Reklama

Byłam świeżo upieczoną panną młodą, w koronkowej sukni, z sercem bijącym jak oszalałe. Wszystko miało być idealne – ślub marzeń, wymarzone wesele, mój mąż u boku. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Jego matka. Nasze relacje od początku były napięte, choć Michał próbował je łagodzić, wmawiając mi, że „mama po prostu nie pokazuje emocji”. Chciałam wierzyć, że tego dnia się opamięta. Że zrozumie, jak wiele ten dzień znaczy dla mnie. Ale coś we mnie mówiło, że ona nie odpuści. Że zrobi wszystko, żeby postawić na swoim.

Reklama

Krew odpłynęła mi z twarzy

Siedzieliśmy przy stole prezydialnym, dokładnie na wprost parkietu. Michał ściskał mnie za dłoń pod obrusem i uśmiechał się do gości, jakby wszystko było w najlepszym porządku. W tle sączyła się muzyka, kelnerzy roznosili dania, a goście wymieniali uprzejmości i żarty. Na pozór – bajka. Ale kątem oka widziałam ją. Siedziała nieopodal, w sztywnej sukience z granatowej tafty, z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni i miną, która mówiła wszystko.

– Kochanie, spokojnie, nie stresuj się – szepnął Michał, nachylając się do mojego ucha. – Mama na pewno nie zrobi sceny. Obiecała.

Obiecała. Może i tak, ale trzeci kieliszek z rzędu mówił co innego. Widziałam, jak nachyla się do kobiety siedzącej obok niej i mówi coś z sarkastycznym uśmieszkiem. Próbowałam nie słuchać. Skupić się na rozmowie z ciotką i kuzynką. Ale potem usłyszałam:

– Powiem ci szczerze, ja jej nie cierpię. Nie umie gotować, a mój Michał zawsze miał lepszy gust.

Krew odpłynęła mi z twarzy. Początkowo pomyślałam, że się przesłyszałam. Ale kobieta przy niej nerwowo chrząknęła, jakby chciała przerwać ten potok szczerości.

– Przepraszam – zwróciłam się do Michała z wymuszonym uśmiechem. – Idę do łazienki.

W łazience oparłam się o zlew i zacisnęłam dłonie w pięści. Nie będę płakać. Jeszcze nie. Ale już wiedziałam – ona nie przyszła tu świętować. Przyszła, żeby mnie upokorzyć.

Zasłużył na kogoś lepszego

Gdy wróciłam na salę, kelnerzy właśnie zbierali talerze. Michał spojrzał na mnie pytająco, ale tylko skinęłam głową. Nie chciałam robić sceny. Usiadłam i sięgnęłam po kieliszek prosecco. Może trochę bąbelków pomoże mi przetrwać. Ale wtedy wydarzyło się coś, co przeszło moje najgorsze wyobrażenia.

– Ja wam coś powiem! – głos teściowej rozbrzmiał nagle tak donośnie, że goście ucichli. Spojrzałam w jej stronę i zamarłam.

Mikrofon. DJ, siedzący obok z laptopem, zerwał się gwałtownie. Musiał przypadkiem zostawić włączony kanał z mikrofonem stołowym. Każde jej słowo niosło się echem po całej sali.

– Nigdy jej nie akceptowałam! Michał zasłużył na kogoś lepszego!

Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była niemal namacalna. Usłyszałam ciche westchnienia, kilka stłumionych śmiechów i syk:

– Słyszałaś? To jakaś żenada…

DJ w końcu wyłączył mikrofon, ale było już za późno. Goście szeptali między sobą, a ja miałam wrażenie, że cała sala patrzy tylko na mnie. Michał spuścił głowę, jakby właśnie oberwał w twarz. A ja? Siedziałam tam, w białej sukni, z sercem rozpadającym się na kawałki. To miał być mój dzień. Nasz dzień. A teściowa jednym zdaniem zamieniła go w publiczne upokorzenie. W tamtym momencie nie wiedziałam jeszcze, że najgorsze dopiero przede mną.

Nie róbmy z tego dramatu

Zanim zdążyłam powiedzieć choćby słowo, Michał wstał i podszedł do swojej matki. Objął ją lekko za ramię i szepnął coś do ucha. Ona przewróciła oczami, machnęła ręką, a potem sięgnęła po kolejny kieliszek. Patrzyłam na to jak na scenę z obcego życia, w którym zupełnie nie miałam głosu. Wrócił do mnie po chwili, jakby nic się nie stało.

– Michał – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Słyszałeś, co powiedziała? I to przed wszystkimi!?

– No tak… Ale wiesz… Mama czasem przesadza, wypiła trochę. Nie róbmy z tego dramatu, proszę – odpowiedział, unikając mojego spojrzenia.

– Nie róbmy dramatu?! Upokorzyła mnie przy wszystkich! – czułam, jak wzbiera we mnie gniew. – I ty jeszcze jej bronisz?

– Nie bronię… Po prostu… Ona taka już jest. Zawsze mówi, co myśli. Nie warto tego rozdmuchiwać.

Nie wierzyłam w to, co słyszę. Serce waliło mi jak młotem, ale nagle wszystko stało się jasne. Michał może i ożenił się ze mną, ale nigdy nie odciął się od niej. Od jej wpływu. Od jej słów.

– Czyli co? Mam się nauczyć z tym żyć?

Nie odpowiedział. Milczał, jakby nie wiedział, co powiedzieć. A może po prostu nie chciał mówić prawdy. Odsunęłam się od niego, ignorując spojrzenia gości. Już nie chodziło tylko o nią. Chodziło o niego. O to, że w chwili, gdy powinnam czuć jego wsparcie, zostałam kompletnie sama.

