„Moja przyszła teściowa to zołza. Uważa, że nie nadaję się na żonę i robi mi na złość przy każdej okazji”
„Pani Mariolka była sprytna. Nigdy nie kłóciła się ze mną, kiedy Piotrek był obok. Wybierała momenty, kiedy byłyśmy same i wtedy atakowała jak jakiś podstępny skorpion”.

- Joanna, 26 lat
To jest teściowa, jakiej nikt by nie chciał
– Nazywam się Mariolka – mówi, pomimo że ma już ponad pięćdziesiąt lat, a co więcej, jej prawdziwe imię to Mirka, nie Mariola. – Nie przyjmuje do wiadomości, tego ile mam lat – zapewnia. – Czuję się zdecydowanie młodą osobą. Ba, jeszcze jestem w stanie przenosić góry, więc nikt nie powinien zaglądać mi do metryki!
Chodzi po domu w dwóch szlafrokach. Jeden jest koloru buraka, wykonany z podrabianego weluru, z seledynowym wzorem na kołnierzu i rękawach. Drugi jest normalny, kuchenny, w małe kwiatki, z dużymi kieszeniami, dopasowany do brzucha i piersi. Oba są obrzydliwe, dodają jej kilogramów i lat, ale to mnie cieszy.
Nie znoszę mamy mojego chłopaka! Musimy mieszkać razem, bo nie mamy innego wyjścia, ale jej obecność mnie drażni nieustannie. Ona też mnie nie lubi... Dokucza mi cały czas, chętnie by mnie utopiła w łyżce wody! Nie jesteśmy małżeństwem, więc zwracam się do niej per „pani”. Już na początku stwierdziła, że nie ma mowy o żadnym przechodzeniu na „ty”:
– Pewnie nie weźmiecie ślubu, więc nie ma sensu się zaprzyjaźniać – powiedziała. – Nie nazywaj mnie mamą, bo nie o takiej synowej marzyłam, więc nie ma mowy o fraternizowaniu.
Nie znam mojej biologicznej mamy. Dorastałam w sierocińcu, nie trafiłam nawet do rodziny zastępczej. Najwidoczniej nie byłam na tyle ładna i urocza. Od małego miałam chude nogi i krzywe zęby. Z czasem jednak te niedoskonałości stały się moimi atutami. Nigdy nie miałam problemów z nadwagą, a zęby wyprostowałam, kiedy zaczęłam pracować i zarabiać. Ale wtedy zawsze chowałam się przed innymi i myślałam, że wyglądam okropnie, a także, że nie zasługuje na miłość.
Piotrek pomógł mi pokonać moje kompleksy. To jemu zawdzięczam, że przestałam się wstydzić i przepraszać wszystkich za to, co zrobiłam, a czego nie. Dzięki niemu stałam się odważniejsza i zaczęłam wierzyć, że nie jestem gorsza od reszty. Bronił mnie przed innymi, ale nie umiał obronić mnie przed swoją matką.
Wbijała mi szpile non stop
Pani Mariolka była sprytna. Nigdy nie kłóciła się ze mną, kiedy Piotrek był obok. Wybierała momenty, kiedy byłyśmy same i wtedy atakowała jak jakiś podstępny skorpion. Na początku myślałam, że sobie poradzę. Starałam się jej pomagać w domu, nie reagowałam na jej zaczepki, udawałam, że nic nie słyszę i nie widzę, ale to tylko jeszcze bardziej zachęcało ją do dokuczania mojej osobie.
– Nie mam pojęcia, co powiedzieć, gdy pytają o ciebie. Kim jesteś? Co tu robisz? – zaczęła. – Bo kim jesteś? Dziewczyną do towarzystwa? O mój Boże, co najlepszego narobił mój syn? Przygarnął cię tutaj do naszego domu i teraz ja się muszę o wszystko martwić! Muszę się tłumaczyć przed innymi, umierać ze wstydu z twojego powodu... Przez to wszystko zaczęła mnie boleć wątroba. Nieustannie mam migrenę! Jak długo jeszcze będę musiała to znosić?!
