„Moja żona myśli, że chcę z niej zrobić wieśniaczkę i trwonię wspólną kasę. Gdy zobaczyła to miejsce, role się odwróciły”
„Agnieszka nie chciała słyszeć, że mielibyśmy się zadłużyć po uszy tylko po to, żeby mieć własny kawałek ziemi. Nie działały argumenty, że to świetna inwestycja, a Michałek będzie miał się gdzie wybiegać. Wyrwało mi się, że na spłatę działki moglibyśmy zaoszczędzić, nigdzie nie wyjeżdżając na wakacje przez kilka lat. To było głupie zagranie”.
- Darek, 33 lata
Obawiałem się, że reakcja mojej żony na propozycję kupna działki na wsi może nie być zbyt entuzjastyczna. Nie spodziewałem się jednak, że Aga tak się wścieknie.
– Darek, ty chyba sobie żartujesz?! – żona spojrzała na mnie jak na wariata. – Chcesz ze mnie zrobić… rolniczkę?!
– Przecież ta działka nie ma bardzo dużej powierzchni – próbowałem ją przekonać. – Posadzimy tam parę jabłonek, trochę truskawek, własne pomidory i...
– I wynajmiemy kogoś, żeby to za nas uprawiał? – przerwała mi złośliwie Agnieszka. – Nie stać nas na to. Dobrze o tym wiesz!
– Ale... – zacząłem.
– Nawet nie chcę o tym słyszeć! – zamknęła dyskusję.
Niestety, musiałem jej przyznać rację. Wprawdzie działka, którą chciałem kupić, miała okazyjną cenę, ale nawet ta okazyjna cena mocno przewyższała nasze możliwości. Na dodatek nasza zdolność kredytowa była raczej niewielka. Wciąż spłacaliśmy pożyczkę za mieszkanie i mieliśmy to robić jeszcze 15 lat.
Oniemiałem z zachwytu
Mimo wszystko gdy mój znajomy, Karol, zawiózł mnie w to miejsce, oniemiałem z zachwytu. Działka znajdowała się na niewielkim wzniesieniu, które łagodnie opadało ku rzeczce wijącej się w dolinie.
Karol chciał kupić tę działkę. Ponieważ także nie miał zbyt dużo pieniędzy, wymyślił sobie, że zrobi to z kimś na spółkę, a następnie działkę się podzieli. I to ja miałem być tym kimś. Właściwie zgodziłem się od razu, nie myśląc o tym, że nas nie stać. Teraz pozostawało mi tylko przekonać do tego żonę.
Zadanie nie było łatwe, bo Aga, jak to kobieta, była osobą praktyczną i oszczędną. I nawet nie chciała słyszeć, że mielibyśmy się zadłużyć po uszy tylko po to, żeby mieć własny kawałek ziemi. Nie przekonywały ją argumenty, że to świetna inwestycja, że Michałek, nasz sześcioletni syn, będzie miał się gdzie wybiegać.
Wyrwało mi się, że na spłatę działki moglibyśmy zaoszczędzić, nigdzie nie wyjeżdżając na wakacje przez kilka lat. To było głupie zagranie, bo według Agnieszki tym bardziej nie powinniśmy jej kupować, bo „tylko by nas uwiązała i nic więcej byśmy nie zobaczyli”.
To miejsce urzekło nawet moją żonę
W końcu postanowiłem, że jedyną rzeczą, jaka może ją przekonać do kupna tej działki, jest… sama działka. Zawiozłem tam Agę w wyjątkowo piękny kwietniowy poranek. Na drzewach pojawiły się już pierwsze pączki, choć jeszcze niedawno wszystko wokół pokrywała gruba warstwa śniegu. Powietrze było chłodne i rześkie. Oddychaliśmy pełną piersią. Okolica wyglądała tak bajkowo, że nawet Agnieszka aż otworzyła usta z wrażenia. Kiedy spacerowaliśmy brzegiem rzeczki, nie odezwała się ani słowem, tylko chłonęła atmosferę tego miejsca. Za to gdy wracaliśmy do domu, rzuciła:
– Kupujemy. Jak najszybciej.
To prawda, musieliśmy się spieszyć. Taka ładna działka w tak świetnej cenie nie czekałaby na nas w nieskończoność. Dlatego wspólnie z moim znajomym podpisaliśmy umowę już następnego dnia. Zadatkowaliśmy dziesięć procent wartości działki, a pozostałą część kwoty mieliśmy wpłacić w ciągu kolejnych trzech miesięcy. Natychmiast zaczęły się gorączkowe poszukiwania pieniędzy. Udało nam się uzyskać niewielki kredyt w banku, żona sprzedała część swojej biżuterii. Parę złotych dołożyli też nasi rodzice, zastrzegając sobie przy tym prawo „wpadania od czasu do czasu” na działkę.
I gdy zebraliśmy już prawie całą kwotę, zadzwonił do mnie Karol, prosząc o spotkanie.
– Nie mogę kupić tej działki
– zaczął bez zbędnych wstępów.
– Jak to? Co się stało? Przecież mówiłeś, że masz kasę na swoją część – zdziwiłem się.
– Owszem, mam – odparł posępnie. – Ale rozwodzę się z Izą. Forsę przed nią jakoś ukryję, natomiast działki już nie. A mamy wspólnotę majątkową.
– Stary, co mnie… – zacząłem.
– Ona ma kogoś – przerwał mi. – Nie chcę, żeby się stała współwłaścicielką mojej działki!
– Karol, co mnie to obchodzi?! Ja już się zadłużyłem, żeby to kupić, a teraz…
– Wybacz, ale nie mogłem przewidzieć, że mi żona rogi przyprawi! – fuknął obrażony.
– Byłoby dobrze, żebyś mi oddał moją część zadatku. Bo inaczej ta pinda i tak stanie się współwłaścicielką działki. Chyba że nie masz zamiaru kupić tej ziemi.
Jeśli zajdzie potrzeba, pieniądze się znajdą
W tamtym momencie najchętniej bym Karola pobił. Nic mnie nie obchodziły jego problemy małżeńskie, bo przecież przez niego sam miałem nóż na gardle. Niby mogłem oddać szybko i bez większych strat pożyczone pieniądze, ale na pewno przepadłby mój zadatek, który zawsze zostaje u tego, kto sprzedaje. A to była naprawdę spora kwota.
O samodzielnym kupnie działki nawet nie myśleliśmy, skoro ledwo udało nam się uciułać na połowę. Dlatego kiedy wróciłem do domu ze spotkania z Karolem, minę miałem bardzo niewesołą. Powiedziałem Agnieszce o całej sytuacji. Była załamana.
W nocy oboje przekręcaliśmy się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. W końcu Aga wypaliła:
– I tak ją kupimy.
– Jakim cudem? – spytałem. – Przecież nie mamy pieniędzy.
– Sprzedamy samochód – odparła tak po prostu, jakby wszystko już sobie dokładnie przemyślała. – Kiedy to zrobimy, niewiele już będzie brakować.
– A jak potem będziemy tam dojeżdżać? – nie byłem przekonany. – Komunikacja jest słaba. To chyba trochę bez sensu...
– Jak bez sensu?! – zdenerwowała się Agnieszka. – Samochód się odkupi, kiedy sprzedamy połowę działki. To nawet lepiej, że Karol się wycofał. Weźmiemy jego część. Jest ładniejsza.
Moja żona ogromnie się zapaliła do tego pomysłu. Nic nie mogło jej od niego odwieść. Nawet fakt, że termin zapłaty reszty kwoty upływał za tydzień. Trudno było się spodziewać, że w tak krótkim czasie uda nam się sprzedać samochód, i to za dobrą cenę. Dużo ryzykowaliśmy...
Agnieszka zdecydowała się postawić wszystko na jedną kartę. Mieliśmy zaproponować dotychczasowemu właścicielowi działki nową umowę. Wpłacimy mu w sumie jedną trzecią wartości jako zadatek, za to dostaniemy jeszcze dwa miesiące na wpłatę reszty kwoty. Gdyby nam się nie udało, zadatek w całości przepadał. Facet się zgodził. Moją żonę opanowała jakaś przedziwna „gorączka ziemi”. Jakby spodziewała się, że gdy kupimy w końcu tę działkę, jak spod ziemi wyskoczą z niej pieniądze i natychmiast spłacimy wszystkie długi. Daliśmy ogłoszenia do gazet, że sprzedamy samochód i „pół działki”.
Nasze auto dość szybko znalazło nabywcę za godziwą cenę. Za to na ziemię nie było żadnych chętnych. Na szczęście Karol zachował się przyzwoicie i obiecał pożyczyć nam kwotę brakującą do zakupu. Dzięki temu na ostatni dzień przypadający w umowie mogliśmy umówić się z właścicielem na wpłatę.
Chyba nas oszukał! Tylko tego brakowało
I wtedy właśnie zaczęło lać jak z cebra. Po paru dniach nieustannych deszczów droga do naszej działki stała się właściwie nieprzejezdna. Każdy samochód, który chciałby się tamtędy przedostać, natychmiast ugrzązłby w błocie. To samo dotyczyło dojazdu do domu właściciela. Dlatego umówiliśmy się z nim parę dni później, gdy pogoda miała się poprawić, a ziemia trochę wyschnąć.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, powoli zachodziło już słońce.
– Zobacz, kochanie, w domu jest zupełnie ciemno – zaniepokoiłem się, gdy wyszliśmy z pożyczonego auta i rozejrzeliśmy się po pustym podwórzu. – Wygląda na to, że go nie ma…
– Oszukał nas! – zaczęła panikować moja żona. – Wykorzystał to, że według umowy spóźniliśmy się z zapłatą kwoty, i teraz sprzeda tę ziemię jeszcze raz!
– Nie... Wydawał się przecież uczciwym człowiekiem – odparłem z powątpiewaniem.
– Akurat! – zawołała Aga.
– Trzeba było wpłacić na konto!
– On nie ma konta – przypomniałem jej spokojnie.
– To wysłać przekaz pocztą. Mielibyśmy datę stempla jako dowód, a tak to wszystko stracone! – i Agnieszka rozpłakała się.
– Dlaczego państwo nie wchodzą? – usłyszeliśmy głos gospodarza, który niespodziewanie ukazał się w drzwiach domu.
– Bo ciemno. Myśleliśmy…
– Przez te deszcze problem z prądem mamy. Państwo wchodzą, jest już świadek… Pół godziny później byliśmy formalnymi właścicielami działki.
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w stronę domu, ale Agnieszka nagle zażyczyła sobie, żeby odwiedzić naszą działkę. Na miejsce dotarliśmy o ósmej wieczorem. Księżyc w pełni świecił jednak tak jasno, że cały krajobraz widać było jak na dłoni.
– Tam, na górze, postawimy domek – wskazała palcem Agnieszka. – Obok posadzimy kwiaty i jabłonki, a tu...
– Moment, kochanie, to już nie będzie nasza część działki…
– Rzeczywiście, szkoda... – posmutniała. – A może nie musimy jej sprzedawać? Na razie możemy kupić byle jaki samochód.
– I pomyśleć, ile się namęczyłem, żeby cię przekonać do kupna choć kawałka tego miejsca! – westchnąłem, przytulając żonę.
– A teraz będziesz mnie musiał powstrzymać, żebym nie kupiła całej okolicy! – roześmiała się.