Reklama

Nie wiem, kiedy zaczęłam traktować ślub jak projekt. Wszystko miało być perfekcyjne. Każdy detal. Każdy kwiat na stole, każda minuta harmonogramu.

Reklama

Jeszcze tylko trzy tygodnie – powiedziałam ostatnio do mojej przyjaciółki. – Potem już tylko... spokój.

Monika spojrzała na mnie z uniesioną brwią.

– Jesteś pewna, że wszystko między wami gra?

Uśmiechnęłam się, ale coś we mnie zadrżało. No właśnie... Czy grało? Adam był ze mną przy każdym wyborze, ale coraz częściej to ja wybierałam, a on po prostu na wszystko się zgadzał. Z jednej strony – marzenie. Mąż bezkonfliktowy, wspierający, nieprzeszkadzający. Z drugiej – coraz mniej obecny. Przestaliśmy się śmiać tak jak dawniej.

– Może te zaproszenia ślubne zróbmy jednak bez zdjęcia – rzuciłam kiedyś przy kolacji. – Nie chcę wyglądać jak reklama szczęścia, skoro oboje nie jesteśmy w nastroju.

Podniósł wzrok. Uśmiechnął się niepewnie.

Jak chcesz.

Wróciłam do kuchni, udając, że nic się nie stało. Że to przejściowe. Prawda była taka, że coraz częściej czułam się samotna. Planowałam nasze wspólne życie bez poczucia, że naprawdę robimy to razem.

Puścił na mnie focha

Białe obrusy, róże w wazonach, wszystko wyglądało tak, jak sobie wymarzyłam. Stałam pośrodku z kartką i długopisem, przesuwając palcem po planie stołów, który układałam kilka tygodni. Kelnerzy uwijali się przy nakryciach, orkiestra testowała dźwięk, mama rozmawiała z ciocią Anią przy barze. Byłam zmęczona, ale skupiona. Tylko Adam jakoś się snuł.

Może te stoły ustawimy w podkowę – rzucił nagle, kiedy zbliżył się do mnie. – Może tak będzie lepiej.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

– Przecież od trzech miesięcy mówimy o rzędach. Wszystko ustalone z salą, z dekoratorką, z zespołem. To nie jest moment na zmiany.

– Ale to tylko przesunięcie – powiedział spokojnie. – Nie wygląda to najlepiej.

– Dopiero teraz to zauważyłeś?

Uniósł brwi, jakby nie rozumiał, skąd mój ton.

– Po prostu pomyślałem, że...

– Nie myśl teraz. To za późno. Nie śpię po nocach, żeby wszystko dopiąć, a ty wpadasz z genialnymi pomysłami na dwa dni przed?

– Nie chodziło mi o to, żeby cię zdenerwować.

– No to może po prostu powiedz, że ci to wszystko jedno. Jak zwykle.

Odwrócił się i bez słowa wyszedł z sali. Zostawił mnie wśród gości, z długopisem w dłoni i bijącym sercem. Nagle wszystko ucichło. Nikt się nie odezwał. Mama udawała, że czegoś szuka w torebce. Monika podeszła do mnie i spojrzała pytająco.

– Wyszedł i nie wrócił – powiedziałam cicho.

Może potrzebuje chwili oddechu.

– Od czego? Od rozmowy o stołach?

– Albo od wszystkiego – odpowiedziała Monika bez ogródek. – Ty ciągle walczysz, a on się wycofuje.

Poczułam ukłucie. Wiedziałam, że nie chodziło o układ stołów. To było coś innego. Coś, co zbierało się we mnie od miesięcy. Obojętność Adama przestawała być spokojem, a zaczynała być murem. Tylko że dopiero teraz to zauważyłam.

Wszyscy się kłócą przed ślubem – powiedziała mama, podchodząc do mnie. – To normalne. Zobaczysz, jutro będziecie się śmiać z tej głupoty.

Skinęłam głową, ale wcale nie byłam tego taka pewna.

Miałam wątpliwości

Leżałam w łóżku, wpatrując się w ciemny sufit. Była trzecia nad ranem. Od pięciu godzin próbowałam zasnąć, bez skutku. Adam się nie odezwał. Nie napisał, nie zadzwonił, nie wrócił do tematu. Ostatnie słowo, które od niego usłyszałam, to „pomyślałem”. A potem tylko cisza.

W myślach wracałam do tej sceny w sali, do jego spojrzenia, do mojej reakcji. Czy przesadziłam? Czy powinnam była odpuścić? Czy to naprawdę było o stołach? Nie, wiedziałam, że nie. Czułam to od dawna. Robiłam wszystko, żeby utrzymać nas razem, a on po prostu był. Cichy, zgadzający się na wszystko, wycofany. Coraz częściej miałam wrażenie, że jestem w tej relacji sama. Wstałam i wyszłam do kuchni. Nalałam sobie wody, oparłam się o blat. Kiedy to się zaczęło? Może wtedy, gdy sama ustaliłam menu, bo on powiedział, że wszystko mu smakuje. Albo wtedy, gdy pokazałam mu zaproszenia, a on nawet nie spojrzał dokładnie. „Ładne”. I koniec. Nie zadał żadnego pytania. Nie miał żadnej uwagi. Jakby brał udział w czymś, co go nie dotyczy. Rano zadzwoniłam do Moniki. Odebrała od razu.

– Nie śpisz?

Nie daję rady.

– Zimne stopy, czy coś więcej?

– Coś więcej. My już od dawna nie jesteśmy zespołem. Ja się miotam, spinam, planuję, a on się tylko zgadza. Nawet się nie pokłócimy porządnie, bo on nie chce konfrontacji.

– Natalia, może on nie umie inaczej.

– A może ja po prostu już nie chcę być z kimś, kto nie ma zdania?

Z drugiej strony telefonu zapadła cisza.

Ślub jest jutro. Nie odwołam go. Za dużo ludzi, za dużo planów.

– To nie o planach chodzi. Tylko o was.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Za ścianą spała mama. Rano miałyśmy umówioną fryzjerkę. Wszystko było gotowe. Tylko nie byłam pewna, czy chcę to robić. Położyłam się znowu, ale nie zamknęłam oczu. Próbowałam przekonać samą siebie, że jeszcze możemy być razem.

Przez cały wieczór udawałam

W dniu ślubu świeciło słońce. Wszystko przebiegało zgodnie z harmonogramem. Fryzjerka była na czas, makijażystka też. Mama wzruszyła się, gdy zobaczyła mnie w sukni. Monika trzymała mnie za rękę, gdy czekałyśmy pod kościołem. Wszyscy mówili, że to będzie piękny dzień. Wszystko wyszło idealnie. Nawet Adam wyglądał dobrze. Tylko że nie potrafiłam odczytać z jego twarzy żadnych emocji. Stał obok mnie przy ołtarzu. Wypowiadał słowa przysięgi. Słuchałam jego głosu i nie czułam nic. Jego dłoń trzymała moją, ale bez napięcia. Bez przekonania. Na przyjęciu wszyscy się bawili. Wujkowie wznosili toasty. Ciotki płakały. Dzieci biegały między stołami. Goście gratulowali, mówili, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Uśmiechałam się, bo tak wypadało. Przez cały wieczór udawałam.

Po ślubie zamieszkaliśmy w naszym nowym mieszkaniu. To miał być nowy początek. Nowe meble, nowe kubki, nowa przestrzeń. Wracaliśmy z pracy i każde z nas zajmowało się swoimi sprawami. Ja gotowałam, on przeglądał coś na telefonie. Czasem rzucił, że był ciężki dzień. Czasem spytał, czy kupić mleko. I tyle. Coraz częściej płakałam wieczorami w łazience, żeby nie widział. Nie dlatego, że mnie skrzywdził. On po prostu przestał być obecny. A ja przestawałam mieć siłę, żeby to ciągnąć za nas oboje. Wieczorem, gdy myłam naczynia, spojrzałam na niego.

– Nie czuję, że jesteś ze mną.

Spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Jakby dopiero teraz usłyszał, że coś się dzieje.

A ty czujesz, że jesteś ze mną?

Nie odpowiedziałam. Bo to nie była już rozmowa, tylko sucha wymiana słów.

Podjęłam decyzję

Stałam w przedpokoju z walizką. Spakowałam się szybko. Nie miałam ochoty na długie zastanawianie się, co zabrać. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Adam siedział w salonie. Nie oglądał telewizji, nie czytał. Po prostu siedział. Jakby czekał, aż wyjdę.

– Wiem, że to nie była pomyłka – zaczęłam, opierając się o framugę. – Po prostu za udawaliśmy, że wszystko gra.

– Też to czuję – odpowiedział spokojnie. – Myślałem, że to minie. Że to stres, zmęczenie.

– A ja myślałam, że jak się postaram, to wystarczy. Że twoje milczenie to spokój, a nie rezygnacja.

Podniósł wzrok.

Nie chciałem cię ranić.

– A jednak nie chciałeś też być ze mną naprawdę.

Milczał. W jego oczach nie było żalu ani złości. Raczej ulga.

Czekałam, aż coś się zmieni – powiedziałam cicho. – Aż znów będziemy razem, nie obok siebie. Ale nic się nie zmieniało. I już nie mam siły próbować.

– Pogubiłem się – powiedział. – Nawet nie umiem ci powiedzieć, gdzie to wszystko się zaczęło psuć.

Zamknęłam walizkę. Przeszłam przez mieszkanie, jeszcze raz zerkając na półki, ramki ze zdjęciami, poduszki na kanapie. Wieczorem usiadłam z Moniką na balkonie.

– Nie boli mnie to, że się rozstaliśmy – powiedziałam, patrząc na światła miasta. – Boli, że tak długo udawaliśmy, że wszystko gra.

Podziękował mi

Minął miesiąc, odkąd się wyprowadziłam. Zamieszkam w kawalerce. Zaczęłam chodzić na jogę. Kupiłam sobie nowy czajnik. Mały, biały, z różowym uchwytem. Nie muszę już z nikim uzgadniać takich rzeczy. Na początku budziłam się w środku nocy z wrażeniem, że jestem w złym miejscu. Ale to uczucie z czasem zniknęło. Teraz coraz częściej myślę, że może właśnie jestem tam, gdzie powinnam być. Wciąż mam suknię ślubną w szafie. Wisi w pokrowcu. To nie w niej był problem. Nie ona mnie zawiodła. Ani dzień ślubu. Zawiedliśmy siebie wcześniej. Czasem ktoś zapyta, co się stało. Dlaczego tak nagle? Już nie szukam jednego zdania, które to wyjaśni. Bo to nie była jedna kłótnia, jedno wydarzenie. To była cisza, która rozrastała się między nami. Każdego dnia trochę bardziej.

Adam zadzwonił do mnie tydzień temu. Odebrałam. Rozmawialiśmy chwilę o sprawach formalnych. A potem zapadła cisza. I wtedy on powiedział:

– Nie dzwonię, żeby wrócić. Dziękuję, że nie zatrzymywałaś mnie na siłę.

To było pierwsze zdanie od niego, które naprawdę coś znaczyło. I może też ostatnie. Nie wiem, co dalej. Może kiedyś jeszcze komuś zaufam. Może nie. Na razie uczę się być sama ze sobą. I to wcale nie jest takie straszne.

Natalia, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama