Reklama

Miałem wszystko, o czym marzyłem, a przynajmniej tak to wyglądało z boku. Dobra praca, rosnąca pozycja w firmie, znajomi, których można było nazwać elitą – lekarze, prawnicy, ludzie sukcesu. Spotkania przy winie, dyskusje o najnowszych wydarzeniach na świecie, ambitne plany na przyszłość. Byłem jednym z nich. Kiedy patrzyłem na swoje życie, mogłem być z siebie dumny.

Reklama

Różniliśmy się

A potem wracałem do domu i widziałem Paulinę, moją żonę, siedzącą na kanapie w różowym dresie, śmiejącą się do telefonu, oglądającą kolejną dramę z celebrytami w roli głównej. Opowiadała mi z entuzjazmem o romansach aktorów i kłótniach influencerek, a ja coraz częściej czułem, jak narasta we mnie frustracja.

Kiedyś jej spontaniczność mnie urzekała, jej beztroska wydawała się jakimś przeciwieństwem mojego uporządkowanego świata. Była radosna, pełna życia, nie przejmowała się tym, co ludzie powiedzą. To było odświeżające.

Ale im wyżej się wspinałem, tym mocniej czułem, że Paulina nie pasuje do świata, do którego należałem. Nie interesowały jej rozmowy o ekonomii, polityce, książkach, którymi ekscytowali się moi znajomi. Nie próbowała nadążyć, nie udawała nawet, że ją to ciekawi.

Zamiast tego żyła swoim światem – plotek, seriali, zakupów i kosmetyków. Coraz częściej na spotkaniach ze znajomymi łapałem się na tym, że się jej wstydzę. Każdy jej komentarz, każde jej pytanie, każde zdanie wypowiedziane w niewłaściwym momencie sprawiało, że miałem ochotę zniknąć.

Było mi wstyd

Wiedziałem, że to nie jest w porządku. Że nie powinienem myśleć o niej w ten sposób. Była moją żoną, kochała mnie, nie zrobiła nic złego. A jednak czułem, że coraz bardziej się od siebie oddalamy.

Wiedziałem, że to się źle skończy. Już w drodze na przyjęcie czułem niepokój. Paulina wydawała się podekscytowana, powtarzała, że dawno nie wychodziliśmy razem, że to świetna okazja, by się zabawić. Widziałem, że starała się dobrze wyglądać – włożyła elegancką sukienkę, uczesała się staranniej niż zwykle, nawet ograniczyła ilość perfum, którymi zazwyczaj oblewała się z przesadą.

Gdy weszliśmy do przestronnego salonu, od razu poczułem się lepiej. Ludzie, z którymi czułem się swobodnie, drogie wina, delikatna muzyka w tle, rozmowy pełne analiz i spostrzeżeń. Paulina wzięła kieliszek szampana i uśmiechała się szeroko, ale widziałem, że nie potrafi się odnaleźć. Nie wiedziała, o czym rozmawiać, kogo zagadnąć, jak wpasować się w rytm rozmów. Wtedy ktoś poruszył temat inflacji.

– To niesamowite, jak szybko rosną ceny. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu za tę samą kolację płaciłem połowę tego, co dzisiaj – powiedział Marek, finansista, człowiek, który na wszystko miał wykres i wykalkulowaną opinię.

– Inflacja nas dobija. Ceny rosną w tempie, jakiego nie widziałem od lat – dodał ktoś inny.

Paulina spojrzała na mnie i nagle, z uśmiechem, rzuciła:

– A narzekacie, przynajmniej w pasie nam ubędzie, hehe

Zrobiło się cicho. Czułem, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.

Wszyscy zamilkli

Kilka osób spojrzało na siebie, ktoś nerwowo poprawił mankiet koszuli, a gospodyni uśmiechnęła się sztucznie, jakby nie była pewna, czy Paulina żartuje, czy mówi poważnie.

– Paulina jak zawsze z humorem, haha… – zaśmiałem się nerwowo, próbując rozładować atmosferę.

– Ekhm… Tak, humor jest ważny – odparł Marek i szybko zmienił temat.

Przez resztę wieczoru unikałem patrzenia w stronę Pauliny. Piłem więcej, niż powinienem, wtrącałem się w rozmowy, starałem się odwrócić uwagę od tej niezręcznej chwili. A ona? Zdawała się niczego nie zauważyć. Bawiła się dobrze, rozmawiała z kimś o nowym sezonie jakiegoś reality show, śmiała się głośno.

Kiedy wróciliśmy do domu, milczałem.

– Coś się stało? – zapytała, gdy zamknęła drzwi.

– Nic – rzuciłem sucho i zacząłem rozwiązywać krawat.

– Zachowujesz się, jakbym zrobiła coś złego – skrzyżowała ręce na piersi. – Tymon, nie rób ze mnie idiotki. Widzę, że coś jest nie tak. Od przyjęcia się do mnie nie odzywasz.

Westchnąłem i potarłem skronie. Nie miałem ochoty na tę rozmowę. Chciałem po prostu pójść spać, zapomnieć o tym wieczorze. Ale Paulina nie odpuszczała.

– Chodzi o to, co powiedziałam? – dopytywała.

– Paulina, ja po prostu… czasami trudno jest…

– Trudno co? Trudno ze mną wytrzymać?

Nie chciałem jej mówić

Zacisnąłem usta. Nie, nie tak. Nie chciałem tego mówić wprost, ale ona już wiedziała.

– Wstydzisz się mnie, prawda? – jej głos stał się cichy, ale pewny.

Nie odpowiedziałem od razu. To była ta chwila, w której mogłem skłamać, zapewnić ją, że to nieprawda, że przesadza, że źle odczytuje sytuację. Ale byłem zmęczony udawaniem, tłumaczeniem, usprawiedliwianiem.

– Po prostu… czasami się czuję niekomfortowo – przyznałem w końcu.

Paulina wciągnęła gwałtownie powietrze i zerwała się z kanapy.

– Niekomfortowo, bo nie znam się na twoich ważnych tematach? Bo nie cytuję raportów ekonomicznych? Bo wolę oglądać programy rozrywkowe zamiast debat politycznych?!

– Paulina, ja nie chciałem…

– A co chciałeś? Żebym udawała kogoś innego? Żebym siedziała cicho i tylko przytakiwała twoim znajomym?

Zacisnąłem szczękę, ale milczałem. Wiedziałem, że każde słowo tylko pogorszy sprawę.

– Wiesz co? Może faktycznie nie pasujemy do siebie – powiedziała nagle, a w jej głosie nie było już złości, tylko zmęczenie.

Patrzyłem, jak odwraca się na pięcie i idzie do sypialni. Nie zatrzymałem jej. Nie miałem już pewności, czy w ogóle chcę.

Coś się zmieniło

Paulina nie robiła mi awantur, nie płakała, nie dopytywała. Po prostu się wycofała. Przestała mówić o błahostkach, które kiedyś ją cieszyły, nie opowiadała mi już o celebrytach, nie pokazywała śmiesznych filmików. Milczała. A ja chyba poczułem ulgę.

Zacząłem zostawać w pracy dłużej, wracałem późno, zmęczony, bez sił na rozmowę. Gdy spotkania ze znajomymi pojawiały się w kalendarzu, nie wspominałem Paulinie, że się odbędą. Szukałem wymówek, by jej tam nie zabierać. Coraz częściej wracałem do pustego domu i nawet nie zastanawiałem się, gdzie była. Miałem wrażenie, że oboje podświadomie odwlekamy nieuniknione.

Pewnego wieczoru, kiedy siedziałem na kanapie, przeglądając telefon, Paulina nagle usiadła naprzeciwko mnie.

– Masz romans? – zapytała bez emocji.

Podniosłem wzrok znad ekranu.

– Co?

– Masz romans? – powtórzyła, wpatrując się we mnie uważnie.

– Oczywiście, że nie.

Przyglądała mi się przez dłuższą chwilę, jakby próbowała wyczytać coś z mojej twarzy.

– Ale mógłbyś, prawda? – rzuciła, a w jej głosie nie było wyrzutu, raczej smutna konsternacja. – Przecież już mnie nie chcesz.

To był koniec

Nie odpowiedziałem od razu. Nie wiedziałem, co powiedzieć.

– Paulina, to nie tak…

– A jak? – przerwała mi. – Unikasz mnie, nie rozmawiasz ze mną, prawie cię nie ma w domu. Kiedyś na mnie patrzyłeś, teraz nawet nie zwracasz uwagi, czy jestem w tym samym pomieszczeniu.

Milczałem. Bo co miałem jej powiedzieć? Że miała rację? Paulina wstała i podeszła do okna.

– Wiesz, kiedyś wystarczało mi to, że mnie kochasz – powiedziała cicho. – Ale już nie jestem pewna, czy ty kiedykolwiek naprawdę mnie kochałeś.

Patrzyłem na nią i czułem, że oddala się jeszcze bardziej. I nie zrobiłem nic, by ją zatrzymać.

Reklama

Tymon, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama