„Moja teściowa to farbowana arystokratka. Udaje wielką paniusię z rodowodem, a ze szpilek od Armaniego wyłazi jej słoma”
„Babcia była naprawdę miła, ale miałam wrażenie, jakby ona i jej córka ciągle mnie oceniały. Przy nich odczuwałam kompleksy z powodu mojego «wiejskiego rodowodu». Babcia chyba wiedziała, o czym myślę”.

- Listy do redakcji
Kiedy Konrad zapytał, czy wyjdę za niego za mąż, w ogóle nie musiałam udawać, że się zastanawiam. Kochałam go do szaleństwa, choć niektóre jego dziwne nawyki trochę mnie irytowały. Mój ukochany był dość pryncypialny, strasznie zależało mu na przestrzeganiu tradycji, a czasami po prostu był, jakby to ująć, trochę nieporadny w obyciu. Na szczęście miał mnóstwo pozytywnych cech, no i wyczuwałam, że darzy mnie autentycznym uczuciem.
Stresowałam się wizytą u teściów
Przed oficjalnymi zaręczynami mój ukochany stwierdził, że powinniśmy uzyskać aprobatę naszych bliskich. Moi rodzice nie mieli nic przeciwko. Od samego początku bardzo polubili mojego partnera. Pojechaliśmy wtedy do mnie na wieś, ojciec akurat przygotowywał zaprawę pod przyszły płot. Konrad nie wahał się ani chwili i od razu zaoferował swoją pomoc. Spędziliśmy u moich rodziców całe dwa dni.
Konrad podążył w ślady ojca i skończył studia prawnicze. W czasie naszego pierwszego spotkania pracował w kancelarii i odbywał aplikację adwokacką. Opowiadając o swoich rodzicach, zawsze wyrażał się o nich z ogromnym szacunkiem. Swoją mamę, z zawodu dentystkę, opisywał jako dystyngowaną kobietę, która z pietyzmem pielęgnuje tradycje i pamięć o przodkach.
Gdy tylko pomyślałam o poznaniu moich ewentualnych teściów, po plecach przechodził mi dreszcz. Wiedząc, jak mocno mój partner liczy się z opinią swojej mamy, martwiłam się przede wszystkim tym, że mogę jej nie przypaść do gustu i z naszych planów ślubnych nic nie wyjdzie.
Mój ukochany uspokajał mnie, tłumacząc, że choć jego bliscy bardzo cenią sobie szlacheckie obyczaje, to są niezwykle otwarci. Co więcej, zapewniał mnie, że moje korzenie nie mają tu nic do rzeczy. Liczy się głównie to, że jestem wykształcona, inteligentna i przez niego kochana. Niedługo potem okazało się, że mówił prawdę…
Czułam się jak w muzeum
Akurat nadarzyła się świetna okazja, by jechać do jego domu rodzinnego, bo mama przebywała właśnie w uzdrowisku, a tata musiał pojechać tego dnia do stolicy. Ich ogromny, dwukondygnacyjny dom na obrzeżach miasta sprawiał wrażenie, jakby był fortecą nie do zdobycia. Wysokie ogrodzenie nie pozwalało, by ktokolwiek mógł zajrzeć do środka, a ujadające na wyścigi dwa owczarki odstraszały każdego, kto chciałby się tam zakraść.
Gdy weszłam do środka, od razu uderzył mnie zapach wiekowych mebli z drewna. W przedpokoju było dość mrocznie, gdyż grube zasłony zasłaniały szyby. Ściany zdobiły obrazy, między innymi portrety oprawione w masywne, pozłacane ramy oraz liczne fotografie – niewielkie i spore, w kształcie owalu oraz kwadratu, a wszystkie utrzymane w brązowej tonacji. Konrad oprowadził mnie po tej prywatnej pinakotece, kolejno tłumacząc:
– To brat mojego dziadka, Konstanty. Podobnie jak on, też służył w kawalerii… Natomiast ta pani to kuzynka dziadka, Felicja, która wyjechała z Polski w okresie przedwojennym. A tutaj wuj Leopold.
W salonie wisiały dwa spore płótna. Z jednego portretu patrzył na mnie posiwiały jegomość z gęstym wąsem, odziany w mundur. Przy pasie dyndała mu szabla, identyczna jak ta wiszącą nad paleniskiem. Po drugiej stronie widniał wizerunek nobliwej damy w podeszłym wieku, ubranej w piękną, kobaltową kreację i narzutkę okrywającą ramiona. Oba malowidła tchnęły powagą i majestatem.
Nigdzie nie było przodków jego matki
– Kim jest ta kobieta obok kominka?
– To moja babcia Elżbieta, mama taty – w tonie głosu Konrada dało się wyczuć dumę.
– Jaki miała charakter? – zadałam kolejne pytanie. Nikt z mojego otoczenia nie dorastał w wielkim dworze, więc byłam niesamowicie ciekawa każdego szczegółu.
– Tego nie wiem, zmarła wcześnie i nie miałem okazji jej poznać – odparł trochę zakłopotany.
– Na zdjęciu sprawia wrażenie dość wiekowej osoby…
– Jestem pewien, że mama kiedyś ci o niej opowie – zapewnił i zaciągnął mnie na piętro, do pokoju, w którym kiedyś mieszkał. Nie poddawałam się jednak tak łatwo.
– A jak tata ją wspomina?
– Tata nie przepada za wspominaniem – uciął Konrad, a w jego głosie wyczułam lekką irytację.
Zrezygnowałam z dalszych pytań. W gruncie rzeczy to, kim była babcia mojego ukochanego, nie miało aż takiego znaczenia. Powinnam raczej skupić się na poznaniu jego mamy.
Formalne spotkanie z nią i jej małżonkiem poszło niespodziewanie gładko. Zaakceptowali mnie, choć matka Konrada nie omieszkała grzecznie skomentować moich „wiejskich korzeni”. Nie wiedziała, że już kiedyś odwiedziłam ich dom, więc oprowadziła mnie po rezydencji, prezentując portrety dostojnych antenatów swojego męża. Zaintrygowało mnie, czemu nie ma tam wizerunków członków jej familii, ale nie śmiałam o to zapytać.
Była strasznie sztywna
Po pokazie zasiedliśmy razem do posiłku. Wreszcie wizyta dobiegła końca, a na odchodne usłyszałam zapewnienia, że będę mile widzianym członkiem rodziny.
– Liczy się tylko to, aby nasz synek był radosny i spełniony, zgodzisz się ze mną, Wiktorze? – pani Gabriela zagadnęła swojego wciąż cichego małżonka.
Mąż jedynie przytaknął ruchem głowy, unosząc nieznacznie do góry trzymany w dłoni kieliszek z czerwonym trunkiem. Szczerze mówiąc nie czułam się do końca komfortowo w obecności przyszłych teściów.
Zdziwiło mnie trochę, że ojciec Marka tak mało mówi, bo z mojego doświadczenia wynika, że prawnicy raczej lubią sobie pogadać. Przestałam się jednak nad tym zastanawiać, bo w końcu to nie z nimi będę brała ślub, więc nie ma co zawracać sobie głowy.
Trzy tygodnie po naszym pierwszym spotkaniu mieliśmy zamiar odwiedzić teściów ponownie, ale tym razem w większym towarzystwie, aby świętować nasze zaręczyny. Konrad zarezerwował lokal w jednej z restauracji. Oprócz moich staruszków, siostry oraz brata z jego dziewczyną, przyszła też matka pani Gabrieli. Kiedy kelnerzy zaczęli roznosić ciasta i lody, babcia Konrada chwyciła mnie za dłoń i zaprowadziła pod okno, twierdząc, że chce mi się dokładniej przyjrzeć. Zrobiło mi się trochę głupio.
– Podobno jesteś całkiem bystrą dziewuchą. Ponoć znasz języki i masz porządną edukację. Bankowość to przyszłość, złotko… No i buzia też ci się udała, nie jest najgorsza.
Oglądała mnie jak kurę na targu
– Widzę, że nerwy cię zjadają, ale nie ma czego się bać. Konrad to złoty chłopiec.
Babcia była naprawdę miła, ale mimo wszystko nie potrafiłam być z nią do końca szczera. Ona i jej córka mnie przerażały. Miałam wrażenie, jakby ciągle mnie oceniały. Przy nich odczuwałam kompleksy z powodu mojego „wiejskiego rodowodu”, o którym usłyszałam już przy pierwszych odwiedzinach u nich w domu. Babcia chyba wiedziała, o czym myślę, bo powiedziała na głos to, czego ja nie byłam w stanie.
– Martwisz się, jak sobie poradzisz z zasadami, które narzuca moja córka? – dodała, a kąciki jej ust uniosły się w figlarnym uśmiechu. Spoglądałam na kobietę w podeszłym wieku z przerażeniem, zupełnie tracąc animusz. Uścisnęła mi rękę i wyszeptała:
– Musisz wiedzieć, kochanie, że te wszystkie szlacheckie korzenie mojego zięcia, pradziadek w wojsku, obrazy przodków, to tylko gra pozorów, zmyślona historia, którą stworzyła moja córka – jej szept aż zagwizdał mi w uszach.
Spuściłam wzrok, przełykając nerwowo ślinę i słuchałam dalej.
Opowieść babki mnie zszokowała
– Ojciec mojego zięcia był parobkiem u bogatych ludzi gdzieś na wschodzie. Gdy go potem wzięli do sowieckiego wojska, prawdopodobnie znalazł tę szablę w jakimś dworku, kiedy szli na Berlin. Tak samo jest z częścią tych obrazów w mieszkaniu. Kilka faktycznie jest starych i oryginalnych, ale większość to zamówienie córki u zdolnego malarza od podróbek. Moja córka to snobka, chce uchodzić za kogoś innego, niż jest naprawdę.
To wszystko wina pieniędzy. Kupiła sobie nowe pochodzenie. Ale nie przejmuj się tym, mój zięć to uczciwy człowiek, mimo że jest prawnikiem, a wnuczek to wspaniały chłopak, chociaż powtarza za swoją mamą te brednie o przodkach. Kto wie, być może sam zaczął w to wierzyć.
Ta historia nieźle mną wstrząsnęła, ale jakoś dałam radę się ogarnąć. Babka mojego faceta powiedziała samą prawdę. Pół roku później wzięliśmy ślub i od tamtej pory tworzymy wspaniałą rodzinę. Konrad poszedł na ugodę – nasze dzieciaki nie mają pojęcia, że ich ojciec pochodzi z tak zwanych „lepszych sfer”.
Alicja, 27 lat