Jeszcze nie jest za późno

Starałam się uśmiechać. Naprawdę próbowałam. Tańczyłam z wujkiem, rozmawiałam z kuzynkami, nawet zrobiłam zdjęcie z babcią. Ale czułam, że to wszystko jest jak scena z kiepskiego przedstawienia, w którym gram rolę szczęśliwej panny młodej. Z każdą chwilą czułam na sobie spojrzenia – niektóre pełne współczucia, inne ciekawskie, jeszcze inne zwyczajnie niezręczne. Gdy tylko ktoś mnie dotknął, przytulił, skomentował: „nie przejmuj się, głowa do góry”, miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Ale nie. Uśmiechałam się dalej.

– Anka, nie przejmuj się – powiedziała do mnie Basia, moja przyjaciółka, chwytając mnie za rękę podczas jednej z przerw. – Każdy widzi, jaka jest twoja teściowa. Nikt nie ma do ciebie pretensji.

– Ale czy ktoś widzi, jaki jest mój mąż? – odpowiedziałam bez zastanowienia.

Basia zamilkła. Spojrzała na mnie uważnie, jakby dopiero teraz zrozumiała, że tu nie chodzi o jednorazowy wybryk pijanego gościa. Tu chodziło o coś głębszego. O to, że Michał, mój świeżo poślubiony mąż, zamiast być obok mnie, latał wokół matki, jakby to jej samopoczucie było najważniejsze. Podawał jej wodę, odprowadzał do łazienki, tłumaczył jej „dziwne zachowanie” przed gośćmi.

– Uważaj na siebie, Anka – powiedziała Basia cicho. – Jeszcze nie jest za późno.

Nie odpowiedziałam. Bo bałam się, że jeśli otworzę usta, nie zdołam już powstrzymać łez.

Nie mogłam dłużej udawać

Była prawie pierwsza w nocy, gdy muzyka przycichła, a ostatnia runda barszczu z pasztecikiem wjechała na stół. Goście zaczęli się rozluźniać, część tańczyła, część odpoczywała na zewnątrz. Ja natomiast nie mogłam już dłużej udawać. Poprosiłam Michała, by poszedł ze mną do bocznej sali, gdzie chwilowo było pusto.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam, zamykając drzwi za sobą.

– Anka, naprawdę teraz? Może poczekajmy do jutra, dobrze?

– Nie. Nie będzie żadnego jutra, jeśli dzisiaj nie powiesz mi prawdy.

Spojrzał na mnie zaskoczony, jakbym mówiła w obcym języku.

– Uważasz, że twoja mama miała prawo tak się zachować?

– Nie powiedziałem, że miała prawo – zaczął wymijająco. – Po prostu… Ona miała trudne życie, zawsze była bezpośrednia...

– Michał, odpowiedz mi jednym zdaniem. Wybierasz ją zamiast mnie?

Zapadła cisza. Potem padły słowa, które zostaną ze mną do końca życia.

– To moja matka. Zawsze będę jej bronił. Musisz nauczyć się ją akceptować.

Zacisnęłam zęby, próbując zapanować nad drżącą brodą.

– A ja? Twoja żona? Masz mnie teraz bronić. Mnie wybierać. Tak to działa, Michał.

– To nie takie proste – rzucił cicho, spuszczając wzrok.

Zrozumiałam. Nie jestem dla niego priorytetem. Nigdy nie byłam. Nawet w dniu, który miał należeć tylko do nas. Spojrzałam na niego po raz ostatni i wyszłam z sali, nie oglądając się za siebie.

Już mnie to nie obchodziło

Wróciłam na salę, z wysiłkiem trzymając emocje na wodzy. Otarłam łzy, zanim zdążyły spłynąć po policzkach i poprawiłam włosy w lustrze przy drzwiach. Gdy weszłam, muzyka znowu grała, a kilka par wirowało na parkiecie. Ktoś krzyknął: „Młodzi, zatańczcie jeszcze raz!” – ale tylko się uśmiechnęłam i udałam, że nie słyszę. Michał został w bocznej sali. Nie wiem, czy próbował za mną iść. Może tak, może nie. Już mnie to nie obchodziło.

Goście próbowali robić dobrą minę do złej gry. Ciocia Jola żartowała z wujkiem, kuzyn Michała kręcił się z aparatem. Ale każdy czuł napięcie, które wisiało w powietrzu. Byłam pewna, że już po drodze do domu ludzie będą rozmawiać tylko o jednym – co się wydarzyło na naszym weselu. Ale to nie był dla mnie największy problem.

Najgorsze było to, że patrząc na Michała, widziałam teraz kogoś zupełnie obcego. Człowieka, który w chwili próby nie miał odwagi być po mojej stronie. Który wciąż był chłopcem trzymającym się maminej spódnicy, a nie mężczyzną gotowym budować ze mną nowe życie. Zrozumiałam wtedy coś jeszcze. To nie był przypadek. To nie była jednorazowa wpadka. To był zwiastun. Ostrzeżenie.

Bo w naszym małżeństwie nigdy nie będziemy tylko we dwoje. Zawsze będzie jeszcze ona. I teraz pytanie brzmi – czy potrafię żyć w trójkącie, w którym trzecia osoba siedzi za nami na weselu i szeptem rujnuje wszystko? Na razie nie mam odpowiedzi. Ale wiem jedno – jeśli ktoś w dniu ślubu pokazuje ci swoją prawdziwą twarz, lepiej dobrze się jej przyjrzeć.

Natalia, 26 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama