„Moja żona była oziębła, więc myślałem, że jej kwiat przekwita. Okazało się, że po prostu zmieniła ogrodnika”
„Z początku myślałem, że to kryzys wieku średniego, może po prostu jest oziębła, a ja za długo siedzę w pracy. Prawda była inna. Przyszła niespodziewanie, z nagrania z domowego monitoringu, które miałem przejrzeć z zupełnie innego powodu. Wtedy właśnie zobaczyłem coś, co sprawiło, że zamarłem”.

- Redakcja
Są takie momenty w życiu, kiedy człowiek po prostu wie. Jeszcze nie ma dowodów, jeszcze nie widział nic na własne oczy, ale coś w środku zaczyna się nie zgadzać. Zaczyna od małych rzeczy – spojrzeń rzucanych gdzieś w bok, zbyt długich wiadomości pisanych wieczorem, wyjść „z koleżanką” przeciągających się do nocy. Niby nic, ale serce nie daje spokoju.
Monika... moja żona od piętnastu lat. Znaliśmy się jak łyse konie, albo przynajmniej tak mi się wydawało. Coś się w niej zmieniło – była jakby bardziej... obecna i jednocześnie nieobecna. Uśmiechnięta, ale nie do mnie. Zadowolona, ale nie z tego, co ja robiłem. Z początku myślałem, że to kryzys wieku średniego, może po prostu jest oziębła, a ja za długo siedzę w pracy. Prawda była inna. Przyszła niespodziewanie — z nagrania z domowego monitoringu, które miałem przejrzeć z zupełnie innego powodu. Wtedy właśnie zobaczyłem coś, co sprawiło, że zamarłem.
Coś mnie tknęło
Wszystko zaczęło się od drobnej rzeczy — Monika zapomniała wyłączyć lokalizację w telefonie. Zwykle tego nie robiła. A ja, przyznam szczerze, nie jestem z tych zazdrośników, którzy sprawdzają każdy krok swojej żony. Ale tego wieczoru, kiedy czekałem z kolacją już prawie godzinę, a ona nie odbierała telefonu, coś mnie tknęło. Kliknąłem. Zobaczyłem pinezkę. Domek letniskowy. Nasz. Wróciła po północy. Spokojna, nawet zadowolona. Pachniała jakimiś nowymi perfumami.
– Gdzie byłaś? – zapytałem, próbując zachować spokój.
– Z Martą. Wypadło spontaniczne prosecco u niej w ogrodzie. Wiesz, taki babski wieczór – rzuciła z uśmiechem i pocałowała mnie w policzek.
– W ogrodzie? W tej temperaturze?
– Mają taras z nagrzewnicą, no wiesz...
Przytaknąłem tylko. Nie drążyłem. Nie chciałem być tym podejrzliwym mężem, który robi afery z niczego. Ale zaraz następnego dnia, kiedy miałem przejrzeć zapis z monitoringu przy domku – myślałem, że może zostawiłem otwarte drzwi garażu – trafiłem na coś innego. Najpierw sylwetka kobiety. To była Monika. Potem... jakiś facet. Na początku nie mogłem uwierzyć. Znacie to uczucie, kiedy mózg jeszcze się broni przed oczywistością? Ale nie było wątpliwości.
– Kuba?! – powiedziałem głośno do siebie w pustym pokoju.
Mój młodszy brat.
W głowie miałem pustkę
Patrzyłem na ekran jak zahipnotyzowany. Monika szła pierwsza, rozglądając się, jakby sprawdzała, czy nikt nie patrzy. Miała na sobie płaszcz, który dobrze znałem — kupiłem go jej w zeszłym roku na rocznicę. Za nią Kuba. Spokojny. Pewny siebie. Niósł siatkę z winem. Znałem tę butelkę i tę etykietkę — leżała wcześniej w naszej domowej spiżarce. Zatrzymali się przy drzwiach. Monika otworzyła. On wszedł pierwszy. Ona za nim. I drzwi się zamknęły.
Siedziałem w fotelu jeszcze długo po tym, jak nagranie się skończyło. W głowie miałem pustkę. Żadnych myśli. Żadnych emocji. Nic. Jakby to wszystko wydarzyło się komuś innemu. Ktoś inny właśnie odkrył, że jego żona... i jego brat... Następnego dnia postanowiłem nie mówić nic od razu. Potrzebowałem potwierdzenia. Więcej niż tylko kilka pikseli na ekranie. Postanowiłem porozmawiać z Moniką, zobaczyć jej reakcję. Wybrałem moment przy kolacji, kiedy byliśmy tylko we dwoje.
– Byłaś ostatnio w domku? – zapytałem niby od niechcenia.
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
– Nie, dlaczego pytasz?
– Bo widziałem, że ktoś nie zgasił światła w łazience na monitoringu i myślałem, że może byłaś.
– Może sąsiedzi? Czasem zaglądają... – odpowiedziała z lekkim wzruszeniem ramion. – Nie wiem. Ja na pewno nie.
I wtedy już wiedziałem. Nie po tym, co powiedziała, tylko jak to powiedziała. Głos spokojny, oczy niewinne. Za bardzo. Za bardzo, żeby to mogło być prawdziwe.
Myślałem, że zacznie płakać
Nie spałem prawie całą noc. Przewracałem się z boku na bok, słuchając spokojnego oddechu Moniki. Jak gdyby nigdy nic. Jakby nie było żadnego sekretu. Żadnej zdrady. Rano nalałem sobie kawy i usiadłem naprzeciwko niej przy stole.
– Musimy pogadać.
Spojrzała na mnie uważnie, ale jeszcze bez lęku.
– O co chodzi?
– O ciebie i... Kubę.
Znieruchomiała. Nie spuszczała wzroku, ale zamarła tak, jakby ciało nie nadążało za myślami.
– Co z Kubą? – zapytała powoli.
– Może powiem inaczej. Widziałem was. W domku. Wchodziliście razem.
Sekunda. Dwie. Trzy. Milczenie. A potem wzruszenie ramionami.
– To chyba jakieś nieporozumienie.
– Nie, Monika. Nie mów mi, że to nie ty. Mam nagranie. Chcesz zobaczyć?
– Nie trzeba – odpowiedziała cicho, ale spokojnie. – To nic takiego.
– Nic takiego?! – uniosłem głos. – Ty i mój brat, w naszym domku, za moimi plecami?!
– Darek... To nie było tak, jak myślisz.
– No to powiedz mi, jak to było. Bo chyba nie graliście tam w warcaby?!
Przez chwilę myślałem, że coś powie. Że wybuchnie. Że przyzna się i zacznie płakać. Ale nie. Wstała od stołu, odsunęła krzesło.
– Idę do pracy. Jak wrócę, porozmawiamy na spokojnie.
Zostałem sam z zimną kawą. I jeszcze zimniejszą prawdą.
Nie wierzyłem własnym oczom
Czekałem cały dzień. Próbowałem zająć się czymkolwiek — umyłem samochód, zrobiłem pranie, nawet pozamiatałem taras. Wszystko, byle tylko nie myśleć o tym, co powiedziała rano. „Porozmawiamy na spokojnie”... No jasne. Tylko że ja już dawno byłem po etapie spokojnej rozmowy. Monika wróciła po osiemnastej. Bez pośpiechu. Bez nerwów. Jakby nic się nie wydarzyło.
– Możemy teraz porozmawiać? – zapytałem od razu, zanim jeszcze zdążyła zdjąć płaszcz.
– Darek, ja naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. Serio. Robisz z igły widły. To był jeden wieczór, rozmowa. Kuba ma ciężki okres. Potrzebował pogadać...
– Wiesz, co? – przerwałem jej – Dobrze, że już nie muszę ci wierzyć. Bo ktoś inny chyba powie mi więcej.
I wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jakby los chciał uciąć tę farsę. Poszedłem otworzyć, myśląc, że to pewnie kurier albo sąsiad z pytaniem o garaż. Ale nie. To był on. Kuba, mój brat. Z tym swoim pewnym siebie uśmieszkiem. I z pudełeczkiem w dłoni. Małym, czarnym, welurowym.
– Cześć, Darek... Musimy pogadać – powiedział cicho. – Wiem, że to nie najlepszy moment, ale... chciałem być fair.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, za jego plecami stanęła Monika. Wyglądała, jakby dostała w twarz.
– Kuba... co ty robisz? – szepnęła.
A on tylko spojrzał na nią i otworzył pudełko. Pierścionek zaręczynowy. W moim domu. Przy moim stole. Dla mojej żony.
Nie próbowała zaprzeczyć
Patrzyłem na pierścionek. Z bliska wyglądał absurdalnie drogo. Może to było światło w korytarzu, a może po prostu fakt, że należał do mojego brata, ale lśnił jak diament w tanim filmie. Niewłaściwy rekwizyt w złej scenie.
– To jakiś żart? – zapytałem spokojnie. Za spokojnie, jak na to, co się we mnie kotłowało.
– Darek... Ja... – Kuba spojrzał na Monikę, jakby szukał u niej pozwolenia. – Nie planowałem, że tak to się potoczy.
– Aha. Bo takie rzeczy się same dzieją, nie?
– Chciałem ci powiedzieć. Ale zawsze byłeś... no wiesz, zawsze miałeś wszystko lepiej ode mnie. A Monika...
– Nie kończ tego zdania – przerwałem. – Proszę.
Monika stała bez ruchu, ręce skrzyżowane, wzrok wbity w podłogę. Nawet nie próbowała zaprzeczyć.
– Czyli to nie był tylko „jeden wieczór”, co? – spojrzałem na nią. – Spotykaliście się od kiedy?
Cisza.
– Od... wiosny – odpowiedziała po chwili.
Zaśmiałem się. Serio, zaśmiałem się. Tyle miesięcy pod moim dachem. Dwoje ludzi, których kochałem. I oboje grali, jakby nic się nie działo.
– Chcecie być razem? Proszę bardzo. Ale nie tutaj. Nie w tym domu. Nie w moim życiu.
– Darek... – Monika zrobiła krok w moją stronę.
– Nie – uniosłem dłoń. – Macie siebie. Ja mam siebie. I wbrew pozorom, to wystarczy.
Odwróciłem się, wszedłem do salonu, i po raz pierwszy od lat... poczułem ulgę.
Spakowała się szybko
Minął tydzień. Dom znowu był cichy. Bez jej perfum, bez dźwięku jej suszarki, bez śniadania czekającego rano na stole. I bez mojego brata, który przez ostatnie miesiące zjawiał się „z wizytą” częściej niż moja własna matka. Spakowała się szybko. Zadziwiająco szybko. Kilka pudeł, kilka worków. Zostawiła klucze na półce obok telewizora. Nie było żadnych łez, żadnego „przepraszam”, żadnego „może to był błąd”. I dobrze. Nie potrzebowałem już tych słów.
Kuba? Też się nie odezwał. Ale to akurat nie boli. Brat, który podkrada twoje życie, to nie brat. To tylko ktoś, komu się wydawało, że może wszystko. Nie wiem, czy im się uda. Może za pół roku on wróci i będzie mnie błagał, a ona... cóż, ona zawsze lądowała na cztery łapy. A ja mam ciszę. Mam święty spokój. I monitoring, który już odłączyłem, bo czasem lepiej czegoś nie wiedzieć. Jedno jest pewne, że zaufanie nie wraca.
Darek, 45 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W Iwoniczu uroczy Wiktor urządził mi sanatorium miłości. Nie chciałam króla taniego romansu, a teraz łkam ze szczęścia”
- „Po 60. przefarbowałam się na czerwono i wywołałam skandal. Moje dzieci się mnie wstydzą, a ja wreszcie czuję, że żyję”
- „Całe życie ojciec był dla mnie oschły i surowy. Po latach okazało się, że to wszystko przez gorszący grzech mojej matki”