Reklama

Postanowiłam, że koniec z płaczem. Nie uronię więcej łez. Wylałam ich wystarczająco dużo. Coś we mnie pękło i bezpowrotnie się zmieniło. Została tylko pustka i świadomość, że to na mnie spocznie dokończenie tej fatalnej historii.

Reklama

Odejdź od niego – błagałam. – Daj mu spokój. Damy sobie radę bez jego kasy i bez tego mieszkania.

– Niby jak? No powiedz, w jaki sposób damy radę, a jeszcze dziś się stąd wyniosę – odparła, spoglądając na mnie ze smutkiem.

Nie odezwałam się ani słowem. Bo i co miałam jej odpowiedzieć? Ja, która nie miałam pojęcia, w jaki sposób zarabiać na swoje utrzymanie albo skąd wziąć forsę, gdy zabraknie jej przed wypłatą? Praca nie wchodziła w grę...

Siostra była przekonana, że Witek to porządny facet

Po tym, jak umarli nasi rodzice, to właśnie moja starsza siostra zrobiła, co mogła, abyśmy nie wylądowały w domu dziecka, a potem na ulicy. Choć miała tylko 13 lat, zdołała uprosić naszą babcię, żeby nas przygarnęła i została rodziną zastępczą. Nikt inny nie był w stanie ani nie kwapił się, by się nami zająć. Matka naszego ojca była zamożną i samotną kobietą. Jej dom był imponujący, z pięknym ogrodem, gdzie od czasu do czasu gościła krewnych swojego jedynaka. Nigdy nie popierała małżeństwa syna z prostą dziewczyną, ale choć niechętnie spotykała się z naszą mamą, przystała na propozycję Róży.

– Nie będziemy ci zawadzać. Daję słowo, że zaopiekuję się Agnieszką i będę sprzątać po nas tak dobrze, że nawet nie poczujesz naszej obecności, tylko zgódź się, abyśmy tu zamieszkały – obiecała trzynastolatka i dotrzymała słowa, gdyż babcia, co prawda, pozwoliła nam u siebie mieszkać i podpisała odpowiednie papiery, ale nie zamierzała się nami zajmować.

Szczególnie mną, jej nieporadną wnuczką. Moje dwie lewe ręce i nieśmiałość wywoływały u niej odrazę. Z tego powodu to Róża podawała mi jedzenie, pomagała w kąpieli i ubieraniu się, podnosiła upuszczony przeze mnie ołówek i tak wytrwale ćwiczyła ze mną pisanie liter, aż w końcu udało mi się osiągnąć ładne pismo. Choć była wyczerpana, nie dawała tego po sobie poznać, snując coraz to nowe wizje naszej wspólnej przyszłości. Pragnęła znaleźć dla nas księcia z bajki, aż w końcu trafiła na Witka – syna zamożnego właściciela zakładu pogrzebowego, który był w niej bezgranicznie zakochany.

Marzeniem Róży było kontynuowanie nauki, jednak jej partner był zdecydowany stanąć na ślubnym kobiercu. Powtarzał jej, że edukacja nigdzie nie ucieknie, a uczucie łączące dwoje ludzi nie znosi zwłoki. Zapewniał ukochaną, że tuż po ceremonii zajmie się formalną stroną studiów. Nasza babcia nie posiadała się z radości, że pozbędzie się z domu zbędnego ciężaru, bo Witek wyraził chęć zamieszkania nie tylko z Różą, lecz także ze mną.

Pilnuj go, to prawdziwy skarb – powiedziałam jej w dniu zaślubin.

– Cudowny facet – Róża aż promieniowała ze szczęścia. – Aguś, zrobię co w mojej mocy, żebyś też zaznała takiej radości. Zobaczysz, pewnego dnia i ty odnajdziesz swojego księcia z bajki… Ale nie za prędko, bo chcę się jeszcze trochę nacieszyć moją młodszą siostrzyczką – przytuliła mnie czule, śmiejąc się przy tym wesoło.

W tej białej sukieni wyglądała olśniewająco…

Kiedy ujrzałam ją na weselu, w jej oczach już wtedy czaił się lęk. Tuż po tradycyjnej ceremonii oczepinowej wymknęła się gdzieś ze swoim świeżo poślubionym małżonkiem. Kiedy ponownie się pojawiła, miała na sobie elegancką sukienkę koktajlową, ale jej spojrzenie wyrażało głęboko skrywane przerażenie. Nikt z rozbawionych weselników zdawał się tego nie dostrzegać, tylko mnie udało się wychwycić niepokojącą zmianę w jej zachowaniu. Już chciałam do niej podejść, zagadnąć co się stało, kiedy nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się przede mną Witek i porwał mnie w wir tańca. Był taki wyluzowany, pewny siebie i wesoły...

Sposób, w jaki podchodził do sprawy, wprawiał mnie w osłupienie. Ignorował dociekania dotyczące mojej siostry, przeskakując na zupełnie inne wątki. Ona również nie kwapiła się, by podzielić się ze mną swoimi problemami, opróżniając kolejne lampki wina. Do tej pory nie ukrywała przede mną sekretów. I jeszcze nigdy nie widziałam, żeby aż tyle piła...

