„Mojego syna wychowały dolary, a nie ja. Miał wszystko, czego chciał i wyrósł z niego egoistyczny smarkacz”
„Wszystkie pieniądze przesyłałam rodzicom. To samo tyczyło się przesyłek z najróżniejszymi drobiazgami. Często na wyprzedażach udawało mi się upolować urocze ciuszki, w których mój synek prezentował się wprost czarująco – mogłam to podziwiać na fotkach regularnie przysyłanych przez moją mamę”.

- listy do redakcji
Nie widziałam innej możliwości
– Spokojnie, nie przejmuj się. Ja się zajmę Maćkiem... – powiedziała moja mama, gdy te kilkanaście lat wstecz wybierałam się poza Polskę.
Z trudem przełykałam ślinę, niezdolna wykrztusić choćby słowa podziękowania. Jedyne, co mogłam zrobić, to wtulić się w nią z całej siły i dać upust łzom. Mój malutki synek ledwo zaczął chodzić do przedszkola, a ja już musiałam go zostawić. Myśl o tym, że nawet nie mam pojęcia, kiedy znów będę mogła go przytulić, sprawiała, że byłam gotowa porzucić wszystkie plany i zostać w ojczyźnie. Ale zdawałam sobie sprawę, że popełniłabym ogromny błąd życiowy, bo tutaj nigdy nie udałoby mi się dorobić tyle, ile mogłabym w Ameryce. Przecież zależało mi nie tylko na uzbieraniu na własne cztery kąty, ale też na powrocie do kraju z oszczędnościami, które pozwoliłyby mi i Maciusiowi żyć dostatnio przez parę dobrych lat.
Byłam zdana tylko na siebie i własną zaradność. Tata mojego dziecka nie palił się do łożenia na jego utrzymanie. W sądzie pokazał dokument poświadczający, że jest niepełnosprawny. Wiedziałam, że to bujda na resorach! Niby od kiedy cierpiał na schorzenie kręgosłupa, skoro całkiem niedawno widziałam go, jak taszczy wory z cementem na placu budowy? No ale jak miałam to wykazać i przekonać sędziego, że wciska mu kit? Węszyć za nim w robocie i cyknąć mu fotki z za węgła?
Wiedziałam, że nie mam szans z tym oszustem, dlatego odpuściłam sprawę i przyznano mi jakieś śmieszne pieniądze z alimentów. Trudno, w gruncie rzeczy sama sobie zgotowałam taki los. Rozumiałam sędziego, że dał się omotać jego gadce, bo w końcu ja też kiedyś dałam się na nią nabrać. Na te cuda na kiju, za którymi nigdy nie stały żadne działania. Gdyby nie wsparcie moich rodziców, to kiedy zaszłam w ciążę jako osiemnastolatka, na bank nie poradziłabym sobie w tej sytuacji.
Jako młoda, naiwna dziewczyna zadurzyłam się w nieodpowiednim chłopaku, ale moi rodzice od samego początku wspierali mnie w opiece nad maleństwem. Zwłaszcza moja mama była nieoceniona. Wstawała do małego Maćka w środku nocy, abym mogła się choć trochę przespać przed pójściem do pracy następnego dnia. Musiałam zarabiać na utrzymanie swoje i synka. Mama strasznie pokochała swojego wnuczka, a Maciek wprost za nią szalał, byli nierozłączni.
Gdy babcia zachwycała się wnuczkiem, on wypowiedział swoje pierwsze słowo – „baba”! Udając się do Ameryki, miałam świadomość, że mój synek będzie pod dobrą opieką, a babcia zapewni mu wszystko, czego potrzebuje i nie dopuści, by tęsknił za mamą. Mimo że serce pękało mi z bólu, byłam przekonana, że maluch zostanie obdarzony miłością, o jakiej wiele dzieci może tylko pomarzyć, nawet od własnych rodziców. W USA, podobnie jak wiele innych Polek, znalazłam zatrudnienie jako osoba sprzątająca.
Dolary od razu trafiały do Polski
Wszystkie pieniądze przesyłałam rodzicom. To samo tyczyło się przesyłek z najróżniejszymi drobiazgami. Często na wyprzedażach udawało mi się upolować urocze ciuszki, w których mój synek prezentował się wprost czarująco - mogłam to podziwiać na fotkach regularnie przysyłanych przez moją mamę. Niestety, było to możliwe jedynie na zdjęciach, gdyż czas mijał, a ja nadal nie potrafiłam zdecydować się na powrót do ojczyzny. Ciągle wydawało mi się, że nie odłożyłam jeszcze wystarczająco dużo pieniędzy.
