„Moja przyjaciółka owinęła sobie wokół paluszka mojego ojca. Przekroczyła granicę, gdy mama była w sanatorium”
„Lena zaczęła wpadać częściej. Że niby chce mnie wspierać, ale zaczęłam się zastanawiać, kogo właściwie wspierała. Pewnego dnia wróciłam wcześniej i zastałam ich w kuchni. Stała przy blacie, śmiała się z czegoś, co powiedział mój ojciec, a on patrzył na nią tak, jak nigdy nie patrzył na mamę”.

- Redakcja
Mama zawsze była moją najlepszą przyjaciółką. Może to brzmi banalnie, ale naprawdę mogłyśmy rozmawiać o wszystkim – o chłopakach, szkole, marzeniach, nawet o najgorszych lękach. Z tatą było inaczej. Był bardziej zamknięty, nieco oschły, ale nigdy nie pomyślałabym, że mógłby nas zdradzić. Że mógłby zdradzić ją. Moją mamę. Jego żonę.
Lena była moją bratnią duszą. Znałyśmy się od pierwszej klasy podstawówki. Mieszkała dwie ulice dalej, spałyśmy u siebie co weekend, znałyśmy swoje hasła do telefonów. Wiedziała o mnie wszystko – moje pierwsze zakochanie, moment, kiedy pierwszy raz się upiłam, nawet to, że bałam się iść do ginekologa. Ufałam jej. Do niedawna.
Wszystko zaczęło się psuć, kiedy moja mama musiała podreperować stawy. Nic poważnego na szczęście, ale miała być w sanatorium przez kilka tygodni, żeby się porządnie zregenerować. Takie spa dla stawów. Dom, który wcześniej był ciepły, pełen zapachu herbaty malinowej, odgłosów gotującej się zupy, stał się zimny. Milczący. Tata chodził jak cień, ale... jakby za bardzo. Nie był tylko smutny – był rozkojarzony. A Lena... Lena nagle zaczęła wpadać częściej. Tłumaczyła się, że chce mnie wspierać, ale zaczęłam się zastanawiać, kogo właściwie wspierała. Pewnego dnia wróciłam wcześniej do domu i zastałam ich w kuchni. Ona stała przy blacie, śmiała się z czegoś, co powiedział mój ojciec, a on patrzył na nią... tak, jak nigdy nie patrzył nawet na mamę. Zaczął się koszmar.
Nic już nie było takie samo
– Dlaczego Lena znowu tu była? – rzuciłam, ciskając plecak w kąt. – Przecież mówiłam, że mam dodatkowe zajęcia i wrócę późno.
Ojciec spojrzał na mnie zza gazety. Udawał, że nic się nie dzieje. Ale jego ręka lekko drgnęła.
– Wpadła tylko na chwilę, pomóc z kolacją – mruknął. – Przecież to twoja przyjaciółka.
– Moja – powtórzyłam gorzko. – A nie twoja. Od kiedy ty w ogóle robisz z kimś kolację?
Cisza. Ojciec zmarszczył czoło, ale dalej wpatrywał się w gazetę. Chciałam, żeby się tłumaczył. Żeby coś powiedział. Ale milczał. I wtedy coś we mnie pękło na dobre.
– Może byś się nią zajął, skoro i tak patrzysz na nią, jakby była twoją kobietą! – wrzasnęłam.
Gazeta wysunęła się z jego rąk. Wstał. Zrobił krok w moją stronę, ale się zatrzymał. Blady. Twarz miał jakby ściętą lodem.
– Julia... – zaczął, ale głos mu zadrżał.
– Co? – prychnęłam. – Nie zaprzeczysz?
Nie zaprzeczył. Po raz pierwszy widziałam, jak mój ojciec naprawdę się boi. Nie mnie – tego, co właśnie odkryłam. Tego, co mógł stracić. Odeszłam do swojego pokoju, ale nie mogłam przestać myśleć o jego spojrzeniu. O tym, jak Lena zarzucała włosami, śmiejąc się zbyt głośno. Czy to możliwe? Czy naprawdę mogliby…? Nagle nic już nie wydawało mi się oczywiste. Ani Lena. Ani ojciec. Ani moja rodzina.
Zrobiło mi się niedobrze
– Lena, musimy pogadać – powiedziałam, wchodząc bez zapowiedzi do jej pokoju.
