„Moja żona nie wie, jak bardzo tęsknię za poprzednią. Chociaż jest perfekcyjna, to przy byłej czułem, że żyję”
„Czasem nocą, kiedy Justyna śpi obok mnie w tej naszej cichej sypialni, otwieram stary folder ze zdjęciami. I patrzę. Magda w czerwonej sukience na naszej parapetówce. Magda z rozwianymi włosami nad morzem. Patrzę i wiem, że to nie była dobra relacja. Ale była intensywna. Była prawdziwa. Justyna zasługuje na całą moją uwagę. Ale ja nie zawsze umiem jej to dać. I boję się, że ją skrzywdzę”.

- Redakcja
Nie wiem, czy da się być szczęśliwym, kiedy człowiek ciągle rozdrapuje stare rany. Justyna mówi, że tak – że trzeba „żyć tu i teraz”, że to przeszłość nas ukształtowała, ale nie powinna nami rządzić. Tylko jak to zrobić, kiedy ta przeszłość wraca w najmniej odpowiednich momentach?
Dzisiaj wieczorem, przy kolacji, znowu się zamyśliłem. Justyna coś opowiadała o swojej koleżance z pracy, tej, co wyjechała do Holandii, a ja tylko przytakiwałem, patrząc gdzieś w bok, w ciemne okno, w swoje odbicie.
– Znowu jesteś gdzieś myślami – powiedziała nagle. – Co się dzieje?
Podniosłem na nią wzrok. Miała spięte włosy, elegancki sweter, nienaganną postawę. Kobieta dojrzała, opanowana. Kochająca. Idealna. A ja? Ja byłem nieobecny.
– Jestem po prostu zmęczony – skłamałem.
Uśmiechnęła się blado i wróciła do opowieści. Ale wiedziałem, że wyczuła fałsz. Ona wszystko czuje. Tylko niczego nie mówi. Taka jest. I może właśnie dlatego czasem tęsknię... Nie za samą Magdą, moją byłą żoną, bo przecież to był rollercoaster – pełen krzyków, pocałunków, cichych dni i płaczu. Ale za tym, jak się wtedy czułem. Żywy. Cholernie żywy.
Może proszę o kłopoty, ale nie mogę zapomnieć
Wszystko zaczęło się od przypadkowego powiadomienia na telefonie: „Rok temu w tym dniu” – napisała aplikacja, wyświetlając zdjęcie Magdy. W kapturze, z kubkiem kawy, z tym swoim rozbrajającym półuśmiechem, który zwykle poprzedzał kłótnię albo seks. Spojrzałem na ekran i nic nie mogłem zrobić. Przez dobrą godzinę rozmyślałem. Kolejne zdjęcia – jej nogi na desce rozdzielczej, jej środkowy palec pokazany do aparatu, moje stopy obok jej w łóżku. Głupoty. Ale każde zdjęcie pachniało życiem i emocjami. Przez resztę dnia byłem jak lunatyk.
Spotkałem się z Pawłem. Po kilku łykach wygadałem się.
– Czasem myślę o Magdzie… o tym, co było. Nie wiem, czy za nią tęsknię, czy za tym, jaki byłem przy niej – powiedziałem, zdrapując etykietę na butelce.
– Ty się chyba prosisz o kłopoty, stary – mruknął. – Masz dobrą kobietę. Chcesz to spieprzyć?
– Nie chcę. Ale nie mogę udawać, że nic się nie dzieje. Jakby jakaś część mnie została tam, z Magdą.
Paweł milczał chwilę.
– Może nie tęsknisz za nią, tylko za sobą sprzed lat?
Może. Ale to nie zmieniało faktu, że wracając do domu, włączyłem sobie naszą piosenkę. Naszą z Magdą. Tę, co leciała w radiu, kiedy pierwszy raz się pokłóciliśmy w aucie, a potem godziliśmy na tylnym siedzeniu. Justyna już spała. W kuchni pachniało jej herbatą z melisą. Usiedliśmy wtedy z Magdą na masce samochodu, patrząc na księżyc. I wtedy powiedziała mi po raz pierwszy, że mnie nienawidzi. I że chyba właśnie dlatego mnie kocha.
Justyna zaczęła coś przeczuwać
– Masz w oczach cień, którego nie znam – powiedziała, kiedy wróciłem późnym wieczorem, niby po spotkaniu z Pawłem. W kuchni było cicho, jak zawsze. Tylko zegar tykał za głośno.
– Wydaje ci się. Jestem po prostu zmęczony – rzuciłem, sięgając po szklankę z wodą, byle nie patrzeć jej w oczy.
– Tomasz… – położyła dłoń na moim ramieniu. – Wiem, że coś się dzieje. Możesz mi powiedzieć.
Zacisnąłem palce na szklance. Chciałem jej powiedzieć. Naprawdę. Ale nie potrafiłem tego wyrzucić.
– Nie dzieje się nic – skłamałem.
Patrzyła jeszcze przez chwilę. Potem skinęła głową i odeszła do łazienki. A ja zostałem sam. Z poczuciem winy tak wielkim, że aż piekło mnie w gardle.
Wieczorem zasnęła szybko, jak zawsze. A ja leżałem obok niej, gapiąc się w sufit. W głowie widziałem Magdę w naszej starej kawalerce, kiedy krzyczała, że nienawidzi mojego dystansu, mojej cichej obojętności. Że ją denerwuję, bo nigdy nie okazuję, co czuję. I wtedy rzucała we mnie czymś, co miała pod ręką. A pięć minut później siadała mi na kolanach, wlepiając we mnie te swoje dzikie, zranione oczy.
Z Justyną nigdy nie rzucaliśmy w siebie niczym. Nigdy nie krzyczeliśmy. Nie pamiętam, żebyśmy się kiedyś naprawdę pokłócili. Ale też... nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś mnie zabolało albo wzruszyło przy niej. Kiedy zasypiała, czasem szeptała: „Dobranoc, kochanie”. A ja odpowiadałem „dobranoc”, bo tak trzeba. Bo przecież ją kocham. Prawda?
Spotkałem ją przypadkiem
Wyszedłem z pracy wcześniej, bo wszystko mnie dusiło. Powietrze, biurko, klawiatura. Poszedłem do kawiarni, tej na Wilczej, gdzie kiedyś Magda zamówiła cappuccino i kazała je zwrócić, bo „pianka była żałosna”. Usiadłem w rogu, zamówiłem herbatę. I wtedy weszła. Nie zmieniła się. Może trochę inna fryzura, może bardziej kobieca sukienka. Ale ten sam krok. Ten sam sposób, w jaki przesuwała palcem po menu, marszcząc brwi.
Spojrzała w moją stronę. I znieruchomiała. A potem... podeszła.
– Co tak dziwnie wyglądasz? – powiedziała bez powitania. Usiadła naprzeciwko, jakby to było oczywiste.
– Nie wiem już sam – odpowiedziałem, zanim zdążyłem się zastanowić.
Uśmiechnęła się krzywo.
– Czyli nic się nie zmieniło.
Rozmowa była krótka. Powierzchowna. O pracy, o pogodzie, o tym, że życie toczy się dalej. Ale między słowami pulsowało coś, czego oboje nie powiedzieliśmy. Że tęsknimy. Może nie za sobą. Ale za tą energią, która była między nami. Tą elektrycznością.
Gdy wróciłem do domu, Justyna siedziała na kanapie, zawinięta w koc.
– Coś się stało? – zapytała. – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
– Spotkałem Magdę – powiedziałem. Po prostu. Bo nie miałem już siły kłamać.
Zamilkła.
– I co czujesz?
Zawahałem się. Usiadłem obok niej, ale wydawało mi się, że między nami rozciąga się przepaść.
– Nie kocham jej. Ale czasem tęsknię. Za sobą. Za tym, jak się czułem wtedy.
Justyna wstała. Nie powiedziała nic. Przeszła do sypialni. A ja zostałem.
