem. Wiatr poruszył gałęzie dębu. Teraz wszystko było już inne.

To nie Aneta mnie oszukała

To był zwykły wieczór. Matka poprosiła mnie o pomoc z komputerem – coś jej się zawiesiło, nie mogła znaleźć dokumentów. Westchnąłem i zająłem się tym jak zawsze: spokojnie, metodycznie. W końcu znałem ten sprzęt lepiej niż ona. Na pulpicie, pomiędzy folderem z przepisami a zdjęciami wnuczki kuzynki, był jeden plik nazwany „ważne_prywatne”. Kiedyś nawet bym go nie otworzył. Ale tym razem... coś mnie tknęło. Nie wiedzieć czemu, kliknąłem.

Otworzył się folder pełen podfolderów: „aneta1”, „screeny”, „dowody_rozmowy”, „mail_do_lukasza”. Wszystko opisane, posegregowane. Najpierw tylko zamarłem. Potem zacząłem czytać. I oniemiałem. Zrzuty ekranów. Wiadomości. Maile. Wszystko wyglądało znajomo – te same obrazy, które widziałem wcześniej i które kazały mi się od niej odsunąć. Ale teraz coś nie grało. Czcionka w jednej wiadomości była nienaturalnie rozciągnięta. Inna miała dwa razy ten sam błąd interpunkcyjny. A mail... był wysłany z adresu, który wyglądał jak Anety, ale końcówka domeny różniła się jedną literą.

– To nie może być... – wyszeptałem sam do siebie.

Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość, ale nie tę, którą znałem. To nie Aneta mnie oszukała. To ktoś... stworzył cały ten świat. Serce waliło mi jak oszalałe. Słyszałem, jak matka krząta się w kuchni. Wstałem, trzymając w ręku myszkę, jakby miała mnie bronić.

– Mamo – powiedziałem, wchodząc do kuchni. – Musimy porozmawiać.

– O co chodzi, kochanie?

– O te wszystkie dowody, które widzę u ciebie w komputerze. Kto to zrobił? Pytam się, kto?

Nie zaprzeczyła. Tylko odłożyła herbatę i spojrzała mi prosto w oczy.

– Zrobiłam to dla ciebie, Michał.

Matka zniszczyła mi życie

– Dla mnie? – powtórzyłem głucho. – Zniszczyłaś moje małżeństwo. A mówisz, że to było dla mnie?

– Ona cię zmieniała – powiedziała spokojnie, jakby rozmawiała o porannej kawie. – Przestawałeś być sobą. Oddalałeś się.

– Bo się zakochałem, mamo. Bo przestałem być tylko twoim małym synkiem!

Oparłem dłonie o blat kuchenny. Ręce mi drżały. Patrzyłem na kobietę, którą znałem całe życie – i pierwszy raz widziałem w niej kogoś obcego.

– Aneta chciała mnie od ciebie odsunąć? – zapytałem. – A ty co zrobiłaś? Wciągnęłaś mnie w intrygę jak z jakiegoś chorego serialu.

– Michał – zaczęła łagodnie – ja tylko... trochę pomogłam rzeczywistości. Chciałam ci pokazać, co ona ci robi. Jak kłamie. Jak manipuluje.

To ty mną manipulowałaś!

Cisza zawisła w powietrzu. Matka spojrzała w bok, jakby szukała pomocy wśród ścian.

– Wiedziałam, że mi kiedyś to wypomnisz – powiedziała cicho. – Ale wolę, żebyś mnie nienawidził, niż żył z kimś, kto cię niszczy.

– Ona mnie nie niszczyła, mamo. Ty to zrobiłaś.

Wziąłem kurtkę z wieszaka. Buty włożyłem w milczeniu, powoli. Matka stała jak sparaliżowana.

– Gdzie idziesz?

– Nie wiem. Ale na pewno stąd wychodzę.

Zamknąłem za sobą drzwi i poczułem chłód wieczoru na twarzy. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałem, czy wrócę do niej. A może... już nie miałem dokąd wracać.

Było już za późno

Czekała już na mnie. Siedziała w tej samej kawiarni, gdzie kiedyś, dawno temu, świętowaliśmy moją pierwszą wygraną sprawę. Ubrana zwyczajnie, bez makijażu, wyglądała tak inaczej, niż ją zapamiętałem z ostatnich miesięcy. Spokojnie. Cierpliwie. Usiadłem naprzeciwko niej i położyłem telefon na stole.

Chciałem ci coś pokazać – powiedziałem.

Nie odezwała się, tylko skinęła głową. Pokazałem screeny. Te same zrzuty, te same maile. Ale teraz z adnotacjami – błędy, niezgodności, fałszywe adresy. Obserwowała ekran w milczeniu, a potem spojrzała na mnie.

– To twoja mama? – zapytała.

– Tak. Robiła to... bo myślała, że mną manipulujesz czy coś w tym stylu.

– Ale przecież to ty mnie odepchnąłeś, Michał.

– Wiem – wyszeptałem. – Przepraszam. Powinienem był... nie wiem, być silniejszy. Mniej naiwny. Bardziej twój.

Zamilkliśmy. Słychać było tylko ciche brzdęki filiżanek w tle.

– Wiesz – odezwała się po chwili – przez długi czas myślałam, że zwariowałam. Że to ja coś przegapiłam. Że faktycznie coś we mnie jest nie tak.

– To nie ty – powiedziałem. – To my. A może... tylko ja.

– I co teraz? – zapytała.

Spojrzałem w jej oczy, ale one nie błyszczały już jak kiedyś.

Nie oczekuję niczego. Nie przyszedłem po drugą szansę. Tylko po prawdę. I żebyś wiedziała, że... teraz już rozumiem.

Skinęła głową. A potem powiedziała coś, co zostanie ze mną na zawsze:

– Zniszczyliście mnie oboje. Ty pozwoliłeś, żeby mnie zniszczyła.

I wtedy wiedziałem, że choć przyszedłem z prawdą, było już za późno na naprawę.

Zostałem sam z pustką

Siedzę sam, jak zwykle ostatnio. W mieszkaniu, które kiedyś było domem. Zdjęcia z przeszłości patrzą na mnie ze ścian – ja i Aneta na plaży, ja z matką na jej urodzinach, sylwestrowe ujęcie z kieliszkiem szampana w dłoni. Wszystko zatrzymane w czasie, jakby to, co złe, nigdy się nie wydarzyło. Ale wydarzyło się. I to nie raz. Nie wiem już, jak długo nie odezwałem się do matki. Nie umiem do niej zadzwonić. Nie wiem nawet, co miałbym powiedzieć. Każde zdanie, które układam w głowie, kończy się ciszą. A może właśnie cisza jest teraz najbardziej uczciwa.

Z Anetą... nie wiem. Może czas sprawi, że będzie w stanie mi wybaczyć. Ale nie mam złudzeń – nie będziemy już razem. Nasza historia została zatruta, zakopana w ziemi jak drzewo, którego korzenie ktoś podlał jadem. To, co mnie boli najbardziej, to świadomość, że nie zawiodłem tylko jej. Zawiodłem samego siebie. Swoje przekonanie o tym, że potrafię kochać, ufać, być wierny nie tylko komuś, ale i sobie. Że jestem rozsądny. Dorosły. Silny. Nie byłem.

Od tamtej rozmowy w kawiarni minęło kilka tygodni. Nie szukam już żadnych folderów, nie sprawdzam starych maili. Nie analizuję. Przestałem też próbować zrozumieć, co kierowało moją matką. Po prostu... nie chcę już tego rozgrzebywać. Bo czasem to, co złamane, nie da się skleić. Można tylko... zostawić. I żyć dalej, chociażby po cichu. Z tą wiedzą. Z tą pustką.

Michał, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama