„Moja siostra w andrzejki wywróżyła sobie bogatego męża. Szybko się przekonała, że pieniądze szczęścia nie dają”
„Przyjechała dwadzieścia minut później. Na obcasach, ale bez makijażu, co już samo w sobie było alarmujące. Siadła na mojej kanapie, a wzrok miała wbity w dywan”.

- Redakcja
Pamiętam, jak w andrzejki zrobiłyśmy sobie wieczór wróżb. Miałyśmy wtedy po dwadzieścia parę lat. Ja lałam wosk z przymrużeniem oka, ale siostra... O matko! Jak się przejęła! Rozpoznawała w zastygłej plamie jakiś zamek z basenem, złoty pierścionek i koniecznie – wysokiego, przystojnego i bogatego męża.
– Zobaczysz, wywróżyłam sobie bogatego faceta! – piszczała z ekscytacją.
No więc zobaczyłam. I wszyscy widzieliśmy. Tylko że wróżba, jak to wróżba – spełniła się, ale nie do końca tak, jak miała.
Przewróciłam oczami
– On ma dom z basenem! – wrzasnęła do słuchawki, gdy po raz pierwszy pojechała do niego na weekend.
– No i? – odpowiedziałam chłodno, stojąc w kolejce po ziemniaki. – A umie rozmawiać o czymś innym niż o swojej siłowni i samochodzie?
– Oj, ale jesteś zawistna. Mnie się trafił ktoś wyjątkowy, a ty zaraz szukasz dziury w całym – prychnęła.
– Nie szukam, tylko pytam. Bogaty to nie znaczy wartościowy.
– Ależ on jest i bogaty, i wartościowy. Pracuje w nieruchomościach, ma trzy mieszkania, apartament w Hiszpanii i psa rasy takiej, co ma rodowód dłuższy niż nasza rodzina – wyliczała z dumą.
Przewróciłam oczami. Głos siostry był taki rozanielony, że w duchu pomyślałam: niech jej się chociaż raz uda. A potem było jak w romantycznym filmie – pierścionek z brylantem, wesele w hotelu ze sztucznym wodospadem i podróż poślubna do Dubaju.
– Wiesz, co on mi ostatnio kupił? – zapytała kiedyś, wpadając do mnie bez zapowiedzi.
– Pewnie coś z metką.
– Jacht. Taki malutki, tylko dla nas – rozpromieniła się.
Zaparzyłam jej herbaty, bo tylko to mogłam wtedy zaoferować. A w myślach liczyłam – ile czasu minie, aż to wszystko zacznie się sypać. Wróżby wróżbami, ale faceci jak on rzadko zostają na zawsze.
Było mi jej żal
– Sabina... – zaczęła cicho. – Jesteś w domu?
– Jestem. Coś się stało?
– Mogę przyjechać? Tak na chwilę. Bez gadania, proszę.
Przyjechała dwadzieścia minut później. Na obcasach, ale bez makijażu, co już samo w sobie było alarmujące. Siadła na mojej kanapie, a wzrok miała wbity w dywan.
– No, mów – powiedziałam, podsuwając jej kubek herbaty.
– On... Igor... – zaczęła, a potem się zacięła. – Znalazłam paragon.
– Paragon?
– Od jubilera.
– I? – spojrzałam uważnie.
– I dostałam od niego wtedy torebkę. Nie pierścionek. A paragon był za pierścionek.
– I co zrobiłaś?
– Nic. Jeszcze. Ale wiem, że... że to nie przypadek.
– Mhm – westchnęłam. – A wróżba? Przypomnij mi, co mówiła wróżba?
– Że spotkam bogatego mężczyznę. Że będzie przystojny i postawi mi dom.
– No to postawił. Tylko nie powiedzieli, dla kogo ten dom.
Spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Wiedziałaś, że to się tak skończy, prawda?
– Nie wiedziałam. Ale przeczuwałam.
Chciałam ją przytulić
Minęły może dwa tygodnie od tej rozmowy. Wpadła znowu. Tym razem z reklamówką czekoladek z marketu. Zamiast futerka miała szarą bluzę z kapturem.
– Przyniosłam czekoladki, żeby sobie życie osłodzić. I żebyś mi nie mówiła „a nie mówiłam” – rzuciła z progu.
– Nie powiem – zapewniłam.
– Ale myślisz – mruknęła i przewróciła oczami.
Usiadłyśmy w kuchni, jak kiedyś, jak w liceum, gdy obgadywałyśmy chłopaków z osiedla.
– Wyrzucił cię?
– Nie. Ale jak wróciłam z jogi, to był komornik.
– Komornik? – prawie zakrztusiłam się herbatą.
– Mhm.
– Myślałam, że on wszystko ma. Apartamenty, firmę, jacht...
– No właśnie. Tylko że to nie jego apartamenty. Wszystko na kredyt. A firma – zamknięta od trzech miesięcy.
– I nie powiedział ci ani słowa?
– Coś tam bełkotał, że „chwilowy zastój”, „restrukturyzacja”, „opóźnienia w płatnościach”... A teraz wiem, że po prostu nie ma nic.
– To, co teraz?
