„Moja żona mnie zdradzała, ale nie to było najgorsze. Przez nią syn zobaczył coś, czego nie powinien”
„Tłumaczyłem sobie, że po 9 latach to normalne. Że namiętność musi zejść na dalszy plan, że teraz liczy się odpowiedzialność. A jednak bywały wieczory, kiedy wpatrywałem się w sufit, słuchając jej oddechu i myślałem, że tak nie powinienem się czuć, kiedy ktoś, kogo kocham, leży obok”.

- Redakcja
Budzik zadzwonił o 6:45, ale już od dobrego kwadransa przewracałem się z boku na bok, słuchając, jak w pokoju obok Antek bełkocze coś przez sen. Zawsze mówi przez sen, gdy dzień wcześniej oglądaliśmy razem film. Tym razem „Król Lew” — więc dziś w nocy był pewnie Simbą. Uśmiechnąłem się do siebie i przeciągnąłem, zanim poszedłem zrobić nam śniadanie. Kasia zeszła na dół dopiero, kiedy my z Antkiem kończyliśmy jeść. On opowiadał właśnie z ekscytacją o nowym zestawie klocków, który widział w sklepie.
– Tato, ale serio! Ten statek kosmiczny ma aż 1200 elementów! Możemy go kiedyś zbudować razem?
– Jasne, że możemy – powiedziałem, wsuwając ostatni kęs jajecznicy. – Ale wtedy będziesz musiał zostawić wszystkie kawałki w jednym miejscu, a nie jak ostatnio – wyjąłem mu z kieszeni spodni klocek, który znalazłem rano na kanapie.
– Eee, to tylko test! – roześmiał się. – Sprawdzałem, czy jesteś czujny.
– Zawsze jestem czujny – mruknąłem teatralnie, pochylając się, by rozczochrać mu włosy.
Kasia wypiła tylko kawę. Od miesięcy nie jadała śniadań z nami. Oparła się o blat kuchenny, skrolując coś w telefonie.
– Masz dzisiaj dłużej? – spytałem, choć znałem odpowiedź.
– Mam spotkanie z klientem. Muszę być wcześniej – odpowiedziała szybko, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Dobrze – powiedziałem tylko, ale w środku znów poczułem ten znajomy chłód. Taki sam jak w nocy, kiedy jej ramię leżało kilka centymetrów za daleko na naszej wspólnej poduszce.
Nie kłóciliśmy się. Nie było dramatów. Ale nasze rozmowy od dawna przypominały checklistę – „odebrałeś Antka?”, „mleko kupiłeś?”, „jutro jestem dłużej”. A między tym – cisza. Albo udawana neutralność. Czasem tłumaczyłem sobie, że po dziewięciu latach małżeństwa to normalne. Że namiętność musi zejść na dalszy plan, że teraz liczy się stabilność, odpowiedzialność, dziecko.
A jednak... Bywały wieczory, kiedy wpatrywałem się w sufit, słuchając jej oddechu i myślałem, że tak się chyba nie powinno czuć, kiedy ktoś, kogo się kocha, leży obok. Czułem się, jakbym mieszkał z kimś, kogo znałem kiedyś bardzo dobrze, ale teraz... jakbyśmy byli współlokatorami, którzy raz na jakiś czas wymieniają się uprzejmościami.
Ale potem przychodził Antek. Mówił: „Tato, zagramy w coś?”, „Pobawimy się?”, „Zrobisz mi herbatkę jak mama, tylko lepszą?”. I wtedy wszystko się znów spinało. Bo dla niego warto było trzymać to wszystko razem. Dla niego potrafiłem zamieść niepokój pod dywan, udawać, że to tylko przejściowy kryzys. Tyle że pod tym dywanem robiło się coraz grubiej...
Nie chciałem tego widzieć
– Tato, a kto to był ten pan, z którym mama się przytulała w aucie? – zapytał Antek, zanim zdążyłem zamknąć drzwi lodówki.
Stanąłem jak wryty z butelką soku w ręce. Przez chwilę wpatrywałem się w jego twarz, jakby mogła podpowiedzieć mi, że to jakiś żart albo nieporozumienie. Ale on patrzył na mnie zupełnie spokojnie. Bez świadomości, że właśnie wypowiedział słowa, po których świat, który znałem, przestał istnieć.
– W jakim aucie, synku? – zapytałem cicho, próbując zapanować nad głosem, który mimowolnie zaczął mi drżeć.
– No takim srebrnym. Stało niedaleko naszej szkoły, koło tego kiosku, wiesz? Mama wsiadła do środka i... ten pan ją przytulił. Ale nie tak jak ty mnie. Tak... no, wiesz... tak jak ludzie w filmach – dodał i znów sięgnął po swoją kredkę.
Usiadłem przy stole, jakby ktoś mnie popchnął. Nogi odmówiły współpracy. Czułem, jakby moje wnętrze zrobiło się puste, jakby ktoś je wygarnął łopatą i zostawił tylko powietrze i ciszę.
– A kiedy to widziałeś? – zapytałem, chociaż serce biło mi już tak głośno, że ledwo słyszałem własny głos.
– Wczoraj. Wyszedłem wcześniej z klasy, bo pani się pomyliła z dzwonkiem. Stałem przy płocie i czekałem. Mama powiedziała, że się spóźni, ale przyjechała szybciej. Wysiadła z samochodu tego pana i powiedziała, żebym nie mówił, bo to niespodzianka. Że potem mi powie, o co chodzi. Ale nic nie powiedziała – odpowiedział z rozbrajającą szczerością, nawet na mnie nie patrząc.
Wstałem i podszedłem do zlewu. Musiałem odwrócić się plecami do niego, bo nie byłem pewien, czy zdołam utrzymać twarz bez wyrazu. Próbowałem oddychać spokojnie, ale każda kolejna myśl wbijała się we mnie jak zimne ostrze. Srebrne auto. Przytulanie. Niespodzianka. I jego oczy. Oczy dziecka, które widziało coś, czego nie powinno. I nawet nie zdawało sobie sprawy z tego, jak wielką wagę miały te słowa.
Nie mogłem zacząć teraz krzyczeć. Nie mogłem zadawać pytań, które rozedrą naszą codzienność na kawałki. Antek był jeszcze zbyt mały, żeby to zrozumieć. Nie mogłem na jego oczach pokazać, że mama i tata to nie jest już ta sama drużyna. Nawet jeśli właśnie zacząłem mieć pewność, że ona już dawno z niej wyszła.
– To pewnie jakiś kolega mamy z pracy – powiedziałem w końcu, starając się, żeby mój głos zabrzmiał lekko, zwyczajnie. – Pewnie chciał ją tylko pocieszyć. Może miała trudny dzień.
– Ale ona się uśmiechała. Śmiali się nawet – dodał Antek, odgryzając kawałek jabłka.
Nie odpowiedziałem. Wyszedłem na balkon i stanąłem przy barierce. Powietrze było zimne, chociaż był dopiero wrzesień. Patrzyłem na dachy sąsiednich domów, ale w głowie nie widziałem nic poza tym, co właśnie usłyszałem. Twarz Kasi, kiedy mówi, że zostaje dłużej w pracy. Jej dłonie trzymające telefon, kiedy siedzimy razem, a ona niby słucha, ale wzrok ma gdzieś indziej. Wcześniejsze wyjazdy, nieodebrane połączenia, nagłe spotkania, o których mówiła zbyt lakonicznie. To wszystko już było. Tylko nie chciałem tego widzieć. Nie wiem, ile tam stałem. Gdy wróciłem do kuchni, Antek już układał puzzle na dywanie.
– Tato, pomożesz mi? – zapytał z uśmiechem.
– Jasne – odpowiedziałem, siadając obok niego.
Złożyliśmy kawałek po kawałku obrazek z kosmiczną rakietą. A ja w tym czasie próbowałem złożyć własną wersję wydarzeń, która nie rozpadnie się, kiedy spojrzę żonie w oczy.
Nie patrzyłem jej w oczy
Wieczorem, kiedy Antek już spał, Kasia przyszła do kuchni w szlafroku. Udawała spokój. Usiadła przy stole i zapytała, czy zrobiłem zakupy na jutro. Odpowiedziałem, że tak, ale nie patrzyłem jej w oczy. Zamiast tego dolałem sobie herbaty i usiadłem naprzeciwko niej.
– Gdzie byłaś wczoraj po południu? – zapytałem.
Zawahała się. To był ułamek sekundy, ale wystarczył. Poprawiła rękaw i powiedziała, że spotkała się z koleżanką, że coś się jej nagle przedłużyło.
– Którą koleżanką?
– Beatą – rzuciła, jakby to było bez znaczenia.
Skinąłem głową, jakbym przyjął to do wiadomości. W myślach miałem ochotę przewrócić stół, zapytać, kim był ten facet, ale siedziałem cicho. Obserwowałem. Czekałem, czy się wycofa, czy dopowie coś więcej. Nie zrobiła tego.
– A Beatę pozdrów ode mnie – powiedziałem spokojnie. – Wiesz, że Antek cię widział? Stałaś przy kiosku, a potem... No, wsiadłaś do samochodu jakiegoś pana.
Zamarła. Przez sekundę nie wiedziała, co powiedzieć, ale szybko się otrząsnęła.
– Kolega z pracy mnie podwiózł. Miałam ciężki dzień. Co z tego?
– Nic. Pytam tylko – odpowiedziałem. – Czasem mam wrażenie, że już nie rozmawiamy. Tylko coś ukrywamy.
Wzruszyła ramionami, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi. Ale oczy miała nerwowe, spojrzenie krótkie. Podniosła się od stołu, powiedziała „dobranoc” i zniknęła w sypialni. Zostałem w kuchni. W ciszy. Patrzyłem na parującą herbatę i zadawałem sobie pytanie, którego bałem się najbardziej. Czy ja na pewno chcę znać prawdę?
Płakałem nad moim synkiem
Nie planowałem tego. Po prostu wziąłem kurtkę, wsiadłem do samochodu i pojechałem pod biuro, w którym pracowała Kasia. Stałem tam dłużej, niż zamierzałem. Słońce zachodziło, a ja obserwowałem ludzi wychodzących z budynku. Po godzinie zobaczyłem ją. Nie była sama. Z Tomkiem. Kiedyś opowiadała o nim przy kolacji, że pomagał jej przy projekcie, że jest po rozwodzie, że spokojny, trochę smutny facet. Teraz siedzieli razem w jego aucie. Śmiali się. Jej ręka spoczywała na jego ramieniu. Nie całowali się. Nie musieli. Wszystko było w tym geście.
Zrobiłem zdjęcie. Nie wiem po co. Może żeby mieć dowód, że to się naprawdę dzieje. Ale nie mogłem się zmusić, żeby spojrzeć na ekran. Zamiast tego opuściłem telefon i po prostu patrzyłem, jak odjeżdżają. Wróciłem do domu późno. W salonie paliła się tylko lampka nocna. Usiadłem na kanapie, nie zdejmując butów. Poczułem, że cała złość, która mnie trzymała na nogach, zaczyna ustępować miejsca czemuś gorszemu. Pustce. Smutkowi, który wbijał się głęboko i nie chciał się ruszyć. Nie płakałem dlatego, że mnie zdradziła. Płakałem, bo mój syn widział coś, czego nie powinien. Bo już wiedziałem, że nasz dom, w którym przez lata walczyliśmy o normalność, przestał być bezpiecznym miejscem. I że niczego nie da się cofnąć.
Nie udawała zdziwienia
Nie chciałem czekać do wieczora. Kiedy tylko Antek wyszedł z domu z babcią, wszedłem do sypialni, gdzie Kasia kończyła się malować. Usiadłem na łóżku, wyjąłem telefon i położyłem go przed nią. Ekran był czarny, ale ona i tak wiedziała, co tam zobaczy.
– Kim dla ciebie jest Tomek? – zapytałem.
Znieruchomiała. Spojrzała na mnie, potem na telefon. Nie udawała zdziwienia.
– To nie tak, jak myślisz.
– A jak? – zapytałem spokojnie, choć ręce miałem lodowate.
– On po prostu był. Wtedy, kiedy ty byłeś... daleko. Obok, ale nieobecny. – Jej głos zaczął się łamać. – Z nim czułam, że ktoś mnie widzi. Że jestem kimś więcej niż planem dnia i listą zakupów.
– A ja? Co ze mną?
– Próbowałam. Rozmawiać, wołać cię, ale ty... nie słuchałeś. Zasypiałeś z gazetą w ręku, odpowiadałeś półsłówkami. Tomek mnie słuchał. Niczego nie planowaliśmy. Po prostu... się stało.
– I dlatego nasz syn widział cię wtuloną w innego faceta w aucie? Dlatego kłamałaś, mówiąc, że byłaś u Beaty?
Usiadła na skraju łóżka. Oczy miała czerwone. Schowała twarz w dłoniach.
– Nie chcę cię ranić. Naprawdę nie chciałam.
– Ale zadałaś cios. I nie mnie najbardziej. Tylko jemu.
Milczeliśmy. W pokoju było tylko ciche tykanie zegarka. W końcu powiedziała:
– Nie wiem, co dalej. Chcę spróbować to naprawić. Jeśli tylko... jeśli jeszcze ci na nas zależy.
Nie odpowiedziałem. Bo sam nie wiedziałem.
Nie miałem żadnego planu
Poranek był jak każdy inny. Antek jadł płatki, ja nalewałem kawy, Kasia ubierała się w pośpiechu, bo miała kolejne spotkanie. Siedzieliśmy razem przy stole, ale nikt nie patrzył nikomu w oczy. Odgrywaliśmy jakiś teatr rodziny, gdzie każdy zna swoje role, ale zapomniał, po co je gra. Spojrzałem na Antka. Miał rozczochrane włosy i mleko na brodzie. Śmiał się z czegoś na opakowaniu płatków. Dziecko. Wciąż czyste, nieświadome wszystkiego, co zdążyło się już w tym domu rozpaść.
Zerknąłem na Kasię. Była zmęczona. Inaczej niż kiedyś. Jakby walczyła ze sobą. Może nadal walczyła. Może próbowała jeszcze wierzyć, że to, co zrobiliśmy z tym związkiem, da się skleić. Ja nie wiedziałem. Nie miałem planu. Nie miałem gotowej decyzji. Czasem myślałem, że powinienem odejść, że nie potrafię z tym żyć. Innym razem widziałem Antka śpiącego z przytulonym misiem i mówiłem sobie, że nie mam prawa nic zburzyć mu bardziej...
Może to nie zdrada była najgorsza. Może gorsze było to, że tak długo milczeliśmy. Że pozwoliliśmy, by między nami zapadło coś, czego już nie dało się nazwać. I że dopiero pytanie mojego dziecka wyciągnęło to na światło dzienne. Nie wiem, jak się kończy ta opowieść. Może się nie skończy wcale. Ale wiem jedno – kiedy dziecko zadaje pytanie, które nigdy nie powinno paść, coś pęka na zawsze. Coś się nieodwracalnie zmienia. I już nigdy nie jest się tym samym człowiekiem.
Maciej, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pojechałem z teściem na grzyby i chciałem przykozaczyć. Wracałem z pustym koszykiem i podkulonym ogonem”
- „Marek zostawił dla mnie żonę i dzieci. Miał być mój na 100%, a codziennie muszę się nim dzielić”
- „Dostałam w spadku dom nad morzem. Dzieci myślą że, go sprzedam i dam im gotówkę na ich długi”