„Moja synowa radzi sobie w życiu, ale kawał z niej jędzy. Rządzi się w mojej kuchni, a mnie chce się pozbyć”
„I w końcu wszystko wybuchło. Julia rozpaczała, a Grzesiek starał się ją uspokoić, lecz ostatecznie również zaczął tracić cierpliwość. W całym tym zamieszaniu tylko ja zorientowałam się, że ktoś dzwoni do drzwi”.

- Hanna, 60 lat
Bardzo chciałam, żeby syn wziął kiedyś ślub. Przekroczył już trzydziestkę, włosy zaczęły mu się przerzedzać, a obwód w pasie – pęcznieć. Daleko mu było do przystojniaka, którym był w młodości. Niestety, to wtedy jego serce zostało naznaczone nieszczęśliwą miłością, a to z kolei spowodowało, że zaczął obawiać się kobiet. Każda kolejna relacja tylko utwierdzała go w przekonaniu, że nie ma szczęścia w miłości i że nie jest materiałem na męża. Bardzo mnie to martwiło.
W całości poświęcił się pracy. Ukończył prestiżowe studia, nieustannie poszerzał swoją wiedzę, mówił w kilku językach, podróżował po całym globie, uchodził za uznawanego eksperta w swojej branży... Wychowałam go samotnie, bez wsparcia mężczyzny. Może to po mnie odziedziczył ten lęk przed zobowiązaniami, bo też nie potrafiłam już zaufać komukolwiek; nie po tym jak ojciec Grzesia nas opuścił. Zgodził się jedynie na nadanie synowi swojego nazwiska i zniknął...
Nie chciałam go szukać
Nie starałam się nawet o alimenty, ponieważ to, co otrzymywałam od mojej matki i babci, w zupełności nam wystarczało. To one pomagały mi w wychowaniu Grzesia i poświęcały mu tyle czasu i troski, żeby zapewnić mi możliwość skończenia studiów i zdobycia dobrej pracy.
Mój syn żył w babskim domu. Poza mną, moją matką i babcią, regularnie bywały u nas niezliczone ciocie, kuzynki, ich przyjaciółki, znajome oraz sąsiadki. Grzesiek dorastał wśród nich niczym rodzynek w miękkim, ciepłym i pachnącym mazurku wielkanocnym! Mimo całej tej uwagi, nie stał się rozpieszczonym synkiem mamusi, mimo że wszystkie kobiety, i te z rodziny, i te spoza niej, obsypywały go (czasem aż nadmierną) miłością i uwagą.
Nie było mu chyba łatwo w świecie mężczyzn, kiedy już do niego dołączył. Mierzył prawie dwa metry, uprawiał sport, ale na przykład nigdy nie przeklinał. Był miłośnikiem muzyki klasycznej, pochłaniał książki i tęsknił za prawdziwą miłością, ponieważ wszystkie ciocie przekonywały go, że to największy skarb. Niestety, szybko zdał sobie sprawę, że zdobycie jej nie jest takie proste.
Pierwsza, która skradła jego serce, była starsza od niego, niby bardziej dojrzała. Miała wysportowane, zadbane ciało i umysł pełen planów dotyczących własnej kariery. Kiedy nadeszła propozycja pracy w teleturnieju, bez wahania porzuciła mojego syna.
To wydarzenie bardzo go zraniło
– Czy coś jest ze mną nie tak? – zapytał mnie pewnego dnia. – Muszę być niewiele wart!
Przekonywałam, że wszystko z nim w porządku, że zawody to normalna rzecz i każdego spotykają, ale mi nie uwierzył. Później było w jego życiu jeszcze kilka romansów, ale i one nie zakończyły się szczęśliwie, więc za swoje niepowodzenia w sferze uczuciowej syn w końcu zaczął obarczać winą mnie...
– To twoja wina – stwierdził. – Wychowałaś mnie na poetę, na mięczaka...
– Jakiego mięczaka? Chłopie, masz bicepsy jak ze stali!
– No i co z tego mam? Z charakteru jestem frajer! Dziewczyny od razu to wyczuwają. Nie przepadają za takimi ciepłymi kluchami jak ja! I wszystkie te ciocie i kuzynki w naszym domu wmówiły mi, że to jest dobre! I co teraz? Ja nie wiem, jak być mężczyzną!
Jednak, mimo przeszkód, pewnego dnia w jego życiu zjawiła się Julia. Gdy Grzesiek przyprowadził do nas swoją przyszłą małżonkę po raz pierwszy, w domu byłam tylko ja.
Starałam się zrobić wszystko, aby ją polubić. Podarowałam jej piękny pierścionek z akwamaryną, otoczony brylantami. Wręczyłam jej również kolczyki z różowego koralu, które bardzo jej się podobały. Nieustannie dawałam jej prezenty bez żadnej okazji, aż zauważyłam, że... nie dostaję nic w zamian. Julka nawet nie złożyła mi życzeń imieninowych.
– Myślę, że ją denerwujesz – oznajmiła mi jedna z krewnych. – Wydajecie się być z dwóch różnych światów.
– Ale ja tak się staram!
– Ale co z tego wynika? Ty jesteś smukła, ona krągła, ty rozmawiasz spokojnie, ona krzyczy, ty jesteś bystra, ona jedynie sprytna. Nie ma tu mowy o żadnym porozumieniu...
Była złośliwa i władcza
Potrafiła w mojej obecności kpić z samotnych matek. Tak jakby nie widziała, że jedna z nich wychowała jej męża...
– Wyobraźcie sobie – zwracała się do nas, opisując jakąś znajomą – stara panna z maluchem! Szukała męża, lecz nie poszło. Tylko dzieciak został jako upominek!
A potem niby zdawała sobie sprawę z popełnionego faux pas i słodko zapewniała, że nie to miała na myśli.
– Ach, to przecież odmienna sytuacja niż u was! Przecież nie chciałam nikogo urazić!
Syn nigdy nie stawał w mojej obronie, co bardzo mnie raniło. Nie zwracał uwagi na to, jak traktuje mnie synowa. Nie określił jasno zasad w domu, mimo iż o to zabiegałam.
Zachowywał się jak obcy...
Organizację wesela wzięłam na siebie, ponieważ rodzice Julii mieszkali daleko i nie byli w stanie uczestniczyć w przygotowaniach. Wydawali się być bardzo sympatycznymi osobami, choć mocno zdominowanymi przez własną córkę. Nimi również Julka rządziła tak, jak tylko chciała.
Oczywiście byłabym niesprawiedliwa, gdybym nie wspomniała o zaletach Julii. Kuchnia, którą serwowała, była wyśmienita. Gotowała smakowicie, z pomysłem i zdrowo. Była bardzo porządna, dobrze zorganizowana we wszystkim, co robiła, konsekwentna. Była też rozsądna, a jednocześnie potrafiła być zabawna. Przyznaję bez bicia: mój syn mógł trafić znacznie gorzej.
Niestety, mieszkanie z młodymi zaczęło stawać się coraz bardziej skomplikowane. Najpierw stopniowo wyprowadzano mnie z własnej łazienki: musiałam zabrać rzeczy z półeczki przy lustrze, żeby synowa miała miejsce na swoje klamoty. Później zostałam wyrzucona nawet z szafki, więc zdecydowałam się zebrać swoje rzeczy do kosmetyczki i ciągle łaziłam z nią tam i z powrotem...
Julia wprowadziła też swoje zasady w mojej kuchni. Nie mówię, że były złe, ale kiedy przez całe lata stawiasz filiżanki na tej samej półce, przyzwyczajenie się do nowych reguł jest trudne – zwłaszcza we własnym domu! Gdyby tylko zadała mi pytanie, co o tym sądzę... Ale nie czuła takiej potrzeby. Przychodziłam z pracy, a tu niespodzianka! Niewykluczone, że nie ukrywałam zbyt dobrze niezadowolenia, nie zaprzeczam, że mogło tak być. Ale przecież nawet święty straciłby cierpliwość!
Zaczęły pojawiać się nieprzyjemne uwagi
– Jak to możliwe, żeby bez zapytania przekładać cudze przedmioty? – zastanawiałam się.
– A jak można tak nieugięcie trwać przy swoim? Przecież teraz w szafce jest więcej wolnej miejsca! – ripostowała Julia.
– Jeżeli nie jesteś u siebie, tylko u innej osoby, to nie powinnaś się wtrącać! – mówiłam z irytacją.
– Jeszcze nie jest jasne, kto jest u kogo! – mruknęła mi w odpowiedzi.
Gdy Grzegorz wracał do domu po dniu spędzonym w pracy, my warczałyśmy i krzątałyśmy się nerwowo jak dwie wściekłe osy. Syn zjadał więc pospiesznie obiad, a potem siadał przed komputerem.
– Pozwólcie mi odpocząć – błagał. – Musicie się dogadać. Nie zamierzam się angażować!
Pewnego razu przypadkiem usłyszałam ich kłótnię:
– Mogłabyś przestać krytykować moją mamę – prosił Julię mój syn. – Co takiego ci zrobiła?
– Ja ją krytykuję? To ona mi dokucza! Od naszego pierwszego spotkania patrzy na mnie z wyższością! Zazdrości mi ciebie. Nie ma swojego partnera, więc żyje naszym życiem!
Wtedy zdecydowałam, że czas się wynieść. Pewna znajoma akurat poszukiwała godnej zaufania osoby do opieki nad matką; pomyślałam, że się tego podejmę, mimo iż jej mama była znana z trudnego charakteru. Zgodziła się. Zatem pewnego dnia z niemałą ulgą poinformowałam syna i synową, że planuję się przeprowadzić. Dostrzegłam, że ta informacja mocno ich zaniepokoiła, jednak nie sprzeciwiali się ani nie próbowali przekonać mnie do zmiany decyzji. Wobec tego, zdecydowana, zaczęłam pakować swoje manatki.
Julia pochłonięta była nową koncepcją: planowała huczne przyjęcie dla swoich współpracowników. Szef miał być obecny, a to na jego obecności jej najbardziej zależało, ponieważ miała nadzieję na stanowisko dyrektorki.
– Pamiętaj, kochanie – wyjaśniała Grześkowi. – To jest najważniejszy gość. Wszystko zależy od niego.
– I przychodzi do babki, która chce posady u jego boku?
– Nie marudź! Jest to prywatna firma, więc ma prawo zatrudniać kogo zechce. Mam wyższe wykształcenie, płynnie mówię po angielsku, obsługuję wszystkie urządzenia biurowe, jestem gotowa do pracy i pracowita. Jestem przekonana, że byłabym odpowiednia na to stanowisko. Poza tym, rozmowy kwalifikacyjne odbędą się dopiero za jakiś czas...
Z entuzjazmem wyrażała podziw dla swojego szefa, podkreślając jego inteligencję, mądrość, profesjonalizm i powszechnie uznany autorytet.
– Nie było łatwo go tu ściągnąć i zainteresować potencjalną współpracą... – oświadczyła moja synowa. – Musiałam zastosować pewien chytry plan, ale udało się! Dowiedziałam się, że jest miłośnikiem malarstwa. Podobno jest ekspertem, więc powiedziałam mu, że posiadamy bardzo stary obraz i rozważamy jego sprzedaż, ale potrzebujemy kogoś, kto oceniłby, czy obraz ma jakąkolwiek wartość. W końcu to prawda. Mamy ten malunek od twojej prababci...
Słuchałam z zainteresowaniem. Co mówi?
– Nie zamierzam niczego sprzedawać – zdziwił się Grzegorz.
– To tylko przysłowiowy wabik! Chodzi tutaj o moje aspiracje zawodowe! Co tam jeden mały obraz w porównaniu do tego, co mogę zyskać! Jeśli zechce zakupić, bez problemu mu go oddamy! Będę ci taka wdzięczna...
– Mogłoby mi to pasować, ale nie za plecami mamy. To przecież jej obraz.
– A po co jej mówić? Przecież wynosi się dziś do tej staruszki!
– Ale kiedy wróci, na pewno będzie problem.
– Postawimy ją przed faktem!
Gdy nie to, że synowa ma głośny ton, mogłabym nawet nie wiedzieć o tym planie. Jednak zostawili drzwi do sypialni uchylone, więc mogłam usłyszeć wszystko. Byłam naprawdę wściekła! „Zaczekaj tylko, ty złośliwa małpo”, pomyślałam. „Już ja ci dam!”.
Godzinę przed przewidywanym przybyciem gości weszłam do pokoju dziennego. Julia już od pewnego czasu obserwowała, czy jestem gotowa do wyjścia i wyraźnie nie podobało jej się, że nadal krążę po domu. Kiedy więc zobaczyła mnie już w płaszczu, zdecydowanie odetchnęła... A ja podeszłam spokojnie do ściany i zdjęłam z niej swój pamiątkowy obraz w złotej ramie.
– Co mama wyprawia?! – oburzyła się synowa.
– Odbieram to, co mi przysługuje – zripostowałam. – Pozostawiam wam mieszkanie, mam prawo do swoich rzeczy!
– Niech mama zabierze co tylko chce, ale nie to!
– Kiedy na tym akurat mi najbardziej zależy!