Podniosła głowę znad telefonu. Jej mina była jak zawsze niewinna. Usiadła po turecku na łóżku, jakby nic się nie działo.
– Jasne, co jest? – zapytała z lekkim uśmiechem.
– Powiedz mi… dlaczego tak często bywasz u mnie, kiedy mnie nie ma? – zaczęłam spokojnie, ale ręce miałam zimne. Zaciskałam je w pięści.
– Chciałam pomóc twojemu tacie. Myślałam, że robię dobrze – odparła, wzruszając ramionami.
– Serio? Pomóc? W gotowaniu? Czy w czymś jeszcze? – ton mi się zaostrzył. Już nie umiałam udawać, że wierzę w jej dobre intencje.
– Julia, co ty sugerujesz? – Lena spoważniała.
– Sugeruję? – roześmiałam się, ale bez humoru. – Ja się pytam: jesteś moją przyjaciółką czy jego kochanką?
Zbladła. A może mi się wydawało? Zamiast zaprzeczyć, spuściła wzrok. Przez kilka sekund była cisza. Niewygodna. Gęsta.
– Nie wierzę… – szepnęłam. – Gdyby to nie było prawdą, już dawno byś mi plunęła w twarz i powiedziała, że jestem powalona. A ty… nic.
– Julia, ja… – zaczęła, ale nie skończyła. Wstała i… uciekła. Po prostu uciekła.
Stałam w jej pokoju jeszcze chwilę. Wpatrywałam się w ramkę ze zdjęciem nas dwóch. Uśmiechnięte, przytulone. Dwa światy sprzed tej cholernej katastrofy. Nagle zrobiło mi się niedobrze. To przecież mój ojciec. I ona. Moja przyjaciółka. Jakby ktoś przejechał mi paznokciem po sercu.
Czułam tylko pustkę
Wracałam do domu wcześniej niż zwykle. Na dworze kropiło, a ja szłam szybko, jakby coś mnie goniło. Może intuicja. Włożyłam klucz do zamka i usłyszałam głos ojca. Nie był sam. Stałam w przedpokoju, nasłuchując.
– Nie możemy tego dłużej ukrywać. Julia się domyśla – mówił ściszonym tonem.
Serce mi stanęło.
– Ja też już tak nie mogę... – odpowiedział damski głos. Głos, który znałam lepiej niż własny. – Kocham cię, ale to wszystko jest chore. Ona to wyczuwa.
Nie wiem, jak długo tam stałam. Czułam, że nie jestem już córką ani przyjaciółką. Tylko kimś zbędnym. Pchnęłam drzwi do salonu. Wystraszyli się oboje. Ona z telefonem w ręku. On blady jak ściana. Patrzyli na mnie jak na ducha.
– Już nie musicie niczego ukrywać – powiedziałam lodowato. – Wszystko wiem.
Ojciec zrobił krok w moją stronę.
– Julia, pozwól, że wyjaśnię...
– Nie ma czego. Naprawdę. – Przerwałam mu. – Powiedz to mamie. Jak wróci z sanatorium. Może jej też wciśniesz jakiś kit.
Lena patrzyła na mnie z taką miną, jakby chciała się rozpłakać. A ja... nie czułam już nic. Żadnej złości. Tylko pustkę. Zabrałam kurtkę z wieszaka i wyszłam. Deszcz padał już mocniej, ale nie chciało mi się rozkładać parasolki. Szłam przed siebie. Byle dalej od nich.
Nie miałam komu powiedzieć
Pokój w sanatorium był jasny i cichy. Pachniało tu jakimś chyba środkiem do dezynfekcji i zupą mleczną. Mama siedziała na tapczanie z przymkniętymi oczami, ale gdy usłyszała moje kroki, od razu je otworzyła.
– Julka… Kochanie, coś się stało? Wszystko w porządku? – zapytała, a jej głos był nieco osłabiony, ale czuły jak zawsze.
Usiadłam na krześle obok, ale nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy.
– Tak. Wszystko dobrze – skłamałam. – Po prostu… tęskniłam strasznie, więc... jestem.
Uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po dłoni. Jej skóra była sucha, krucha jak papier.
– Twój tata dzwonił, mówił, że jesteś rozkojarzona ostatnio. Coś się dzieje?
Zacisnęłam usta. Przez moment myślałam, że pęknę i wszystko jej powiem. Ale nie mogłam. Nie teraz. Nie tutaj. Nie chciałam jej psuć tego odpoczynku.
– Po prostu mam dużo stresów.
Mama skinęła głową ze zrozumieniem. Była zbyt dobra, by jej to wszystko mówić. Po wyjściu chodziłam po mieście bez celu. Pół godziny, godzinę, nie wiem. Na przystankach ludzie śmiali się, dzieci jadły lody, zakochani całowali się pod parasolami. Jakby nic się nie stało. Jakby świat dalej się kręcił. W końcu usiadłam na ławce pod jakimś sklepem i wzięłam telefon do ręki. Przesunęłam palcem po kontaktach i zatrzymałam się na jednym imieniu: „Lena”. Przez kilka minut gapiłam się na ekran. W końcu napisałam tylko jedno zdanie: „Spotkajmy się. Jutro. Park, 17:00”. Wysłałam. I czekałam, aż odpowie.
Chciałam prawdy i dostałam
Park był prawie pusty. Drzewa drżały od wilgoci, ławki były mokre, ale nie miało to znaczenia. Usiadłam. Czekałam. I myślałam, czy na pewno chcę to usłyszeć. Ale przyszła. Lena wyglądała inaczej. Bez makijażu, w dresie, z włosami związanymi niedbale. Nie była już tą samą dziewczyną, którą znałam. Albo może nigdy nią nie była.
– Dzięki, że chciałaś się spotkać – powiedziała cicho.
– Mów – odpowiedziałam. – Chcę prawdy.
Usiadła obok, ale wciąż z dystansem. Przez chwilę milczała.
– Nie planowałam tego. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Po prostu… w tym domu było mi lepiej niż u mnie. Twoja mama… ciepła, spokojna. Twój ojciec... – urwała. – Był jedynym, który mnie dostrzegał.
– I co? Zakochałaś się w nim? – zapytałam ostro.
– Tak – wyszeptała. – Zakochałam się. Ale nie chciałam cię zranić. Naprawdę. Myślałam, że to chwilowe. Że to tylko emocje. Ale... nie przeszło.
Zacisnęłam pięści. Serce waliło mi jak oszalałe.
– A ja? – spytałam. – Co ze mną?
– Byłaś dla mnie wszystkim. Ale ja... pogubiłam się. On był dla mnie ratunkiem. Gdy się śmiałam z jego żartów, czułam się... ważna. Pierwszy raz w życiu.
– To była miłość, czy ucieczka? – szepnęłam, patrząc jej prosto w oczy.
Nie odpowiedziała. Bo chyba sama nie wiedziała. Siedziałyśmy jeszcze chwilę w milczeniu. A potem wstałam i odeszłam, nie żegnając się.
Nie ufałam już nikomu
Minęły dwa tygodnie. Mama wróciła z sanatorium i nic nie wiedziała, niczego się nie domyślała. Udawałam, że wszystko gra. Że u nas jak zawsze. Uśmiech, herbata, „jak w szkole”. Ojciec też udawał. Niewidzialny mur rósł między nami. Lena napisała do mnie kolejny raz: „Tęsknię za tobą”. Nie odpisałam. Któregoś wieczoru usłyszałam, jak mama mówi do taty:
– Fajnie, że Lena wpadała, kiedy mnie nie było. Miło, że nie byłeś zupełnie sam.
Poczułam, jakby coś się we mnie złamało. Ale nic nie powiedziałam. Bałam się, że prawda skrzywdzi ją bardziej niż kłamstwo. Wydawała mi się taka krucha. Więc żyliśmy dalej. W kłamstwie. W tej samej kuchni. Przy tym samym stole. Ale ja już nie byłam tą samą dziewczyną. Nie ufałam nikomu.
Julia, 22 lata
Czytaj także:
- „Mam 50 lat i zamiast testamentu piszę bezwstydne smsy z kochankiem. Romans sprawił, że zapomniałam o śmierci”
- „Gdy wygrałam wycieczkę all inclusive do Egiptu, byłam w niebie. Nie sądziłam, że przeżyję taki koszmar w Hurghadzie”
- „Zamiast wakacji all inclusive w Egipcie miałam emerycką Jastarnię. Dziś wiem, że to, co się stało, to był znak od Boga”