„Współlokatorka sprowadza do domu obcych facetów. Już miałyśmy się jej pozbyć, kiedy pojawił się smakowity kąsek”
„Nie był to dla mnie problem, że mam mieszkać z kilkoma innymi dziewczynami. Ale pewnego dnia pożałowałam. Wstałam wcześnie rano i poszłam po omacku do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Na kanapie ktoś spał. Podeszłam bliżej, po drodze zawadzając nogą o gitarę. Struny jęknęły cicho. Spod koca wyjrzało oko. Męskie...”.
- Sylwia, 24 lata
„Szukam współlokatorów, im więcej, tym lepiej, czyli taniej. Miejscówka nie z tej ziemi, ponad 100 metrów kwadratowych w starej kamienicy. Okna salonu wychodzą na mały ogródek. Trzy sypialnie i wielka kuchnia w przedwojennym klimacie czekają na ludzi z poczuciem humoru, dystansem do siebie, bez skonkretyzowanych poglądów politycznych i chęci dyskutowania o nich o każdej porze. Od kandydatów wymaga się zamiłowania do porządku, choć kolokwium ze sprzątania nie przewiduję”.
Ogłoszenie dałam z rozpaczy. Zobaczyłam ten apartament i przepadłam. Bardzo chciałam tam zamieszkać. To była niebywała okazja, chociaż od strony finansowej na to nie wyglądało. Spadkobiercy planowali przeznaczyć mieszkanie na sprzedaż, ale żeby mogli je sprzedać, musiało upłynąć pięć lat od przejęcia nieruchomości, bo inaczej zapłaciliby horrendalny podatek. Zdecydowali się więc je wynająć.
– Zwariowałaś? – tak reagowali wszyscy studenci poszukujący lokum. – Nie stać mnie na takie salony.
Ja jednak byłam głucha na głos rozsądku, dlatego dałam ogłoszenie. Optymistycznie założyłam, że przy trzech lub czterech lokatorkach, opłaty spadną do akceptowalnego poziomu.
Dziewczyny się nie polubiły
Na ogłoszenie nie waliły tłumy. Przyjęłam oferty trzech dziewczyn, modląc się w duchu, by były to bratnie dusze albo przynajmniej osoby niestwarzające większych problemów.
Zobacz także
– Odlotowy kwadrat, nie spodziewałam się takich luksusów, muszę jednak powiedzieć, że okolica jest nieciekawa – trzecia chętna, Katarzyna, była ubrana od stóp do głów w czarne, gotyckie ciuchy. Z ustami pomalowanymi ciemnowiśniową szminką wyglądała jak bohaterka powieści o wampirach. Z takim wyglądem nie powinna się nikogo bać, to raczej miejscowa żulernia uciekłaby na jej widok.
– Czy ja wiem? – Kasia wydęła usta. – Ile trzeba zapłacić od łebka?
Odpowiedziałam, a mroczna piękność skinęła łaskawie głową.
– Może być, wchodzę w to – oznajmiła, a ja ucieszyłam się jak głupia.
Przywilej decydowania o tym, kto zamieszka na tych salonach należał do mnie, ale z obawą myślałam o tym, czy pozostałe dziewczyny zaakceptują Katarzynę. Ida nie będzie robiła problemów, ale Ela? Jej reakcji obawiałam się chyba najbardziej.
– Nie spodziewałam się, że zamieszkam z satanistką. Gdybym nie podpisała umowy, natychmiast bym się wyniosła! – zawołała Elżbieta.
Wiedziałam, że tak będzie. Dziewczyny były z kompletnie odmiennych światów. Nie mogły się dogadać.
– Poza tym Katarzyna jest czwartą lokatorką, a pokoi jest trzy – zauważyła. – Życzę sobie jeden dla siebie i nie zamierzam go z nikim dzielić. Ela nie budziła sympatii, wszystko wiedziała najlepiej, a głowę miała twardą jak rycerz – bo zakutą.
– Czynsz rozłożony na cztery osoby na pewno ci się spodoba, a Kaśka zamieszka ze mną, w największym pokoju. Przedzielimy go szafami i po problemie – uspokoiłam ją.
– Ale salon pozostanie częścią wspólną? – upewniła się Elżbieta.
– Jasne, przecież to cały urok tego mieszkania. Salon z francuskimi oknami prowadzącymi do ogrodu. W sezonie będziemy w nim spędzać wolny czas. Na pewno się zaprzyjaźnimy… – uśmiechnęłam się, chociaż wyraz twarzy Elżbiety nie zachęcał do wchodzenia z nią w bliższe relacje.
Dziewczyna przyjęła do wiadomości wyjaśnienia i znikła mi z oczu. Na szczęście, bo do kuchni weszła Kaśka, ciągnąc za sobą byle jak spakowane torby. Pokazałam jej pokój, w którym natychmiast się rozgościła, nie wydziwiając na fakt, że będziemy tam mieszkać we dwie. Budziła sympatię.
– Super – klapnęła z rozmachem na tapczan. – Nie będę ci przeszkadzała, prawie mnie nie ma w domu. No, chyba że mam akurat przerwę.
Dziwnie to zabrzmiało.
– A co właściwie studiujesz? – zainteresowałam się.
– Pracuję. Jako makijażystka – Katarzyna oglądała w skupieniu paznokieć, po czym wydobyła pilnik i zaczęła nadawać mu pożądany kształt.
– To takie wyczerpujące zajęcie? – zaśmiałam się.
– Czasochłonne. Zdjęcia zaczynają się wcześnie rano, a charakteryzatorki muszą być gotowe jeszcze wcześniej. Potem jeszcze poprawki przed każdym ujęciem. Uwierz mi, jest co robić.
– Pracujesz przy filmie? – byłam pod wrażeniem.
– Przy serialach. Teraz kręcimy na wsi, dojazd zajmuje mi trochę czasu – Katarzyna wymieniła tytuł uwielbianego przez widzów serialu.
– Ale masz fajnie! – nagle zupełnie inaczej spojrzałam na dziewczynę obleczoną w gotycką czerń.
Tylko Elżbieta mogła uznać ją za członkinię sekty. Kaśka po prostu wyrażała ubraniem swoją osobowość. Trzy dni później odkryłam w naszym salonie gościa, który wyglądał na dziwnie zadomowionego.
Wstałam wcześnie rano i poszłam po omacku do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Po drodze coś mnie zastanowiło. Zawróciłam i spojrzałam jeszcze raz. Na kanapie ktoś spał. Podeszłam bliżej, po drodze zawadzając nogą o gitarę. Struny jęknęły cicho. Spod koca wyjrzało oko. Męskie.
– Ostrożnie, to Manuel Rodriquez – powiedział chłopak, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
– Co? – odruchowo wygładziłam zmierzwione snem włosy.
– Gitara. Manuel Rodriguez. Dosyć cenna – chłopak wydobył się spod koca i usiadł na kanapie.
Był ubrany w spodnie z mnóstwem kieszeni i koszulkę z napisem „Jestem z limitowanej edycji”.
– Ty, to kto? – zawiesiłam głos.
– Radek, Kaśka powiedziała, że mogę u was przewaletować.
– Taak? – zdziwiłam się.
– Złapałem fuchę przy nagraniach, trzy dni i wracam do Lublina.
– O, mamy gościa? Iga jestem – korytarzem przemknęła najbardziej niekłopotliwa współlokatorka. – Robię śniadanie, dla was też?
– Jadłeś coś? – postanowiłam być gościnna, dopóki nie pogadam z Katarzyną.
– Wczoraj rano – zastanowił się Radek.
– Potem nie było czasu. Jak chcesz, mogę skoczyć po pieczywo.
Robiliśmy właśnie kanapki, kiedy do kuchni wkroczyła Ela.
– Kto koczuje w salonie? – chciała wiedzieć. – To miał być pokój wspólny. Mamy nowego lokatora? – obrzuciła wzrokiem Radka. – Dlaczego nic o tym nie wiem? Obliczyłaś już, ile będzie wynosić opłata? Bo skoro jest nas więcej, to…
– To nie tak – starałam się wyjaśnić pannie zasadniczej, że kolega wpadł do nas tylko na chwilę.
– I zrobił śniadanie – Radek podsunął Elżbiecie pod nos talerz z kanapkami. – A tak w ogóle, to jestem znajomym Kaśki, więc spoko, nie zamorduję was ani nic takiego…
Nie mógł powiedzieć nic gorszego. Ela nie lubiła gotyckiej piękności. Być może mogła zaakceptować fajnego chłopaka, ale nie w tej sytuacji.
– Wyprowadzasz się albo płacisz – odsunęła od siebie talerz. – Tak uważam i mam do tego prawo. Aha, i zwolnij salon. To nie twoja sypialnia, nie takie były ustalenia.
– Ostra jest – szepnął Radek.
Wzruszyłam ramionami. Ela miała trochę racji, ale z drugiej strony… Przecież nie wygonię chłopaka na dwór, nie przy takiej pogodzie.
Radek zaczął grać i nagle znikły spory
Radek został, a dyskusja co z nim zrobić przeniosła się na wieczór, kiedy Katarzyna zawitała w progi domu.
– Błagam, nie teraz, lecę z nóg – opędzała się od Elżbiety. – Jutro muszę wstać przed świtem, produkcja przysyła po mnie samochód, bo o tej godzinie nie ma jak dojechać na plan.
– A Radek? – atakowała niezrażona Ela. – Przyprowadzasz nam swoich znajomych, jakby to był hotel. I to w dodatku darmowy.
– No wiem, wiem – Kaśka posłała jej mroczne spojrzenie spod uczernionych rzęs. – Ale co miałam zrobić? Nie miał gdzie się podziać. Nie wiedziałam, że jesteś taka niegościnna.
Elżbietę zatkało. Uważała się za spadkobierczynię tradycyjnych wartości, zarzucanie jej niegościnności potraktowała jak obelgę. Nabrałam obaw, że dziewczyny ostro się pokłócą, ale coś odwróciło ich uwagę.
Z salonu popłynęła melodia flamenco. Było w niej wszystko. Gniew i radość pojednania, tęsknota i ukojenie, szum morza. Piękna muzyka…
– O cholera – mruknęła Kaśka.
– No! – przytaknęła jej niespodziewanie Elżbieta.
Radek grał. Weszłyśmy do salonu. W pełgającym świetle jedynej świecy stojącej w starym kominku wyglądał jak prawdziwy hiszpański mistrz gitary. Natchniony i skupiony wydobywał ze strun dźwięki na granicy słyszalności, to znów atakował jak fala przyboju. Był naprawdę świetny!
Stałyśmy pod ścianą jak przymurowane. Miałam wrażenie, że głośniejszy oddech czy niebaczny ruch przerwie tę chwilę. Pierwszy raz w życiu dałam się zaczarować muzyce.
Radek przerwał i odgarnął włosy z czoła. Potem dotknął strun pieszczotliwym ruchem i przejechał palcami po gryfie. Chwilę brzdąkał, nasłuchując dźwięku, aż wreszcie wydobył okrągłe brzmienie. I jeszcze jedno, mocniejsze i bardziej stanowcze. Wplótł w nie melodię, która przypominała coś radosnego i świetlistego. Zgasił ją mocnym akordem i po chwili znowu do niej powrócił.
Usiadłam na podłodze pod ścianą obok dziewczyn, jakby nie było w salonie mebli. Kaśka oparła się o mnie i zamknęła oczy. Ela siedziała sztywno wpatrzona w płomień świecy. Nie było już mowy o natychmiastowej eksmisji artysty. Radek grał.
Rano zastałam drzwi łazienki zamknięte na głucho. Zdziwiłam się. To ja wstawałam pierwsza, korzystałam z przybytku, po czym oddawałam go Eli, a ta Idze. Tak się utarło, kto mógł się wkraść bez kolejki? Zapukałam. Miałam czas wyliczony co do minuty, musiałam zdążyć na autobus.
– Radek, wyłaź! – zażądałam. – Nie mam czasu czekać!
– To nie ja – zaspany chłopak pojawił się w przedpokoju. – Ale też chętnie bym skorzystał…
– Mowy nie ma, teraz moja kolej – spojrzałam nerwowo na zegarek.
– Co jest? Kto wlazł do łazienki? – w przedpokoju pojawiła się Elżbieta.
Radek spojrzał niepewnie na swój owłosiony tors i wycofał się chyłkiem.
– Skoro wszyscy tu jesteśmy, a Iga twardo śpi, to pewnie Kaśka – powiedziałam i zaczęłam mocniej uderzać w drzwi. – Katarzyna! Nie żartuj! Wychodź szybko! Nam się pali!
– Ja już mogę zaczekać – oznajmił Radek, który powrócił, tym razem nobliwie odziany w sweter.
– Byłeś w ogrodzie! – oskarżyła go Ela. – Jak mogłeś?!
– A co miałem robić? Dostępu do łazienki nie ma i nie będzie. Z kolejki mnie przegnano, czyli żadnych szans, na… no, same wiecie co.
– Nie chcę nic o tym wiedzieć… – odwróciła głowę Ela.
Pomyślałam, że może wraca jej poczucie humoru, ale zaraz z powrotem skupiłam się na łazience.
– Słuchajcie, może ona zasłabła?
– Radek drapał się po nieogolonym policzku. – Ja bym wyłamał zamek.
– Oszalałeś?! – widmo naprawy drzwi było kosztowne i nieprzyjemne.
– Ma rację, trzeba uderzyć ramieniem – poparła go Ela.
– Albo kopnąć – ożywił się Radek.
– Raczej wziąć śrubokręt i zdjąć klamkę – przystopowałam ich.
– Chwileczkę! Już wychodzę! – odpowiedział nam zza drzwi męski głos.
Zastygliśmy, patrząc na siebie pytająco. Pierwsza oprzytomniała Ela.
– Kaśka znowu kogoś nam przyprowadziła! Pewnie spał w wannie! Ta dziewczyna zupełnie oszalała!
Też tak pomyślałam. Wpatrywaliśmy się wszyscy w zamknięte na głucho drzwi łazienki. Chwilę nic się nie działo, potem usłyszeliśmy szmery i drzwi uchyliły się.
– Przepraszam za zamieszanie, ale naprawdę musiałem. Kasia wpuściła mnie na chwilę – mężczyzna urwał, jakby nie chciał lub nie umiał dalej wyjaśniać. – W każdym razie dziękuję, życie mi państwo uratowaliście.
Takie osobistości to możemy przyjmować!
Gapiliśmy się na niego jak sroka w gnat. Ciszę przerwała Iga, która wreszcie wygramoliła się z betów i również zmierzała do łazienki.
– Mnie się to śni? On w naszym domu? Gramy w serialu? – zawołała.
– Cicho – syknęła Ela. – Oczywiście może pan u nas zostać – zapewniła znanego aktora. – Miejsce się znajdzie, zwolnię pokój, mogę się przeprowadzić do koleżanki, prawda Iga?
– Już jestem! Proszę, weź dwie tabletki – drzwi wejściowe huknęły i do mieszkania wpadła Kasia. Wyjęła z torebki opakowanie leku na żołądek i podała je aktorowi.
– Pomaga od razu, tak powiedziała pani magister w aptece – dodała.
– Dzięki, dziewczyno. Co ja bym bez ciebie zrobił… – aktor połknął tabletki i zadumał się, patrząc na drzwi łazienki. – Chyba mogę jechać – zdecydował.
– To super, bo reżyser aż podskakuje ze zniecierpliwienia. Przesunęli twoją scenę na później, ale już jest później – poganiała go Kasia.
Wybiegli oboje w pośpiechu. Radek spojrzał na Elę.
– Przeprowadzisz się do koleżanki, tak? – prychnął. – A mnie chciałaś wygonić na mróz!
– Nie ma mrozu. Poza tym, zostałeś, więc nie jęcz – wzruszyła ramionami.
Elżbieta, podobnie jak my wszystkie, wciąż patrzyła na drzwi, za którymi zniknął serialowy aktor.
– Przystojny jest, co? Myślicie, że Kasia przyprowadzi nam jeszcze kogoś? – westchnęła Iga.
– Mam nadzieję, że tak… – powiedziała rozmarzona Ela. – Nasz dom jest w końcu bardzo gościnny.