Podczas poprawin znów była tą samą Różą, co dawniej – dowcipną i uśmiechniętą. Przez następne lata usiłowała taka pozostać. Za każdym razem schludnie odziana, z ułożonymi włosami i makijażem. Nawet wtedy, gdy parę godzin wcześniej Witek wykręcał jej ręce, zmuszając by padła na kolana i błagała o pieniądze na chleb dla nas.

Jego zachowanie zaczęło przypominać szaleńca

Odpuściła sobie studia. Gdy o to dopytywałam, powtarzała za mężem, że jeszcze zdąży się douczyć. Nie podjęła też żadnej pracy zarobkowej. On jej tego zabronił. Twierdził, że jest jego małą księżniczką i nie może sobie pobrudzić delikatnych rączek żadną robotą. Nie wyraził również zgody na to, by urządziła ich – nasze wspólne – gniazdko. Samodzielnie zatrudnił projektanta wnętrz, zamówił najdroższe materiały i sprzęty, dobrał odcienie, struktury i desenie, zaprojektował ich sypialnię, a dla mnie wyznaczył pokój. Na dole, z dala od nich, ale za to z cudnym widokiem na zielony ogród.

Żeby Róża nie była smutna, mąż sprawił jej prezent w postaci nowego auta. Osobiście zdecydował się na białego SUV-a i non stop pytał małżonkę o poziom paliwa albo każdą, nawet malutką plamkę na lakierze. Kiedy dostrzegł coś podejrzanego, jakieś ledwo widoczne zabrudzenie czy włos, który chyba nie należał do Róży, zamykał ją w garażu i bez względu na to czy był ranek, popołudnie czy środek nocy, musiała szorować samochód.

Jasne, że stanęłam murem za siostrą. Straszyłam wzywaniem policji i powiadomieniem sąsiadów.

– Swojej starej nigdy nie ruszę, ale ciebie załatwię na cacy – rzucił, przymierzając się do wymierzenia mi policzka.

Słysząc moje wrzaski dobiegające zza garażowych wrót, Róża zaklinała go, żeby dał spokój, że zrobi, co zechce i będzie mu żoną jakich mało. A facet się tylko szczerzył, bo dopiął swego. Ze strachu o mój los Róża odpuściła i przestała z nim wojować.

Wyżywał się na nas. Czerpał przyjemność z dawania swojej małżonce pięciu złotych dziennie i pojawiania się z nią raz w tygodniu w supermarkecie na zakupach. Mogła wkładać do koszyka to, co tylko zapragnęła, ale wielu produktów potem już nie było jej dane ujrzeć na oczy. Nawet po najbardziej obfitych sprawunkach w lodówce, którą dzieliliśmy, lądowały jedynie trzy plasterki sera, samotne pętko kiełbasy, kostka margaryny (musiała nam wystarczyć na długie tygodnie), kilo kartofli i dosłownie trzy cebule. O jakichkolwiek innych warzywach czy owocach pozostawało nam tylko pomarzyć.

Zdarzało się, że Witek prowadził nas do knajpy na posiłek i radośnie kontrolował, żebyśmy opróżniły talerze. Po okresie niedoborów jedzenia ledwo udawało mi się opanować mdłości. Siostra pewnie odczuwała podobnie, jednak nie dała tego po sobie poznać. Zbyt długo ćwiczyła siłę woli, towarzysząc mężowi na rautach i galach. Koleżanki zazdrościły jej sylwetki, plotkowały, że celowo się głodzi. Ale gdyby poznały fakty, to chyba wolałyby swoje bezpieczne, przewidywalne życie.

Róża nieustannie żyła w stresie. Zaskakiwał ją, wpadając nagle do mieszkania i kontrolując, czym się zajmuje. Gdy odpoczywała na sofie albo oddawała się lekturze, wszczynał piekielną awanturę i konfiskował jej dzienne wynagrodzenie w wysokości tych pięciu złotych. Zdarzało się, że rozwścieczony dewastował lokum, wychodził, a potem wracał pod wieczór, udając że nie pamięta żadnych wydarzeń. Z miną niewiniątka dopytywał się, co przydarzyło się wazonowi, który strącił w napadzie furii, gdzie podział się telewizor, w który mierzył garnkiem. Różą, trzęsąc się ze strachu, zmyślała najbardziej absurdalne historie, gdyż gdyby tylko napomknęła o prawdziwym przebiegu zdarzeń, zacząłby ją karcić.

Dręczył ją także po zakończeniu małżeństwa

Traktował mnie jak swoją własność, którą mógł szantażować. W trosce o dobro Róży, byłam gotowa się wynieść. Zamieszkać w przytułku i skromnie żyć, utrzymując się z zasiłków, ale Witek stanowczo się temu sprzeciwiał.

