„Moje postanowienie noworoczne to porażka. Myślałam, że chwyciłam Pana Boga za nogi, a to był oszust”
„Im bardziej go poznawałam, tym bardziej byłam oczarowana jego pewnością siebie i poczuciem humoru. Był spełnieniem moich marzeń. Jednak w każdej bajce musi pojawić się cień. Pierwsze niepokojące sygnały zauważyłam w dość prozaicznych sytuacjach”.
- Redakcja
Każdy Sylwester był dla mnie męczarnią. Już tydzień wcześniej czułam ucisk w żołądku na myśl o kolejnej nocy spędzonej samotnie w czterech ścianach. Rodzina i znajomi dopytywali, co planuję na Sylwestra, a ja jak zwykle kłamałam. Mówiłam, że wybiorę się na jakiś bal lub na domówkę u znajomych. W rzeczywistości jedyne, co planowałam, to kolejny maraton filmowy z winem i pizzą.
W tym roku miało być inaczej. Wybrałam się na imprezę do klubu z postanowieniem, że przestanę się przejmować opinią innych. Muzyka dudniła, ludzie tańczyli w euforii, a ja stałam przy barze z kieliszkiem wina, czując, jak serce mi wali. Wtedy go zobaczyłam. Wysoki, przystojny, jak wyjęty z moich marzeń. Tańczył na parkiecie, uśmiechając się do grupy znajomych.
Nerwowo przełknęłam ślinę
Mężczyzna z moich snów właśnie śmiał się z jakiegoś żartu, który rzucił jego znajomy. Wyglądał na tak pewnego siebie, że przez chwilę miałam ochotę zawrócić.
– Dasz radę – powiedziałam do siebie półgłosem i ruszyłam dalej.
Stanęłam obok niego. Czekałam kilka sekund, licząc, że zauważy mnie sam. Czas się dłużył, więc w końcu zdobyłam się na odwagę.
– Świetnie tańczysz – rzuciłam, niemal nie słysząc własnych słów przez muzykę.
Wojtek spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
– Dzięki! To zasługa dobrej muzyki. Chcesz zatańczyć? – zapytał, wyciągając rękę w moją stronę.
Nerwowo przełknęłam ślinę. Czy to się naprawdę dzieje? Kiwnęłam głową i pozwoliłam, by poprowadził mnie na parkiet. Początkowo byłam spięta. Moje ruchy były sztywne, ale przystojny nieznajomy uśmiechał się do mnie z takim ciepłem, że powoli zaczęłam się rozluźniać.
– Masz na imię…? – zapytał, pochylając się, by usłyszeć moją odpowiedź.
– Sylwia – odpowiedziałam.
– Wojtek. Miło cię poznać – jego głos miał w sobie coś hipnotyzującego.
Rozmowa toczyła się naturalnie, jakbyśmy znali się od lat. Po kilku utworach zaproponował przerwę. Udaliśmy się do baru, gdzie zamówił drinki, a ja, wciąż lekko oszołomiona, przysłuchiwałam się jego opowieściom. Mówił z pasją o swoich podróżach i pracy. Może to właśnie początek czegoś wyjątkowego?
W końcu Wojtek wyciągnął telefon.
– Mogę dostać twój numer? Fajnie byłoby pogadać, gdy nie będzie tyle hałasu – zapytał.
Ręce mi drżały, gdy wpisywałam cyfry.
– Musimy się jeszcze kiedyś spotkać – powiedział, a w jego oczach błyszczał ten sam urok, który przyciągnął mnie na parkiet.
Tej nocy, wracając do domu, byłam rozanielona. „A jeśli to przełom? A jeśli naprawdę coś z tego będzie?” – myśli krążyły jak szalone.
Miałam motyle w brzuchu
Minęło kilka dni. Codziennie, od rana do wieczora, sprawdzałam ekran komórki, a każda nieodebrana wiadomość lub połączenie wywoływały szybsze bicie serca. Może się rozmyślił? A może to była tylko uprzejmość i nigdy nie miał zamiaru zadzwonić?
Telefon zadzwonił w środowe popołudnie, kiedy wracałam z pracy. Zobaczyłam jego numer i niemal upuściłam urządzenie.
– Halo? – odezwałam się, próbując brzmieć naturalnie.
– Cześć, tu Wojtek. Mam nadzieję, że cię nie rozpraszam? – jego głos był ciepły, a ja czułam, jak podświadomie się uśmiecham.
– Nie, skądże! – odpowiedziałam zbyt szybko, zaraz oblewając się rumieńcem.
Rozmawialiśmy przez kilka minut. Wojtek zaproponował spotkanie na kawę w sobotę. Gdy tylko się rozłączyłam, zaczęłam panikować. Co założyć? O czym rozmawiać?
Ten dzień nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Wybrałam przytulną kawiarnię z książkami na półkach i ciepłym światłem świec. Przybyłam pięć minut wcześniej, próbując nie wyglądać, jakbym czekała od godziny. Kiedy wszedł, od razu rozpoznałam go po pewnym kroku i tym uśmiechu, który przyprawiał mnie o motyle w brzuchu.
– Cześć – podszedł, obejmując mnie lekko. – Świetnie wyglądasz.
Byłam zbyt onieśmielona, żeby odpowiedzieć czymś błyskotliwym, więc uśmiechnęłam się tylko. Zamówiliśmy kawy i ciasto, a rozmowa zaczęła się nieśmiało.
– To miejsce jest świetne – zauważył, rozglądając się. – Widać, że masz dobry gust.
– Lubię takie klimaty. A ty? Masz jakieś ulubione miejsca? – zapytałam.
Wojtek zaczął opowiadać o swoich podróżach, pracy w branży IT i miłości do biegania. Opowiadałam o swojej codzienności, pracy w biurze i próbach nauki gotowania, które czasem kończyły się katastrofą.
– Nie wierzę, że coś, co ugotowałaś, mogło się nie udać – zażartował.
– O, uwierz, mógłbyś być świadkiem mojej słynnej spalonej pizzy – odpowiedziałam, śmiejąc się.
Z każdą minutą czułam się swobodniej. Wojtek patrzył na mnie z zainteresowaniem i uśmiechał się, gdy mówiłam.
– Dzięki za to spotkanie. Musimy to powtórzyć – powiedział na koniec, odprowadzając mnie do wyjścia.
Wracałam do domu z poczuciem, że coś we mnie rozkwita. Może to była nadzieja, a może coś więcej.
Wszystko budziło podejrzenia
Przez kolejne tygodnie wszystko wydawało się układać idealnie. Im bardziej go poznawałam, tym bardziej byłam oczarowana jego pewnością siebie i poczuciem humoru. Był spełnieniem moich marzeń.
Jednak w każdej bajce musi pojawić się cień. Pierwsze niepokojące sygnały zauważyłam w dość prozaicznych sytuacjach. Wojtek rzadko odbierał telefon wieczorami. Gdy próbowałam dopytywać o jego rodzinę czy wcześniejsze związki, ucinał temat zgrabnie, ale stanowczo.
– Nie jestem typem, który żyje przeszłością – powiedział kiedyś, gdy próbowałam dopytać o byłe partnerki.
Z czasem zaczęłam zauważać jeszcze więcej drobnych rzeczy. Podczas spacerów czy kawy w kawiarniach jego telefon co chwilę wibrował. Zawsze szybko wyciszał powiadomienia i kładł urządzenie ekranem do dołu.
Nie wytrzymałam i podzieliłam się swoimi obawami z moją najlepszą przyjaciółką. Spotkałyśmy się u mnie w sobotnie popołudnie.
– Nie chcę być czarnowidzem, ale coś mi tu nie gra – zaczęła Aneta. – Facet, który naprawdę jest zaangażowany, nie unika rozmów o swoim życiu.
– Może on po prostu jest ostrożny? – próbowałam bronić Wojtka, choć sama nie do końca w to wierzyłam.
– Albo coś ukrywa. Czemu nie odbiera telefonów wieczorami? I czemu nigdy nie zaprasza cię do swojego mieszkania?
Słowa Anety utkwiły mi w głowie. Czy rzeczywiście Wojtek coś przede mną ukrywał? Próbowałam przegonić te myśli, tłumacząc jego zachowanie introwertyczną naturą lub dużą ilością pracy.
Wieczorem, leżąc w łóżku, analizowałam nasze rozmowy. Wszystko to, co początkowo wydawało się romantycznym zauroczeniem, teraz budziło podejrzenia. Czy możliwe, że Wojtek miał jakąś tajemnicę?
Serce biło mi jak szalone
Myśli o Wojtku nie dawały mi spokoju. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie chciałam wprost zarzucać mu kłamstwa. Aneta namawiała mnie, bym sprawdziła jego media społecznościowe.
– To nic złego. W końcu to nie szpiegowanie, tylko zdrowa ciekawość – powiedziała, przeglądając swojego smartfona.
Choć wahałam się, w końcu postanowiłam to zrobić. Profil Wojtka był ustawiony na publiczny, ale większość postów ograniczała się do zdjęć z pracy i wyjazdów.
Przewijałam stronę, aż w końcu coś przykuło moją uwagę. Zdjęcie z wakacji, sprzed kilku lat. Wojtek na plaży, otoczony przez grupę ludzi. Na jednym z ujęć obejmował szczupłą brunetkę, która trzymała w rękach kilkuletnie dziecko.
Serce biło mi jak szalone, gdy wchodziłam na profil tej kobiety. Marta. Zdjęcie profilowe przedstawiało ją i Wojtka z małym chłopcem na kolanach. Opis? „Rodzina to największy skarb”.
Czułam, jak robi mi się gorąco. Z każdą kolejną fotografią prawda była coraz bardziej oczywista. Wojtek miał żonę i dziecko.
– To niemożliwe – szeptałam, ale zdjęcia mówiły same za siebie.
Wieczorem napisałam do niego, prosząc o spotkanie następnego dnia. Byłam zdeterminowana, by dowiedzieć się wszystkiego.
– Muszę zadać ci jedno pytanie – zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Czy jesteś żonaty?
Zamarł. Przez chwilę wyglądał, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć. W końcu westchnął ciężko.
– To skomplikowane – zaczął.
– Nie, to bardzo proste. Masz żonę i dziecko? – przerwałam mu, starając się, by mój głos nie zadrżał.
Wojtek spuścił wzrok.
– Tak – przyznał cicho. – Ale nasz związek od dawna nie działa. Marta wie, że spotykam się z kimś innym.
Poczułam, jakby Wojtek wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Wstałam, chwytając torebkę.
– Nie chcę być „kimś innym”. Nie wierzę, że w to wpadłam.
Wyszłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
Jak mogłam być tak naiwna?
Przez kolejne dni próbowałam poukładać myśli. Wojtek kłamał mi w żywe oczy, ale najgorsze było to, że wciąż czułam do niego coś więcej niż gniew. Złość mieszała się z rozczarowaniem i tęsknotą. Jak mogłam być tak naiwna?
Pod wieczór zadzwoniła Aneta. Nie zdziwiła się, gdy opowiedziałam jej o wszystkim.
– Musisz to uciąć – powiedziała stanowczo. – Może konfrontacja z jego żoną rozwiąże problem?
Pomysł wydawał mi się absurdalny, ale im dłużej o nim myślałam, tym bardziej wydawał się logiczny. Jeśli Marta wiedziała o romansie Wojtka, to chciałam poznać jej wersję.
Kilka dni później, pełna obaw, napisałam do niej przez media społecznościowe. Byłam zdziwiona, gdy odpowiedziała szybko i zgodziła się na spotkanie.
– Sylwia? – zapytała, podchodząc do stolika. Kiwnęłam głową, zapraszając ją gestem do zajęcia miejsca.
Przez chwilę milczałyśmy, aż w końcu zaczęłam.
– Nie wiem, jak zacząć. Wojtek powiedział mi, że wie pani o wszystkim. O nas.
Marta parsknęła śmiechem, który nie miał nic wspólnego z radością.
– Wiedziałam, że ma kogoś na boku. Nie pierwszy raz. Ale o tobie dowiaduję się właśnie teraz.
Zamarłam. Jej słowa były jak cios w brzuch.
– Nie pierwszy raz? – powtórzyłam.
Marta skinęła głową.
– Wojtek zdradzał mnie od lat. W zasadzie od początku naszego małżeństwa. Każda jego relacja kończyła się tak samo. Wiesz, dlaczego nigdy go nie zostawiłam? Ze względu na syna. Nie wiem, czy to była dobra decyzja, ale bałam się, że zabierze mi dziecko.
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Nie miałam o tym pojęcia...
Marta westchnęła ciężko.
– On nigdy się nie zmieni. Jeśli myślisz, że jesteś inna, to muszę cię rozczarować. Każda z nas to sobie mówiła. A potem kończyłyśmy tak samo.
Rozmowa zakończyła się chłodno. Marta podziękowała za spotkanie i wyszła. Ja siedziałam jeszcze chwilę, próbując zrozumieć, jak znalazłam się w takim położeniu. Czułam wstyd i gorycz.
Wracając do domu, obiecałam sobie jedno – nigdy więcej.
Serce desperacko szukało wymówek
Mieszkanie wypełniała cisza. Siedziałam na kanapie z kubkiem zimnej herbaty, wpatrując się w okno. Szary zimowy wieczór był dokładnym odzwierciedleniem mojego nastroju. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa Marty: „Każda z nas to sobie mówiła”.
Czułam się jak idiotka. Przecież od początku coś mi nie pasowało. Te jego wieczorne milczenia, unikanie szczegółów, zasłanianie się pracą. Mój rozum znał wszystkie odpowiedzi, ale serce desperacko szukało wymówek.
Telefon leżał na stole. Wojtek próbował się ze mną skontaktować, ale każda wiadomość pozostawała bez odpowiedzi. Nie miałam siły na kolejne tłumaczenia i kłamstwa.
Postanowiłam napisać. Krótko i bez emocji. „Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Proszę, nie kontaktuj się ze mną więcej”.
Po chwili przyszła odpowiedź. „Sylwia, proszę, porozmawiajmy. Nie chciałem, żeby tak to wyglądało”.
Zablokowałam jego numer. Wiedziałam, że każde słowo, które od niego usłyszę, będzie trucizną, osłabiającą moją determinację.
Obiecałam sobie, że będę szczera przede wszystkim wobec siebie. Jeśli czegoś nauczyła mnie ta historia, to że moja wartość nie zależy od tego, czy ktoś mnie wybiera. Muszę wybrać siebie.
Kiedy gasłam światło, pierwszy raz od dawna poczułam spokój.
Sylwia, 28 lat