Reklama

Mój rower nie był typowym jednośladem. Zbudował go specjalnie dla mnie mój tata, kiedy bywałam jeszcze uczennicą liceum i nie stać mnie było na kupno tradycyjnej „holenderki”: wysokiej, z dużymi kołami i wyposażonej w wiklinowy koszyk.

Reklama

Sprawił mi niespodziankę

Nigdy nie miałam wątpliwości, że mój ojciec to prawdziwy majsterkowicz, który umiał naprawić praktycznie wszystko, od prysznica po pralkę. Jednak nigdy nie przypuszczałam, że… skonstruuje też rower. Nie dziwiło mnie, że spędzał pół zimy w garażu, bo zawsze miał tam coś do naprawy dla kogoś z sąsiadów. Wielokrotnie dopytywał mnie o wygląd mojej wymarzonej „holenderki”, ale nie wzbudziło to moich podejrzeń. Nie sądziłam, że w garażu powstaje rower z moich snów. Miałam obmyślony każdy szczegół tego roweru, od konstrukcji ramy po kształt kierownicy i kolor.

Pewnego razu zobaczyłam dokładnie ten wyśniony rower oparty o drzewo przed moim domem. Byłam pewna, że to sen. Kiedy zrozumiałam, że rower naprawdę tam stoi, wybiegłam na zewnątrz w piżamie i na boso. Natychmiast na niego wsiadłam i zaczęłam kręcić kółka na podwórku. Jeździłam na nim całe lato aż do późnej jesieni i dopiero pierwszy śnieg zmusił mnie do schowania go w garażu.

Kiedy tylko śnieg stopniał, natychmiast wsiadłam na mój rower. Czułam się, jakbym była z nim jednym ciałem. Widziałam też, jak bardzo mój tata cieszył się, że sprawił mi taką radość. Kiedy przyszła pora na wyjazd na studia, było oczywiste, że rower pojedzie ze mną do Warszawy. Stał się dla mnie jeszcze cenniejszy, kiedy mój tata zmarł.

Mój facet musiał być podobny do ojca

Nikt nie jest gotowy na odejście rodziców, zwłaszcza jeśli nie skończyli jeszcze nawet pięćdziesięciu lat. Przeżyłam tę stratę bardzo i dopiero wtedy, kiedy nie było już taty, zrozumiałam, jak bardzo był dla mnie ważny.

Zobacz także

Przez całe moje życie zawsze mnie wysłuchiwał i starał się dostarczyć mi radości. Wiedziałam, że mój przyszły partner musi być na miarę mojego ojca. W Pawle zakochałam się, ponieważ w pewien sposób przypominał mi właśnie jego. Nie chodziło o wygląd zewnętrzny, ponieważ Paweł był wysoki i smukły, a mój ojciec bardziej przypominał sympatycznego krasnala. Ale mieli te same iskry w oczach i skłonność do uważnego słuchania.

Poznaliśmy się w stolicy, mimo że, jak się później okazało, spędziliśmy dzieciństwo w miastach leżących obok siebie. Paweł wiedział, jak bardzo kocham mój rower. Przemierzałam na nim miasto, jeździłam codziennie do pracy, często docierając na miejsce szybciej niż on, ponieważ z łatwością omijałam wszelkie korki.

Kiedy zbliżało się lato, zaczęliśmy przygotowania do wakacji. Czekały mnie ostatnie ostatnie egzaminy. Paweł dogadał się ze swoim szefem co do urlopu; planowaliśmy odwiedzić nasze rodzinne strony. Zakładaliśmy, że, jak zawsze, zabierzemy rower ze sobą, przewożąc go na dachu samochodu. Niestety, na dwa tygodnie przed planowaną podróżą Paweł miał stłuczkę, która dość poważnie uszkodziła nasz samochód.

– Jak teraz przewiozę rower do domu? Przecież nie mogę go tutaj zostawić! – zmartwiłam się.

Jego matka była mało przyjemna

Zastanawiałam się nad wysłaniem go kurierem, ale Paweł wpadł na inny pomysł.

– Znajomi z pracy jadą na urlop jutro i przejeżdżają obok naszego miasta, mogą zabrać rower.

– Ale mnie tam nie będzie, więc kto go odbierze?

Moja matka po śmierci taty znalazła nowego partnera i teraz mieszkała razem z nim w innym mieście.

– A może moja mama? – zaproponował. – Zatrzyma rower na kilka dni.

Spotkałam jego matkę kilka razy i nie wydała mi się szczególnie sympatyczna. Twierdziła, że jestem zbyt szczupła, nie mam biustu, a kobiety takiej budowy nie są dobrymi matkami. Zastanawiała się również, po co potrzebne mi są studia.

Wykształcona kobieta to gorsza małżonka – z przyjemnością przekazywała mi swoje przestarzałe poglądy.

„Nie zostawiłabym jej dziecka, ale z rowerem nic złego raczej się nie wydarzy… Chyba nie będzie go męczyć swoimi mądrymi uwagami” – pomyślałam.

Jak tylko się dowiedziałam od znajomych Pawła, że rower został dostarczony do jej domu, zadzwoniłam, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

Nic jej nie pasowało

– Co to kolor, jak dla małej dziewczynki? – nie powstrzymała się od komentowania moja przyszła teściowa. – Nie masz gustu!

„To moja prywatna sprawa…” – pomyślałam, mając nadzieję, że moja teściowa nie porzuciła gdziekolwiek mojego roweru i nie porysowała go. Gdy jechaliśmy do domu matki Pawła, nie mogłam się doczekać, by go stamtąd zabrać do mojego rodzinnego domu.

– Twój rower? Nie mam go! – padło zaraz po przekroczeniu progu.

– Jak to nie ma go pani? – o mało nie straciłam przytomności. Wciąż miałam nadzieję, że to tylko głupi dowcip.

– Pożyczyłam go sąsiadce, chciała się przejechać. Niestety, ktoś go ukradł spod sklepu – oznajmiła bezdusznie moja teściowa.

Po prostu zaczęłam płakać.

– Czemu płaczesz, głupia? Przecież to nie było nic nadzwyczajnego!

Chciałam ją udusić! W końcu nawet Paweł nie zdołał tego znieść i zasugerował, żebyśmy wyszli.

– Nie mam pojęcia, jak mam cię przeprosić za moją matkę. Wiem, że bywa dziwaczna, ale naprawdę nie myślałem, że mogłaby zrobić coś takiego! – powiedział.

Jak mogła coś takiego zrobić?!

Cóż, nasza rowerowa wycieczka po okolicy nie doszła do skutku, ponieważ nie miałam czym jeździć. Mimo że Paweł zaproponował zakup nowego roweru, nie chciałam go. Byłam przywiązana do tego, który straciłam. Mimo to czasami Pawłowi udawało się namówić mnie na małe wycieczki samochodem. Tak też było pewnej niedzieli.

– Mam blisko stąd rodzinę – oznajmił. – Może ich odwiedzimy? Są naprawdę sympatyczni.

Poznałam jego wujka Romana.

– Jak się ma twoja mama? – spytał wuj.

– Dobrze, choć ostatnio boli ją kolano – odpowiedział mój przyszły mąż.

– Tak, wiem! – przerwał mu wujek. – Opowiadała nam o tym, kiedy przyszła na urodziny Anetki.

Ich wnuczka, Anetka, była chrześnicą jego matki.

– Jaki fantastyczny prezent Anetka dostała! – wykrzyknął wujek, a ciocia dodała:

– Rower! Naprawdę wyjątkowy!

Czułam, jak serce mi zaczyna mocniej bić. Czy to przypadek?

– Jaki ten rower jest? – zapytałam, zaciskając zęby.

– Taki malinowy! – odparła ciocia – Ale najistotniejsze, że ma koszyk, bo Anetka często na nim do sklepu jeździ!

– Bardzo chciałabym go zobaczyć – powiedziałam cicho.

– Jest w szopie!

Co za zołza!

Zobaczyłam moją holenderkę! Ledwo się opanowałam się, by nie zasypać jej pocałunkami. Gdy przekonaliśmy wujostwo Pawła, że to jest mój rower i dlatego go zabieramy, byli zaskoczeni.

– Twoja matka na pewno nie dałaby Anetce roweru, który nie jest jej! Może myślała, że już go nie potrzebujesz? – próbowali usprawiedliwić moją przyszłą teściową.

– Odebrałaś Anetce ten rupieć? – krzyknęła na mnie teściowa, kiedy jej oznajmiłam, że rower udało się odnaleźć. – Jak mam teraz spojrzeć im w oczy? Taka hańba!

– Rowerom nie da się przypisać głupoty, w przeciwieństwie do niektórych osób – odgryzłam się.

Jak mogła zrobić coś takiego?!

Reklama

Milena, 26 lat

Reklama
Reklama
Reklama