Reklama

Dominika, żona mojego syna, bardzo blisko żyła ze swoją mamą i tatą. Byli naprawdę bardzo zżyci i to się chwali. W każdej swojej wypowiedzi wtrącała, że mama mówiła o tym, a tata tamto uważa za słuszne, czy też, że rodzice zawsze jej radzili w jakiejś konkretnej sprawie. Gdy pobrali się z moim Pawłem, przemknęła mi przez głowę taka myśl, czy przypadkiem tych rodziców w tym małżeństwie nie będzie za dużo i czy nie będą za bardzo się wtrącać do wychowywania ich dzieci. Skąd takie moje wnioski? Ano stąd, że ilekroć zapraszałam ich na obiad, oni zawsze się czymś wymawiali. A to brakiem czasu, a to wyjazdami, a to jakimiś błahymi sprawami.

Reklama

– Daj im żyć po swojemu. Jak nie chcą, to nie. Siłą ich nie zmusisz przecież – wzruszył ramionami mój mężuś. – Może się sobą chcą nacieszyć i być ciągle sam na sam. Są przecież młodzi.

Kiedy okazało się, że Dominika spodziewa się dziecka, nie posiadaliśmy się z radości. Uciesze i szczęściu nie było końca. Paweł był właściwie naszym oczkiem w głowie, bo jego starszy brat, Piotr, od lat mieszkał za granicą, ożenił się ze Szwedką, a jego dzieciaki nie znały nawet polskiego.

Chciałam być przy wnusiu

Gdy urodziło się dziecko, Paweł od razu wziął wolne w firmie, mimo to stanęłam od razu w gotowości , by pomagać przy maleństwie. Nie mogłam się doczekać. Od razu jednak dali mi do zrozumienia, że będą się dzieckiem zajmować sami. Gdy udało mi się któregoś dnia wpaść do nich wreszcie z wizytą, wcale nie wyglądali na zadowolonych na mój widok.

– Mamo, nie ma potrzeby, my świetnie sobie radzimy sami. – od razu Paweł mi oznajmił. – Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale nam jest teraz dobrze tylko we troje.

No i co miałam począć, biedna? Rozejrzałam się po mieszkaniu i faktycznie wyglądało, że wszystko mają ogarnięte. Zupa bulgotała w garnku, było w miarę czysto i odkurzone, Dominika siedziała w fotelu i karmiła wnusia, a Paweł stał za deską do prasowania i składał uprasowane ubranka! To mnie chyba najbardziej zszokowało, bo myślałam, że on nie wie, co to jest żelazko i jak się tego używa.

– Widzisz, widocznie wie i jak tego użyć – mąż zaczął się śmiać, gdy relacjonowałam mu to niesamowite wydarzenie. – Chyba możemy być z niego dumni, jak myślisz?

No i byłam dumna, może. Tylko czułam się zepchnięta na margines, niechciana, odtrącona, a pragnęłam być przy wnuku, no i przy nich. Nie było to zbyt miłe uczucie.

– Nie martw się, Krysieńko – uspokajał mnie mąż. – Jeszcze będą cię błagali, żebyś wzięła małego, choć na chwilę. Wspomnisz moje słowa.

Ale ta chwila, o której mówił, wcale nie nadchodziła. Pawłowi skończył się urlop i ciągle go nie było, bo miał dużo pracy. Pracował sporo jako informatyk w korporacji, która zajmowałam się serwisowaniem i naprawianiem sprzętu komputerowego. Czasami musiał siedzieć i w nocy nad jakimiś projektami lub gdy tego wymagały kontakty z zagranicznymi oddziałami firmy. Myślałam, że Dominika doceni, jeśli odwiedzę ją w tym czasie, ale myliłam się. Nie byłaby zachwycona z mojej obecności i nigdy nie odpowiedziała pozytywnie na taką moją propozycję.

Wymówek miała bez liku

Postanowiłam więc, że może zrobię jej po prostu niespodziankę. Może się krępuje, może nie ma czasu, bo przy dziecku człowiek jest zmęczony. Ale jak już będzie miała mnie pod bokiem, to na pewno ucieszy się z takiej pomocy. Gdy otworzyła mi drzwi, nie kryła zaskoczenia.

– Skąd mama tutaj? – zapytała bardzo zdziwiona.

– Tak, no, przyszłam, do pomocy – zagaiłam z uśmiechem. – Chciałam, choć na chwilę zobaczyć wnusia, no i mam ze sobą też świeżutkie pierogi. Są palce lizać, na pewno przypadną wam do gustu, gwarantuję.

– Rozumiem. Proszę, niech mama wejście – zrobiła gest ręką, ale wydawało mi się, że robi to jakoś z przymusu. Nie cieszy się wcale i chyba rzeczywiście tak było, bo za chwileczkę powiedziała:

– Bardzo mamę przepraszam, ale idę z Kacperkiem zaraz na spacerek.

– A dobrze, to sobie wyjdziecie za chwileczkę, ja będę krótko, z pół godzinki i lecę.

– Niestety umówiłam się z koleżanka i muszę być punktualnie – dodała chłodno.

– No, jeśli tak stawiasz sprawę, to pewnie. Ubierajcie się i idziemy na ten spacer.

– W przyszłości wolałabym, żeby mama wcześniej mnie uprzedzała o takiej wizycie – lodowaty ton jej nie opuszczał. – Mogłaby mama pocałować klamkę, więc zawsze lepiej się umówić konkretnie – wyjaśniła.

– Oczywiście, będę się wcześniej umawiać. – odpowiedziałam posłusznie.

Może to nie była z jej strony złośliwość, bo w sumie nic złego nie powiedziała, ale ten ton… Zrobiło mi się zwyczajnie niemiło. Mogła przecież poprosić koleżankę o przełożenie spotkania, albo powiedzieć jej, że wyjątkowo się spóźni kwadrans, ale nawet jej taka myśl nie przemknęła.

Dominika dziwnie się zachowywała

– No to może faktycznie lepiej, żebyś się najpierw umówiła – odkrył mi Amerykę mąż, jak mu zrelacjonowałam całe zajście, i wrócił do oglądania jakiegoś meczu.

No i próbowałam się umówić przez telefon, ale to szło jak krew z nosa, bo Dominika właściwie nigdy nie mogła się ze mną spotkać. Paweł był w pracy, a Domi albo biegła gdzieś na umówioną godzinę, albo maleństwo spało, albo, co ciekawe, przebywała w swoim rodzinnym domu. Powodów było sporo, wszystkich nie sposób pamiętać. Dość, że nie mogłam zobaczyć mojego wnuka.

– Dominika chyba mnie nie lubi, słyszę odmowę na wszystkie moje propozycje spotkania – żaliłam się Edkowi.

– To może niech przyjdą do nas na niedzielny obiad – rzucił mąż.

Z entuzjazmem przystąpiłam do realizacji tego zaproszenia, ale niestety łatwe to nie było. W najbliższą niedzielę mieli być u rodziców Domi, a w kolejną u jakichś przyjaciół synowej. Mogli najwyżej za cztery tygodnie. Gdy nastała niedziela, pojawił się sam Paweł.

– Czy coś z Kacperkiem? Gdzie Dominika? – niepokoiłam się od razu.

Nic się nie stało. Tylko to niestety taka pora, że mały ma teraz drzemki. Jakbyśmy go na siłę ciągnęli, to by ciągle wył, albo marudził i Dominika nie chciała mu burzyć całego rytmu. Bo potem trzeba wszystko od nowa czasem zaczynać. Z tym spaniem jego i w ogóle.

Teraz to i mojemu spokojnemu mężowi nerwy puściły. Był wręcz oburzony.

– Co też ty wygadujesz? Nie mogliście zadzwonić, żeby przełożyć obiad na inną godzinę? Tak, żeby mały mógł z wami przyjść?

– Faktycznie, można było. – Ale jakoś nie mieliśmy do tego głowy.

Jakoś nie wpadli na to, że babcia i dziadek będą chcieli zobaczyć wnuczka! Zmilczałam to wszystko, a chyba niepotrzebnie, bo trzeba było jasno powiedzieć, że prawie nie widzimy swojego wnuka. A rodzice Dominiki owszem. I że to nie jest w porządku. Bardzo nie w porządku. Biegali do tych drugich teściów, co chwila, siostry, znajomi wpadali do nich, kiedy chcieli, bo sami opowiadali, co chwila, a my byliśmy traktowani jak intruzi. Skąd to wszystko się wzięło? Czy ja coś im zrobiłam?