Pewnego razu zebrałam się na odwagę i z trudem wyznałam, że planujemy wziąć ślub, ale to tylko jeszcze bardziej ją rozjuszyło!
– Chyba po moim trupie! W życiu się na to nie zgodzę – usłyszałam. – Nie dam wam mojego błogosławieństwa! Im prędzej zapomnisz o tych idiotyzmach, tym lepiej dla ciebie i dla niego.
Myślałam, że powiem Piotrkowi, że nie dam rady dłużej mieszkać z jego matką pod jednym dachem. Nawet nagrałam na telefon jej zachowania, ale zrobiło mi się go żal. Tak ciężko pracował, starał się, pisał swoją pracę licencjacką po godzinach, oszczędzał każdą złotówkę na własne mieszkanie... Nie chciałam go jeszcze zamęczać swoimi problemami i to z jego matką.
Zdawałam sobie sprawę, że on bardzo kocha swoją mamę, że widzi ją w inny sposób niż ja, że będzie naprawdę w szoku, kiedy dowie się, jak ona się zachowuje. Dodatkowo jeszcze jedna kwestia, kazała mi się wstrzymać z pójściem na skargę do ukochanego...
Wyobrażałam sobie moją własną matkę i dochodziłam do wniosku, że musiała być o wiele gorsza od pani Mariolki, skoro zdecydowała się mnie zostawić i nigdy nie próbowała mnie znaleźć. „Czy powinnam obarczać winą panią Mariolkę? – zastanawiałam się. – Ale przecież ona jednak wychowała Piotrka, mimo że była sama i bez pieniędzy. Poradziła sobie, nie zostawiła dziecka na pastwę losu, ma teraz prawo, żeby chociaż wzięto jej zdanie pod uwagę. I niestety ona uważa, że nie jestem odpowiednią żoną dla Piotrka. Wyśniła dla niego księżniczkę z bajki, chciała dla swojego jedynego synka jak najlepiej. To mnie denerwuje, ale ją rozumiem".
Dwie kreski zmieniły moje życie
Zrozumiałam to jeszcze bardziej, kiedy zauważyłam dwie kreseczki na teście ciążowym. Poczułam się szczęśliwa jak nigdy dotąd. No może jak wtedy, gdy Piotrek wyznał mi swoją miłość. Pragnęłam, aby każdy wiedział, że pod moim sercem rośnie nowe życie i że wreszcie los zaczął mi odpłacać za wszystkie przeciwności, które spotkały mnie w przeszłości. Był tylko jeden problem, który rzucał cień na moje szczęście. To była teściowa i jej potencjalna reakcja. Obawiałam się, że może zniszczyć wszystko, zatruć atmosferę, a nawet zranić mnie tak, że zapamiętam to na całe życie. Dlatego zwlekałam z przekazaniem Piotrkowi radosnych wieści, że zostanie ojcem. Liczyłam na jakieś cudowne rozwiązanie...
Pierwsza była impreza z okazji imienin Mariolki. Świętowała je zawsze 3 maja, mimo że jak już wcześniej wspomniałam, to nie jest jej prawdziwe imię. Zawsze oczekiwała kwiatów i prezentów, zapraszała znajomych, piekła torty i ciastka, była w centrum uwagi i bardzo jej to odpowiadało. Wybrałam dla niej piękny, elegancki szlafrok. Był bardzo drogi. Wprost od renomowanej firmy, doskonale skrojony... Sądziłam, że będzie zachwycona, ale nawet nie otworzyła pudełka z moim upominkiem.
– Tak. No cóż. Bardzo dziękuje – rzekła. – Nie musiałaś, po co marnować pieniądze, skoro i musisz mieszkać kątem u obcych.