Nie zgodzę się, abyś przyniosła wstyd naszej rodzinie! Ty w noclegowni dla bezdomnych? Chyba sobie żartujesz, że pozwolimy ci radzić sobie samej, mam rację Różo? – dopytywał z uśmieszkiem na twarzy.

Po długim czasie represji, zaczął spotykać się z dużo młodszą kobietą niż Róża. Zdecydował się wystąpić o rozwód. Pech chciał, że nieruchomość nabył już po zawarciu małżeństwa, zatem był zobligowany podzielić dorobek z Różą. Trudno stwierdzić, co go bardziej irytowało – to, czy może Róża, bo pomimo tego, że związał się z inną partnerką i doczekał potomka, nadal znęcał się nad moją siostrą.

Bez uprzedzenia zjawiał się u nas jak za starych czasów. Robił straszne sceny, wszczynał kłótnie. Róża za każdym razem wymieniała zamki w drzwiach po jego odwiedzinach, ale to i tak nic nie dawało. Dzwoniła po policję, a on ze łzami w oczach przekonywał, że nadal kocha swoją byłą żonę i bez niej nie wyobraża sobie życia. Twierdził, iż przyszedł tylko wyznać swoje uczucia, a ona od razu zaczęła mu grozić. Potem gładko przechodził do wymyślonej historyjki o tym, jak wyrzuciła go z domu, gdy ją zdradził i zmusiła do życia z tą drugą kobietą. Bo on przecież nigdy by jej nie zostawił...

Policjanci potakiwali ze zrozumieniem, notowali coś, uprzejmie namawiali, aby małżeństwo jakoś doszło do porozumienia, po czym opuszczali mieszkanie, zostawiając ich sam na sam. Rejestrowałam jego wybryki, jednak powiedziano mi, że dla sądu to nie jest żaden dowód. Zdarzało mu się uprowadzić Różę prosto z ulicy i zawieźć do lasu. Groził jej albo mnie.

Ni stąd, ni zowąd zaprzestał jej gnębienia. Tak z dnia na dzień stał się normalnym facetem. Podczas jednego z końcowych posiedzeń sądowych oświadczył, że chce po dobroci zakończyć dawne konflikty i rozpocząć nowe życie. Gdy wyszli z sądu, przeprosił Różę za wszystkie te lata, kiedy nie był sobą. Przystał na sprawiedliwy podział domu i jego sprzedaż, abyśmy wreszcie mogły nabyć własne lokum. Pojawił się z bukietem kwiatów na ostatniej rozprawie. Zasugerował pożegnalne spotkanie w kafejce. Ku mojemu zdumieniu, Róża przyjęła propozycję.

– Musimy to zrobić – oznajmiła, kiedy namawiałam ją, aby wracała ze mną do mieszkania. – Przecież tyle czasu byliśmy małżeństwem. Nie martw się, przy ludziach niczego nie zrobi – na jej twarzy pojawił się uśmiech i pocałowała mnie w policzek.

Zastanawiam się czy gdybym ją zatrzymała, siłą wepchnęła do auta… Być może, jeśli nie poddałabym się tak szybko, moja siostra nadal by była obok mnie? Jestem pewna, że Witek maczał palce w jej zaginięciu. Nie mam jednak pojęcia, co się stało.

Przysięgam, że go pogrążę

Nie wiem, jak długo siedzieli w kafejce ani co takiego jej nagadał, że przystała na to, aby ją podrzucił pod dom. Już nigdy więcej jej nie ujrzałam na oczy. Gdy następnego dnia z samego rana zadzwoniłam do Witka, pytając go o miejsce pobytu mojej siostry, zareagował zaskoczeniem na wieść, iż jeszcze nie dotarła do domu.

– Zaproponowałem, że ją odwiozę, ale stwierdziła, iż zamówi taksówkę. Może spotyka się z kimś po kryjomu i nic ci o tym nie wspomniała? – rzucił na odchodne, po czym się rozłączył.

Drżącymi rękoma wykręciłam numer do taksówkarza. Ból ściskał mi klatkę piersiową, kiedy zgłaszałam na policji zniknięcie mojej siostry. Funkcjonariusze lekceważąco sugerowali, że pewnie poznała jakiegoś faceta i że jako dorosła osoba ma prawo robić co chce, a ja bez potrzeby się denerwuję…

Zostałam w opustoszałym lokum, otoczona rzeczami należącymi niegdyś do Róży. Przyrzekłam jej, że udowodnię winę Witka, nawet gdybym musiała temu poświęcić resztę swoich dni. Nie mam pewności, czy siostra dosłyszała moje słowa, ale Witek na pewno się tego domyślił, bo od jakiegoś czasu regularnie zauważam go w nocy pod moim blokiem. Nie wychodzi z samochodu, tylko siedząc, zerka w kierunku okien mojej sypialni. Parkuje pod latarnią, abym wyraźnie mogła go dostrzec. Nie zdaje sobie sprawy, że już się go nie boję. Również i ja wyczekuję, aż popełni błąd.

Reklama

Agnieszka, 28 lat

Reklama
Reklama
Reklama