„Moja przyjaciółka ma 70 lat, a jej rodzinka tylko czeka na spadek. Szczęka im opadnie, gdy dowiedzą się, jak ich wykiwała”
„Nie miała pieniędzy nawet na opłaty, a wszystkie oszczędności poszły z dymem. A emerytura tyle, co kot napłakał. Gdy znalazła ogłoszenie o odwróconej hipotece, od razu się na to zdecydowała. Z nikim nie rozmawiała, tylko podpisała”.

- Redakcja
Nie w każdej rodzinie są osoby, które uważają, że o bliskich należy się troszczyć. Zwłaszcza jeśli są starzy i schorowani. Niektórzy dbają tylko o dobra doczesne. Materialiści.
Znamy się z Basią już od kilku dekad, choć nie jesteśmy swoimi przyjaciółkami od serca. Jak to się kiedyś mawiało. Jesteśmy bardziej znajomymi, koleżankami. Dawno temu Basia pracowała w tym samym biurze, co mój mąż Edek. W księgowości. Widywałyśmy się na tych samych imieninach i innego typu uroczystościach. Może jedno jakieś spotkanie przez te lata było sam na sam u mnie w domu.
Kiedy Barbara straciła męża, było to już z piętnaście, a może dwadzieścia lat temu, przeszła na emeryturę i przeniosła się do syna do Londynu. Kontakt się nam urwał. Wróciła do Warszawy po bardzo długim czasie i na nowo zaczęłyśmy naszą znajomość. Trochę jej pomogłam z formalnościami po powrocie przy kupnie mieszkania i jakoś się zaaklimatyzować w Polsce. Ale w zasadzie nadal nie byłyśmy sobie bardzo bliskie. Ostatnio mam jednak wrażenie, że tylko na mnie Basia może polegać i nie ma do kogo innego się zwrócić o pomoc…
Dostałam dramatyczne wieści
Z tydzień temu to było, jak dostałam nagle wiadomość od nieznanej mi kobiety, która znajdowała się w naszym osiedlowym miejscu spotkań dla seniorów. Kobieta przekazała mi dramatyczne wieści. Powiedziała, że spotkała Basię i że jej zdaniem ma ona jakieś poważne problemy z chodzeniem. Żebym może sprawdziła co się z nią dzieje. Najlepiej jak najszybciej.
Wybrałam się tego samego dnia. Od razu miałam swoje przypuszczenia. Basia musiała ulec jakiemuś wypadkowi. Może w domu. Miałam ze sobą jakieś rzeczy, które mogły jej się przydać w tej sytuacji. Błyskawicznie zjawiłam się pod jej blokiem i zadzwoniłam domofonem. Nic się nie działo, ale pamiętałam kod do wejścia. Drzwi u góry nie były zamknięte nawet na klucz.
Leżała w łóżku w niezbyt świeżej pościeli. Gdy się do niej zbliżyłam, zauważyłam, że ma zamknięte oczy. Źle wyglądała. Policzki jej się zapadły, skóra poszarzała, a jej usta były mocno zaciśnięte. Tak jakby cierpiała. Usiadłam na krześle i postanowiłam trochę poczekać. Biedaczka, była wycieńczona. Na pewno odpoczywała.
– Dorotka, to ty? – chwilę później się ocknęła i ze zdziwieniem patrzyła na mnie.
– Tak, tak, jestem. Mam dla ciebie ciasteczka, ręczniki papierowe i kawę. Wzięłam też soki i wodę. Nie wiedziałam co ci może być potrzebne.
– Kochana… Nie wiem tylko jak ja teraz dam radę ze wszystkim – wskazała na dolną połowę ciała, skrzywiła się lekko, a potem opowiedziała wszystkie szczegóły dotyczące tego co się stało. – Niestety winna jest moja metryka. Dorotko, ja już mam 81 lat. Ale nie uważałam na siebie, no i mam. Nie chciałam używać ani laski, ani chodzika. I upadłam. Po prostu upadłam, jak małe dziecko… Wiesz, że u mnie jest marmurowa posadzka. Francja-elegancja, ale to jest zbyt gładkie, nie ma przyczepności. Po prostu potknęłam się i pojechałam jak długa waląc w dół.
Pamiętam, że strasznie mi się podobały te luksusowe wykończenia w jej bloku. I zachodziłam w głowę jak ją na to wszystko stać, z emerytury?
– Na szczęście miałam ze sobą telefon i do razu zadzwoniłam po pogotowie – dodała. – Byli naprawdę szybko, nie mogę powiedzieć, ale za to niewiele mi tam pomogli. Dalej mi to doskwiera i będę potrzebowała pomocy w codziennych czynnościach.
– Mogłaś od razu do mnie zadzwonić? Albo do twojej siostrzenicy Gosi? – zebrało mi się na wyrzuty.
– Komórka mi się szybko rozładowała, a Gosia… Teraz nie będę ci tego wszystkiego tłumaczyć, to nie jest wszystko takie proste – dokończyła drżącym głosem.
Wydawało mi się, że ma bardzo błyszczące oczy. Czy to łzy?
– Mam tylko jedną małą prośbę, Dorotko, gdybyś mogła tu do mnie czasem przyjść. Choć na chwileczkę. Póki muszę leżeć i czekać aż wydobrzeję. Później… – ledwo dało się słyszeć jej głos – popytaj tych moich medyków, jaka jest prawda. Muszę ją znać, choćby była najgorsza. Zrobisz to?
Nie miałam wyjścia. Trzeba było pomóc.
Będzie dobrze, ale czy na pewno
Lekarz prowadzący opędzał się ode mnie jak od natrętnej muchy, ale w końcu dał za wygraną. Mimo, że nie jestem z rodziny, udzielił mi informacji. Zwłaszcza, że powiedziałam, nieco naginając fakty, że nie ma tutaj w Polsce nikogo, kto mógłby się nią zainteresować. Pan doktor oznajmił oględnie, że Basia będzie potrzebować stałej opieki.
– Pani Barbara będzie musiała się długo rehabilitować, ale nie wiadomo jaki będzie skutek. Pani przyjaciółka powinna się orientować w tych sprawach, jej mąż był przecież ordynatorem na ortopedii, o ile mi wiadomo?
Pokiwałam tylko ze smutkiem. Zrobiło mi się jakoś nieprzyjemnie zimno i słabo. Przeraziłam się całą sytuacją, bo w zasadzie on powiedział, że Basia będzie potrzebować opieki. Nie miałam pojęcia, co jej powiedzieć…
– Gdzie twoja komórka? – zapytałam, gdy znalazłam się przy jej łóżku. – Trzeba ją naładować. Muszę pojechać do domu i przywieźć ci trochę jedzenia.
– Czy pan doktor powiedział co będzie dalej? – jej wzrok był niemal błagalny.
– Wszystko będzie dobrze, ale potrzeba czasu. Musisz zacząć ćwiczyć z rehabilitantem. – Wszystko w swoim czasie, czas wszystko pokaże – nie dałam rady wymyślić nic innego. – Idę, załatwię wszystkie niezbędne rzeczy i wrócę w miarę szybko.
Wzięłam też jej komórkę, żeby przy okazji ładowania przeszukać książkę adresową Basi. Chciałam znaleźć numer do jej siostrzenicy. W adresach nie figurowała ani rodzina, ani przyjaciółki, byli tam głównie fryzjerka, mechanik, masażystka, stomatolog, ja i właśnie siostrzenica Małgorzata. Znałam Gosię z widzenia, sprawiała wrażenie osoby bardzo aktywnej, sprytnej i rzutkiej. Wydawało się, że dobrze kieruje swoją wiekową już ciocią.
Barbara właściwie załamała się, gdy nagle owdowiała. Została sama jak palec i nie wiedziała co ze sobą począć. Dla Basi to było tak potworne uczucie, że ledwo mogła funkcjonować. I nikt się temu nie dziwił. Syn, Wojtek, u którego mieszkała za granicą, dzięki Bogu, przekazał mamie jakieś środki, że mogła wrócić do kraju i spróbować żyć od nowa. Basia miała też swoją małą emeryturę. Sprzedała też część swoich pamiątek i wartościowych rzeczy po mężu.
W tych wszystkich sprawach związanych z pieniędzmi pomagała bardzo usłużnie cioci siostrzenica Gosia. Ja też uruchomiłam swoje znajomości i udało się znaleźć dla Barbary piękne mieszkanie, w nowym bloku, z furtką bezpośrednio do parku. Udało się przy tym sporo zaoszczędzić, więc Basia dużą część pieniędzy darowała właśnie Gosi, jako podziękowanie za pomoc z jej strony.
Widziałam, że dzieje się coś złego
Basia żyłaby sobie dostatnio i bez większych problemów, gdyby nie to, że pogrążała się w otchłani rozpaczy i tęskniła potwornie za swoim mężem. Z dnia na dzień z zadbanej kobiety stała się cieniem samej siebie. Miała problemy z pamięcią, zapominała o rachunkach, więc raz odcięli jej prąd. Wypłacała duże sumy ze swojego konta i nie wiadomo co robiła później z ta gotówką…
– Dorotko, byłam wczoraj w banku i wypłaciłam osiem tysięcy, ale te pieniądze gdzieś przepadły. Może mi ukradli – mówiła to tonem zupełnie bez emocji, albo może zrezygnowanym.
– Basieńko, ale jak to się stało?! Kto cię okradł, gdzie chodziłaś? – próbowałam się dowiedzieć, ale bezskutecznie. Nie odpowiadała na moje pytania.
Zdarzało się, że robiła jakieś nieprzemyślane zakupy, ale kiedy dostawa miała się pojawić, nagle barykadowała drzwi i nie chciała nikomu otwierać. Tak było na przykład z dużym telewizorem czy suszarką. Pracownicy sklepów do niej dzwonili, by umówić inny termin, ale ona nie była już zainteresowana. Raz oddała jakiś fotel pani, która sprzątała klatkę schodową…
Pamiętam, bo byłam wtedy u niej w domu na kawie. Wciąż narzekała na to, że giną jej pieniądze, ale na moje rady, by starała się oszczędzać, nie reagowała. Już wtedy widziałam, że jest z nią źle. Te przypadkowe zakupy to było jak jakiś nałóg, nie potrafiła tego kontrolować. Może tak sobie radziła z samotnością. Miała mnóstwo nowych rzeczy w domu, ale panował tam ogromny bałagan, pełno kartonów, papierów, styropianu.
W korytarzu stały też jakieś elektroniczne sprzęty, nawet nie wiem do czego.
– Kupiłaś sobie nowego robota planetarnego, co to jest w ogóle? – zapytałam, ale Basia coś tam pod nosem zamamrotała i nic nie zrozumiałam.
Oddała mieszkanie bankowi
Zdarzyło się jej też nie zapłacić za mieszkanie i to kilkakrotnie. Przyszło ponaglenie od administracji, ale zero reakcji z jej strony. Twierdziła, że zwyczajnie nie ma pieniędzy, wszystko co miała na czarną godzinę wydała, a emerytura jest tak nikła, że na nic nie może już sobie pozwolić. I wtedy trafiła na jakąś informację w popołudniówce, czy w reklamie w telewizji, że jest coś takiego jak odwrócona hipoteka. Nie czekając na nic wybrała się do banku, podpisała co trzeba, nawet z nikim tego nie skonsultowała. Bank przejął jej mieszkanie. Nie musiała robić opłat, a na konto wpływała jej okrągła sumka.
Spotkałyśmy się potem parę razy w parku, niedaleko jej domu. Tłumaczyła mi, że do mieszkania nie może mnie zaprosić, że musi bardzo zaciskać pasa i że nie mogłybyśmy się nawet napić kawy. Zaprosiłam ją oczywiście do siebie, ale nie spotkało się to z jej aprobatą. Wyjaśniała coś pokrętnie, że nie wie jak tam dotrzeć i potem będzie z tego tylko kłopot.
Później przez pół roku nie miałam do niej żadnych wieści i nie widywałyśmy się w ogóle. Do świąt zostało już niewiele czasu, więc zadzwoniłam i zaprosiłam ją zwyczajnie do siebie. Była chyba bardzo zawstydzona, czy nie wiem jak o nazwać, ale ostatecznie zgodziła się przyjść. Było bardzo miło i spokojnie, a w drogę powrotną zamówiłam jej podwózkę i zapłaciłam za przejazd.
Kolejne pół roku minęło, aż tu nagle telefon. Basia w słuchawce. Była bardzo poruszona po spotkaniu ze swoją siostrzenicą Gosią. Podkreślała, że bardzo się na niej zawiodła, ale nie chciała powiedzieć mi o co dokładnie chodzi. Zaprosiła mnie jednak do siebie, że gdybym mogła, żebym przyszła koniecznie. Nazajutrz wybrałam się od razu. Przyniosłam ze sobą ciasto i dobrą kawę. Rozmowa toczyła się gładko, poruszane tematy były lekkie i przyjemne. Tylko raz Basi coś się wymsknęło.
– Gosia robi mi straszne awantury, że moje mieszkanie należy teraz do banku. Chciała je dla siebie… – nim cokolwiek odpowiedziałam, zapytała czy zjem jeszcze kawałek ciasta.
Nie będziemy się ciocią opiekować
Może właśnie dlatego kochana siostrzenica Małgorzata tak pomagała wcześniej starej ciotce? A jak ciocia teraz jest w potrzebie to się na nią wypięła? I pewnie z tego powodu Basia nawet nie chce prosić jej o pomoc. Zadzwoniłam do Małgosi i tylko potwierdziłam swoje przypuszczenia.
– Dzień dobry, pani ciocia Basia potrzebuje teraz dodatkowej opieki i… – nawet nie zdążyła powiedzieć o co mi chodzi, bo mi brutalnie przerwano.
– Może niech teraz leci do banku? Nie czuję się odpowiednią osobą do tego typu rozmów – i nastąpił koniec rozmowy.
Nie było żadnych pytań, o to co się stało z jej bliską przecież krewną. Ciśnienie mi skoczyło i zadzwoniłam jeszcze raz. Siostrzenica za drugim razem po prostu odrzuciła rozmowę. Tego samego dnia wieczorem otrzymałam telefon od jakiegoś obcego mężczyzny. Był uprzejmy i kulturalny. Dopiero gdy się przedstawił zrozumiałam, że musiał to być mąż Gosi.
– Nie znam pani – powiedział na pierwszy rzut oka uprzejmie – domyślam się jednak, że pani ma kontakt z ciocią Basią. Razem z Małgorzatą oczywiście ślemy życzenia zdrowia, ale niestety nie możemy się ciocią opiekować. Ciocia jest dość zamożna, więc da sobie na pewno radę sama.
– Chyba ma pan niezbyt aktualne informacje, ciocia nie ma nic, jest w opłakanej sytuacji, ale nawet nie chodzi o samo zdrowie fizyczne – wściekłość powoli opanowywała moje ciało.
– Niestety to już teraz niech z bankiem się dogaduje… Pomoglibyśmy, gdyby ciocia nie wyprawiała takich rzeczy jak wcześniej z mieszkaniem chociażby. Teraz to już tego nie będziemy mieć żadnych profitów.
Nie miałam siły by dłużej uczestniczyć w tej rozmowie. Wyłączyłam komórkę i pojechałam do Basi. Przeszperałam jej dokumenty. Chciałam znaleźć tę umowę na hipotekę i dowiedzieć się jakie tam są zapisy. Co jej się należy w takiej sytuacji. Sama nie mogłam opiekować się chorą starszą osobą, bo to już nie ten wiek. Mam 78 lat i swoje własne problemy zdrowotne, a bliskich osób też jak na lekarstwo. Może uda mi się coś załatwić, skoro rodzina się na nią wypięła… Syn z Londynu też zapadł się pod ziemię...
Dorota, 78 lat