Reklama

– Szymon, natychmiast do mnie – usłyszałem w słuchawce stanowczy głos kierowniczki.

Reklama

Odłożyłem na bok robotę, którą się akurat zajmowałem i pognałem. Głos Karoliny, mojej szefowej nie brzmiał przyjemnie, a to nie wróżyło nic dobrego.

Gdy wszedłem do jej gabinetu, obrzuciła mnie szybko przelotnym spojrzeniem.

– Vanem jesteś dzisiaj? – spytała.

– Jak zawsze, szefowo – odparłem.

Zobacz także

– To dobrze – rzuciła krótko. – Zbieraj się, jedziemy

Odetchnąłem z ulgą. To znaczy, że awantura mnie ominie…

– Szefowo, jakby tak Wielki Szef pytał o was – sekretarka Karoliny spojrzała na nią pytająco. – To jak mam mówić, jak długo w tym banku będziecie?

– A tak z godzinkę – odparła Karolina i zawahała się na moment. – Albo lepiej powiedz, że za dwie godziny będziemy…

Wsiedliśmy do mojego vana i ruszyłem z fasonem z parkingu.

– Skręć w aleje – powiedziała szefowa.

– To nie jedziemy do banku? – zdziwiłem się, posłusznie wykonując polecenie.

– Nie – pokręciła głową. – Na alejach jest komis. Dostałam cynk, że mają pralkę, prawie nieużywana, i za pół darmo…

– Aha – pokiwałem głową. – Dlatego szefowej van był potrzebny…

Poczułem się wyróżniony. W godzinach pracy zamiast ślęczeć nad rozliczeniami wyświadczam przysługę szefowej. Czułem, jak moje służbowe ego rośnie

A potem pomagałem kupić Karolinie tę pralkę. Nawet nie przypuszczałem, że moja szefowa potrafi tak się targować. Jakieś rysy znalazła na gumach, wmawiała sprzedawcy, że to jest tak istotny feler, że powinien spuścić zresztą i tak niską, moim zdaniem, cenę…

– Prawda Szymon, że te gumy są do niczego – spytała mnie w pewnej chwili, patrząc na mnie znacząco.

– No… – dotknąłem gumowego kołnierza i ze znawstwem pokiwałem głową.

– To może puścić w każdej chwili…

– Proszę pana – Karolina popatrzyła na faceta. – Ja daję panu za tę pralkę tyle i za tyle mi ją pan sprzeda, jasne?

Pomogłem sprzedawcy wtaszczyć pralkę do mojego vana.

– To teraz gdzie? – zapytałem Karolinę.

Podała mi adres. Na drugim końcu miasta, jazda tam, przy tych korkach, zajmie nam chyba z godzinę…

– Mamy czas, kolejki przecież w bankach bywają, no nie – uśmiechnęła się porozumiewawczo. – Syn powinien tam na nas czekać, pomoże ci wnieść pralkę.

Bardzo dziękuję za takie wyróżnienia…

Czekaliśmy pod domem z pół godziny, Karolina gdzieś wydzwaniała, tłumaczyła, wreszcie ze złością schowała komórkę.

– Nie ma rady, musisz sam sobie poradzić – powiedziała. – Syn jest zajęty…

Aż mnie zatkało. Spojrzałem na to trzecie piętro, potem na pralkę, w myślach szybko przeliczyłem ilość schodów. No, to ja bardzo dziękuję za takie wyróżnienia… Westchnąłem i zabrałem się za tachanie pralki. Na drugim piętrze miałem już dosyć… Pot lał mi się po ciele, ze zmęczenia drżały mi ramiona… A przede mną było jeszcze dwadzieścia stopni…

Gdy wreszcie schodziliśmy na dół, po zakończonej akcji, nogi się pode mną uginały. Ale może było warto, myślałem, Karolina na pewno doceni moją pomoc… Oczekiwałem jakichś słów podziękowań, ale szefowa milczała przez całą drogę. Syczała tylko niecierpliwie, gdy natrafialiśmy na następną zakorkowaną ulicę…

Gdy podjechaliśmy pod firmę, usłyszałem jej gniewny okrzyk.

– Pięknie, to już wiem, na co moi pracownicy przeznaczają swój czas pracy – głową wskazała na przejście dla pieszych. Stała tam nasza główna księgowa, objuczona siatkami pełnymi zakupów.

– Będę o tym pamiętać przy premiach – mruknęła pod nosem Karolina, wysiadając z samochodu. – W godzinach pracy załatwiać swoje prywatne sprawy, nie, to jest nie do pomyślenia.

Całkiem mnie zatkało. A ona co robiła? No, ale jej wolno, jest szefową. Ledwie wszedłem do swojego pokoju, kolega powiedział, że szef mnie szukał.

– To nie piekarnia – roześmiałem się, biorąc kubek. – Najpierw kawa i chwila relaksu… Rozliczenia poczekają.

W tym momencie do pokoju wpadła jak burza Karolina.

– A ty, co – syknęła. – Sjestę sobie urządziłeś?

– Kawę tylko piję – popatrzyłem zdziwiony. – Trochę zmęczony jestem

– Zmęczony? Ciekawe, czym… – pokiwała głową.

– Wielki Szef właśnie mnie o ciebie pytał. Więc zwijaj to, tu nie kawiarnia, nie jesteś na wakacjach. Kończ na wczoraj te rozliczenia, za dwadzieścia minut widzę je u siebie na biurku… Bo inaczej, to się może źle skończyć dla twojej premii!

Reklama

A mnie zatkało po raz trzeci tego dnia. Ale co miałem robić? Otworzyłem laptopa, jak te rozliczenia miały być u niej za dwadzieścia minut, to musiałem brać się do roboty. Kawa musiała poczekać.

Reklama
Reklama
Reklama