„Sąsiadka patrzy na mojego przyjaciela, jak na swoją własność. W końcu wzięła sprawy w ręce, ale nie ze mną takie numery”
„Trzy tygodnie później straciłam wszelką nadzieję. I wtedy, gdy pewnego dnia wracałam do domu, spotkałam swoją sąsiadkę. Targała ciężkie siatki, więc zaoferowałam jej pomoc. Odmówiła i szybko mnie wyminęła. Kiedy wchodziła po schodach, jedna z foliowych siatek pękła, a jej zawartość rozsypała się na schody. Zamarłam”.
- Dagmara, 41 lat
Mój Magik wszędzie, gdzie się tylko pojawił, budził prawdziwy zachwyt. Nic dziwnego, jest przecież rasowym persem. Szczególnie zachwycały się nim starsze panie, w tym moja sąsiadka. Gdyby tylko mogła, zagłaskałaby go na śmierć. No, i przekarmiła rozmaitymi smakołykami. Ponieważ zajmuje mieszkanie obok i mamy wspólny balkon, notoryczne podtykanie przez nią mojemu Magikowi czegoś do jedzenia było dla mnie prawdziwym problemem. Nie chciałam przecież, żeby rozrósł się jak tramwaj albo zaczął wybrzydzać w tym, co mu daję.
Tłumaczyłam jej, że kot ma specjalną dietę. Ona tylko uśmiechała się, twierdząc, że to doskonale rozumie, po czym dalej pchała mu przez pręty balustrady rozmaite zakazane rzeczy. Kot je wcinał, aż mu się uszy trzęsły, czasami miałam wrażenie, że potem spogląda na mnie z gryzącą ironią. Magik nie znosił odchudzania, a ja miałam problem, bo nie chciałam, żeby utył. Dlatego kiedy tamtego dnia wróciłam z pracy i kot nie przybiegł do mnie, pomyślałam, że pewnie gdzieś się zaszył obrażony. Poprzedniego wieczoru nie dostał kolacji, bo sąsiadka znów nafaszerowała go swoim żarciem.
Odczekałam trochę i zawołałam Magika na jedzenie. Lecz kiedy to nie wywabiło zwierzaka z ukrycia, zaniepokoiłam się nie na żarty i zaczęłam go szukać. Bez skutku. Mieszkanie świeciło pustkami...
Przestraszona wybiegłam na balkon
Było ciepło, więc rano zostawiłam kotu uchylone okno, żeby nie siedział w dusznym domu. Niestety, tam go też nie było. Zaczęłam wołać kota. Wtedy na swój balkon wyszła sąsiadka i popatrzyła na mnie ze współczuciem, po czym stwierdziła, że mój Magik… spadł z balkonu!
– Dziś rano, na moich oczach! – chlipnęła, a ja patrzyłam na nią oniemiała, nie rozumiejąc, o czym do mnie mówi.
Mieszkam na IX piętrze, więc taka wiadomość mogła oznaczać tylko jedno... Natychmiast wychyliłam się przez barierkę, żeby spojrzeć, czy na dole nie zobaczę białego futerka mojego nieszczęsnego pupila, leżącego bezwładnie na trawniku. Niczego jednak nie dostrzegłam.
– Ależ jego tam nie ma! – poskarżyłam się sąsiadce jak małe dziecko.
A ona wtedy na to, że jak tylko kocur zleciał, od razu pobiegła sprawdzić, czy przeżył. Ale jego już wtedy nie było!
– Pewnie go sobie ktoś wziął. Na futro. Skórki kocie są dobre na artretyzm! – stwierdziła, a mnie zrobiło się niedobrze.
Na myśl, że ktoś obdarł mojego Magika ze skóry, omal nie zemdlałam. Jednak wzięłam się w garść i wydrukowałam ogłoszenia o zaginięciu kota, które rozwiesiłam wokoło swojego bloku. Tak na wszelki wypadek, jakby ktoś jednak zabrał mojego żywego Magika i udzielił mu pomocy.
Wiadomo przecież, że jeśli chodzi o koty, to różne cuda się zdarzają. Te zwierzęta potrafią przeżyć upadek
nawet z dużej wysokości. Może i są wtedy trochę połamane, ale gdy je odpowiednio pielęgnować, mogą się wylizać.
I wtedy, gdy pewnego dnia wracałam do domu, spotkałam swoją sąsiadkę. Targała ciężkie siatki, więc zaoferowałam jej pomoc. Odmówiła i szybko mnie wyminęła. Kiedy wchodziła po schodach, jedna z foliowych siatek pękła, a jej zawartość rozsypała się na schody. Zamarłam. Pośród zakupów zobaczyłam… torebkę kocich ciasteczek!
Jestem wściekła
Wzięłam ją zaskoczona do ręki, a wtedy sąsiadka spiekła raka i szybko mi ją wyrwała. Nie bawiąc się w ceregiele, zapytałam ją, czy zabrała mojego Magika. Po chwili wahania krzyknęła:
– U mnie ma lepiej niż u ciebie!
Po czym sprintem pobiegła do windy i zabarykadowała się w swoim mieszkaniu. Nie otwierała mi drzwi, mimo że do nich dzwoniłam. Wezwałam więc policję. Sąsiadka policjantom otworzyła, ale zaczęła się przy nich upierać, że to ja jestem złodziejką i wariatką, a kot należy do niej. Magik ma wszczepiony chip, więc policjanci łatwo doszli prawdy.
Niestety, okazało się, że kiedy starsza pani kradła mi Magika z balkonu, na siłę przecisnęła go przez wąskie druty barierki. Przy okazji więc zwichnęła mu lewą tylną łapkę, a potem jej nie nastawiła, jak należy, więc teraz mój kotek kuleje. Jestem wściekła i zamierzam wystąpić przeciwko swojej sąsiadce do sądu, aby odpowiedziała za cierpienie zwierzęcia.