Posądziła mnie o kłamstwo

Gdy w wigilijny wieczór pojawili się na moment, żeby tylko złożyć życzenia, bo pędzili na całą kolację i nocowanie (!) do rodziny Dominiki, nie mogłam małego nawet wziąć na ręce, bo płakał i się wyrywał.

– Mama, on cię za mało zna, nie spędzasz z nim czasu – Paweł zupełnie bezmyślnie chyba mówił mi to w twarz.

– Może to was skłoni wreszcie do częstszych odwiedzin u nas – wypalił od razu Edek z krzywym uśmiechem.

Ja nic nie powiedziałam, bo mnie po prostu zatkało i nie chciałam się kłócić w wigilię. A ten dalej swoje.

– Babcia Krysia też mogłaby częściej wpadać do wnusia – z uśmieszkiem palnął Paweł. – Mnie wiecznie nie ma, Domi sama siedzi, na pewno byłoby jej miło, co skarbie? – odwrócił się do synowej.

Dominice lekko drgnęły kąciki usta, ale nie odezwała się słowem. Paweł chyba nic nie wiedział o tym, jak ona się w stosunku do mnie i do nas zachowywała.

Kiedy wyszli, Edek od razu wyskoczył do mnie z pytaniem.

– Czemu ty mu nie powiedziałaś, że to Dominika odmawia nam spotkań z małym?

– Bałam się, że może się pokłócą, albo co – odparłam. – Ty też słówkiem nie pisnąłeś.

– No ja czekałem na ciebie, nie wiedziałem, czy mogę, w wigilię, potem byś miała do mnie pretensje, jak zwykle zresztą, że nie konsultowałem. – Tak czy siak, musimy działać, bo Kacper nie będzie znał ani ciebie, ani mnie – podsumował, zresztą całkiem słusznie.

No i powiedziałam o wszystkim Pawłowi, że ona separuje mnie, nas, od wnuka, że nigdy nie znalazła dla mnie czasu, że nie była u nas, że ciągle słyszę od niej jakieś wymówki. W efekcie prawdopodobnie doszło między nimi do awantury. Więc nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Skąd wiem? Dominika zadzwoniła do mnie z pretensjami, że jakieś wyssane z palca historie rozsiewam. Że moim celem jest rozbicie ich małżeństwa i że dziecko nie będzie miało pełnej rodziny

Byłam po prostu zszokowana

Byłam w szoku. Ona była święcie przekonana, że to, co mówi a sens. W ogóle nie miała żadnej refleksji nad własnym zachowaniem. A najgorsze jest to, że wmówiła Pawłowi, że to, co mu powiedziałam to jakieś banialuki i że knuję specjalnie, żeby ich skłócić. Wyszłam po prostu na wredną babę i jędzowatą teściową.

Paweł jest pod przemożnym jej wpływem, że co ona powie, to święte. Nawet pożarł się też z Edkiem, bo ten mu powiedział, że jest zwyczajnie głupi, naiwniak i że od dziecka nas zna i powinien wiedzieć, że w życiu byśmy czegoś takiego nie zrobili. Skończyło się tym, że wyszedł i trzasnął drzwiami, aż futryna i okno się zatrzęsły. Żałowałam, że poruszyłam w ogóle ten temat. Ubłagałam Edka, żeby już słowem na ten temat nie pisnął, ale mleko się rozlało. Wszyscy byli pokłóceni. A ja tylko chciałam być bliżej własnego wnuczka.

No i na koniec byliśmy z mężem sami jak ten palec. Mieliśmy dwóch synów, których kochaliśmy na d życie, a teraz jeden jest w Szwecji i prawie nas nie odwiedza, a drugi nie chce nas widzieć. Czekam na kolejną wigilię, może do tego czasu mój synek pojmie, że byliśmy bez winy i że nie wolno odcinać dziecka od jego dziadków.

Krystyna, 57 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama