„Moja synowa dba tylko o swoje 4 litery. Co z niej za żona skoro nie potrafi ugotować obiadu i wyprasować mężowi koszuli?”
„Najbardziej wstyd mi za niego było na stypie. Kto to widział, żeby na taką uroczystość przychodzić w pocerowanej koszuli? I to jeszcze wygniecionej jak psu z gardła. Sylwusia wyglądała jak laleczka, moja synowa Weronika też wypudrowana i wygłaskana, a on? Widać było, że coś tu nie gra. Gdybyście widzieli, jak się rzucił na schabowego. Jakby od 2 tygodni nie widział prawdziwego obiadu”.

- listy do redakcji
Pierwsze dziwne sygnały zaczęłam zauważać na pogrzebie wujka Staszka. Mój syneczek marnie wyglądał i to nie miało nic wspólnego ze smutkiem po ukochanym krewnym. Kurteczkę miał przybrudzoną, buty ubłocone, a kości policzkowe jakoś dziwnie zapadnięte. Oczywiście, że buciki mógł sobie ubrudzić o wrześniowego błota, a kurtki nie zdążył wyczyścić po zeszłym sezonie, ale coś mi tu śmierdziało. Wiedziałam, że jest zapracowany, ale przecież ma żonę, prawda?
Najbardziej wstyd mi za niego było na stypie. Kto to widział, żeby na taką uroczystość przychodzić w pocerowanej koszuli? I to jeszcze wygniecionej jak psu z gardła. Sylwusia wyglądała jak laleczka, moja synowa Weronika też wypudrowana i wygłaskana, a on? Widać było, że coś tu nie gra. Gdybyście widzieli, jak się rzucił na schabowego. Jakby od 2 tygodni nie widział prawdziwego obiadu.
Może jest chory?
– Józek, ty to widzisz? – zagadałam do męża. – Przecież on wygląda jak strach na wróble. Może powinnam z nim pogadać? Przywieźć trochę wałówki, chłopak marnieje w oczach!
– Baśka, opanuj się. Pamiętasz, jak moja mamusia urządzała sobie do nas wycieczki z wyprawkami? Wchodziła nam na głowę, a ty dostawałaś szału... No właśnie. Uspokój się.
Niby miał trochę racji i sprowadził mnie delikatnie na ziemię, ale tylko po to, żebym mogła się odbić i poszybować w swoich wyobrażeniach jeszcze wyżej. Syn był dobrym chłopakiem, może trochę głupkowatym, wpadał na dziwne pomysły i miał swoje za uszami, ale w gruncie rzeczy był kochanym człowiekiem. Wiedziałam, że nawet jeśli cokolwiek się dzieje, to on będzie wolał dusić to w sobie, niż powiedzieć mamie.
Zaczęłam popadać w paranoje. Może ma problemy finansowe? Może jest chory? Może coś w pracy jest nie tak? Zwolnili go? O Boże, a może Weronika ma kochanka? Nie mogłam spać, bo co chwile w głowie pojawiały się nowe pytania.
– Baśka, ja cię błagam. Daj mu spokój. To jest dorosły facet, ma żonę i dziecko. Nawet, gdyby cokolwiek by się działo, to Weronika dałaby nam znać. To mądra i dobra dziewczyna. Nie panikuj – mówił mój mąż.
Ten mój Józek to jest normalnie zakochany w naszej synowej. Ciągle ją tylko zachwala. Zachowuje się, jakby nasz syn nie zasługiwał na taka kobietę. A szczerze? To zwykła dziewucha. Nic specjalnego. Ładna jest, ale na wyglądzie się kończy. Za to nasz synek jest elokwentny, przystojny, zaradny. Mógłby mieć takich setki.
– Jak ci się tak Weroniczka podoba, to może sobie wymienisz żonę na młodszy model, co?
– A ty znowu o tym. Lubię ją, a ciebie kocham.
Nie miałam zamiaru słuchać męża
Wzięłam sprawy w swoje ręce. Wymyśliłam, że zepsuł mi się komputer i bardzo pilnie potrzebuję jego pomocy. Oczywiście, że się zjawił, mówiłam, że to dobre dziecko. Coś tam poklikał, podziałał i naprawił.
– Dziękuję ci kochany, może napijesz się z mamusią kawusię. Serniczka? – zapytałam.
– Za serniczek dziękuję, ale może masz jakąś zupę? Ładnie tu pachnie.
Nalałam mu mojego kapuśniaczka, zajadał aż mu się uszy trzęsły.
– To może ja ci do słoika nałożę?
– Eee, nie. Werka będzie zła. Dziękuję.
Ewidentnie widział mój zdziwiony wzrok, więc zaczął się tłumaczyć. Wspomniał, że Werka wróciła do pracy, trochę mają za dużo na głowie, nie wyrabiają się, a on chciałby odpocząć i zjeść ciepły obiad. Sylwusia niby jest w żłobku, ale jest wokół niej dużo roboty. Zwierzył mi się pod wpływem emocji, że wolałby, żeby zona odpuściła i zajęła się dzieckiem tak, jak inne kobiety.
Przecież to jest kpina
Zaproponowałam, że może mi podrzucać koszule do prasowania, zrobię mu czasem ciepłej zupki, jeśli chce. Aż mu się oczy zaświeciły na tę informację. Juz drugiego dnia stanął w moich drzwiach z reklamówką pełną prania. Podobno coś im się zepsuło.
– Baśka, a nie zastanowiłaś się nad tym, czemu tu są tylko jego brudne ubrania? A co z dzieckiem? Przecież dzieciaki brudzą się z prędkością światła.
– Może Werka oddała ich ubrania do pralni? Albo do jej rodziców?
– Serio? Przecież teściowie mieszkają ponad 70 kilometrów od nas. Ktoś tu ściemnia moja droga, a już ja się dowiem, co się dzieje. – powiedział mąż, zbrał telefon i zamknął się w swoim pokoju.
Nie miałam pojęcia z kim rozmawia, ale przez drzwi słyszałam, że rozmowa była bardzo dynamiczna. Wyszedł z pokoju po 15 minutach, był cały czerwony. Już ja się zaczęłam obawiać, że coś się mu stało z emocji i nerwów.
– Nie uwierzysz Baśka. Nasz synek jest sprytniejszy, niż myśleliśmy.
– Już przestań być taki tajemniczy i mów, czego się dowiedziałeś – krzyknęłam wściekle na męża.
– Wyobraź sobie, że nasz wygodny synuś wściekł się, że żona poszła do pracy i będą musieli teraz dzielić się obowiązkami po połowie. Jak była na macierzyńskim to miał pełną opiekę, a teraz muszą radzić sobie wspólnie. Tak się cwaniak rozleniwił, że nawet śmieci nie chciał wynosić, bo on przychodzi z pracy i siada do komputera. Nawet z dzieckiem się nie przywita. Przecież to jest kpina. Pakuj to pranie do reklamówki, nie będzie z nas wszystkich robił baranów.
Ucięłam rozmowę z mężem
– Józiu, ale ja mu obiecałam...
– W nosie to mam. Nie pozwolę, żeby mój własny syn był takim draniem. Okłamał cię, więc obietnica została właśnie zerwana. Werka ponoć go wzięła pod włos, nie pierze mu, nie gotuje, dba o siebie i dziecko. Bardzo dobrze, przyda mu się taka szkoła przetrwania, może pójdzie po rozum do głowy!
– Wiesz ty co? Przecież on ciężko pracuje...
– A ona to nie? Za leżenie jej płacą? Przestań z niego robić sierotę. Jest mężczyzną i ma zadbać o rodzinę, a nie doprowadzać własną żonę do takiego stanu!
Ucięłam rozmowę z mężem, bo wiedziałam, że może i ma trochę racji. No to ja jestem matką, więc wiem, co jest najlepsze dla własnego dziecka, a takie zachowanie Weroniki mi sie nie podoba. Przecież to zakrawa pod zastraszanie. Niby obiecałam, że nie będę się wtrącać w życie młodych, ale przecież nie mogę patrzeć, jak mojemu dziecku dzieje się krzywda. Może jednak powinnam mu zrobić to pranie?
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Z naszego wspólnego konta zaczęły znikać drobne kwoty. Gdy zabrakło na czynsz, żona zdradziła mi swój sekret”
- „Po rozwodzie mąż zostawił mi dziecko i puste konto. Gdy stanęłam na nogi, nagle chciał zgrywać miłego tatusia”
- „Od lat grałam idealną córkę, ale miałam ochotę krzyczeć. Za maską grzecznej dziewczynki ukrywałam brzydkie tajemnice”