Reklama

Kiedy otworzyłem oczy, okazało się, że wciąż byłem w szpitalu. Miałem na karku czterdziestkę, a nigdy do tej pory nie zwichnąłem sobie nawet nogi. Teraz miałem połamane żebra, spuchniętą szczękę, wybity bark i dwa zęby. Byłem trochę oszołomiony środkami przeciwbólowymi, dlatego głos ojca dobiegał do mnie jakby zza ściany.

Reklama

– Synu, jak możemy ci pomóc, skoro ty sam tego nie chcesz?

W moim polu widzenia pojawiła się mama. Jej siwe włosy jak zwykle były upięte w elegancki kok. Moja żona niczego teściowej nie zazdrościła tak bardzo, jak tych pięknych, gęstych włosów. Niestety, ja łysiałem podobnie jak ojciec.

– Kochanie – powiedziała mama, siadając na krzesełku przy łóżku. – Byłeś o włos od śmierci. Powiedziano nam, że to byli silni…

– Bandziory – podpowiedział jej tata nieco przygnębionym głosem.

– No właśnie. Bandziory. Podobno znowu pożyczyłeś pieniądze, tylko tym razem od niebezpiecznych ludzi. Michałku, jak możemy ci pomóc? – zapytała z troską.

– Na to chyba nie ma odwyku – usłyszałem głos mojej siostry Ireny, która stała przy drzwiach.

– Michałku – mama położyła dłoń na mojej ręce. – Jeśli tego nie zrobisz, w końcu ktoś cię zabije. My już nie mamy pieniędzy, by ci pożyczać – powiedziała, a w jej oczach rozbłysły łzy. – Sprzedaję co mogę, ale nie wiem, czy wystarczy… Trzydzieści pięć tysięcy. Trzeba będzie obciążyć hipotekę domu.

– Mamo, on na to nie zasługuje – Irena była naprawdę wściekła. – Niech sprzeda swoją firmę. Swój dom już przecież zadłużył.

– Podjęłam już ostateczną decyzję – odparła zdecydowanie mama.

Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Moja siostra wyszła. Chciałem zapaść się pod ziemię. Umrzeć i nie pamiętać o tym, że doprowadziłem mamę do łez. Spowodowałem kłótnie i podziały w mojej cudownej rodzinie, a rodzice zamiast żyć spokojnie na emeryturze z zaoszczędzonych przez całe życie pieniędzy, spłacają teraz długi swojego syna. Nie mogłem mówić, szczękę miałem obandażowaną. Uścisnąłem tylko lekko dłoń mamy.

– Wyjdźcie, teraz ja.

Odwróciłem głowę. W drzwiach stała babcia Stefania. Mimo dziewięćdziesięciu lat wciąż emanowała siłą. A nigdy nie była dyrektorem czy prezesem. Rządziła domem, mężem i siódemką dzieci, w większości synami. Każdy pod jej komendą chodził jak w zegarku.

Babcia Stefania zdradziła mi rodzinną tajemnicę

Mama pocałowała mnie w czoło i wyszła, za nią udał się tata, który uwielbiał teściową równie mocno, jak się jej bał. Babcia podeszła, opierając się na lasce i usiadła na krzesełku tak, bym ją na pewno widział.

– Dobrze, że nie możesz mówić, bo znów byś mnie zaczarował swoją elokwencją. Teraz będziesz słuchał. A to, co ci powiem, zachowasz dla siebie. Nie chcę, by inni w rodzinie przestali dobrze myśleć o dziadku. Pamiętasz go? Miałeś chyba pięć lat, gdy zmarł.
Dziadek. Postawny mężczyzna z grzywą włosów i tubalnym śmiechem. Kojarzył mi się z miętowymi cukierkami, które wyciągałem mu z kieszeni. Zmarł na udar. Nagle, jak to bywa w przypadku udarów.

– Kochałam go jak wariatka. Kiedy odszedł, zabrał ze sobą moją radość i moje serce. Ty mi go przypominasz, może z wyjątkiem włosów, których Bóg ci poskąpił. Ale tak samo się śmiejesz, poza tym też potrafisz namówić diabła, by oddał ci widły i jeszcze dopłacił. Roman był cudowny. I okropny. Silny psychicznie i jednocześnie słaby. Jak widzę, odziedziczyłeś po nim więcej, niż przypuszczałam. Słabość do hazardu. Tak, twój dziadek był nałogowym hazardzistą, co do tej chwili trzymałam w tajemnicy – wyznała.

Poprawiła się na krześle, przetarła okulary chustką i kontynuowała:

– Stracił połowę rodzinnego majątku, a gdyby nie ja przegrałby i drugą połowę. A wiesz, jak umarł? Tak, na udar. Przy stole pokerowym, kiedy przegrał nawet swoją obrączkę. Uczciwy pokerzysta zwrócił mi ją – dodała i sięgnęła za dekolt.

Wyciągnęła złotą obrączkę zawieszoną na cienkim łańcuszku, którą zawsze nosiła od śmierci dziadka.

– Chcę, byś to nosił. Byś pamiętał, jaka jest cena nałogu. Masz cudowną żonę, którą kochasz i która ciebie kocha. Wspaniałe dzieci. Ale ani Tatiana, ani dzieciaki, nie ochronią cię przed tobą samym. Już kolejny raz rodzina musi cię ratować. Ale ostatni, zapamiętaj – powiedziała babcia i wyszła, zostawiając obrączkę dziadka na stoliku.

Zamknąłem oczy, by uciec od tego widoku. Pomyślałem o żonie. Kochałem ją od chwili, gdy ją ujrzałem – na korytarzu uczelni, pod tablicą z wynikami egzaminów wstępnych. Wysoka, wiotka, delikatna, o złotych włosach i wielkich oczach z tęczówkami w odcieniu tak ciemnego brązu, że wydawały się czarne. Była po prostu zjawiskowo piękna.

Dostałem wyciąg z banku i zobaczyłem dziwne kwoty

Cztery lata ją osaczałem, ścigałem, czarowałem, aż wreszcie dopiąłem swego. Została moją dziewczyną, potem żoną. Rodzice ją uwielbiali – radosna, miła, gotowa przychylić nieba każdemu. Szczodra i kochająca. Kiedy poszła na pół etatu do pracy, po odchowaniu dwójki naszych dzieci, okazała się zdolną florystką.

Byliśmy szczęśliwi. Ja zarabiałem dobrze, prowadząc swoją firmę poligraficzną. Niczego nam nie brakowało, a przynajmniej tak sądziłem.
Pewnego dnia nie mogłem znaleźć swojej firmowej karty kredytowej. Zawsze trzymałem ją w specjalnym portfelu w biurku. I pamiętałem, że włożyłem ją tam kilka dni wcześniej, po użyciu w sklepie. Następnego dnia, gdy znów spojrzałem, była na swoim miejscu. Pomyślałem, że wcześniej musiał ją diabeł ogonem nakryć. Na koniec miesiąca dostałem wyciąg bankowy i jak zwykle przesłałem go księgowej. Godzinę później przyszła do mojego gabinetu.

– Panie Michale, przepraszam, ale na wyciągu są jakieś dziwne płatności. Nie mogę ich uwzględnić w bilansie – powiedziała.
Ze zdumieniem zacząłem przeglądać wyciąg, który mi przyniosła.

Były tam rachunki ze sklepów, których nazwy widziałem pierwszy raz w życiu, ale chyba dość ekskluzywnych, patrząc po znacznych sumach w nich wydanych. Wiedziałem dobrze, kto płacił. Moja żona. Ale dlaczego? Przecież miała własne konto, na które przelewałem jej co miesiąc trzy tysiące złotych na jej własne wydatki. Rachunki domowe opłacałem ja.

– Nie możesz korzystać z firmowych pieniędzy – powiedziałem po powrocie do domu.

Popatrzyła na mnie tymi swoimi czarnymi oczami, a ja zmiękłem. Wciąż działała na mnie tak jak pierwszego dnia, gdy ją ujrzałem.

– Naprawdę potrzebowałam tych rzeczy – powiedziała cicho. – Przepraszam cię – dodała ze skruchą.

– Masz przecież swoje konto. Zgubiłaś kartę? Co się stało?

Opuściła głowę. Zrozumiałem.

– Na co wydajesz te pieniądze?

– Myślisz, że jest ich tak dużo? – nagle zmieniła ton i przeszła do ataku. – Taka kobieta jak ja potrzebuje odpowiednich kosmetyków, ciuchów. To kosztuje, kochanie.

Co mogłem zrobić? Nie chciałem kłócić się z żoną, więc zasiliłem nieco jej konto. Potem jeszcze raz. Ale po raz pierwszy zacząłem zauważać rzeczy, które kupowała. Przejrzałem dom. Wszystko było ładne, gustowne – talerze, garnki, pościel, o ciuchach nie wspominając – ale drogie, markowe. Rozumiem, miała biedne dzieciństwo, wychowywała ją babcia, bo rodzice nie żyli, więc stara się zrekompensować sobie przeszłość. Ale po co nam trzy zestawy bardzo drogiej porcelany? Po co mi kolejne buty do garnituru, skoro pozostałe są jeszcze nieużywane?

Zażądałem, by natychmiast zwróciła kupione futro

Kiedy w szufladzie w sypialni natknąłem się na cztery smartfony z najwyższej półki, po raz pierwszy pomyślałem, że coś jest z Tatianą nie tak. Próbowałem z nią porozmawiać, wytłumaczyć, że może potrzebna jest jej pomoc psychologa – i pokazałem te telefony. Tym razem wpadła w histerię. Oskarżyła mnie, że ją szpieguję, tłamszę. A przecież obiecywałem jej wolność i to, że niczego nigdy jej w życiu nie będzie brakować.

To była nasza pierwsza kłótnia. Czułem się strasznie źle. Tatiana poszła spać do pokoju gościnnego, a ja myślałem, że serce wykrwawi mi się na śmierć. Przyszła po północy. Przeprosiła i obiecała, że skończy z zakupami. Byłem szczęśliwy. Wytrzymała mniej więcej trzy miesiące. Któregoś dnia, szukając koszuli, zajrzałem do szafy i zobaczyłem futro. Jestem wrogiem naturalnych futer, nie muszę chyba mówić dlaczego. Tatiana o tym wiedziała, nawet mówiła, że się zgadza. A teraz… To futro kosztowało co najmniej osiem tysięcy. Wziąłem je i zaniosłem do salonu, gdzie oglądała telewizję.

– Kiedy je kupiłaś i dlaczego? – spytałem. – I nawet nie próbuj płakać. Przecież wiesz, co myślę o naturalnych futrach.

– Kochanie, jest takie piękne, że nie mogłam się powstrzymać.

– Nie, Tatiana. To nie w porządku. Oddamy je. Płaciłaś kartą?

– Gotówką – mruknęła cicho.

Zdziwiłem się. To była druga nasza kłótnia. Okazało się, że żona wcale nie przestała kupować rzeczy, tylko że teraz je chowała. A kiedy kończyły się pieniądze na koncie, jakieś dwa dni po tym, jak je wpłacałem, zaczynała pożyczać. Nie od rodziny czy znajomych, bo szybko by się wydało, ale w firmach pożyczkowych. Pożyczkami jednej firmy spłacała drugą. I kupowała za pieniądze od trzeciej. Jej dług wynosił trzydzieści tysięcy złotych.

Błagała mnie, żebym nie zdradził jej sekretu

Spłaciłem go. Potem spłaciłem następne. Już wiedziałem, że Tatiana jest chora, byliśmy nawet u psychologa, gdy zagroziłem jej, że obiorę jej dzieci i powiem o wszystkim rodzinie. Przez jakiś czas chodziła na terapię, ale nic to nie dało. W końcu zabrakło mi pieniędzy. Nie mogłem narazić firmy na straty, ale nie miałem już więcej oszczędności.

Błagałem Tatianę, by wzięła się w garść. Próbowała nie wychodzić z domu, ale od czego jest komputer? Odłączyłem sieć. Zapomniałem, że ma telefon. Gdy go jej zabrałem, to zaczęła pożyczać komórki od dzieci. Zrobiłem jeden błąd. Nie chciałem, by ktokolwiek o tym wiedział. Błagała mnie, żebym nie mówił o tym rodzinie, bo wtedy będą na nią krzywo patrzeć. Głupi powód. Ale tak naprawdę byłem zdania, że „brudy pierze się we własnym domu”.

Ukrywałem to nawet przed dziećmi, bo czułem wstyd. Wstyd, że nie potrafię jej pomóc albo nie mogę dać jej tego, czego potrzebuje. Sam nie wiem, to uczucie, które nie pozwalało mi powiedzieć, że żona ma problem, a ja sobie z nim nie radzę, było tak skomplikowane, że go nie rozumiałem. Z nałogowcami jest tak, że zawsze znajdą sposób, by zaspokoić swój głód. Nieważne, czy chodzi o alkohol, jedzenie, czy seks. Moja Tatiana też znalazła metodę na to, by kupować dalej.