– Niby w jakim miejscu dostanę taką samą kasę jak tu? – zastanawiałam się, układając w głowie kolejne marzenia, których spełnienie wiązało się z pieniędzmi. – Przestronne, śliczne mieszkanko, wypasiona bryka. No jasne, niedługo mnie na to będzie stać. Już za moment... – ciągle sobie to mówiłam.
Czy miałam jakieś poczucie winy? Absolutnie nie, ponieważ pomimo tego, że szalenie za nimi tęskniłam, to fotografie, które do mnie docierały, przedstawiały roześmianego synka i uradowaną mamę. Wiedziałam więc, że nic złego się nie dzieje. Kiedy nadeszła wiadomość o śmierci taty… również nie wróciłam do kraju. Odszedł, a ja nie pojawiłam się nawet na uroczystościach pogrzebowych, ponieważ przebywałam w USA nielegalnie i było jasne jak słońce, że jeśli tylko wyjadę, to już nigdy tam nie wrócę. Zacisnęłam zęby i postanowiłam zostać. Wiem, że po odejściu taty, mama i Maciek jeszcze mocniej się ze sobą związali. Babcia, dla której wnuczek i tak już był całym światem, teraz gotowa byłaby nawet przeskoczyć dla niego przez ogień.
W listach mamy przewijało się w kółko: „Maciek zrobił to, Maciek zrobił tamto…”. O niczym innym nie wspominała! Wówczas nie zauważyłam, że jest zaślepiona wnuczkiem. Taki obrót spraw był dla mnie wygodny, bo trochę łagodził moje wyrzuty sumienia. Teraz zdaję sobie sprawę, że moja matka totalnie rozpuściła mojego syna. Rozpieściła go jak nikt inny. Fundusze, które regularnie przesyłałam mamie, w zupełności wystarczały jej i Maćkowi na bardzo komfortową egzystencję. Mama, wciąż dość energiczna, za moje pieniądze nabyła przepiękne lokum w porządnej okolicy. Zastanawiałyśmy się wspólnie, na kogo powinno zostać przepisane.
– Gdyby to ode mnie zależało, raczej musiałabym się wybrać do kraju, żeby ogarnąć papierkową sprawę – zwierzyłam się mamie.
– Kto wie, może da radę to załatwić przez pełnomocnictwo podpisane w ambasadzie, abym mogła cię reprezentować? – odpowiedziała mama.
– A co powiesz na to, żeby Maciuś został głównym właścicielem? – wpadłam na pomysł.
Taki pomysł wydawał się sensowny, zwłaszcza że moja mama dorzuciła trochę kasy na to mieszkanie. Zależało jej, aby było przestronniejsze, ładniej urządzone i usytuowane w fajniejszej okolicy. Poza tym ciągle gadała, że to wnuczka chce zrobić swoim dziedzicem.
– Ekstra, postąpimy dokładnie tak! – ucieszyła się i w ten sposób mieszkanko zostało nabyte na nieletniego Maciusia.
Według mnie ten chłopiec był inteligentny i bardzo dojrzały jak na swój wiek. Nie ma w tym nic zaskakującego, w końcu uczęszczał do niepublicznej placówki edukacyjnej. Opłaty za naukę były tam spore, ale na szczęście mogłam sobie na to pozwolić. W końcu harowałam w USA! Liczyłam na to, że ciężko zarobiona kasa zapewni synowi porządną edukację i da mu dobre perspektywy na przyszłość. A kto wie, skoro teraz są ku temu sposobności, to może nawet pójdzie na studia poza granicami kraju?
Studia w USA? Genialny pomysł!
Muszę przyznać, że wpadłam na genialny pomysł – Maciek mógłby wyjechać za mną do Stanów i tam kontynuować naukę! Plan wydawał się idealny, ale niestety, jego realizacja okazała się totalną klapą. Powód? Maciek nie zdołał zdać egzaminu dojrzałości, co przekreśliło jego marzenia o dostaniu się na jakąkolwiek amerykańską uczelnię. Co gorsza, zarówno on, jak i moja mama początkowo ukrywali przede mną tę przykrą wiadomość. Teraz jestem nieco rozczarowana postawą mamy, która po raz kolejny broniła wnuka, zamiast powiedzieć mi prawdę prosto w oczy.
Gdybym nie dała się zwieść cukierkowym bajeczkom o tym, jaki to Maciek jest cudowny i jak świetnie sobie radzi w szkole, to pewnie zmobilizowałabym się i wróciła do ojczyzny, żeby opiekować się moim synem i zająć się jego edukacją. Głupio sądziłam, że ta matura to zaledwie „wpadka”, być może efekt zbyt dużego napięcia, ponieważ moje dziecko zdaniem babci jest niezwykle delikatne.
– Za rok podejdzie ponownie do egzaminu dojrzałości i tym razem matura pójdzie mu jak z płatka – tak mnie stale zapewniała matka.
– Poradzę sobie – powtarzał w kółko jej syn.
Dałam wiarę słowom tego duetu, a moim jedynym posunięciem było lekkie przykręcenie kurka z pieniędzmi. „Czas zacząć odkładać pieniądze, żeby móc niedługo pojawić się z powrotem w Polsce. Najwyższa pora” – przemknęło mi przez głowę, gdy okazało się, że Maciek nawet jeśli podejdzie ponownie do matury, to i tak nie napisze jej na tyle dobrze, żeby załapać się na stypendium w USA. A na opłacenie studiów z tego, co zarabiam w Polsce, na pewno by mnie nie było stać. Powinnam więc już teraz zacząć zbierać fundusze, dopóki jeszcze mogę. Kiedy Maciek dowiedział się o moim powrocie do kraju, poczuł spore rozczarowanie. Głównie dlatego, że na jego konto bankowe przestanie co miesiąc spływać pokaźna kwota.
– I co ja teraz zrobię, żeby mieć za co żyć? – użalał się. – W końcu skończą mi się wszystkie pieniądze!
– A gdybyś tak znalazł jakieś zajęcie? – zdziwiłam się jego zachowaniem. – W Ameryce dzieciaki już od dwunastego roku życia dorabiają sobie, roznosząc po domach prasę! Na bank uda ci się załapać na kelnera albo do sprzątania.
– Ja i mopowanie podłóg?! – obraził się nie na żarty. – Chyba kpisz sobie ze mnie w żywe oczy!
Zrobiło mi się głupio. W końcu czym zajmowałam się przez te wszystkie lata? Przecież nigdy nie zatajałam przed synkiem, że zarabiam sprzątając mieszkania innych ludzi, więc czemu nie docenia takiej pracy?
– Mam inne zamiary! – syn oznajmił stanowczo.
– Serio? No to jakie? – byłam ciekawa.
– Przekonasz się! W każdym bądź razie na pewno nie zamierzam tkwić w tym kraju! – zakomunikował mi.
„Ech, no dobra… Jego sprawa. Niech robi, jak uważa” – przeszło mi przez myśl, chociaż zabolało mnie, że nie ma ochoty podzielić się ze mną swoimi zamiarami. Snułam przecież własne, że w końcu, jak wrócę do ojczyzny, będziemy mogli spędzać czas razem.
Maciek podjął inną decyzję
Zdecydował się na przeprowadzkę do Kanady, gdyż doszedł do wniosku, że w tym miejscu odnajdzie swoje szczęście. Aby zaś ułatwić sobie początek w obcym państwie… pozbył się posiadanego w Polsce mieszkania! Zgadza się – tego samego, które nabyłam ciężko pracując przez całe swoje życie i do którego finansowo przyczyniła się także moja matka!
– To mieszkanie jest zapisane na mnie, widnieje w dokumentach moje nazwisko – powiedział do mnie mój syn, gdy próbowałam wytłumaczyć mu, że postępuje niewłaściwie.
– I co teraz stanie się z babcią? Chyba nie wyobrażasz sobie, że moja matka będzie się tułać po jakichś domach opieki? Nigdy w życiu!
– Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś zabrał ją ze sobą do Ameryki – odpowiedziałam. – Chyba nie mówisz serio, że planujesz powrót do kraju? W Polsce nie ma perspektyw, o wiele lepsze warunki są poza jej granicami.
Fakty są takie, że od dłuższego czasu marzyłam o powrocie do ojczyzny. Zwlekałam jedynie do momentu, aż uzbierałam na to, co jest mi niezbędne. I w końcu mi się udało, z tym że cały majątek przepisałam na egoistycznego syna i zostałam bez grosza przy duszy. Nie miałam innego wyjścia, jak rzeczywiście zabrać mamę do USA. Problem w tym, że ona w ogóle nie chciała tego słuchać!
– Starych drzew się nie przesadza! Wolę już zamieszkać z Tereską! Od niedawna jest wdową – usłyszałam od niej.
Od tamtego czasu sporo się pozmieniało. Mama przeniosła się do swojej siostry w Polsce, ja ciągle pracuję jako pomoc domowa w USA, a syn wyemigrował do Kanady. Nasze relacje są dość napięte - wszyscy mamy do siebie żal za to, co się wydarzyło. Kontakt między nami jest raczej słaby.
Iwona, 40 lat