Nikt nie słyszał, co powiedziała. Jak zawsze, znalazła moment i miejsce, aby wbić mi szpilkę, ale żeby nikt nie miał na to dowodów. I jej się udało. Z trudem przetrwałam do końca imprezy. Zaczęła boleć mnie głowa, pojawiły się nudności, czułam się okropnie. Leżałam w ciemnym pokoju i zastanawiałam się co teraz? Postanowiłam, że wystarczy. Dość tego. Pora uporządkować tę sytuację. Nie można tak dalej żyć.
Następnego dnia zrobiłam sobie wolne od pracy. Poszłam na badanie USG. Z pierwszym zdjęciem mojego dziecka wróciłam prosto do domu... Moja teściowa właśnie przygotowywała rosół. Ten zapach tak na mnie wpłynął, że pobiegłam do łazienki. Nie zdążyłam zamknąć drzwi, dlatego usłyszała, jak wymiotuje do ubikacji. Osłabiona i spocona usiadłam na wannie, aby odpocząć. Wtedy pojawiła się w drzwiach.
– Co się z tobą dzieje? – spytała. – Coś ci zaszkodziło? Czy może to jest to, co przypuszczam?
– Nie mam pojęcia, o co pani chodzi?
– Powiedz prawdę. Jesteś w ciąży?
Podniosłam się, przeszłam do holu. Ona podążała za mną... Wyjęłam z torebki wydruki z badania USG i wręczyłam jej. Bałam się ją spojrzeć w oczy.
– O mój Boże – usłyszałam po chwili. – Czy już wiadomo, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka?
– Nie. Jest jeszcze za wcześnie.
– Jasne, tak naprawdę to nie robi różnicy. Najistotniejsze, żeby było zdrowe. A ty, dlaczego stoisz pod tą ścianą? Przyjdź do salonu i usiądź, a nawet lepiej, połóż się i podnieś trochę nogi. Przygotuję ci coś do picia. Może sok? Na co masz ochotę?
Jej odmiana mnie zaskoczyła
Całkowicie jej się poddałam. Pozwoliłam jej na to, żeby mnie odprowadziła do jadalni, usadziła na krześle i nałożyła na stopy komfortowe, mięciutkie kapcie.
– Kto to widział, żeby kobieta w ciąży chodziła na tak wysokich obcasach? – mówiła ciągle pani Mariolka. – Teraz to ja się tobą zaopiekuję. Musisz przede wszystkim zdrowo się odżywiać. Mieć czas na odpoczynek, spacery, dużo snu... Ty nie masz doświadczenia, więc musisz słuchać mamusi.
– Pani nie jest moją mamą – wymamrotałam.
– No co ty... jestem, nie jestem... W sumie prawie jestem, bo przecież urodzisz mojego wnuczka albo wnuczkę. Na dodatek, powinniście się jak najszybciej pobrać, więc może lepiej zacznij mnie już nazywać „mamą”. Nic się przecież nie stanie, jak już będziesz do mnie mówić w ten sposób.
Nadal nie byłam pewna, co sądzić o całej sytuacji. Pani Mariolka nagle zniknęła, ale wróciła po chwili. Miała na sobie nowy szlafrok, który był prezentem ode mnie. Wyglądała świetnie.
– No więc, co myślisz? – spytała. – Wiesz, nigdy do tej pory nie miałam czegoś tak pięknego. Masz naprawdę dobry gust. Od teraz będę zawsze do ciebie się zwracać o radę, co mam sobie kupić. Sama jak coś sobie kupię, to nigdy nie jestem zadowolona. Teraz zdecydowałam się bardziej o siebie dbać. Zostanę przecież babcią.
– Super – odpowiedziałam.
– Nie przypominaj mi już o tych wszystkich głupotach, które kiedyś robiłam. Byłam o ciebie strasznie zazdrosna. Piotrek tak bardzo cię kochał, a ja obawiałam się, że dla mnie już tej miłości nie starczy. Ja cię naprawdę cenię i szanuję... Świętujmy razem ten dzień matki. Czy będziesz mówiła do mnie mamo?
– Tak, mamo. Na pewno tak!