Czułem się pusty
Przez kilka dni Justyna nie mówiła nic. Była obecna. Robiła kawę, odbierała telefony, odkładała moje pranie na łóżko. Ale między nami wisiała cisza, twardsza niż jakiekolwiek słowo. Patrzyła na mnie rzadziej. Uśmiechała się z obowiązku.
W czwartek zapytała, bez emocji:
– Czy mam z tobą jeszcze przyszłość?
Nie umiałem odpowiedzieć. Może właśnie to było najgorsze. Że miałem wszystko, co trzeba – kochającą żonę, spokój, wspólne życie – ale brakowało czegoś, co kiedyś kłuło mnie w serce. Czułem się pusty. Więc spakowałem plecak i powiedziałem, że muszę wyjść. Nie wiedziałem, dokąd idę. Po prostu musiałem. Zostawiłem telefon w domu. Wędrowałem po mieście do późna, potem pojechałem pociągiem do Gdyni. Wysiadłem nad ranem. Szum morza był jak wolność.
Siedziałem na zimnym piasku, próbując znaleźć w sobie odpowiedź. Czy można tęsknić za przeszłością i nie zdradzać teraźniejszości? Czy można kochać jedną kobietę, a jednocześnie marzyć o tej drugiej? A jeśli to nie chodziło o kobietę, tylko o tego chłopaka, którym byłem wtedy? Tego, który potrafił kochać bez kalkulacji?
Nie miałem odpowiedzi. Ale wiedziałem, że dalej tak nie dam rady.
Wróciłem po trzech dniach. Justyna była w kuchni. Zaparzała zieloną herbatę, jak zawsze, jakby nic się nie zmieniło.
– Wróciłeś – powiedziała tylko.
– Wróciłem – potwierdziłem.
Ale oboje czuliśmy, że to już inne „my”.
Nie umiem jej skrzywdzić
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie. Nie było awantur. Nie było scen. Tylko ciche „cześć”, odkładanie talerzy, sen plecami do siebie. Wieczorami próbowałem z nią rozmawiać. Usiąść naprzeciwko, dotknąć ręki, powiedzieć, że chcę to naprawić. Ale słowa grzęzły mi w gardle. Justyna też nie naciskała. Jakbyśmy oboje wiedzieli, że coś pękło i żadne z nas nie potrafi tego skleić.
Pewnego wieczoru w końcu usiedliśmy przy stole razem.
– Jestem tu – powiedziała. – Ale nie wiem, czy jeszcze razem z tobą.
Patrzyłem na nią długo. W jej oczach nie było złości. Była tylko rezygnacja. Jakby stała na brzegu morza i czekała, czy ją wezmę za rękę, czy pozwolę odpłynąć.
– Nie umiem cię skrzywdzić – powiedziałem w końcu. – Ale też nie wiem, czy potrafię żyć bez tamtej części siebie. Bez tej wersji, którą zostawiłem za sobą.
Nie odpowiedziała od razu. Tylko wzięła głęboki oddech i skinęła głową.
– Może czasem lepiej przestać walczyć. Przestać się łudzić.
Wstała od stołu. Nie trzasnęła drzwiami. Po prostu poszła do sypialni. Ja zostałem przy pustym kubku.
Tej nocy zasnęła pierwsza. Leżałem obok, słuchając jej spokojnego oddechu. Patrzyłem w sufit, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz naprawdę coś poczułem. Coś prawdziwego. Coś, co nie było tylko sentymentem. Ale nie znalazłem odpowiedzi.
Tomek, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż miewa humorki jak nastolatka. Na chrzcie córeczki zamiast się cieszyć, obraził się i trzasnął drzwiami”
- „Małżonka wyzwała mnie od starych tetryków i uciekła do córki. Mina jej zrzednie, jak się dowie, że mam już miłe zastępstwo”
- „Po 50-tce wdałam się w romans z moim studentem. Nie patrzę na jego stopnie w indeksie, bo ma inne walory”