– To jest jak ssanie – próbowała mi wytłumaczyć, kiedy czytałem pismo od firmy windykacyjnej. – Nie jesteś w stanie o niczym innym myśleć, tylko o tym, żeby pójść i zdobyć coś nowego. Kiedy jestem w sklepie i wybieram towar, zwłaszcza drogi, piękny, to jest lepsze niż seks. Przepraszam, kochanie, ale seks jest fizyczny, a to jest jak psychiczna ekstaza. A potem, kiedy ta rzecz już jest moja, czuję spełnienie. Na chwilę, na godzinę. Na dzień, na tydzień. Walczę ze sobą, naprawdę, ale jestem zbyt słaba. Przegrywam.

Nie miałem już pieniędzy

Wiedziałem jednak, że jeśli nie spłacimy długów, komornik zajmie firmowe konta. Pensje trzydziestu pracowników zależały od kondycji firmy. Akurat inwestowaliśmy, żeby dotrzymać kroku konkurencji i nie mieliśmy gotówki. Co zarobiliśmy, szło na spłatę kredytów. Tym bardziej nie dostałbym nowego kredytu konsumpcyjnego, nie było o tym mowy. A potrzebowałem czterdzieści kilka tysięcy złotych.
Nie miałem wyjścia. Wziąłem głęboki oddech i poszedłem porozmawiać z moim ojcem.

– Tato, nie pytaj, dlaczego ich potrzebuję, proszę. Obiecuję, że oddam z procentem, jak tylko wyjdę na prostą – powiedziałem.
Ojciec długo patrzył na mnie, a ja zwijałem się w środku ze wstydu i zażenowania. Potem spojrzał na mamę. Kiwnęła tylko głową.
Kiedy tata przelał pieniądze na moje konto, wypłaciłem je. Przyszedłem do domu, położyłem na stole plik banknotów i powiedziałem do żony wprost:

– To są pieniądze teściów, ludzi, których kochasz i szanujesz. Oszczędności ich życia. Spłacają twój dług, nie wiedząc o tym. Dlatego proszę, nie zawiedź ich ani mnie. Myśl o naszych dzieciach. Musisz z tym skończyć, inaczej zrujnujesz życie nam wszystkim.

Siedziała przy stole i płakała. Wciąż kiwała głową, powtarzając, że wie, rozumie, że weźmie się w garść. Że jest jej wstyd.
Wciąż ją kochałem, niczego tak bardzo nie pragnąłem jak tego, by wyszła z nałogu. Ale już jej nie wierzyłem, więc dokonałem rozdziału majątku, żeby chronić podstawę naszego przetrwania, czyli firmę.

Za jej zgodą przepisałem dom tylko na siebie. Od miesięcy sam robiłem zakupy do domu. Nie miała już kart kredytowych ani dostępu do konta. Odwiedziłem wszystkie firmy pożyczkowe w mieście, zgłaszając, że moja żona nie będzie miała z czego spłacić zaciągniętych zobowiązań, bo nie ma nic. Sądziłem, że pomyślałem o wszystkim. Niestety, myliłem się.

Żona otworzyła drzwi i zaprosiła nas do środka

Kilka miesięcy później, wczesną wiosną, Tatiana, cała w skowronkach, namówiła mnie i dzieci na wycieczkę za miasto. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Ona prowadziła. Gadaliśmy, śmialiśmy się, znów byłem szczęśliwy. Moja piękna żona promieniała, a jej blask udzielał się nam wszystkim. Po kilkudziesięciu minutach jazdy skręciła w podrzędną szosę, przejechała jeszcze parę kilometrów i zatrzymała się w końcu niedaleko niewielkiego jeziorka. Wysiedliśmy z auta. Wokół było wspaniale. Zagajnik brzozowy, łąka z kwiatami, nad jeziorkiem stał piękny biały dom z drewnianymi okiennicami, otoczony ogrodem. Poszliśmy w tamtym kierunku.

– Tu właśnie zjemy lunch. Mam dla was niespodziankę – zawołała radośnie moja żona.

Niczego się nie spodziewałem. Myślałem, że ktoś prowadzi gospodarstwo agroturystyczne i Tatiana zrobiła rezerwację.

– Zawsze chciałam mieć dom nad jeziorem, to było moje największe marzenie – świergotała moja żona i zobaczyłem nagle, jak kluczem otwiera drzwi domu.

Poczułem, jak coś ściska mi żołądek. „To nie może być prawda” – przemknęło mi przez głowę.

– Proszę, wchodźcie! – zawołała Tatiana i wskazała wnętrze domu. – Zapraszam do letniej rezydencji naszej rodziny – dodała.

Moja żona kupiła dom na wsi. Jak to możliwe? Za co? Może tylko dopiero dogadywała szczegóły, a teraz chce mnie namówić na kupno? Tak, na pewno!

Wykrzyczałem jej wprost, że zniszczy naszą rodzinę

W środku domu stał stół, a na nim przygotowany lunch. Tatiana i dzieci wyniosły wszystko na werandę z widokiem na jezioro i ogród. Było naprawdę pięknie, nie przeczę.

– Byłam tu wczoraj i wszystko przygotowałam – wciąż nadawała moja żona. – Usiądź, kochanie, odpocznij, tak ciężko pracujesz. Widzisz, takie miejsce jest nam wszystkim bardzo potrzebne…

Kiedy pół godziny później dzieci pobiegły pobawić się z psem do ogrodu, zostaliśmy w końcu sami.

– Powiedz, że możemy się jeszcze wycofać – powiedziałem cicho.

– Z czego? – patrzyła na mnie, jakby niczego nie rozumiała.

– Tatiana, kochanie, nie mamy pieniędzy, przecież wiesz – mówiłem łagodnie, jak do mało rozgarniętego dziecka i starałem się zachować spokój. – Nie możemy kupić tego domu. Nie stać nas.

– Za późno, już go kupiłam – odparła tylko i odwróciła szybko wzrok, bojąc się chyba mojej reakcji.

– Za co? – mój głos obniżył się do szeptu, choć miałem ochotę wrzeszczeć. – Przecież jesteś na czarnej liście wszystkich firm pożyczkowych w naszym mieście.

Milczała, wpatrując się w przestrzeń. Ale jej dłoń drżała.

– Ile? Ile ten dom kosztował? Dwieście tysięcy? Trzysta?

– Trzysta pięćdziesiąt – powiedziała, wciąż na mnie nie patrząc. – Plus odsetki. Dziesięć procent miesięcznie – dodała.

– Co? Jak to? – krzyknąłem. – Od kogo pożyczyłaś? Jakiegoś lichwiarza? Jezu, kobieto! Zabijesz mnie. Zniszczysz naszą rodzinę.

– Znajdziesz pieniądze. Wiem, że znajdziesz. Ten dom… to wszystko, czego chcę – popatrzyła wreszcie na mnie, a jej oczy we łzach błyszczały jak czarne diamenty. – Obiecałeś, że dasz mi to, czego tylko zapragnę. Pamiętasz?

Wstała i poszła w stronę jeziora

Siedziałem zupełnie odrętwiały, słysząc w głowie tylko jedno: znajdziesz pieniądze. Gdzie? W kopalni złota? Nie miałem nawet trzydziestu pięciu tysięcy na odsetki. Dowiedziałem się, że Tatiana pożyczyła pieniądze od bardzo nieciekawego człowieka. Tajemnicą pozostaje, jak w ogóle do niego dotarła. Podejrzewam, że ktoś z firm pożyczkowych jest naganiaczem lichwiarza. Jak nie spełniasz podstawowych wymagań takiej firmy, to i tak możesz pożyczyć pieniądze. Tyle tylko, że na bandycki kredyt.

Po trzech tygodniach udało mi się znaleźć kogoś, kto chciał obejrzeć posiadłość i być może ją kupić. Ale właśnie upłynął termin oddania pierwszych odsetek. Nie miałem tych pieniędzy, więc spróbowałem dogadać się z lichwiarzem, tłumacząc, że moja żona jest chora.

To ją pan lepiej pilnuj – powiedział facet, który rozmawiał ze mną w imieniu swego szefa.

I skinął na dwóch byczków, którzy stali obok niego.

– A to, uznaj pan za procenty od niezapłaconych odsetek. Dobrze robią na pamięć i kreatywność.

Reklama

I tak znalazłem się w szpitalu. A moja ukochana żona powiedziała całej rodzinie, że uzależniłem się od hazardu. I wiecie co? Nadal ją kocham. To jest dopiero nałóg.

Reklama
Reklama
Reklama