– No właśnie... Ciekawe, gdzie ja teraz znajdę sobie innego męża?
Patrzyłyśmy na siebie w ciszy. Chciałam ją przytulić, ale zamiast tego tylko podałam jej kolejną czekoladkę.
Współczułam jej
– A może... założę sobie konto na portalu randkowym? – zapytała niespodziewanie, siorbiąc wino z mojego kubka z jeżem.
– Jakim znowu portalu?
– No wiesz, tam, gdzie są tacy dojrzali panowie z klasą. Z pieniędzmi. Rozwiedzeni, ale z zasadami.
– Z zasadami to oni byli, zanim się rozwiedli – prychnęłam.
– A co mi szkodzi? Albo zróbmy sobie wspólny profil!
– I co? Będziemy im odpisywać we dwie?– mruknęłam.
– Potrzebuję... no wiesz, nadziei. Że jeszcze coś mnie czeka. Że nie skończę jak ta sąsiadka z dołu, co kupuje sobie mięso mielone w poniedziałki i dzieli na pięć dni.
– To się nazywa gospodarność.
– To się nazywa samotność – poprawiła mnie z powagą.
Zawahałam się. Była w niej jakaś miękkość, której dawno nie widziałam.
– To spróbuj sama. Tylko nie szukaj księcia. Może zacznij od kogoś, kto umie rozmawiać.
– I je orzeszki bez mlaskania – dodała, nagle się śmiejąc.
Spojrzałam na nią. Była zmęczona, ludzka. Przestała być „żoną Igora z apartamentem”, tylko moją siostrą.
– Dobrze, załóż ci konto. Ale jak ktoś napisze, że ma jacht, od razu go zablokuję.
– Słowo daję – powiedziała z udawaną powagą.
Fajnie się bawiłam
Opis wpisałyśmy wspólnie – „optymistka po przejściach, nie boi się nowych początków, ale z sensem”. Ja dodałam jeszcze: „bez parcia na jachty”.
– O matko! – jęknęła, czytając. – Przecież nikt mi nie odpisze. Myślisz, że ktoś szuka takiej kobiety?
– Przynajmniej nie stracisz czasu.
Pierwsze wiadomości przyszły po godzinie. Jeden pytał, czy lubi konie. Drugi pisał, że robi w finansach i chętnie „zabierze ją w rejs życia”.
– Patrz, znowu jacht – prychnęła. – To jakiś znak.
– Może test losu – mruknęłam. – Odpowiedz mu, że boisz się wody i masz chorobę morską.
– Naprawdę tak napisać?
– Jasne. Jak zareaguje, to coś się dowiesz.
Odpisała. Po minucie przyszła odpowiedź.
„Nie szkodzi. Mam też motorówkę i domek w górach” – przeczytała.
– Zdecydowany facet, nie powiem.
– Albo bajkopisarz – skwitowałam.
Popatrzyła na mnie z uśmiechem.
– Wiesz co? To nawet zabawne. Pierwszy raz od dawna się śmieję.
– Bo pierwszy raz nie próbujesz nikogo udawać – odpowiedziałam cicho.
I tak siedziałyśmy, jedząc popcorn i pisząc z „kapitanem” jachtu. Bez złudzeń. Ale i bez łez.
Wspierałam ją
Kilka miesięcy później znowu były andrzejki. Tym razem już bez lania wosku, bez wymyślnych świeczek z pachnidłem, bez „oczyszczających rytuałów”. Siedziałyśmy u mnie.
– I co, wróżysz sobie coś dziś? – zapytałam, podsuwając jej talerzyk.
– Wróżę, że jutro znów będę szczęśliwą żoną – roześmiała się.
– A tak serio?
Wzruszyła ramionami i spojrzała przez okno.
– Serio to... wiesz, co by mi wystarczyło?
– No?
– Ktoś, kto zaparzy mi rano kawę i nie będzie zadawał głupich pytań. I kto nie będzie się chował za słowem „inwestycja”.
– Jest szansa, że wrócisz do Igora?
Nie odpowiedziała. Między nami zapanowała cisza.
– A ty? – spojrzała na mnie niespodziewanie. – Nigdy nie wróżyłaś sobie faceta.
– Bo ja nie szukałam złota. Ja chciałam świętego spokoju. I chyba mi się spełniło.
Zamilkłyśmy na chwilę.
– Wiesz… formalnie jesteśmy małżeństwem, ale rozwód jest nieunikniony – powiedziała cicho. – To dziwne, ale cieszę się, że nie wyszło mi z Igorem.
– Naprawdę?
– Mhm. Bo w końcu zaczęłam żyć, a nie pozować.
Wtedy wiedziałam, że wróżby wróżbami, ale życie... to już nasza sprawa.
Sabina, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kupiłam w lumpeksie przepiękne zabawki dla wnusia. Synowa tylko spojrzała z pogardą i zgasiła mnie 1 zdaniem”
- „Dla syna liczył się tylko szpan, szybkie auta i łatwe dziewczyny. Szczerze mówiąc, czekałem aż powinie mu się noga”
- „Wszyscy mówili, że trafił mi się zięć jak marzenie. Też tak myślałam, dopóki nie odkryłam, co ma za uszami”