„Moja przyjaciółka straciła rodzinę, lecz nie poddawała się w poszukiwaniach. Chciała wreszcie odzyskać spokój”
„Na stole stała metalowa skrzynka, w której były ułożone stare papiery – zdjęcia i dokumenty. Zobaczyłam czworo ludzi. Rodzinę. Elegancko ubrany mężczyzna stał obok siedzącej w fotelu żony. Na kolanach kobieta trzymała niemowlę w beciku, obok niej stała dziewczynka”.

- Dominika, 22 lata
Nigdy się nie nudziłam
Byłam bardzo szczęśliwym dzieckiem. Potrafiłam godzinami się bawić, nie absorbując nikogo. Rodzina i znajomi nie mogli się nadziwić mojej „samodzielności”.
– Szczęściara z ciebie – westchnęła kiedyś ciocia Beata w rozmowie z moją mamą. – Dominika potrafi się sobą zająć, ma bogatą wyobraźnię i pogodne usposobienie. Co ja bym dała, żeby mój Antek był choć trochę do niej podobny! Ciągle muszę czymś go zajmować. Wymyślam gry, buduję zamki z klocków Lego, nawet nauczyłam się kopać piłkę!
Mama roześmiała się.
– Dzieci potrzebują towarzystwa, z braku laku nawet dorosły jest pożądanym kompanem. Dominika chyba też wolałaby zabawę z koleżanką? Szkoda, że nie przyjęto jej do przedszkola z braku miejsc. Żeby nam nie wyrosła na odludka!
Zdziwiłam się. Towarzystwo dla mnie? Po co? Już chciałam wytłumaczyć, że wcale nie jestem sama, ale Ninka położyła palec na ustach i potrząsnęła głową.
– Jak chcesz – powiedziałam głośno, sadzając swoją Barbie za stołem. – Sekret to sekret. Bawmy się!
– O czym to dziecko mówi?– spytała zdumiona ciocia.
– Dominika czasem rozmawia ze swoją wymyśloną przyjaciółką – wyjaśniła mama. – Też byliśmy zaniepokojeni, ale psycholog powiedział, żeby się nie martwić, że tego wyrośnie. To tylko bujna dziecięca wyobraźnia.
Ninka popatrzyła na mamę, wstała i podeszła do niej. Objęła ją, a w oczach miała taką tęsknotę, że zrobiło mi się jej żal.
– Mamo, przytul Ninkę! – zawołałam.
Zadowolona patrzyłam, jak mamusia posłusznie wyciąga serdecznie rękę.
Chciałam, żeby poznali moją przyjaciółkę
– Też dawałam buziaki misiom Antka, niby nic dziwnego, dziecięca wyobraźnia pracuje, ale muszę powiedzieć, że patrząc na ciebie, poczułam się nieswojo. Jakby zimny podmuch przeleciał mi po plecach – powiedziała wolno ciocia. Mama spojrzała na nią zdziwiona.
– Macie przepiękne mieszkanie, zawsze wam zazdrościłam – starała się wyjaśnić ciocia. – Przedwojenna kamienica, piękne pokoje… Kiedyś potrafili budować! Ale ja tu dziwnie się czuję. Przychodzę do was zaabsorbowana swoimi małymi problemami, siadam i wszystko ulatuje, traci znaczenie. Świat przestaje pędzić, wyciszam się i czuję… smutek.
– Co ty! – zdenerwowała się mama.
– Smutek i ogromną tęsknotę – upierała się ciocia Beata. – Czasem aż chce mi się płakać. Dlatego, jak zobaczyłam, że przytulasz nieistniejące dziecko, wytwór wyobraźni Dominiki, aż dostałam dreszczy.
– Nie strasz nas – powiedziała surowo mama. – W naszym domu nic się nie dzieje. Mieszkamy tu już kilka lat i żadne lodowate powiewy nie zakłócają nam spokoju. Przeciwnie, zawsze miałam wrażenie, że to moje miejsce na ziemi. Moje i mojej rodziny. Poczułam to, jak tylko tu weszłam. To mieszkanie czekało właśnie na nas.
Słuchałyśmy z Ninką rozmowy dorosłych. Moja przyjaciółka nie spuszczała wzroku z mamy i od czasu do czasu kiwała potakująco główką. Uśmiechała, się a jej radość udzieliła się także mnie. Roześmiałam się z całego serca.
– Tam, gdzie słychać dziecięcy śmiech, zawsze gości szczęście – powiedziała sentencjonalnie ciocia i zaczęła zbierać się do wyjścia. – Przepraszam, że źle mówiłam o atmosferze tego domu. Coś mnie naszło, sama nie wiem…
– Pa, kochanie – nachyliła się nade mną. – Nie przesiaduj za dużo w domu, na placu zabaw możesz poznać prawdziwych małych przyjaciół.
– Z tym jest kłopot – mama odprowadzała ciocię do drzwi. – Bo Dominika woli bawić się w swoim pokoju.
– Dlaczego?
– Nudno mi bez Ninki, a ona nie lubi wychodzić na dwór – wyjaśniłam.
– Tak to już jest z wyobraźnią, trochę więcej wrażeń i odmawia nam posłuszeństwa – powiedziała lekko mama.
– Mówi się, że dzieci więcej widzą – mruknęła Beata, ale zgromiona wzrokiem mamy, nic już nie dodała.
Wieczorem wrócił z pracy tatuś.
– Jutro ekipa remontowa wkroczy do naszej piwnicy – oznajmił.
– Trzeba wreszcie uporządkować to pomieszczenie – zgodziła się mama. – Przecież całą podłogę zaściela miał węglowy pamiętający jeszcze czasy, kiedy mieszkanie ogrzewane było piecami. Po remoncie będziemy mieli gdzie trzymać rowery… A teraz – do wanny, moja panno.
Mama zagoniła mnie do łazienki, nalała wody z mnóstwem piany i włożyła do kąpieli moje gumowe zwierzątka.
– Ninka lubi się kąpać? Jest tu teraz? – spytała znienacka.
– Przyjdzie dopiero na bajkę – odparłam. – Lubi, jak czytasz nam na dobranoc.
– A jak wygląda twoja przyjaciółka?
– Jest śliczna! Jak królewna! – ożywiłam się. – Ma czarne oczy i ciemne loki. I jest tak pięknie ubrana!
– Rozumiem – uśmiechnęła się z ulgą mama. – Jest podobna do Śnieżki z twojej ulubionej książeczki?
– Nie, raczej do tej dziewczynki z kartki pocztowej babci Lusi.
Babcia kolekcjonowała przedwojenne pocztówki, miała ich pokaźny zbiór. To były prześliczne obrazki, lubiłam je oglądać. Na jednej kartce namalowana była dziewczynka w pięknej sukience, podobnej do tej, w którą ubrana była Ninka.
Skarb z piwnicy
Pewnego dnia usłyszałyśmy z Ninką podniesione głosy. Coś się wydarzyło. Zaciekawiona wyszłam do przedpokoju. Rodzice rozmawiali z dwoma robotnikami.
– Coś znaleźli w piwnicy – poinformowałam Ninkę, a ona nagle zbladła i zachwiała się, jakby straciła równowagę.
Cofnęła się w głąb pokoju. Ciekawość pchała mnie naprzód, więc nie zwracając uwagi na Ninkę, pobiegłam do kuchni. Na stole stała metalowa skrzynka, dorośli pochylali się nad nią. Też chciałam zobaczyć tajemnicze znalezisko. Pociągnęłam mamę za rękaw, a ona podniosła mnie do góry i posadziła na blacie. W skrzynce były ułożone stare papiery – zdjęcia i dokumenty. Jeden z robotników wziął do ręki pokrytą pyłem fotografię. Przetarł rękawem czarno-białe zdjęcie o ząbkowanych brzegach. Zobaczyłam czworo ludzi. Rodzinę. Elegancko ubrany mężczyzna stał obok siedzącej w fotelu żony. Na kolanach kobieta trzymała niemowlę w beciku, obok niej stała dziewczynka.
– To Ninka! – krzyknęłam.
Zaległa cisza. Potem odezwała się mama.
– Twoja przyjaciółka? Jesteś pewna?
– A to notarialne poświadczenie własności tej kamienicy na nazwisko Aarona N. – przerwał jej budowlaniec, pokazując jakiś dokument. – A pozostałe papiery… zobaczmy.
– Akty urodzenia dzieci: Rebeki i Niny – wyszeptała mama.
– Są jeszcze inne zdjęcia rodzinne i akty hipoteczne poświadczające własność jakiejś gorzelni i dwóch placów.
– O Boże! – mama usiadła ciężko na krześle.
– Jeszcze jedna tragedia wojenna – pokiwał głową jeden z budowlańców.
– Myślę, że powinna pani porozmawiać z lokatorką spod szóstki. Starsza pani mieszka tu od zawsze, może będzie coś wiedziała o tych ludziach.
– Zrobię to od razu – zerwała się mama, a ja pobiegłam za nią.
Straszna wojenna historia
Sąsiadka nie dała się długo prosić. Lepiej pamiętała czasy dzieciństwa niż to, co wydarzyło się wczoraj.
– Świeć Panie nad ich duszami – szeptała, dotykając pomarszczoną dłonią fotografii. – To była taka szczęśliwa rodzina! Młodsza córeczka, Rebeka, miała zaledwie kilka miesięcy, kiedy wywieźli ich do Treblinki. Moi rodzice cudem dostali od nich wiadomość, napisaną gdzieś w drodze do obozu i wyrzuconą z pociągu. Pan Aaaron zaklinał nas, żeby zaopiekować się ich Ninką.
Mama zbladła, ale milczała.
– Nie wiem, jakim cudem małej udało się uniknąć wywózki. Może nie było jej wówczas w domu? Niestety, zniknęła jak kamień w wodę. Szukaliśmy jej, ale w końcu daliśmy za wygraną…
– Nie odnalazła mamy i taty, więc postanowiła na nich zaczekać. W rodzinnym domu – powiedziała cicho mama.
Staruszka spojrzała na nią bystro.
– Mieszkanie N. długo stało puste – powiedziała. – Przechodziło z rąk do rąk, ale kolejni właściciele nie zagrzewali miejsca. Dopiero wasza rodzina została tu na dłużej. Zawsze myślałam, że coś się za tym kryje. Ona tam jest? Myślę, że spodobaliście się jej, macie córeczkę w podobnym wieku, dlatego was przyjęła. Odnalezione w piwnicy zdjęcia i dokumenty, to cała jej spuścizna, wszystko, co pozostało po jej rodzinie. Trzeba jej to oddać.
W domu mama zatrzymała się przed drzwiami mojego pokoju. Zawahała się, ale weszła i postawiła metalową skrzynkę na biureczku. Wyjęła zdjęcie N. i wsunęła je w ramki, w których uprzednio pyszniła się reprodukcja bajkowej grafiki Szancera. Postawiła zdjęcie obok skrzynki. Już wtedy poczułam, że przyjaciółka odchodzi. Nie płakałam. Wiedziałam, że jest szczęśliwa