Nagle wybuchła potężna kłótnia. Julia, płacząc i histeryzując, próbowała przekonać mnie do zmiany zdania. Grzegorz starał się ją uspokoić, ale w końcu także zaczął tracić cierpliwość... W całym tym zgiełku tylko ja usłyszałam dzwonek do drzwi. Trzymając obraz pod pachą, poszłam otworzyć. Zaledwie jedno spojrzenie wystarczyło mi, aby rozpoznać tego niepewnie uśmiechającego się mężczyznę, który z pewnością słyszał echa naszej domowej kłótni.
Nie było trudno go rozpoznać
– Wybacz, wygląda na to, że przybyłem w niewłaściwym czasie... – zaczął.
– Nic bardziej mylnego, wszyscy na pana czekają, o ile to pan jest przełożonym mojej synowej i kolekcjonerem dzieł sztuki.
Obserwował mnie z wielkim zaciekawieniem.
– Rzeczywiście, ale... wydaje mi się, że pani jest mi znajoma. Tego spojrzenia i uśmiechu nie da się zapomnieć. Wydział Lekarski, początek lat 80–tych. Czy to możliwe?
– Tak – potwierdziłam z ledwo słyszalnym głosem.
– To ty, Hania z piątego roku?
– Rozpoznałeś?
– Ojej! Jak długo cię szukałem!
Moja synowa oraz Grzesiek nie mogli ukryć swojego zdziwienia. Przypomniały mi się czasy mojej młodości!
Zaznaczałam już wcześniej, że po narodzinach syna każdy związek wydawał mi się niebezpieczny. Uważałam każdego mężczyznę za potencjalnego oszusta czy zdrajcę i starałam się ich unikać. Nawet przed tym, który teraz stał przede mną, uciekłam, mimo że bardzo mi się podobał, a i on sam nie krył, że jest mną zafascynowany. Ale miałam wówczas małe dziecko, a do tego zaczynały się burzliwe czasy polityczne i nasz kontakt się urwał. Później docierały do mnie tylko strzępki informacji: że został internowany, a następnie, że wyemigrował i nikt nie ma z nim żadnego kontaktu…
Zrobiłam wszystko, aby o nim zapomnieć, a jednak oto stał przede mną. Był nadal szczupłym, atrakcyjnym mężczyzną, takim, jakim go zapamiętałam. Jedyną różnicą były jego siwe włosy...
Zaraz przyszli inni goście, impreza nabierała tempa, a my siedzieliśmy w moim pokoju, przypominając sobie stare czasy. Dowiedziałam się, że większość swojego życia spędził w Stanach Zjednoczonych, gdzie ożenił się, a potem rozwiódł. Zdobył tam spory majątek, a następnie powrócił do Polski i założył własną firmę.
– Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że ta ambitna młoda kobieta, która zaprosiła mnie na imprezę, to twoja synowa. Gdyby nie jej fascynujące opowieści o tym starym malowidle, prawdopodobnie w ogóle bym nie przyszedł.
– Tak, to prawdziwe dzieło sztuki. Ale nie jest na sprzedaż.
– Jakoś to przeżyję. Ważniejsze jest to, że spotkałem ciebie – uśmiechnął się, po czym przyjrzał mi się uważnie i zadał pytanie: – Słuchaj, jaka naprawdę jest ta twoja synowa? Czy warto jej powierzyć tę pracę, na którą tak gorliwie aplikuje? Poradzi sobie?
Miałam okazję zadać jej cios
Zrobić jej na złość. Ujawnić, że przyciągnęła go do nas kłamstwem i moim kosztem. Ale stwierdziłam, że jest jeszcze zbyt młoda, żeby robić jej taką czarną reklamę, a poza tym to jednak ukochana mojego syna, z którą chyba jest jednak szczęśliwy. Zdecydowałam się więc okazać wielkoduszność.
– Poradzi sobie – stwierdziłam. – Zdecydowanie! Mam o niej jak najlepsze mniemanie.
– A więc ustalone! Ma tę pracę jak w banku!
– Proszę, nie mów jej, że ci to powiedziałam. Niech myśli, że osiągnęła to sama.
– Niech będzie. Ale nie znikniesz mi teraz ponownie?
– Nie zniknę. Szczególnie, że szukam nowego lokum...
– Masz problem z dzieciakami?
– Absolutnie nie! Ale moim zdaniem teściowa i synowa nie powinny dzielić kuchni – odpowiedziałam zgodnie z faktami.
Kto wie, może za jakiś czas przyjdzie mi rządzić inną kuchnią? Tym razem w domu pewnego mężczyzny? Zobaczymy...