„Moja żona jest gorsza niż rozgłośnia radiowa. Relacjonuje nasze życie łóżkowe przyjaciółce, jakby komentowała mecz”
„Liczyłem, że Martyna chociaż spyta mnie, co o tym myślę. Ona jednak wolała omawiać każdy szczegół ze swoją kumpelą. W pewnym momencie przeszło mi przez głowę, czy Iwona nie planuje wybrać się z nami na miesiąc miodowy”.
- Listy do redakcji
Moja żona Martyna to wyjątkowa osoba. Choć od naszego ślubu minęły już ponad dwa lata, moje uczucia do niej wciąż płoną niegasnącym płomieniem. Jest wyrozumiała, nie przejmuje się błahostkami, akceptuje moje zainteresowanie szybkimi autami i motorami, a oprócz tego pilnuje, żebym wyglądał nienagannie.
Wszystko jej opowiada
Potrafię założyć krawat w kropki z koszulą w paski. Bez wahania określiłbym ją mianem ideału, gdyby nie jeden drobiazg. Martyna jest straszną gadułą.
Nie pójdzie spać, jeśli wcześniej nie pogada ze swoją kumpelą. Dawniej jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Wiadomo, babki lubią sobie poplotkować. Ale teraz mnie to po prostu wkurza. Czemu? Bo dotarło do mnie, że moja żona opowiada swojej przyjaciółce dosłownie o wszystkim. Nawet o najbardziej prywatnych sprawach z naszego życia. A ja tego zwyczajnie nie akceptuję.
Znam historię ich przyjaźni na pamięć, bo słyszałem ją już chyba z dziesięć razy. Martyna pożyczyła sobie bez pytania wiaderko Iwony, więc w ramach zemsty dostała od niej łopatką po głowie, co doprowadziło do strasznej awantury. Nie między dziewczynkami, ale ich mamami, bo maluchy szybko puściły to w niepamięć, pocałowały się i ku zaskoczeniu wszystkich bardzo się polubiły.
Stały się wręcz nierozłączne
Martyna i Iwona od dzieciństwa były razem. Ramię w ramię przemierzały szkolne korytarze, a potem kontynuowały edukację na tym samym uniwersytecie. Kiedy w końcu zebrałem się na odwagę, by zaprosić Martynę na pierwszą randkę, już następnego dnia miałem okazję poznać Iwonę. Śmiałem się wtedy, że Martyna potraktowała nasz związek poważnie dopiero w momencie, gdy jej najlepsza kumpela dała mi zielone światło. Teraz już nie uważam tego za zabawne. Jestem przekonany, że gdyby Iwona mnie wtedy nie zaakceptowała, nigdy nie zostałbym mężem Martyny.
Chyba już w tamtym momencie powinienem był dostrzec, że moja małżonka i jej koleżanka dzielą się ze sobą zbyt wieloma informacjami. Nierzadko bywało tak, że Iwona zadziwiła mnie pytaniem odnośnie do jakiegoś szczegółu z mojego życiorysu, o którym wspominałem jedynie Martynie. Wówczas nie miało to jednak dla mnie większego znaczenia. Istotna była przecież tylko moja ukochana. Wystarczyło jedno spojrzenie jej cudownych błękitnych oczu, jeden uśmiech, a momentalnie wybaczałem jej plotkarstwo.
Straciłem cierpliwość
Oświadczyłem się Martynie po dwóch latach związku. Powiedziała „tak”, więc ruszyliśmy z przygotowaniami do ceremonii ślubnej i przyjęcia weselnego. Nie mogło zabraknąć Iwony w roli świadkowej.
Odwiedzała nas prawie każdego dnia, żeby omówić wszelkie detale dotyczące wielkiego dnia. Towarzyszyła Martynie podczas wyboru kreacji ślubnej, lokalu na przyjęcie, dań weselnych, ozdób i bukietów. W zasadzie nie miałem prawa głosu w tych sprawach.
Nie chcę powiedzieć, że jakoś szczególnie mi to przeszkadzało. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, jak planuje się takie wydarzenia. Mimo to liczyłem, że Martyna chociaż spyta mnie, co o tym myślę. Ona jednak wolała omawiać każdy szczegół ze swoją kumpelą. W pewnym momencie przeszło mi przez głowę, czy Iwona nie planuje wybrać się z nami na miesiąc miodowy.
Na szczęście do Wenecji wyruszyliśmy tylko we dwoje. Nie znaczy to bynajmniej, że moja małżonka przez cały tydzień nie kontaktowała się ze swoją kumpelą. Przez telefon zdawała jej dokładne sprawozdanie z każdego etapu naszej eskapady. Momentami zdawało mi się, jakby jej przyjaciółka była tuż obok nas – czy to podczas przejażdżki gondolą, czy popijania wina na placu Świętego Marka. Jedynie nocą dawała sobie z tym spokój. Cóż, wtedy miała inne zajęcia na głowie niż gadanie przez komórkę.
Ciągle odwiedzała nasz dom
Z reguły nie stanowiło to dla mnie większego problemu. Mieszkamy w sporym mieszkaniu, więc jeżeli nie miałem ochoty przysłuchiwać się najświeższym plotkom, a tak przeważnie było, zamieniałem parę zdań i cichaczem przemykałem do innego pokoju albo udawałem się do garażu, dłubać przy moim motocyklu.
Zupełnie mnie nie interesowało, o czym rozmawiały dziewczyny. Od czasu do czasu zastanawiałem się jedynie, skąd Iwonka ma tak dużą wiedzę na temat naszego związku. Tłumaczyłem to sobie tym, że przecież jest u nas częstym gościem i mogła zauważyć to czy tamto. I zapewne do dzisiaj żyłbym w tym przeświadczeniu, gdyby nie pewien zbieg okoliczności.
Szef zlecił mi do załatwienia parę spraw w różnych instytucjach. Uporałem się z tym ekspresowo i dotarłem do domu szybciej niż zazwyczaj. Kiedy przekroczyłem próg mieszkania, moja małżonka akurat była pogrążona w rozmowie ze swoją kumpelą. Tak bardzo pochłonęła ją ta konwersacja, że kompletnie nie dostrzegła mojej obecności w korytarzu.
Właśnie zamierzałem iść do kuchni, by coś przekąsić, kiedy nagle dotarło do mnie o czym rozmawiały. To kompletnie zwaliło mnie z nóg. Martyna właśnie relacjonowała koleżance przebieg naszej ostatniej wspólnie spędzonej nocy! Muszę przyznać, choć jest mi głupio, że najchętniej wymazałbym ją z pamięci raz na zawsze.
Nie popisałem się wtedy
Byłem wykończony po męczącym dniu w robocie i najzwyczajniej w świecie nie dałem rady. Nigdy wcześniej mi się to nie przytrafiło. Moja ukochana starała się mnie pocieszać, mówiąc, że to nic takiego i to całkiem naturalne, ale wiedziałem, że czuła się zawiedziona. A teraz opowiadała o wszystkim swojej przyjaciółce!
– A może on widuje się z jakąś laską? Przecież to nienormalne, żeby chłop w tym wieku miał z tym problemy. Jeszcze niedawno wystarczyło, żebym się do niego przytuliła, a już był gotów do akcji. A teraz? Muszę mu się dokładniej przyjrzeć. Kto wie, czy te zebrania w firmie to faktycznie zebrania – nawijała jak oszalała.
Miałem do niej żal, że opowiadała koleżance o naszym życiu seksualnym, ale chciałem przedyskutować to z nią później. Chciałem po cichu zajść pod drzwi i trzasnąć nimi, aby sądziła, że dopiero co przyszedłem. Te słowa sprawiły mi jednak taki ból, że nie byłem w stanie się powstrzymać. Wpadłem do salonu jak huragan i wyrwałem jej telefon z dłoni.
– Co ty wyrabiasz? – wykrzyczałem. Popatrzyła na mnie ze zdumieniem.
– Już jesteś z powrotem? Kompletnie nie zauważyłam, kiedy wróciłeś…
– No jasne! Jestem od paru ładnych minut. Stałem w korytarzu i słyszałem dokładnie o czym rozmawiałaś z Iwoną! Jak mogłaś? Przecież to są nasze osobiste sprawy! Nie życzę sobie, abyś o nich rozpowiadała na prawo i lewo!
Martyna spłonęła rumieńcem
– Co takiego? Pozwól, że ja zadam pytanie: jak śmiałeś to zrobić? Wślizgnąłeś się do mieszkania jak jakiś przestępca, podsłuchiwałeś rozmowę, a teraz jeszcze masz czelność robić mi wyrzuty? Tego się po tobie nie spodziewałam! Mam prawo mówić o czym zechcę i z kim tylko mam ochotę! Nie należę do ciebie! – rzuciła się na mnie z oskarżeniami.
Aż zaniemówiłem ze zdumienia. Byłem pewien, że poczuje się zawstydzona, a tymczasem ona zaczęła mi prawić kazania.
– Wybacz, ale chyba nie do końca rozumiem, o co chodzi. Naprawdę sądzisz, że jesteś bez winy? – upewniałem się.
– No raczej! Zachowałeś się jak kretyn! Jeśli zaraz mnie nie przeprosisz, to pożałujesz!
– Ani myślę. Jak jeszcze raz usłyszę, że rozmawiasz z Iwoną o moich prywatnych sprawach, to nie wiem, co zrobię – wydarłem się, po czym poszedłem do garażu podłubać przy moim motocyklu.
Przez bite dwie godziny siedziałem w garażu, aż w końcu wróciłem do naszego mieszkania.
Martyna okupowała kanapę w pokoju dziennym, a wyraz jej twarzy jasno wskazywał, że jest nieźle nabuzowana.
Gdy byłem w garażu, emocje powoli zaczęły opadać. Doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie, jak po prostu usiądziemy i na spokojnie wszystko sobie wyjaśnimy.
Usiadłem obok mojej żony i objąłem ją ramieniem. Zacząłem jej wyjaśniać, że czuję się dotknięty tym, że dzieli się z koleżanką wszystkimi szczegółami z naszej codzienności. Starałem się wyjaśnić jej, że istnieją kwestie, o których powinni wiedzieć wyłącznie mąż i żona.
Nic się nie zmieniło
– Myślę, że nie zależy ci na tym, abym rozpowiadał kolegom o twoich łóżkowych wyczynach, prawda? – zagaiłem.
– Oczywiście, że nie… – przyznała niechętnie.
– Sama widzisz. Chyba potrafisz pojąć, dlaczego tak mnie to wytrąciło z równowagi? – kontynuowałem.
– Chyba rozumiem…
– Czy w takim razie postarasz się być bardziej powściągliwa w słowach? – nie odpuszczałem. Przez moment się wahała.
– Postaram się. Ale pamiętaj, że ciebie również obowiązuje zakaz szpiegowania mnie!
Od tamtego czasu minęły dwa miesiące. Niby w naszym związku nic się nie zmieniło. Moja żona wciąż troszczy się o mnie. Mam jednak wrażenie, że łamie daną obietnicę i nadal rozmawia z najlepszą kumpelą o naszych sprawach. Z tym że teraz jest ostrożniejsza. Kiedy wracam do domu, momentalnie kończy rozmowę albo idzie pogadać gdzie indziej.
Wielokrotnie usiłowałem podsłuchiwać, ale moje wysiłki spełzły na niczym. Czuję się niezręcznie z powodu swojej podejrzliwości, ale nie potrafię się powstrzymać. Coraz mocniej uświadamiam sobie, że przestaję wierzyć własnej żonie. Czy to zwiastuje kres naszego związku? Być może przesadzam, ale takie myśli coraz częściej przychodzą mi do głowy…
Sebastian, 31 lat